Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Gospodarczy bilans Lecha Kaczyńskiego - jak nie weto, to Trybunał.

Gospodarczy bilans Lecha Kaczyńskiego - jak nie weto, to Trybunał.

Data: 2010-05-01 12:29:20
Autor: karwanjestkretynem
Gospodarczy bilans Lecha Kaczyńskiego - jak nie weto, to Trybunał.
Konstytucja nie dała Lechowi Kaczyńskiemu dużego wpływu na gospodarkę. Nie wahał się jednak o ten wpływ walczyć, wetując ustawy lub odsyłając je do Trybunału Konstytucyjnego. Wszystko w imię "Polski solidarnej", nawet jeśli oznaczało to paraliżowanie reform.

Za rządów PiS, LPR i Samoobrony prezydent Lech Kaczyński praktycznie nie podejmował decyzji dotyczących gospodarki, a jedynie podpisywał ustawy, które rządząca koalicja przepychała przez parlament.

Sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy w 2007 r. PiS przegrał przyspieszone wybory, a prezydent z dnia na dzień stał się głównym obrońcą gospodarczego programu tej partii. - Wtedy zajął wyraźne stanowisko: nie ukrywał, że jest przeciwnikiem linii liberalnej w gospodarce, rzecznikiem interesu środowisk pracowniczych. I że bardziej przekonuje go głos związków zawodowych niż pracodawców - przypomina prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers, były doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego.


Obrona koncepcji "Polski solidarnej" polegała głównie na paraliżowaniu działań rządu Platformy i PSL, do którego niechęci prezydent nie ukrywał. Prezydent miał też oczywiście inne koncepcje - próbował zbudować polityczną koalicję na rzecz bezpieczeństwa energetycznego. Zgłosił też kilka "gospodarczych" inicjatyw ustawodawczych. Przy czym większość z nich - np. projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach, korektę do ustawy o PiT - już w czasie rządów PO-PSL.

Przez cztery i pół roku prezydentury Lech Kaczyński zawetował 18 ustaw. Dziesięć z nich miało bezpośredni bądź pośredni wpływ na gospodarkę. Tylko jedno weto - do ustawy o emeryturach pomostowych - udało się w Sejmie przełamać.

Weto za wetem

Worek z wetami rozwiązał się 1 maja 2008 r., gdy prezydent zablokował nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. Dwa miesiące później, 24 lipca 2008 r., zawetował nowelizację ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji. Była ważna dla ministra skarbu, m.in. dlatego, że znosiła przepisy "antykominowe" ograniczające pensje menedżerów w spółkach skarbu państwa.

Zarządy tych spółek od dawna umiały te kominy omijać - rząd Donalda Tuska chciał więc zlikwidować fikcję prawną. Ale prezydent się nie zgodził: - Tak duże zróżnicowanie wynagrodzeń kadry kierowniczej i pracowników, będące skutkiem jednostronnych zmian prawnych, których adresatem jest wyłącznie kadra zarządzająca, może w konsekwencji doprowadzić do rażących dysproporcji - uzasadnił weto prezydent.

Listopad 2008 r. przyniósł rekordową liczbę wet. 24 listopada upadła ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych, a trzy dni później - kluczowe dla rządu ustawy o reformie systemu służby zdrowia, w tym zwłaszcza ta, która miała obligatoryjnie przekształcić wszystkie samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (ZOZ-y) w spółki prawa handlowego. - Analiza przepisów ustawy uzasadnia twierdzenie o zgodzie ustawodawcy na sprowadzenie niebezpieczeństwa całkowitego załamania się systemu opieki zdrowotnej - zarzucał Lech Kaczyński.

28 listopada prezydent zawetował nowelizację ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Przywracała ona wielkim sieciom handlowym możliwość oferowania "bonów towarowych" poniżej ich nominalnej wartości. - Uchylenie ograniczenia emitowania i realizacji bonów po cenie niższej niż wartość nominalna będzie odczuwalne zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie istnieje szczególne ryzyko powstania dominacji dużych sklepów - tłumaczył prezydent.

29 listopada Lech Kaczyński zawetował ustawę o rentach. Rząd przekonywał, że ta ustawa - wprowadzając nowe zasady wyliczania renty - zagwarantuje, że państwo nie będzie musiało zwiększać dotacji do funduszu rentowego. Chodzi o setki milionów złotych rocznie: w Polsce mamy 1,2-1,3 mln rencistów.

Dla prezydenta ważniejsza była jednak "Polska solidarna". - Wprowadzane regulacje mogą spowodować, że większość rencistów otrzyma renty na poziomie ustawowego minimum. Nie mogę wyrazić zgody na wprowadzanie oszczędności kosztem osób dotkniętych chorobą i otrzymujących bardzo niskie świadczenia. (...). Zaproponowany system jest niesprawiedliwy społecznie - napisał w uzasadnieniu.

15 grudnia 2008 r. zawetował ustawę o emeryturach pomostowych, choć przyznawał, że ma ona ograniczyć wydatki z kasy państwa (bo zmniejsza liczbę osób uprawnionych do emerytury pomostowej z 1 mln do 250 tys.). - Z punktu widzenia finansów publicznych jak największe ograniczenie zakresu osób uprawnionych do emerytury pomostowej przynosi najkorzystniejsze efekty. Dążenie do osiągnięcia tych celów nie powinno pomijać jednak realnej sytuacji osób wykonujących prace w szczególnych warunkach - podkreślał.

W przypadku "pomostówek" prezydent ostatecznie przegrał. Koalicja PO-PSL postawiła na swoim dzięki poparciu SLD. Weto prezydenckie zostało w Sejmie przełamane.

Podobna sztuka nie udała się ani w przypadku kolejnego weta do ustawy medialnej (17 lipca 2009 r.) ani weta do ustawy o funduszach dożywotnich emerytur kapitałowych. Efekt jest taki, że po 11 latach od rozpoczęcia reformy wciąż nie wiadomo, kto wypłaci emerytury z nowego systemu.

- Weta wobec ustaw kładą się cieniem na prezydenturze Lecha Kaczyńskiego. Także dlatego, że utrudniły reformowanie państwa i naprawę finansów publicznych - ocenia Krzysztof Rybiński, wykładowca SGH, były wiceprezes NBP. - Weta stworzyły atmosferę, która skłoniła rząd do zaprzestania reform, przedstawiania nowych ustaw. Choć dziś nie wiadomo, czy kolejne projekty ustaw prezydent też by zawetował.

Jak nie weto, to Trybunał

Kilkanaście ustaw prezydent Kaczyński zatrzymał, odsyłając je do Trybunału Konstytucyjnego. Kilka z nich dotyczyło gospodarki.

W lipcu 2008 r. prezydent wysłał do Trybunału nowelizację ustawy o opłatach abonamentowych. Tłumaczył, że przygotowana przez PO-PSL ustawa ograniczyłaby wpływy radia i telewizji publicznej o 150-250 mln zł, utrudniając im pełnienie "misji publicznej". Po półtora roku Trybunał z prezydentem zgodził się tylko w niewielkiej części - orzekł bowiem, że rozszerzenie kręgu osób, które są zwolnione z opłat abonamentowych (czego chciał rząd) jest zgodne z konstytucją. TK wytknął ustawie rządowej naruszenie procedur tworzenia prawa, ale podstawowe zapisy ustawy weszły w życie.

23 września 2008 r. prezydent odesłał do TK ważną dla rynków kapitałowych nowelizację ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Dlaczego? Bo nie chciał się zgodzić na zapisane w niej odebranie Narodowemu Bankowi Polskiemu kontroli nad Krajowym Depozytem Papierów Wartościowych (instytucją odpowiedzialną m.in. za rejestrację i przechowywanie papierów wartościowych pochodzących z emisji publicznych). Resort skarbu uważał, że KDPW może być w rękach prywatnych.

Już wcześniej, w lecie 2008 r., wielu ekspertów przyznawało prezydentowi rację. Ich zdaniem rząd popełnił poważny błąd, łącząc sprawę nowelizacji przepisów o obrocie instrumentami finansowymi ze sprawą Depozytu. I tę opinię potwierdził Trybunał, stwierdzając (w sentencji z lipca 2009 r.), że parlament nie może nakazać NBP sprzedaży udziałów w Depozycie.


18 maja 2009 r. prezydent odesłał do Trybunału nowelizację prawa budowlanego. Miała zlikwidować obowiązkowe "zezwolenia na budowę" i zastąpić je dużo łatwiejszym w uzyskaniu "zgłoszeniem budowy". Prezydent uznał jednak, że brak "zezwoleń na budowę" może naruszyć prawa osób trzecich. Bo w obecnym systemie - tłumaczył - sąsiedzi budowanej nieruchomości uczestniczą jako strony w procesie wydawania decyzji.

Prezydencka blokada dotknęła też ustawy o SKOK-ach (która oddawała je pod kontrolę Komisji Nadzoru Finansowego). Prezydent, podobnie jak PiS, nigdy nie ukrywał, że jest "politycznym" sojusznikiem Kas. W przeszłości Lech Kaczyński współpracował z obecnymi władzami centrali SKOK-ów, był m.in. szefem fundacji, która jest częścią systemu spółdzielczych kas.


Trybunał do dziś nie zajął stanowiska w sprawie tych dwóch ustaw.

Energia płynąca ze słów

Przez cztery i pół roku kadencji Lech Kaczyński priorytetowo traktował próby zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego - interpretowanego jako zmniejszenie zależności od rosyjskich dostaw ropy i gazu. Prezydencka Rada Bezpieczeństwa Narodowego już w 2006 r. dwukrotnie opowiedziała się za budową gazoportu - ale to dopiero rząd PO-PSL tę inwestycję rozpoczął.

W otoczeniu prezydenta narodził się pomysł "Energetycznego paktu muszkieterów" - nowego porozumienia międzynarodowego, zobowiązującego państwa członkowskie paktu do świadczenia sobie pomocy w razie przerw w dostawach energii, na wzór zapisów o wzajemnej obronie NATO. Projekt "muszkieterów" został jednak lodowato przyjęty przez unijnych partnerów.

W marcu 2007 r. na "energetycznym" szczycie Unii Europejskiej prezydent nie zdołał wprowadzić konkretnych zapisów o "solidarności" do powstającej wówczas unijnej strategii energetycznej. Na szczycie tym prezydent podjął jednak inną, ważną dla polskiej gospodarki decyzję: zgodził się na wdrożenie unijnego "paktu klimatycznego" (ograniczenie emisji CO2 o 20 proc. i zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w UE do 20 proc. bilansu energetycznego do roku 2020).

W maju 2007 r. prezydent Kaczyński podjął próbę stworzenia "energetycznej koalicji" - zorganizował w Krakowie szczyt z udziałem prezydentów Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy i Ukrainy. Przedmiotem dyskusji pozostaje, czy to spotkanie - podobnie jak kolejne szczyty w Wilnie, Kijowie, Baku i w Batumi - przyniosły konkretne efekty. Powstała potem międzynarodowa spółka Sarmatia, która dopiero niedawno (po trzech latach!) ogłosiła przetarg na przygotowanie studium wykonalności inwestycji w transport kaspijskiej ropy do Europy, via rurociąg Odessa - Brody.

W rządzie już pojawiają się jednak opinie, że przygotowania do budowy rurociągu Odessa - Brody przeciągają się ponad miarę i że prawdopodobnie trzeba będzie mu cofnąć unijne dofinansowanie. Nikt nie kwestionuje sensu tej inwestycji - ale też wyraźnie widać, że ten projekt trapią ciągłe opóźnienia oraz (przede wszystkim) brak woli politycznej Ukrainy do jego realizacji. Tymczasem unijne pieniądze mają określoną ważność: trzeba je wydać i rozliczyć do końca 2015 r.

Swój człowiek w NBP

Lech Kaczyński - zgodnie ze swoimi uprawnieniami - zadecydował o obsadzeniu kluczowych dla gospodarki stanowisk prezesa Narodowego Banku Polskiego i trzech członków Rady Polityki Pieniężnej.

Choć kadencja Leszka Balcerowicza kończyła się dopiero w styczniu 2007 r., już na początku 2006 r. pogląd prezydenta był znany: nowym szefem banku centralnego może być tylko ktoś, kto ma odmienne od Balcerowicza poglądy na gospodarkę.

Wybór prezydenta padł na Sławomira Skrzypka, z wykształcenia inżyniera, wieloletniego współpracownika Kaczyńskiego jeszcze z czasów NIK-owskich i rządów w Warszawie (również zginął 10 kwietnia w prezydenckim samolocie pod Smoleńskiem). Po podwójnym zwycięstwie wyborczym PiS Skrzypek został wyznaczony na prezesa państwowego banku PKO BP. Ponieważ nie miał wymaganych prawem kwalifikacji bankowych, musiał zadowolić się stanowiskiem p.o. prezesa banku.

Takich obostrzeń ustawa nie przewidywała w przypadku prezesury NBP. 10 stycznia 2007 r. Sejm przegłosował wskazaną przez prezydenta kandydaturę.

Gdy władzę objął rząd PO-PSL kierowany przez Skrzypka zarząd NBP stał się uczestnikiem politycznego sporu, czego przykładem była dyskusja o terminie przyjęcia euro, czy też ostatnia kłótnia o wysokość zysku, którą NBP powinien wpłacić do budżetu państwa. - W pewnym sensie zarząd NBP zaczął recenzować prace rządu. Konfrontacyjne podejście prezydenta do rządu dało prezesowi Skrzypkowi mandat do równie konfrontacyjnych zachowań - ocenia Orłowski.

Zupełnie inaczej nominację Sławomira Skrzypka osądza Krzysztof Rybiński: - Na początku budziła kontrowersje. Ale po trzech latach ocena Skrzypka musi być dobra, m.in. dzięki działaniom podjętym przez NBP w zakresie edukacji ekonomicznej i reformom przeprowadzonym w samym NBP - mówi. I przypomina, że jednym z powodów, dla którego Polska przeszła suchą stopą przez kryzys gospodarczy, było to, że bank centralny i rządy skoordynowały działania antykryzysowe. Przykładowo, rząd zagwarantował bezpieczeństwo depozytów trzymanych w bankach, zaś NBP - dostarczył bankom komercyjnym odpowiednią płynność w złotych i walutach zagranicznych.

W marcu 2010 r. Lech Kaczyński powołał trzech nowych członków Rady Polityki Pieniężnej. Są to: Andrzej Kaźmierczak, Adam Glapiński i Zyta Gilowska. - Za wcześnie, by oceniać te trzy nominacje. Po czynach ich poznamy - mówi Rybiński.

Rady na kryzys

W czasie rządów PiS prezydent milczał w sprawach gospodarczych, ale po objęciu władzy przez PO-PSL chętnie recenzował politykę rządu.

W maju 2009 r., tuż przed wyborami do europarlamentu, wygłosił w Sejmie orędzie na temat kryzysu finansowego i stanu polskiej gospodarki. Niezwykle krytyczne. Zarzucił rządowi bierność w walce z kryzysem i zbyt optymistyczne założenia budżetu (rząd zakładał wówczas 3,7 proc. wzrostu PKB, ostatecznie okazało się, że wzrost wyniósł 1,8 proc.). - Rząd powinien stymulować gospodarkę - upominał prezydent w Sejmie. I ostro skrytykował cięcia budżetowe, jakie rząd PO-PSL próbował wprowadzać. Lech Kaczyński proponował inne działania: obniżkę VAT i kwot wolnych od podatku dla osób pobierających niskie renty i emerytury - co musiało oznaczać drastyczny spadek wpływów do budżetu.

Rząd PO-PSL te propozycje stanowczo odrzucił. W 2009 r. Polska okazała się jedynym krajem Unii Europejskiej, który zdołał uniknąć recesji.

Niespełna rok później prezydent zmienił zdanie: zaczął krytykować rząd za to, że zbyt wolno redukuje deficyt budżetowy.

W styczniu 2010 r. powstało kolejne forum recenzowania rządu: obrady rozpoczęła Narodowa Rada Rozwoju wymyślona w Kancelarii Prezydenta. W jej skład weszli m.in. Henryka Bochniarz (prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan"), prof. Stanisław Gomułka (główny ekonomista Business Centre Club), Jan Guz (przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych), prof. Andrzej Koźmiński (rektor Akademii im. Leona Koźmińskiego w Warszawie), prof. Witold Orłowski (dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers), Sławomir S. Sikora (prezes zarządu banku Citi Handlowy) i Janusz Śniadek (przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność").

Pierwsze posiedzenie Rada poświęciła problemom demograficznym Polski. Na drugim (i ostatnim przed śmiercią prezydenta) - zajęła się finansami publicznymi państwa. - Rozwój przez zadłużanie jest rozwojem niebezpiecznym w długim okresie - mówił prezydent. Ale zastrzegł: - Nie uważam długu publicznego za zło samo w sobie.

Lech Kaczyński nigdy nie zakwestionował podstaw wolnego rynku, ale wiele jego działań wskazywało na to, że za wszelką cenę chciał utrzymywać silną rolę państwa w gospodarce. Prezydent chciał "Polski solidarnej" i próbował zablokować ograniczenia przywilejów emerytalno-rentowych. A jednocześnie krytykował rząd - zwłaszcza ostatnio - za zbyt duży deficyt budżetowy.

A przecież to drugie jest efektem pierwszego.




http://wyborcza.pl/1,75248,7811240,Prezydent_Polski_solidarnej__Gospodarczy_bilans_Lecha.html?as=1&startsz=x

Przemysław Warzywny

--

"Tragedia smoleńska staje się na naszych oczach nowym mitem PiS. Miałby on sprawić, że partia Jarosława Kaczyńskiego powtórzy sukces z 2005 r.? "Układ" już się zużył, bo gdy PiS rządził, nie zdołał go wytropić, choć miał kontrolę i nad służbami specjalnymi, i przyjazny IPN".

Data: 2010-05-02 08:55:01
Autor: ^heÂŽsk^
Gospodarczy bilans Lecha Kaczyńskiego - jak nie weto , to Trybunał.
On Sat, 1 May 2010 12:29:20 +0200, "karwanjestkretynem" <Brońmy RP
przed pisem@..pl> wrote:

Konstytucja nie dała Lechowi Kaczyńskiemu dużego wpływu na gospodarkę. Nie wahał się jednak o ten wpływ walczyć, wetując ustawy lub odsyłając je do Trybunału Konstytucyjnego. Wszystko w imię "Polski solidarnej", nawet jeśli oznaczało to paraliżowanie reform. [...]

 moim zdaniem s.p. lech byl sterowany przez prezesa pis.
 po prostu wykonywal jego polecenia: "panie prezesie, poslusznie   melduje wykonanie rozkazu!" gdyby nie jego żądny wladzy braciszek
 s.p. lech bylby calkiem sympatycznym facetem.



--

 HeSk

"Nieprawdą jest, jakoby Internet był ziemią niczyją
 i terytorium darmowego opluwania innych."
* My personal opinions are just mine.(Art. 54 Konstytucji RP)

Gospodarczy bilans Lecha Kaczyńskiego - jak nie weto, to Trybunał.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona