Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Heterycy, rewolucja u bram!"

"Heterycy, rewolucja u bram!"

Data: 2011-05-01 12:34:25
Autor: Grzegorz Z.
"Heterycy, rewolucja u bram!"
Jeśli chodzi o niniejszą pozycję, zredagowaną przez Mariusza Kurca i
Krzysztofa Tomasika, to warto może wpierw się zastanowić, kim jest tej
książki adresat. Oczywiście sięgną po nią ludzie ze „środowiska” – które
nie istnieje, ale jednak istnieje – wyoutowani działacze i osoby z szeroko
pojętego środowiska queer, a przede wszystkim bardzo już obszerna grupa z
klimatów akademickich: studenci, wykładowcy, liczne rzesze doktorantek i
doktorantów przetrawiających myśl Judith Butler czy Eve Kosofsky-Sedgwick i
innych autorek/autorów z tej tradycji. Mam tu na myśli osoby LGBTQ świadome
swej kondycji, nieukrywające się, ba, dumne ze swej gejowskiej,
lesbijskiej, transowej czy queerowej tożsamości (czy nawet świadomego tej
tożsamości braku). Po drugie, być może sięgną po tę publikację osoby z
„branży”, ale te, którym świadome zaangażowanie w sprawy LGBTQ – tak
działaczowskie, jak i intelektualne – wisi i powiewa, czy nawet wręcz ich
to mierzi, bo wystarczą im weekendowe szaleństwa w klubach, saunach i
darkroomach, i których sprawy „LGBTQ” w ogóle „nie interesują”, bo przecież
oni są „spoza środowiska” i uważają, że to tak „nieelegancko” obnosić się
publicznie ze swoimi „prywatnymi” sprawami. To znaczy te osoby, których
jest w naszym postsmoleńskim kraju najwięcej, i które naiwnie sądzą, że te
ich Fantomy, Galerie, Toro, i inne Wilde’y istniałyby tak sobie bez
problemu, gdyby nie miały nad sobą parasola ochronnego KPH, Lambdy,
Transfuzji (podaję w porządku alfabetycznym!), czy inny NGO’sów.

I wreszcie trzeci target czytelniczy, to może heterycy – ci bardziej
światli, świadomi, ale też i ci, dla których sprawy LGBTQ to albo inna
planeta, albo coś tam słyszeli, coś tam wiedzą, ale wciąż nie mogą sobie
rozpracować, jak to właściwie jest – czy jak jest „on” i „ona”, to czy
„ona” pierze i gotuje, a „on” zarabia, czy lesbijki to tylko się ocierają,
a tak w ogóle to po co im te małżeństwa, skoro i tak nie mogą mieć dzieci.

Sama książka – to znaczy tematyka, stylistyka i klimat wywiadów – jest
równie niejednorodna, jak domniemywany target. Nie chcę bynajmniej
powiedzieć, że jest to jej wadą – nie, w żadnym wypadku, te wywiady po
prostu oddają wielką różnorodność osób LGBTQ, tak pod względem ich
sytuacji, jak i drogi życiowej, podejścia do swojej kondycji, sposobów
mierzenia się z nią.

Jest także kwestia doboru osób, z którymi przeprowadzono wywiady.
Najczęściej są to osoby, który w jakiś sposób w danej chwili zaistniały
medialnie, czy to w szerokim świecie, czy bardziej niszowo. Więc albo
osoby, które właśnie dokonały coming outu, albo osoby, które ostatnio coś
głośnego zdziałały (napisały), a coming out mogły mieć już dawno za sobą.
Albo też osoby, które nigdy coming outu nie dokonały, bo po prostu nigdy
nie były w „szafie”. A dla środowiska LGBTQ (którego nie ma, ale które
jest) są w ten czy inny sposób znaczące.


2.

Rozmówcy to spektrum naprawdę szerokie. Właściwie to chciałoby się wymienić
wszystkich niemal interlokutorów, bo większość z nich to osoby w środowisku
(czy też „w ogóle”) znane. Więc oczywiście Tomasz Raczek i Jacek
Poniedziałek – te dwie postaci to w książce celebryci najcięższej wagi, a
ich coming out miał największy rezonans medialny. Ale także na przykład
profesor Michał Głowiński – uczony wielkiego formatu, którego nazwisko
znane było jedynie akademickim humanistom, ale który teraz też stał się
swego rodzaju celebrytą. Czy profesor Ireneusz Krzemiński („tylko bez
coming outu!”) – to casus dość zabawny, bo o ile w żadnym wypadku nie
zaprzecza, że jest gejem, to uważa, że osoby w jego wieku po prostu o tych
sprawach publicznie nie mówią. No, to trochę ciekawe podejście – wszak
profesor Głowiński jest starszy, jak również Tadeusz Olszewski, autor
Zatoki ostów – ale im jakby nie przeszkadzało mówienie (przynajmniej teraz)
o swojej orientacji. Nie miał nigdy takich oporów inny znany socjolog Jacek
Kochanowski – oczywiście z innego pokolenia (czemu z nim nie ma rozmowy?),
czy inny „akademik” (kiedyż to pożyteczne angielskie określenie przyjmie
się w tym znaczeniu i w języku polskim?) Tomasz (Tomek) Basiuk, którego
można uważać za założyciela polskiej tradycji queer studies. Świat
akademicki to także Piotr Leszkowicz, Błażej Warkocki, jak również (w
mniejszej lub większej mierze) Izabela Filipiak, Magdalena Środa, czy Kinga
Dunin – te dwie ostatnie panie nie są, co prawda, osobami LGBTQ, ale Kinga
Dunin powiedziała jednak:

Zresztą na pytanie, czy jestem heteryczką, też bym nie chciała odpowiadać.
- Dlaczego? – Bo nie lubię się tak określać. Wiem, że są ludzie, którzy
wiedzą na pewno czy są mężczyznami, kobietami, heterykami czy
homoseksualistami. Ja w tej sprawie nie mam jasnego poglądu.

Bartosz Żurawiecki, Marcin Szczygielski, Edward Pasewicz, Michał Zygmunt to
ludzie pióra, a Kuba Kowalski, Michał Piróg, Rafalala, czy Tomasz Tyndyk to
kolejni, obok Jacka Poniedziałka artyści – aktorzy, reżyserzy, performerzy.
Rafalala – osoba zupełnie niepowtarzalna – to także jedna z
najsłynniejszych w Polsce osób trans, obok, rzecz jasna, Ani Grodzkiej –
postaci, która swoim konsekwentnym działaniem potrafiła stworzyć, czy (u
czynników polityczno-administracyjnych) skutecznie wywalczyć klimat uznania
i szacunku dla swego środowiska. Zresztą, jak powiedział równie nieoceniony
Wiktor Dynarski, „wszyscy jesteśmy trans”.

I działacze: Krystian Legierski (to także polityk i przedsiębiorca), czyli
polski Obama (podobnie jak Obama, tyleż „czarny”, co „biały”), którego
ciemniejszy kolor skóry tak bardzo kłuł w oczy niejaką Annę Sobecką –
potęgę intelektualną PIS-u i imperium ojczulka-doktora Rydzyka (też
przedstawiciela środowiska akademickiego, a jakże!). Może gdyby doktor
Rydzyk porozmawiał z Jackiem Kochanowskim, czy Ireneuszem Krzemińskim jak
uczony z uczonym, to znaleźliby wspólny język, zniknęłaby homofobia, i
Robert Biedroń naprawdę mógłby już (o co niedawno na Facebooku zabiegał)
przejść na zasiłek dla bezrobotnych i pogrywać sobie do woli na perkusji…

Mamy jeszcze Małgorzatę Rawińską, Magdę Mosiewicz, czy laureatkę Nagrody
Tolerancji Marzannę Pogorzelską – wspaniałą nauczycielkę, który nie bała
się rzucić rękawicy Romanowi Giertychowi i jego odpychającemu
wiceministrowi Mirosławowi Orzechowskiemu – za to naprawdę należy jej się
szacunek.


3.

Tęczowa rewolucja – pojawiły się głosy, że tytuł jest przesadzony, bo jaka
tu tęczowa rewolucja, skoro niczego nie mamy, żadnych związków, żadnych
praw, politycy prawicy bredzą, co im ślina na język przyniesie, a liberalne
PO chowa głowę w piasek i udaje, że nie ma problemu.

A jednak. Gdy wczytamy się w te rozmowy, zobaczymy, jak nieprawdopodobnie
wiele się jednak dokonało w ciągu ostatnich dwóch dekad (tak w
przybliżeniu, bo proces otwarcia i emancypacji zaczął się nieco wcześniej).
Już zresztą sama liczba rozmówców i ich ranga mówią wiele. Czy dwadzieścia
lat temu w ogóle takie rozmowy i taka książka byłyby możliwe? Chyba nie
warto dawać oczywistej przecież odpowiedzi.

Obecnie – mimo iż praw jeszcze żadnych nie mamy – to przynajmniej tematyka
LGBTQ wkroczyła do publicznego, społeczno-polityczno-kulturalnego
mainstreamu. Jest to zasługą zarówno osób, które swoim działaniem wciąż to
dorzucały małe kamyczki wolności i emancypacji, jak też ogólnych klimatów i
trendów – w tym, rzecz jasna, tego, iż kraj nasz opuścił zapyziały
europejski zaścianek i coraz to bardziej (zapierając się ile sił, co
prawda) staje się w pełnym tego słowa znaczeniu państwem europejskim. I to
pomimo groteskowości tych wszystkich postsmoleńskich igrzysk i harców.

Rozmowy Tęczowej rewolucji o tych przemianach świadczą – i niejako podnoszą
na duchu. Skoro tyle tak wspaniałych osób jest pośród nas (bądź po naszej
stronie), to chyba nie może być aż tak źle. A bohaterowie „wywiadowani” w
książce (a wpierw w „Replice”), to reprezentanci znacznie większej grupy
osób, które również mogłyby się w tym kontekście pojawić. I sama tematyka
rozmów – tak różnorodna i wielopłaszczyznowa – zaświadcza o bogactwie
naszego queerowego świata, o jego dorobku i wciąż to wzrastającym
potencjale.

W każdej z rozmów można znaleźć ciekawe refleksje, coś naprawdę głębokiego
i trafnego. Tworzą też swego rodzaju kronikę wydarzeń i działań ostatniego
dwudziestolecia (z okładem). Mamy osoby młode (no może nie aż tak całkiem
młode, bo chyba nie ma wśród rozmówców nikogo poniżej trzydziestki), a
także osoby w wieku dojrzałym i starszym. Więc może na zakończenie
przytoczę fragmenty wypowiedzi dwóch osób „dojrzałych i starszych”, bo
wydają mi się bardzo trafne i (zwłaszcza ten drugi cytat!) urocze:

Tomasz Raczek:
Sam sobie wmawiałem, że bycie gejem nie wpływa na sposób myślenia. Myliłem
się. Dostrzegłem coś oczywistego: bycie gejem radykalnie wpływa na sposób
postrzegania świata właściwie we wszystkich płaszczyznach życia i myślenia.
(…) Żeby mieć udane spełnione życie, gej musi włożyć w nie dużo więcej
wysiłku niż heteroseksualista. Musi być twardszy, bardziej samodzielny i
świadomy zarówno swoich celów, jak i swoich interesów: po to, żeby mógł
przetrwać jako gej! W przeciwnym razie grozi mu życie połowiczne w różnego
rodzaju formach przetrwalnikowych, kokonach – w niespełnieniu, w stanie
emocjonalnego niedorozwinięcia.

Michał Głowiński:
(Mariusz Kurc: Na tegorocznym marszu Równości w Krakowie miałem okazję
podsłuchać stojące z boku dwie panie w dość zawansowanym wieku. Jedna do
drugiej: „Pani patrzy, sama młodzież!”, a druga: „No jasne, przecież starsi
się tym nie parają”.)

Michał Głowiński: Parają, parają. Ciągle się to w człowieku kitłasi. Mam
taką obserwację, że w Polsce jest wielu pięknych młodzieńców, a stosunkowo
niewielu pięknych mężczyzn. Jakoś szybko się zużywają. W każdym razie, jak
się ma moje lata, to na pięknych młodzieńców w tramwaju patrzy się jak na
dzieła sztuki. Tyle że ci na mojej trasie chyba teraz coraz częściej
wybierają metro, którym ja z powodu klaustrofobii nie jeżdżę.

Warto mieć (nabyć, pożyczyć, ukraść?) Tęczową rewolucję. Ciekawe, jak
będzie się odbierać te rozmowy za kolejne dwadzieścia lat (z okładem). Czy
będą to opowieści o żelaznym wilku, niczym o paleniu czarownic? Czy też
może (oby nie!) okaże się, że był kiedyś taki przelotny moment/festiwal
swobody, bo teraz już tylko można osiągać orgazm adorując (no, proszę
dopowiedzcie sobie kogo…)… Oby nie, ale pamiętajmy, że był kiedyś taki
obiecujący, pełen wolności byt jak Republika Weimarska, a potem epoka
Hitlera…

Tak czy owak mamy teraz Tęczową rewolucję – w papierowej czy realnej
postaci – a zatem radujmy się. Ale ta okładka, ta okładka – niechby pan
grafik wiedział, że tytuł książki musi wyraziście kontrastować z tłem, a i
litery winny być bardziej czytelne, bo nawet ja, kłujący w oczy gej, miałem
trudności z odczytaniem tegoż tytułu. A jakżeż ma ten tytuł dostrzec w
księgarni nieuświadomiony heteryk?


Tęczowa rewolucja
Red.: Mariusz Kurc, Krzysztof Tomasik
Wydawca: AdPublik
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 242
Okładka: miękka
ISBN: 978-83-926199-3-2

http://homiki.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=4524

"Heterycy, rewolucja u bram!"

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona