Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Ida" czyli zakłamana Wolińska

"Ida" czyli zakłamana Wolińska

Data: 2015-02-25 08:45:58
Autor: mkarwan
"Ida" czyli zakłamana Wolińska
Gdy w 1999 roku byłem w Oksfordzie, nie wpuścili mnie do swojego domu.
Mieszkali w wiktoriańskiej kamienicy z widokiem na piękną, willową dzielnicę
tego akademickiego miasta.
Wobec sąsiadów uchodzili za statecznych emerytów.
Przyjechali tu z Polski na początku lat siedemdziesiątych. Pan profesor i
pani profesorowa. On - Włodzimierz Brus - wykładał ekonomię, ale też
filologię rosyjską i środkowoeuropejską w Wolfson i Saint Anthony's College.
Ona - Helena Wolińska-Brus - uczestniczyła w sympozjach naukowych, ale
przede wszystkim udzielała się towarzysko.
Teraz krwawa stalinowska prokurator stała się inspiracją dla Pawła
Pawlikowskiego i bohaterki jego filmu "Ida", który zdobywa laury na całym
świecie.

Przedstawiciele prawdziwej polskiej emigracji (tej zaraz powojennej,
niepodległościowej) zapamiętali, że Wolińska wręcz demonstracyjnie popierała
"Solidarność" i potępiała stan wojenny.
Przyjaźnili się z prof. Normanem Daviesem i innymi oksfordzkimi akademikami.
Wiedzieli, kim była - że to stalinowska prokurator.
W Polsce bronił jej np. prof. Andrzej Friszke - ten sam, który ekshumacje
Żołnierzy Niezłomnych nazywa dziś wykopkami.
Trudno się dziwić - na warszawskiej "Łączce" i Służewiu leżą w dołach
śmierci ofiary Wolińskiej.
Nieprzypadkowo rodziny ofiar nazywały ją potworem w mundurze.

"W śledztwie"

- Mała, krępa Żydówka. Zawsze przyjmowała w mundurze, który jej pękał.
Siedziała na krześle, nigdy nie wstawała.
Chodziłam do niej przez dwa i pół roku, co dwa tygodnie.
Zawsze, jak automat, powtarzała te same słowa: sprawa w śledztwie" -
opowiadała mi Hanna Mickiewicz, żona szefa wywiadu przemysłowe go AK.
Zatrzymany przez bezpiekę w 1950 r. Adam Mickiewicz miał szczęście - ze
zniszczonym zdrowiem, ale wyszedł z więzienia.
Innego AK-owca, Juliusza Sobolewskiego, Wolińska aresztowała w 1953 roku.
Jego żona, Krystyna Sobolewska, po wielu staraniach została dopuszczona do
gabinetu Wolińskiej.
Pani pułkownik siedziała za wielkim stołem, zza którego ledwo ją było widać.
Krystyna pytała o ratunek dla niewinnie przetrzymywanego męża, co Wolińska
skwitowała krótkim: "to najgorszy dzień w moim życiu, bo umarł Stalin".
I wyrzuciła Sobolewską z gabinetu.
Juliusz Sobolewski zmarł wskutek zbrodniczych praktyk w UB (rentgenowskie
prześwietlenia w katowni przy ul. Rakowieckiej okazały się celowymi
naświetleniami).
I na nic się zdało złagodzenie kary śmierci, o którym postanowił były
konkubent Wolińskiej - "ludowy" gen. Franciszek Jóźwiak (przedwojenny
działacz WKP(b) i KPP; partyzant GL i AL, potem twórca i pierwszy komendant
MO, wiceminister bezpieki; w 1956 r. Wolińska dała kosza Jóźwiakowi, wiążąc
się ponownie z poślubionym w 1940 r. Włodzimierzem Brusem-Zylberbergiem,
politrukiem w armii Berlinga, a potem stalinowskim ekonomistą).

Krystyna Sobolewska, żona Juliusza, mówiła mi przed laty:
- Wolińskiej trudno dziś życzyć więzienia, kary śmierci, szubienicy.
- Marzę tylko o jednym - żeby została uznana za inkwizytorkę, człowieka
podłego.
- Żeby ten potwór w mundurze przestał żyć w chwale żony profesora Oksfordu.

Żona Radka Sikorskiego

Na początku polskich starań o ekstradycję prokurator Wolińskiej-Brus w
"Daily Mail" można było przeczytać:
"Za ozdobnymi oknami imponującej wiktoriańskiej posesji w północnym
Oksfordzie 80-letnia żona czołowego oksfordzkiego akademika czeka na dzwonek
do drzwi. (.) P
ieczołowicie skonstruowane emigracyjne życie profesora Brusa i jego żony
zawaliło się.
Oboje ukrywają się w domu za zaciągniętymi zasłonami, z niepokojem
wyczekując wieści z Ambasady RP w Londynie lub brytyjskiego MSW".
My też czekaliśmy.

"Fajna pani. Otwarta, ironiczna, ciepła.
To był dla mnie szok, kiedy się dowiedziałem - wiele lat później - że Polska
żąda jej ekstradycji" - mówił "Gazecie Wyborczej" Paweł Pawlikowski, który
do Oksfordu przyjechał z Polski jako młody chłopak, a Wolińską poznał,
studiując w latach osiemdziesiątych u jej męża, prof. Włodzimierza Brusa.
Jego państwo Brusowie wpuścili do domu, a potem podejmowali podwieczorkami.
I zainspirował się tym, "ile osobowości może pomieścić się w jednym
człowieku".
Tak powstała jedna z głównych bohaterek "Idy" - Wanda.

Na te kilka osobowości Wolińskiej zwróciła kiedyś uwagę Anna Applebaum, żona
Radka Sikorskiego, i w 1998 r. napisała tekst: "The Three Lives of Helena
Brus" ("Trzy życia Heleny Brus"), akcentując, że w czasie wojny była w
warszawskim getcie i to zdeterminowało jej późniejsze losy.

Bardziej pryncypialna była "Gazeta Wyborcza", która przez wiele miesięcy
przemilczała zbrodnie Wolińskiej, a w końcu - gdy sprawa stała się zbyt
głośna - opublikowała sążnisty materiał.
Podkreślano w nim, że fakt przebywania w getcie zmywał jej późniejsze winy -
na zawsze pozostała ofiarą, nigdy katem.
Jakże podobnie zabrzmiała potem Jewish Telegraphic Agency: doznawane w
getcie cierpienia uprawniły Wolińską do późniejszego prześladowania Polaków.

Z kolei "The Independent" podkreślał, że Wolińska jest jedną z nielicznych
już przedstawicielek mniejszości żydowskiej w Polsce, która ocalała z
Holokaustu: "Byłaby to więc ekstradycja do kraju, gdzie znajdują się takie
miejsca, jak Oświęcim i Brzezinka".
W te same tony uderzył też "The Sunday Times": "Czy Żyd może liczyć na
sprawiedliwość w kraju Auschwitz, Majdanka i Treblinki, gdzie antysemityzm
rodem ze średniowiecza wciąż pozostaje przygnębiająco mocno okopany? (.)
Polski antysemityzm odradza się w sposób alarmujący".

Danielak-Wolińska-Brus

Jakie były te trzy życia morderczyni sądowej?
Urodziła się w 1919 r. w Warszawie jako Fajga Mindla Danielak.
Zmarła 26 listopada 2008 r. w podlondyńskim Oksfordzie jako Helena Brus.
21 listopada 1950 r., jako płk Helena Wolińska, na wniosek por. Zygmunta
Krasińskiego z Departamentu III MBP (walka z podziemiem), usankcjonowała
bezprawne aresztowanie szefa "Kedywu" Armii Krajowej - gen. Augusta Emila
Fieldorfa "Nila".
W konsekwencji doprowadziło to do śledztwa, skazania i zamordowania jednego
z największych bohaterów Polski Podziemnej (dowody winy spreparowano).
Gen. Fieldorf został powieszony 24 lutego 1953 r. w więzieniu mokotowskim w
Warszawie.
Kilkakrotnie uzupełniany wniosek ekstradycyjny o wydanie nam z Wielkiej
Brytanii tej zbrodniarki wymieniał jeszcze 23 inne osoby, które pozbawiła
wolności, łamiąc nawet stalinowskie "prawo" - m.in. bp. Czesława Kaczmarka,
wielu AK-owców, jak również komunistę Zenona Kliszkę, prawą rękę Gomułki.

Bezprawność decyzji wobec gen. Fieldorfa polegała na tym, że Wolińska
zatwierdziła jego aresztowanie dopiero po 11 dniach od jego zatrzymania, nie
przedstawiając do tego żadnych dowodów winy.
Drugi raz złamała prawo 15 lutego 1951 r., przedłużając areszt Fieldorfowi -
podobnie jak poprzednio, ex post (poprzedni nakaz obowiązywał do 9 lutego) i
również bez opisania czynu, który był mu zarzucany.
Tym samym działała w zbrodniczej zmowie z bezpieką, która od pierwszych
godzin torturowała generała.

III RP jak PRL

- Wolińską ścigano na mój wniosek. Była przecież pierwszym prokuratorem
wojskowym, który aresztował ojca. Jej odpowiedzialność za śmierć "Nila" była
taka sama jak całej reszty prokuratorów i sędziów z tej sprawy - mówiła mi
kilka lat temu Maria Fieldorf-Czarska, córka generała.
I opisywała, jak mordercy taty (nie) byli ścigani w III RP:

- Sąd Okręgowy w Warszawie utajnił rozprawę.
Na salę pozwolono wejść tylko mnie, dziennikarzy wyproszono.
Kazano mi nawet wyłączyć mikrofon.
Powiedziałam, że nie życzę sobie, aby po raz kolejny sprawa mojego ojca była
tajna, bo tak już było w PRL-u.
W 1952 r. mordu sądowego na ojcu też dokonano za zamkniętymi drzwiami.
Pani prokurator zagroziła, że oskarży mnie o obrazę majestatu sądu.
Gdy ważyły się losy wydania Wolińskiej Polsce, tygodnikowi "Sunday
 Telegraph" Maria Fieldorf powiedziała:
- Mój ojciec jest uznanym w świecie polskim patriotą, który walczył
szlachetnie w obronie kraju przed nazistami.
Wolińska, sama prześladowana przez Niemców, której rodzina zginęła z ich
rąk, nakazując aresztowanie ojca, faktycznie podpisała na niego wyrok
śmierci.
Dla dobra mojego taty, mojego bohatera, do końca życia będę walczyć o jej
ekstradycję, by stanęła w obliczu sprawiedliwości.
Sprawiedliwości, której mojemu tacie odmówiono.

Maria Fieldorf sprawiedliwości jednak nie doczekała (tak samo zresztą jak
odnalezienia szczątków ojca).
Jej słowa okazały się prorocze:
- Z prokurator Wolińską będzie tak, jak z sędzią Marią Gurowską, której nie
chciano postawić przed sądem.
Wielu osobom zależało, aby nie doszło do jej procesu.

16 kwietnia 1952 r. sędzia Maria Gurowska (z domu Zand) przewodniczyła
składowi sędziowskiemu, który skazał Fieldorfa na śmierć.
Zmarła - pod zmienionym nazwiskiem Górowska - w 1998 r., kiedy miał się
rozpocząć jej (grubo spóźniony) proces o "mord sądowy".

"Warszawska Dolores"

W wywiadach dla brytyjskiej prasy Wolińska oznajmiła, że ta "kretyńska
sprawa" jej "nic a nic nie obchodzi".
Że nie przyjedzie do Polski (podobno jej rodzinnego kraju), gdyż nie może tu
liczyć na sprawiedliwy proces, polskie władze nic jej nie obchodzą, a
prokuratorowi, który ośmielił się postawić jej zarzuty, "ukręciłaby łeb".
Już w "ludowej" partyzantce - GL i AL, pod wdzięcznym pseudonimem "Lena",
była znana z niewyparzonego języka; jej wulgarny styl przerażał nawet innych
stalinowców, ale bali się jej, bo niejednemu - ze względu na koneksje na
szczytach komunistycznej władzy - złamała karierę, a nawet "załatwiła"
odsiadkę.

(Jeden ze stalinowskich sędziów, który zwolnił z więzienia aresztowanych
wcześniej przez Wolińską świadków Jehowy, relacjonował jej późniejszy
telefon:
"Dzwoniła do mnie >warszawska Dolores< [przydomek Wolińskiej] (.) i pytała,
na jakiej podstawie zwolniliście jehowców.
Odpowiedziałem, że na podstawie decyzji sądu.
Wówczas powiedziała: >Nie bądź cie tacy mądrzy< i wyzwała mnie od ch.".)

Nieliczni, jak wspomniany już "Daily Mail", uważali ekstradycję za zasadną:
"Polska jest krajem demokratycznym, przyjaznym wobec Wielkiej Brytanii.
Nie ma powodu, by kwestionować niezawisłość polskiego wymiaru
sprawiedliwości.
W sprawie Wolińskiej rząd brytyjski jest na moralnie grząskim gruncie".

Heleny Wolińskiej bronił oczywiście Włodzimierz Brus, używając znanej
żydowskiej retoryki, że żona jest. "kozłem ofiarnym".
Nikt niestety nie sprawdził najważniejszego wątku, który mógł otworzyć drogę
do ścigania tego "kozła".
Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy Wolińska ubiegała się o przyznanie
jej brytyjskiego obywatelstwa, we wniosku musiała odpowiedzieć na pytanie:
czy brała udział w prześladowaniach, czy było wobec niej prowadzone
śledztwo?
Jeśli odpowiedziałaby twierdząco, nie mogłaby dostać brytyjskiego
obywatelstwa.
Musiała zatem skłamać.
Dowód?
Śledztwo przeciwko Wolińskiej (jak również innym stalinowskim
funkcjonariuszom) prowadziły w latach 1956-1957 dwie komisje prokuratora
generalnego PRL Mariana Mazura.
Obie komisje postawiły jej szereg poważnych zarzutów, objętych sankcją
karną - m.in. aresztowania bez dowodów winy i niereagowanie na skargi o
przestępczych metodach śledczych.
Wówczas Wolińską zwolniono jedynie z prokuratury "z uwagi na to, że
charakter i rozmiar zarzutów z okresu pełnienia przez nią w naczelnej
prokuraturze wojskowej kierowniczego stanowiska dyskwalifikuje ją jako
prokuratora" i zdegradowano.

Podwieczorek ze zbrodniarzem zobowiązuje.

W filmie Pawła Pawlikowskiego Wanda popełnia samobójstwo.
W rzeczywistości Wolińska zmarła śmiercią naturalną - jak już pisaliśmy - w
2008 r. w Oksfordzie.
Rzeczpospolita" napisała:
"Zgodnie z oficjalnym komunikatem jej pogrzeb miał się odbyć w miejscowym
kościele.
Ludzie, którzy przybyli na uroczystość, dowiedzieli się jednak, że o tej
porze odbędzie się ceremonia pochówku kogoś innego.
W ten sposób rodzina Wolińskiej zmyliła osoby postronne i dziennikarzy
którzy chcieli wziąć udział w pogrzebie.
Wolińską pochowano w tajemnicy dwa dni wcześniej.
W ceremonii w obrządku żydowskim wzięło udział ok. dziesięciu osób, między
innymi prof. Kołakowski.
Uroczystość miała przebiegać w bardzo spokojnej atmosferze.
Nic nie zakłóciło pogrzebu komunistycznej prokurator".
Kilka miesięcy później, w lipcu 2009 r., prof. Leszek Kołakowski podążył za
swoją przyjaciółką.
Ciekawe zresztą, czy w ostatniej drodze zbrodniarki uczestniczył Paweł
Pawlikowski.
W końcu wspólne podwieczorki powinny do czegoś zobowiązywać.

Na grobie państwa Brusów na żydowskim cmentarzu w Oksfordzie wśród liter w
języku hebrajskim nie ma ani słowa - prócz miejsca urodzenia - o ich
związkach z Polską.
Faktycznie, oboje zasłużyli się Polakom jak najgorzej.
Szczególnie "fajna, otwarta, ironiczna, ciepła" pani, która - nie bacząc na
jej zbrodnie - stała się inspiracją dla reżysera filmu kandydującego do
Oskara.
Tadeusz Sobolewski, krytyk "GW", zachwycił się przesłaniem filmu: "Krwawa
Wanda była komunistką, stalinowską prokuratorką, wysyłała na śmierć >wrogów
ludu<.
Teraz pije.
Sama sobie wymierza karę".
I o to właśnie chodzi - żeby komunistyczni zbrodniarze sami sobie wymierzali
karę, czyli żeby tej kary w ogóle nie było.
A potem - już po śmierci - żeby żyli w filmach, które relatywizują ich
zbrodnie.

Bo reżyser "Idy" przyznaje, że stara się Wolińską zrozumieć (czy zrozumiałby
też np. Josefa Mengele), żeby nie została "wyklęta".
Ciekawe, co na to ofiary takich bestii, potworów w mundurze, w tym gen.
August Emil Fieldorf "Nil" i jego rodzina?
Co na to prawdziwi wyklęci - polscy Żołnierze Niezłomni?
A co na to III RP?
Pookrągłostołowe państwo nie protestuje przeciwko takim produkcjom, tylko
dodatkowo je reklamuje, uważając za towar eksportowy - najpierw zakłamane
"Pokłosie", teraz "Idę".
Aby to się zmieniło potrzebna jest - cytując prof. Marka Jana
Chodakiewicza - KONTRREWOLUCJA.
Tadeusz M. Płużański
źródło http://nczas.com/publicystyka/ida-czyli-zaklamana-wolinska/

"Ida" czyli zakłamana Wolińska

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona