Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Jak PiS wykańczał narodowców

Jak PiS wykańczał narodowców

Data: 2013-11-21 19:32:46
Autor: boukun
Jak PiS wykańczał narodowców
Robert Larkowski - jak żył i jak został zamordowany?

Motto:
"Wiesza to się chłop, a szlachta ginie pod sztandarami".
Robert Larkowski, lipiec 2013 r.

Życie Roberta, to w publicystyce cała historia naszej Ojczyzny. Mistrzowski styl w ponad tysiącu tekstach, do którego długo nikt nie będzie miał szans nawet się zbliżyć. Dla mnie związek z Nim, tak jak i zresztą dla Niego ze mną, to najlepszych 15 twórczych lat życia. To bardzo trudny, w zasadzie najtrudniejszy do napisania dla mnie tekst: o ideowym życiu, walce, klęsce i śmierci. O przyjaźni kosztem życiowych uciech, która obwarowana była nadrzędnymi, ideowymi celami. Robert czasami mówił, "że w tej dziedzinie, to jest nas tylko dwóch i do końca musimy trzymać się razem".


Obaj wyobrażaliśmy sobie ten koniec inaczej niż on nastąpił. Braku Tego Człowieka nie da się niczym zastąpić. To co On ubierał w słowa, ja wprowadzałem w czyny. Tak krok po kroku, aż do przepaści, bo nasza praca okazała się utopią i romantycznym marzeniem o przywróceniu, choćby do drobnej części umysłów naszych Rodaków, idei Wielkiej Polski. Dlatego bardzo niewiele osób, jednostki w Polsce, rozumiały, to co pisał i mówił. Mnie ten styl zafascynował od pierwszego przeczytanego tekstu w kultowym wówczas piśmie "Szczerbiec" pod red. Adama Gmurczyka. Robert publikował już w nim kilka lat. Z cenzorskimi problemami, jako że ww. widząc, iż Robert przerasta go intelektualnie, co w jego opinii mogło grozić utratą wodzowskiej pozycji, także w Narodowym Odrodzeniu Polski, pozbył się Go z pisma. A był to politycznie gorący czas.

Sierpień 1998 r. Na Oświęcimskim Żwirowisku pojawił się Kazimierz Świtoń, jako obrońca papieskiego krzyża i. polskości. Tenże "obrońca polskości" był przecież w pierwszej kadencji Sejmu RP w latach 1991-1993 posłem z ramienia. Ruchu Autonomii Śląska! No ale wówczas byłem jeszcze skłonny do zawierania kompromisów, wiec pojawiłem się w sierpniu 1998 r. z ofertą pomocy na Oświęcimskim Żwirowisku i przez chwilę miałem "wielki zaszczyt" porozmawiać ze Świtoniem przez ogrodzenie, a właściwie usłyszeć od niego: "Spier. pan stąd. Mnie tu żadna pomoc nie potrzebna. Ja tu sam rozkręcę wielką politykę i zostanę prezydentem!". Całość ponad rocznych wydarzeń zrelacjonowałem w książce pt. "Polsko-żydowska wojna o krzyże i nie tylko", za którą mam osobny wyrok. To wówczas zrodził się pomysł uruchomienia ogólnopolskiej gazety narodowej, której pierwszy numer ukazał się w końcu września 1998 r. Już do kolejnych wydań, jako publicysta, zgłosił się Robert Larkowski. Ucieszyło mnie to, bowiem wiązało się to z Jego akceptacją profilu tematycznego pierwszych numerów "Tylko Polska". Szybko dołączyli do nas inni znani publicyści, jak prof. Edward Prus, Henryk Pająk czy dr Dariusz Ratajczak.

Mija właśnie 15 lat istnienia gazety. Przez te lata wydarzyło się bardzo dużo istotnych rzeczy, które opisywane były także przez Roberta. W innych, jak np.: kampaniach wyborczych, czy referendum o przystąpieniu Polski do UE tygodnik brał udział, jako organ prasowy narodowców. Wydarzenia w Jedwabnem wręcz współtworzył. Za szyldem stał zespół twardych, doświadczonych i bezkompromisowych wojowników, perfekcyjnie władających piórem. Za przyzwoleniem wrogów niechby i sobie pisali w niszowym piśmie, tyle że po nieudanej próbie scalenia przeze mnie narodowych grup na Oświęcimskim Żwirowisku i w 2003 r. w trakcie referendum, skupieni wokół gazety publicyści zaakceptowali mój pomysł powołania Polskiej Partii Narodowej. I w styczniu 2004 r. została ona zarejestrowana. To właśnie Robert był samodzielnym autorem jej założeń ideologicznych, a ja programowych. Już wcześniej, w trakcie organizacji, został jej wiceprezesem ds. ideologicznych. Przez kilka miesięcy pozyskaliśmy 7 tys. członków i ponad 200 kół terenowych. Nie było więc problemu z zebraniem podpisów pod listami poparcia i rejestracji wszystkich 41 poselskich i 28 na 40 senatorskich okręgów w wyborach parlamentarnych 2005 r., oraz zarejestrowaniem mnie jako kandydata na urząd Prezydenta RP. To wówczas Robert, pierwszy i ostatni raz, miał możliwość wzięcia udziału w dużych debatach w telewizji publicznej prowadzonych m.in. przez red. Pieńkowską oraz radiowych m.in. w towarzystwie takich adwersarzy, jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, która po każdej kolejnej wypowiedzi Roberta teatralnie załamywała ręce i syczała. "Jezus Maria!".

No ale hitem był i nadal jest nasz udział w słynnym programie "Młodzież Kontra" z 23 września 2005 r. Jest on dostępny zarówno  na YouTube, jak i na stronie PPN i zawsze go gorąco polecam, jako egzemplifikację postPRLowskiego szamba moralnego, które nie wyschło, ale się rozlało z ówczesnej do obecnej Młodzieży Wszechpolskiej, oraz do innych narodowych czy raczej pseudo-narodowych organizacji od NOP, przez ONR po OWP, itd. To dlatego PPN jest tak znienawidzony, bo nikt nie jest nam w stanie udowodnić choćby jednego kłamstwa. Kreowanie nie pustosłowiem, tylko organiczną pracą ideowych zasad obozu narodowego umarło z chwilą, gdy ze średniej liczącej się partii, która mając przyzwoitą zaliczkę zdobycia 210 tys. głosów przy lepszej koniunkturze politycznej w kolejnych wyborach, mogłaby wejść do parlamentu, ale pięcioletnimi prokuratorskimi szykanami została rozbita organizacyjnie. I trzeba przyznać, że zarówno  krajowe, jak i obce służby, obawiające się stałego wzrostu popularności nacjonalistycznej partii, wzięły się profesjonalnie do pracy. Jej szczegóły w lutym br. szeroko ujawnił prawicowy tygodnik "W Sieci", opisując finansowanie przez wywiad rosyjski i Mossad członków MW, ONR i innych ugrupowań. Szkolenie ich na obozach w propagowaniu nazistowskiej symboliki, którą następnie w różnych okolicznościach publicznie demonstrują w Polsce. Cel - kompromitacja wszystkich narodowców, czyli bijącego się wówczas o parlamentarną reprezentację PPN. W szczytowym czasie kampanii 2005 r., to ONR publicznie, w świetle kamer, paradował z hitlerowskim pozdrowieniem. Nie tylko w mojej ocenie był to główny powód, iż nie przekroczyliśmy wówczas 5-procentowego progu wyborczego.

Robert startował z 1. miejsca w swoim opolskim okręgu. Bardzo się przydał w kampanii jako autor większości materiałów propagandowych. Rozwijam wątek kampanii 2005 r., ponieważ to wówczas nastąpił początek końca naszej politycznej działalności na liczącą się skalę.

Jasne jest, że pojawienie się PPN i to sprawnością organizacyjną dorównujące kilku największym partiom, spowodowało różne prowokacje. I tak w Białymstoku w końcówce kampanii w centrum miasta przed naszym lokalem lewactwo zorganizowało dużą i agresywną pikietę. Powybijali w nim szyby i wrzeszczeli: "Naziole, faszyści". Zjawiła się policja, która wtargnęła do lokalu w poszukiwaniu nazistowskich materiałów propagandowych! Okazało się bowiem, że Adam Czeczetkowicz, jako jedna z wielu osób, która zbierała podpisy poparcia, rozkleił na słupach i przystankach autobusowych prymitywne plakaty z antyżydowskimi hasłami, które były przyozdobione swastykami i. logiem PPN! Po przeszukaniu przez policję z nakazu prokuratury jego miejsca zamieszkania, okazało się, że ma on potężną kolekcję nazistowskiej literatury, plakatów, muzyki, a nawet swoich zdjęć na tle swastyki z hitlerowskim pozdrowieniem! Naziol pełną gębą, a do tego jeszcze psychol, więc obowiązkowo dano mu adwokata z urzędu. Nigdy nie był członkiem PPN, ale jak tysiące innych osób pomagał nam w kampanii jako wolontariusz i nie miałem pojęcia kim on naprawdę jest. Zresztą w kampanijnym "młynie" trudno wszystkich sprawdzić. Skończyło się gigantycznym procesem sądowym z oskarżeniem 6 osób w tym tegoż Adama, Roberta i mnie! W zasadzie to co zrobił ów Adam było pretekstem do posadzenia na ławie oskarżonych Roberta i mnie, co też wyrażało się publicznymi wypowiedziami rzecznika Prokuratury Okręgowej w Białymstoku - Adama Kozuba, który zapowiadał wystąpienie o delegalizację PPN po szybkim zakończeniu procesu. Tyle, że proces trwał prawie 2 lata i skończył się skazaniem w zawieszeniu m.in. Roberta. Mając jako jedyny adwokata z wyboru prof. Piotra Kruszyńskiego wyszedłem z niego umorzeniem. Prawdą jednak jest, że był on tylko patronem prawnym tej walki, a całą pracę wykonała jego ówczesna aplikantka, a obecnie adwokat Iwona Zielinko. Seryjnie "grane" były przez nią takie akcje prawne, że nie tylko sędziom, ale i znudzonym portierom "kapcie" spadały z wrażenia. To bardzo obszerny temat szeroko opisany i dostępny na stronie PPN.
Niestety, ale rządząca żydokomuna osiągnęła cel. Wyrok 1,5 roku w za-wieszeniu na 3 lata w marcu 2010 r., spowodował wycofanie się Roberta z czynnego pisania. Powiedział wręcz, że "Muszę na jakiś czas zawiesić pisanie, przemyśleć wszystko, a ponadto bardzo źle to wszystko znoszą rodzice. Szczególnie matka przypłaciła to chorobą". I stało się, po kilku latach Robert zaprzestał pisania. Nie nalegałem dając mu czas na regenerację sił. Przyznam, że bardzo mnie to zaskoczyło i rozczarowało, bo sądziłem, że z ciężkich sądowych bojów wyjdziemy wzmocnieni. Przynajmniej w moim przypadku, nie po to chciałem zostać prezesem partii narodowej, aby w chwilach najcięższych prób "dać tyłka". Mnie kłopoty mobilizują do walki. A oprócz białostockiej, miałem jeszcze pięć spraw w warszawskich sądach. Było wiele tygodni, że miałem rozprawy każdego dnia. Terminy wielokrotnie się nakładały. Ale to białostocki sąd z prokuraturą został rozłożony na łopatki. Zdemaskowałem oszustwa, manipulacje i ręczne sterowanie prokuraturą. Pisała o tym nawet "Rzeczpospolita".

Robert na białostockich rozprawach był może 2-3 razy, ale jak sądzę, to ciężka atmosfera w domu: "Po co ci to?, "Skończ z tym" itd. zdecydowała o zawieszeniu pisania. Zabrakło Mu wsparcia, które ja miałem nie tylko ze strony rodziny, ale przyjaciół, kolegów, a także grona wybitnych prawników wnerwionych postawą prokuratury i sądu! Moje doświadczenia internowania i walki z zagrożeniem życia w czasach PRL-u bardzo się przydały. Całą prokuratorsko-sądową nagonkę zawdzięczamy Jarosławowi Kaczyńskiemu i Zbigniewowi Ziobrze.

W tym miejscu konieczna jest dygresja na temat bezwzględnej dziczy i to tej rozmodlonej, czyli PiS i LPR, które ręcznie sterując wymiarem sprawiedliwości, podczas swoich rządów nie zajęły się wykańczaniem komuchów czy liberałów, tylko narodowców! Malkontentom i dyletantom niemającym dość wiedzy o ówczesnej scenie politycznej powyższe szczególnie polecam pod uwagę. Bowiem słusznie zwąc nas, PPN, obecnie kanapą nie wolno zapominać, jaką siłą i metodami dysponowaliśmy oraz przede wszystkim, kto zadbał o zniszczenie partii, która w politycznym teście, jakim są wybory, osiągnęła więcej niż wszystkie pozostałe narodowopodobne razem wzięte w całej III RP. Oczywiście spora w tym zasługa Roberta, perfekcyjnie dbającego o narodowy charakter naszej propagandy.

BOLESNY POWRÓT
Po kilku miesiącach wznowił publikowanie na portalu Konserwatyzm.pl. Przez jakiś czas tłumaczył się, że z PPN i Bublem nic go nie łączy, więc przestano mu wytykać tę straszną przeszłość. Zaczęto natomiast skakać do gardła za całość, albo fragmenty jego publikacji. I znowu dzicz i hołota z prawicowej opcji, która powinna Go rozumieć, chronić i hołubić, ponieważ wniósł do jej stęchlizny, przeciętności, a wręcz prostych jak cep lub jak sznurek w kieszeni tekstów, nową jakość. Wiedzę, która paraliżowała i zawstydzała tandeciarzy nawet z profesorskimi tytułami, jak szefa portalu geja Adama Wielomskiego. Nic więc dziwnego, że po wielu prostackich wypowiedziach, wywalił Roberta.

POWRÓT DO NARODOWCÓW
Tak wiec, gdy otrzymałem od niego maila z propozycją powrotu i dalszej współpracy na dotychczasowych stanowiskach i warunkach finansowych, bez wahania na nią przystałem. I trwała ona do jesieni 2012 r. Przerwana została ze względów finansowych. Otóż Robert zaczął nadsyłać teksty, które od miesięcy krążyły już po internecie. Brakowało tych o bieżącej tematyce, więc nie bardzo było za co płacić honoraria. Widoczny był brak inspiracji i wigoru. Dopiero później dowiedziałem się, że zaczął poważnie chorować na cukrzycę, która jest przyczyną wielu innych zdrowotnych dolegliwości. Znalazł się także w ciężkim stanie w szpitalu.

KOMPROMIS Z WROGAMI
Uniósł się dumą i w końcu 2012 r. znalazł się jako kierownik jakiegoś tam działu Stowarzyszenia Obozu Wielkiej Polski rebe Dawida Berezickiego. I to w "kupie", której członkiem jest komuch Bohdan Poręba. Odebrałem powyższe jako pokaz dumy, wiedząc doskonale, że i z tej "kupy" się wygrzebie i znowu do nas wróci. Jak tylko w praktyce doświadczy, co ona jest warta.
Ostatnie teksty Roberta opublikowałem w kwietniu 2013 r., gdy dotarła do mnie informacja, że został wiceprezesem ds. ideologicznych owej "kupy". Dodam, że w moim odczuciu wejście do niej Roberta było demonstracją zaistnienia w nowym politycznym rozdaniu. W końcu każdego dnia przez życzliwych pompowany był tekstami w stylu: "A co ty robisz u tego Bubla?", "Taki jak ty powinien być milionerem, żyć jak pan", "Być szefem szefów". Docierały do mnie takie informacje - jak w przypadku śp. Darka Ratajczaka, którego te same hieny odsunęły od współpracy ze mną. Gdy już "został nikim", to nikt mu nie pomógł. Zebrał się do emigracji, ale nie wytrzymał ciśnienia. Po ostatniej, samotnej stypie w pożegnaniu Ojczyzny zmarł na tylnym siedzeniu swojego auta. Podobnie jak Robert był znakomitym publicystą, historykiem, śmiało mogę napisać, iż numer dwa w III RP po narodowej stronie. Obaj jednak byli marnymi politykami. To w stolicy, a nie w odległym od niej o 400 km małym Kietrzu, rodziły się i były realizowane różne koncepcje. Robert je wzmacniał. Ubierał propagandowo czym robił sobie nieprzejednanych wrogów.

ŻYDOKOMUNA NA PRAWICY

Aby pojąć na jaką skalę, to należy chwilę pomyśleć, co nam w spadku zostawił PRL. Brak lustracji, dekomunizacji, itd. to miliony zdegenerowanych szumowin i ich dzieci, które przy braku weryfikacji - także narodowościowej - wlały się do wszystkich dziedzin naszego życia, w tym partii prawicowych i narodowych. Tam bowiem najstaranniej się maskują z całymi żydowskimi klanami. Zwykle pod zmienionymi już dawno nazwiskami. Można ich dostrzec na lewiźnie czy wśród liberałów, bo tam łatwo już ich rozpoznać po poglądach. Natomiast oficjalnie na prawicy żydokomuny nie ma! Niech mi ktoś pokaże jednego zdemaskowanego w mediach o. Rydzyka, "Gazety Polskiej" i okolic czy najbardziej zażydzonej "Warszawskiej Gazety". Robert nie miał już sił, aby, siedząc w "oku cyklonu", mieć jakikolwiek wpływ na bieg wydarzeń. Pamiętajmy, że narażając się raz żydokomunie, należy z nią walczyć, a nie się układać, bo to zguba. Nie mogę sobie inaczej wytłumaczyć Jego działalności pierwszego półrocza 2013 r. Zresztą na kilka tygodni przed śmiercią przez wspólnych znajomych sondował możliwość powrotu do nas. Czekałem więc na Jego ruch. Zabrakło czasu. W ferworze codziennej walki zapomniałem, że ludzie umierają, że wszyscy jesteśmy śmiertelni. A Robert był młodszy ode mnie o 9 lat. Nie jestem w stanie w tak krótkim tekście oddać skali i sensu dorobku Roberta. To ponad tysiąc publikacji i jeżeli dożyję emerytury, to mając więcej czasu, obiecuję, że opracuję i wydam o Nim książkę. To będzie dla mnie prawdziwa wiosna w "jesieni życia".
Leszek Bubel

PS. Napisałem ten tekst nie jako laurkę o Robercie, ale jako dokument do jego biografii, obrazujący to w jakich okolicznościach działał i z jakimi ludźmi. Pomimo kilku krytycznych uwag dla mnie był najwybitniejszym narodowcem III RP. Cześć Jego Pamięci!



POLSKIE KRZYŻE
Robertowi Larkowskiemu

Mijają się prawdy w zgrzytach odliczeń
minionych dat
spadają kroplami słonymi od starań
we mgle słychać zew trąbki
ponad ciszą
tego co miało nadejść
stajemy nad stosem liter
zamkniętych w słowa niepokorne
samotnością zdeptane
jak liście różnorakie w swych barwach
niby znane
a jednak
Tabula Rasa
jak cień duszy
Człowieka
         Barbara Belczyńska

Jak PiS wykańczał narodowców

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona