Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy!

Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy!

Data: 2010-04-28 09:05:13
Autor: karwanjestkretynem
Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy!
w Tbilisi nie była przygotowana nawet prezydencka ochrona - mówi kpt. Grzegorz Pietruczuk

W sobotę opisaliśmy akta prokuratury wojskowej, która w 2008 r. badała doniesienie posła Karola Karskiego (PiS) na pilota prezydenckiego Tu-154, że nie wykonał rozkazu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Incydent miał miejsce 12 sierpnia 2008 r. Prezydent Lech Kaczyński z przywódcami Litwy, Łowy, Estonii i Ukrainy leciał z pomocą dyplomatyczną do Gruzji, do której wkroczyły wojska rosyjskie. Ze względu na zagrożenie przestrzeni powietrznej nad Gruzją plan lotu zakładał, że samolot wyląduje w Gandżi w Azerbejdżanie, a stamtąd delegacja samochodami przejedzie do Tbilisi. Jednak podczas międzylądowania w Symferopolu (Krym) prezydent zażądał bezpośredniego lotu do Tbilisi. Dowódca samolotu kpt. Grzegorz Pietruczuk odmówił. Argumentował, że to zbyt wielkie zagrożenie. Prezydent i jego ministrowie interweniowali u przełożonych pilota i szefa MON. Świadkiem incydentu był kpt. Arkadiusz Protasiuk, wtedy drugi pilot. To kpt. Protasiuk był dowódcą prezydenckiego Tu-154, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem.

Gdy kpt. Pietruczuk nadal odmawiał, do kabiny (samolot ciągle stał na lotnisku) wszedł Lech Kaczyński. Osobiście kazał lecieć do Tbilisi. Pilot pozostał nieugięty. Informacji o osobistej interwencji prezydenta zaprzeczali po naszej publikacji: europoseł PiS Adam Bielan, dziennikarz Michał Karnowski (byli wtedy na pokładzie) i "Wiadomości" TVP, mimo że w tekście opieraliśmy się na udostępnionych nam aktach.

Padły oskarżenia, że "Gazeta", przypominając sprawę, sugeruje, że to Lech Kaczyński jest odpowiedzialny za katastrofę prezydenckiego Tu-154, który 10 kwietnia 2010 r. rozbił się pod Smoleńskiem.

Dzisiaj publikujemy wywiad z kpt. Pietruczukiem, który po raz pierwszy opowiada o "incydencie gruzińskim".



Rozmowa z kpt. Grzegorzem Pietruczukiem

Marcin Górka: Jak wyglądał tamten lot z prezydentem Lechem Kaczyńskim?

Kpt. Grzegorz Pietruczuk: Rano poleciałem na Litwę, Łotwę i Estonię, gdzie zabierałem na pokład głowy tych państw. Przed południem wróciłem do Warszawy. Tu wsiadł prezydent Lech Kaczyński i wystartowaliśmy do Symferopola, gdzie miałem zabrać jeszcze prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę. Tam odbyło się tankowanie, catering itd. W tym czasie na pokładzie byli pan minister Stasiak i pan minister Łopiński, bo pan prezydent był wtedy w salonce VIP na lotnisku. Obaj ministrowie przekazali mi, że pan prezydent chce wylądować w Tbilisi.

Jak pan na tę prośbę odpowiedział?

- Że przeanalizuję warunki lądowania. Kiedy to zrobiłem, stwierdziłem, że ten lot nie może się odbyć ze względu na warunki bezpieczeństwa. Nie tylko nie mieliśmy zgody dyplomatycznej, o której się potem mówiło, bo to tylko jedna z kilku przyczyn. Brak było też informacji o sytuacji pogodowej na lotnisku, o jego stanie i systemach nawigacyjnych. Nie wiedziałem też, czy będę miał jakąkolwiek łączność radiową. Kolejna przyczyna: nad terytorium Gruzji operowały rosyjskie samoloty bojowe. My nie mamy żadnych systemów, które umożliwiałyby rozpoznanie, ostrzeganie o promieniowaniu przez radar itp. Jesteśmy ślepi, takie samoloty wyłączają urządzenia identyfikujące i można się z nimi nawet zderzyć!


I taką odpowiedź dał pan jeszcze na lotnisku w Symferopolu?

- Tak. Nie pamiętam dokładnie, ale przekazałem ją chyba panu ministrowi Stasiakowi. Po konsultacjach z wieloma źródłami, m.in. z dowódcą pułku, któremu też przekazałem opis sytuacji. On też powiedział, żeby nie lecieć do Tbilisi.

Jaka była odpowiedź otoczenia prezydenta?

- Mimo wszystko chcieli, żeby ten wylot się odbył. Głównie pan Stasiak. Pytał, co trzeba zrobić, żeby ten lot się odbył. Odpowiedziałem, że muszę mieć jakiekolwiek informacje, których nie jestem w stanie zdobyć. Zrobiłem maksymalnie wszystko, łącznie z telefonem do moich znajomych w Tbilisi, żeby dowiedzieć się o tym, co się tam dzieje.

Chciał pan wykonać to polecenie prezydenta?

- Gdyby była taka możliwość, to oczywiście, że tak. To nie jest tak, że jak my się uprzemy, to koniec. Gdybym mógł wykluczyć obecność rosyjskich samolotów, gdybym zweryfikował te wszystkie warunki, nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby polecieć. Przecież to już się zdarzało, np. gdy spadła CASA, lecieliśmy do Zagrzebia i natychmiast zmieniliśmy plany i wracaliśmy do Warszawy.

Na tym zakończyła się dyskusja z ministrem Stasiakiem?

- W zasadzie tak. Jeszcze raz przeanalizowałem sytuację z szefami ochrony VIP-ów prezydenta Kaczyńskiego i prezydenta Juszczenki. Stwierdzili, że nie są przygotowani do wykonania takiego zadania. Upewniłem się wtedy, że lot do Tbilisi byłby zbyt niebezpieczny dla pasażerów.


Wtedy przyszedł prezydent Lech Kaczyński?

- Po zatankowaniu samolotu. Jak byli już wszyscy na pokładzie, wszedł do kabiny pilotów. Zapytał mnie, czy wiem, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Odpowiedziałem, że wiem, że to pan prezydent. Usłyszałem: "W takim razie polecam wykonać lot do Tbilisi". Prezydent odwrócił się i wyszedł z kabiny. Ja jeszcze raz przeanalizowałem całą sytuację, czy czegoś nie przeoczyłem. Upewniłem się, że nie mogę lecieć do Tbilisi. Poprosiłem pana Krzysztofa Olszowca [szef ochrony Lecha Kaczyńskiego], żeby przekazał panu prezydentowi, jaka jest sytuacja, i czekałem na dalsze dyspozycje oprócz tej, która była niewykonalna. Pan prezydent przekazał mi, że skoro nie można nic zrobić, mamy lecieć do Gandżi.

Na miejscu drugiego pilota siedział kpt. Arkadiusz Protasiuk, który 10 kwietnia dowodził lotem do Smoleńska. Rozmawialiście o tym niewykonalnym zadaniu?

- Zawsze konsultuję takie zadania z załogą. Arek był tego samego zdania. Miałem poparcie całej załogi.

Kpt. Protasiuk był przestraszony tą sytuacją?

- Nie, on wykonywał swoje zadania. Cała odpowiedzialność spoczywała na mnie.

W czasie wizyty, w drodze powrotnej, prezydent wracał do sprawy?

- Wychodząc z samolotu, powiedział do mnie krótkie zdanie: Jeszcze się policzymy. Wróciliśmy do kraju. Zameldowałem o tej sytuacji dowódcy sił powietrznych i ministrowi obrony narodowej.

Było jakieś "liczenie się", jak zapowiedział prezydent?

- Bezpośrednio pan prezydent nigdy do tego nie wracał, a lataliśmy potem przecież razem wiele razy. Po jakimś czasie pan poseł Karski złożył na mnie doniesienie do prokuratury, że nie wykonałem rozkazu. Nie było to przyjemne.

To miała być nauczka?

- Byłem na to przygotowany, że nie wszyscy się z moją decyzją zgadzają. Ale prokurator podszedł do sprawy bardzo solidnie. Uznał, że moje decyzje były podjęte na podstawie przepisów, które mówią wyraźnie, że ja odpowiadam za bezpieczeństwo pasażerów. Także ze strony dowództwo pułku, sił powietrznych, ministra obrony nie mieli mi nic do zarzucenia.

Przeżywaliście potem z kpt. Protasiukiem tamto zajście?

- Nie. Potraktowaliśmy to jako lot, podczas którego trzeba było podjąć taką, a nie inną decyzję. Arek był człowiekiem wybitnie spokojnym. Nie zauważyłem, żeby jakoś to na niego wpłynęło. Jak było faktycznie, tylko on to pewnie wiedział.



http://wyborcza.pl/1,75478,7821881,Incydent_gruzinski_oczami_pierwszego_pilota.html


Przemysław Warzywny

--

"Tragedia smoleńska staje się na naszych oczach nowym mitem PiS. Miałby on sprawić, że partia Jarosława Kaczyńskiego powtórzy sukces z 2005 r.? "Układ" już się zużył, bo gdy PiS rządził, nie zdołał go wytropić, choć miał kontrolę i nad służbami specjalnymi, i przyjazny IPN".

Data: 2010-04-28 03:07:38
Autor: Grzegorz Z.
Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bi elan i Karnowski to kłamcy!
Cóż, gdyby i tym razem pilot nie uległ niewysokiemu szantażyście to
byśmy dzisiaj może czytali na psp o "agencie razwiedki Protasiuku
który zakłócił przebieg katyńskich uroczystości".

Data: 2010-04-28 12:35:45
Autor: karwanjestkretynem
Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy!

Użytkownik "Grzegorz Z." <blogfiles@gazeta.pl> napisał

Cóż, gdyby i tym razem pilot nie uległ niewysokiemu szantażyście to
byśmy dzisiaj może czytali na psp o "agencie razwiedki Protasiuku
który zakłócił przebieg katyńskich uroczystości".


Bardzo prawdopodobne.

Przemysław Warzywny

--

"Tragedia smoleńska staje się na naszych oczach nowym mitem PiS. Miałby on sprawić, że partia Jarosława Kaczyńskiego powtórzy sukces z 2005 r.? "Układ" już się zużył, bo gdy PiS rządził, nie zdołał go wytropić, choć miał kontrolę i nad służbami specjalnymi, i przyjazny IPN".

Data: 2010-04-28 09:37:34
Autor: abc
Czy to ten sam samolot?
http://video.cnnturk.com/2010/haber/4/10/polonya-liderinin-ucagi-dustu-132-olu
Jest go jakby więcej...

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2010-04-28 12:39:01
Autor: karwanjestkretynem
Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy.

Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał

Jest ....

Kto ci lefebrystyczny tłuku pozwolił zmienic tytuł mojego posta?

Przemysław Warzywny

--

"Tragedia smoleńska staje się na naszych oczach nowym mitem PiS. Miałby on sprawić, że partia Jarosława Kaczyńskiego powtórzy sukces z 2005 r.? "Układ" już się zużył, bo gdy PiS rządził, nie zdołał go wytropić, choć miał kontrolę i nad służbami specjalnymi, i przyjazny IPN".

Data: 2010-04-28 17:19:44
Autor: Tytus
Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy.

"karwanjestkretynem" <Brońmy RP przed pisem@..pl> wrote in message news:hr9389$905$1inews.gazeta.pl...

Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał

Jest ....

Kto ci lefebrystyczny tłuku pozwolił zmienic tytuł mojego posta?

Przemysław Warzywny

--

warzywniak bo ci zylka peknie :)
ps. nie uzywaj slow, ktorych znaczenia nie znasz durniu...

Incydent gruziński oczami pierwszego pilota. Bielan i Karnowski to kłamcy!

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona