Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Islamski Bękart"

"Islamski Bękart"

Data: 2013-02-19 05:54:13
Autor: Stachu Chebel
"Islamski Bękart"
On 19 Lut, 13:08, "Grzegorz Z." <to...@higginson.org> wrote:
 Na Wyspach przybywa muzułmanów, którzy nie chcą integracji, rządzą się
swoimi prawami. "Muzułmańskie patrole", które ganiają na ulicach Londynu
kobiety w krótkich spódnicach? To tylko zwiastun tego, co nadchodzi. Ta
kultura ma moc wydobywania z ludzi tego, co najgorsze. Na północy Anglii
sytuacja jest wręcz krytyczna - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Alexander Khan,
autor książki "Islamski bękart".

Dziś publikujemy drugą część naszej rozmowy z pisarzem. W pierwszej,
Alexander opowiedział nam o swoim dzieciństwie, w którym uprowadzony przez
swoich najbliższych wylądował w szkole islamskiej, w której rekrutowano
przyszłych dżihadystów.

Dziś Alexander współpracuje z brytyjską fundacją, której celem jest
szerzenie świadomości na temat niebezpieczeństw związanych z
fundamentalizmem religijnym. W tej drugiej części rozmowy opowiada nam o
rosnących dziś napięciach społecznych w społeczeństwach wielokulturowych.

Joanna Berendt: W książce "Islamski bękart" opisujesz, jak różnice
kulturowo-etniczne rozdzieliły cię z matką i rzuciły na pastwę religijnych
ekstremistów w pakistańskiej medresie. Jednak ta historia opisuje coś
więcej niż tylko twój osobisty dramat. Ilustruje wyzwania, przed jakimi
stoi dziś multikulturalizm.

Alexander Khan, autor "Islamskiego bękarta": Swoją historię spisywałem w
2008 r. Mimo to dziś wydaje mi się ona dużo bardziej aktualna niż wtedy.
Szczerze mówiąc, sam jestem przerażony tym, jak bardzo. Jak bardzo
mieszkające w Wielkiej Brytanii wspólnoty azjatyckie czy bliskowschodnie
nie chcą się integrować z tymi, których uważają za "niewiernych". //Jest
mnóstwo takich miejsc, które rządzą się własnymi prawami, i wszyscy o tym
wiedzą.//

Co gorsza, media nie pokazują nawet ułamka tego, co się dzieje - zabójstwa
honorowe, aranżowanie małżeństw kilkulatków, szkolenia dla terrorystów...

Mnie przerażają nagrania z "patroli muzułmańskich" w Londynie, które
ganiają przechodniów po ulicach za spódnicę przed kolano czy picie
alkoholu.

- Boję się, że to tylko zwiastun tego, co nadchodzi. Coraz liczniejsze
rzesze brytyjskich dżihadystów wracają do kraju ze szkoleń w Pakistanie,
Afganistanie, Libanie czy Syrii, przywożąc ze sobą ogromne pokłady agresji
i przemocy. Co więcej, ci ludzie mają coraz większy wpływ na członków
społeczności imigranckich, które nie chcą się integrować z brytyjskim
społeczeństwem, i coraz częściej patrzą na innowierców z góry.

Władze powinny jasno zakomunikować imamom, że to, co się dzieje, jest
absolutnie nie do przyjęcia i że będą konsekwencje takich zachowań. Bo z
tymi bandziorami trzeba się policzyć.

Bandziorami? Mocno to brzmi.

- Nazywajmy rzeczy po imieniu. Francja już znalazła sposób na radzenie
sobie z częścią problemu. Będzie deportować imamów nawołujących do
terroryzmu. I to dobry pomysł. Trzeba pozbyć się radykałów, którzy chcą
krzywdzić innych. Nawet jeżeli robią to tylko słowami. To złe słowa robią
ci pranie mózgu, po którym idziesz wysadzać się w imię Allaha, zabijając
przy tym niewinnych.

Deportacja A może w ogóle ograniczyć napływ imigrantów?

- Trzeba się nad tym zastanowić. Bo na integrację może być już za późno.
Muzułmańskie dzieci wychowywane w Wielkiej Brytanii często lądują w
medresach, co drastycznie zmniejsza ich szansę na integrację. Ja sam,
dorastając w stricte muzułmańskiej okolicy, miałem później problemy z
asymilacją. Wszyscy moi przyjaciele i znajomi byli muzułmanami. Podczas
krótkiego pobytu w szkole nigdy nawet nie widziałem białego ucznia. Każdy
wypad do centrum miasta był jak wylot na obcą planetę - bo tak inny był ten
zewnętrzny świat od tego naszego wewnętrznego. Dziś dla wielu młodych
muzułmanów nie wygląda on inaczej. Gdzie tu miejsce na integrację?

Londynowi się udało. Jeżeli pominiemy kwestię patroli muzułmańskich, to
miasto daje nadzieję.

- Za każdym razem, jak odwiedzam Londyn, to jakbym wkraczał do zupełnie
innego świata. Otacza cię tylu różnych ludzi, nikt się nie wyróżnia, nikt
za nikim się nie ogląda... Tak, Londyn daje mi nadzieję. Tu jednak
przedstawiciele różnych narodowości w wielu przypadkach są zmuszeni do
integracji. Ale nawet to miasto ma dzielnice, w których mieszkają przede
wszystkim muzułmanie, którzy alienują się od reszty.

To i tak nic w porównaniu do np. miast na północy Anglii, gdzie sytuacja
jest krytyczna. Kojarzysz Bradford niedaleko Leeds? Jest tam tylu Azjatów,
że prawie nie widać białej populacji. Niektórzy o Bradford mówią Brakistan
z powodu ogromnej pakistańskiej mniejszości - choć w tym kontekście słowo
"mniejszość" brzmi jak kiepski żart.

Problemem jest to, że te wspólnoty pozostają zamknięte, nie mieszają się z
"rdzenną" ludnością.

Inna sprawa, że o ile w latach 80. ludzie ci mieli w dużym stopniu taką
"wiejską" mentalność - wyniesioną na świeżo z ojczyzny - to dziś często nie
mogą się oprzeć liberalniejszym wpływom. Zwłaszcza ich dzieci. Każde
kolejne pokolenie jest proporcjonalnie nieco bardziej otwarte i
zasymilowane.

Ale to tylko część historii. Z jednej strony bardziej się liberalizują, z
drugiej - tworzą te patrole.

- Niestety. Ekstremistyczne odłamy próbują dać odpór tej liberalizacji,
więc wzmagają wysiłki na rzecz radykalizacji młodzieży. To działa w obie
strony.

Ludzie jednak jakby nie chcieli widzieć tej liberalizacji. W historii
14-letniej Malali, która zaczęła nawoływać władze Pakistanu do edukowania
dziewczynek, skupiono się na Talibach, którzy kilkukrotnie próbowali ją
zabić, a nie na oddolnym ruchu, który buntuje się przeciwko radykalizmowi.

- Coś w tym jest... Malala jest z północno-zachodniej Anglii, gdzie
stosunki między muzułmanami i resztą lokalnej społeczności są bardzo,
bardzo napięte. Jestem przekonany, że Malala sama mocno wierzy w to, co
robi. Bo kobiety w tej kulturze nie mają dobrze. Nie mogą nawet wyjść do
lokalnego sklepu bez męskiej eskorty. Wyjątkiem mogą być co najwyżej
wspólne zakupy z sąsiadkami - to jest jeszcze dopuszczalne. Muzułmańskie
kobiety są bardzo odizolowane w swoim własnym domu.

I ta 14-latka pomyślała, że nie - tak nie może być, dziewczynki trzeba
edukować, aby nie były tak bezradne, by myśleć, że nie mogą wyjść nawet
same do sklepu. Talibowie jednak bardzo boją się przejawów takiego
wolnomyślicielstwa, mają swoje prawo szariatu i nie pozwolą, żeby ktoś je
opluwał, nawet jeżeli tym kimś jest nastolatka. Jeżeli stanie ona im na
drodze, to nie będą mieli skrupułów, żeby ją usunąć sobie z drogi. I to
właśnie próbowali zrobić.

To nie ma sensu, stworzyli w ten sposób męczennicę. Do tej pory wszyscy
mówią o jej odwadze i o ich okrucieństwie!

- To prawda, ale talibowie nie myślą tak strategicznie. Zabicie tej
nastolatki wydawało im się wspaniałym wyjściem - zniknie dziewczyna,
zniknie problem. Myślę, że mogli być nawet zdziwieni ostatecznym efektem i
tym, ile uwagi poświęcono na świecie tej sprawie.

Ale nie zapominajmy, że rozmawiamy o niewielkiej - choć bardzo wpływowej -
grupie ekstremistów. Przecież miliony w Pakistanie sprzeciwiały się tej
wendecie przeciw 14-latce.

- Oczywiście. I w Anglii też jest mnóstwo muzułmanów, którzy płacą podatki,
udzielają się społecznie i są szczęśliwi, będąc częścią tego społeczeństwa.

A ty?

- Ludzie często mnie pytają, czy nadal jestem muzułmaninem. I tak - jestem.
Zostałem w tej religii wychowany. Wierzę w Allaha, Mahometa, Jezusa....
Kiedy chcę się pomodlić, idę do meczetu. Ale nie mam potrzeby nawracania
czy zwalczania tych, którzy wierzą w co innego. Moja żona jest
chrześcijanką i w życiu nie przyszłoby mi do głowy, aby próbować to
zmieniać. W życiu! Nasze dzieci, kiedy już będziemy je mieli, też będą
mogły wybrać, w co chcą wierzyć, i otrzymają nasze absolutne wsparcie.

Moja historia dotyczy dziecka odebranego matce, nad którym znęcają się
członkowie jego rodziny, którzy akurat wyznają Allaha. Ale to mogło zdarzyć
się gdziekolwiek. Podejrzewam też, że gdyby mój ojciec tak wcześnie nie
zmarł, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

Jak o sobie dziś myślisz, jeżeli chodzi o twoją tożsamość narodową?

- Jestem brytyjskim muzułmaninem. Tyle.

Czemu zmieniłeś imię? Innego używasz w książce, a innego na co dzień.

- I żadne z nich nie jest moim prawdziwym... Blisko trzy lata temu w
Birmingham pojawiła się grupa ekstremistów, którzy poprzysięgli znaleźć i
zabić wszystkich muzułmanów, którzy służyli czy służą w brytyjskim wojsku.
Dostałem w tej sprawie list od armii, że ktoś może na mnie tym radykałom
donieść. Ze względów bezpieczeństwa zmieniłem więc imię.

Myślisz, że ryzyko, że cię znajdą, było poważne?

- Na pewno. Dziś w brytyjskim wojsku służy 95 tys. osób, z czego tylko 300
jest muzułmanami. A 20 lat temu, kiedy wstępowałem do armii, było jeszcze
gorzej. Ale to był jedyny sposób na ucieczkę od mojej rodziny, która
chciała mnie odesłać do Pakistanu, abym poślubił moją małą kuzynkę i stał
się dobrym muzułmaninem. Taki wyjazd czekał każdego, kto za bardzo polubił
zachodni styl życia. Dawał czas na wybicie sobie bzdur z głowy.

A kiedy bzdur z głowy wybić się nie dało?

- Oj... W Wielkiej Brytanii miałem taką kuzynkę, Aishę. Z nią jedną w
rodzinie dobrze się dogadywałem. Aisha była kilka lat ode mnie starsza i
była niesamowicie żywiołowa, uwielbiała tańczyć, a po kryjomu słuchała
zachodniej muzyki i oglądała brytyjskie programy rozrywkowe. Nie ...

więcej >>

Propagandowe sranie... Czekam na kolejne artykuły gazety opisujące
postępowanie brytoli tu i ówdzie z czasów ich obecności wśród owych
kultur zła. Też się jakoś tam nie mogli zintegrować.

"Islamski Bękart"

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona