Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Goryle ruskiego bula

Goryle ruskiego bula

Data: 2011-08-17 23:37:17
Autor: Inc
Goryle ruskiego bula
Zanim funkcjonariusze BOR ustalili, czy mężczyzna bez wejściówki może uczestniczyć w spotkaniu z prezydentem, ten był już w środku


Trzech na jednego

O tym, że funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu walczą jak lwy, by tylko prezydent nie musiał odpowiadać na trudne pytania, przekonał się ostatnio jeden z mieszkańców Bielska-Białej. Rajmund Pollak wybrał się do miejscowej szkoły na spotkanie podbeskidzkich samorządowców z Bronisławem Komorowskim. Gdy tylko zaczął zadawać pytania, BOR próbowało wyciągnąć go z fotela.

Bielsko-Biała to rodzinne miasto Rajmunda Pollaka. Ponieważ tematem spotkania z prezydentem w szkole muzycznej było 20-lecie samorządu na Podbeskidziu, Pollak - jako były radny Sejmiku Województwa Śląskiego - postanowił wziąć w nim udział. Na miejscu okazało się jednak, że wstęp mają tylko osoby posiadające zaproszenie. Mężczyzna, mimo przeszkód, jakie czynili mu funkcjonariusze BOR, dostał się na salę. - Zapytano mnie, czy mam wejściówkę. Odpowiedziałem, że jestem mieszkańcem Bielska-Białej i nie potrzebuję żadnych wejściówek, żeby poruszać się po mieście. Wtedy borowcy zaczęli dopytywać swoich przełożonych, czy mogą mnie wpuścić. Zanim się jednak dowiedzieli, byłem już w środku - relacjonuje Pollak. Już na wstępie spotkania z Komorowskim zaznaczono, że możliwości zadawania pytań nie przewidziano.

Wtedy Pollak wstał i zwracając się do prezydenta, zapytał, jakie jest jego zdanie na temat Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ). Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zwrócił się z kolejnym pytaniem do marszałka województwa śląskiego Adama Matusiewicza, dlaczego popiera RAŚ. - Marszałek województwa śląskiego jest z PO i zawarł koalicję z Ruchem Autonomii Śląska. Podczas spotkania z prezydentem określił mieszkańców Podbeskidzia jako "Ślązaków z inwencją", a przecież mieszkańcy Podbeskidzia nie mają nic wspólnego z Górnoślązakami. Wstałem i powiedziałem, że my tutaj nie jesteśmy Ślązakami, lecz góralami - relacjonuje Pollak. Jak zaznacza, po zadaniu pytania usiadł i zaczął notować, co dzieje się na sali. Nagle poczuł, że ktoś chwyta go za ręce i zaczyna wyciągać z fotela. Zobaczył przed sobą trzech rosłych panów. - Panowie, trzech na jednego? - zwróciłem się do nich i krzyknąłem w stronę policji: "Policja, tu jest łamane prawo, złożę skargę!" - dodaje. Mężczyzna uwolnił się z uchwytu funkcjonariuszy, jak się okazało BOR (jeden z funkcjonariuszy odsłonił bowiem marynarkę i pokazał mu swoją legitymację).
Za Pollakiem wstawił się miejscowy policjant, który zwrócił borowcom uwagę, że nie zrobił nic złego. Funkcjonariusze BOR dali mu na pewien czas spokój. Pollak zdążył zadać im jednak pytanie, czy byli w Smoleńsku. - Widziałem, że zrobiło im się głupio - relacjonuje. Jeden z borowców usiadł koło Pollaka. - Szef tych borowców, którzy mnie zaatakowali, skinął głową do dwóch innych, żeby odeszli, a sam usiadł koło mnie. Powiedziałem mu: "Proszę pana, ja od 1980 roku byłem członkiem "Solidarności" i przez pół życia walczyłem o to, żeby nie było takich sytuacji, by obywatel, idąc na spotkanie z władzami, był prześladowany za to tylko, że zadaje trudne pytania". Wtedy ów oficer spuścił głowę - opowiada Pollak. Pytany o Smoleńsk, dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie może rozmawiać na ten temat. Gdy spotkanie się skończyło, Pollak ponowił próbę zadania pytań Komorowskiemu. Funkcjonariusze BOR znów go otoczyli. - Powiedziałem im, że chcę zadać jedno pytanie, dałem je im nawet na piśmie. Otoczyli mnie, było ich już wtedy nie trzech, ale chyba sześciu. Gdy prezydent wychodził, zapytałem: "Panie prezydencie, to już nie wolno nawet zadawać pytań?". Usłyszał to, ale nic nie powiedział, tylko defiladowym krokiem wyszedł - dodaje Pollak. Miejscowa "Gazeta Wyborcza" napisała później, że spotkanie z prezydentem zakłócił Pollak, który przerywał je swoimi krzykami. Mężczyzna zaznacza jednak, że wcale nie krzyczał, tylko zadawał pytania podniesionym głosem z prostej przyczyny - nie miał mikrofonu.

Rzecznik Biura Ochrony Rządu mjr Dariusz Aleksandrowicz w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przyznał, że czytał notatkę służbową sporządzoną po tym incydencie i wie od funkcjonariusza BOR, który siedział obok Pollaka, że nikt go nie próbował obezwładniać ani na siłę wyciągać z fotela. Wystarczy jednak zobaczyć krótki film ze spotkania z prezydentem, który zamieściła internetowa telewizja z Bielska-Białej (http://www.tv.bielsko.biala.pl/_panowie_trzech_na_ jednego _4838.html), by przekonać się, że funkcjonariusze BOR szarpią Pollaka, próbując go usunąć z sali.

Pułkownik Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007, mówi wprost, że w tym przypadku funkcjonariusze złamali ustawę o BOR i powinno zostać wszczęte wobec nich postępowanie wyjaśniające, a nawet dyscyplinarne. - Funkcjonariusze BOR zachowali się nagannie, niezgodnie z prawem, to nie należało do ich obowiązków. Zgodnie z ustawą o BOR mają możliwość interwencji, gdy zachodzi fizyczne zagrożenie osoby ochranianej, a w tym wypadku takiego nie było. Ten pan zadawał jedynie pytania, do czego miał prawo, a pan prezydent powinien mu na nie odpowiedzieć - podkreśla płk Pawlikowski.

Piotr Czartoryski-Sziler

Goryle ruskiego bula

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona