Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Jak odbudowa suwerenno

Jak odbudowa suwerenno

Data: 2013-11-09 04:52:16
Autor: Mark Woydak
Jak odbudowa suwerenno

Jak odbudować suwerenność

Z prof. Witoldem Kieżunem, wybitnym teoretykiem zarządzania, rozmawia Beata
Falkowska

Panie Profesorze, rozmawiamy w przededniu Święta Niepodległości. Zapytam na
początku słowami hymnu: jeszcze Polska nie zginęła?

– Struktura gospodarki polskiej wskazuje na naszą podległość ekonomiczną.
Przekaz, który chciałbym, aby zabrzmiał 11 listopada, to: odzyskajmy naszą
niepodległość ekonomiczną, zachowajmy niepodległość polityczną. W obliczu
coraz mocniejszych tendencji sfederalizowania Unii Europejskiej grozi nam
pozbawienie wolności i niezależności typu politycznego.

To ostatni moment na podjęcie walki o suwerenność ekonomiczną?

– Tak, rzecz jasna nie w sensie absolutnym, że nagle całość polskiej
gospodarki znajdzie się w polskich rękach, chodzi o osiągnięcie struktury
ekonomicznej właściwej niepodległym państwom w Europie, czyli 15 pierwszym
krajom Unii Europejskiej. W Niemczech jest 6 proc. zagranicznych banków, we
Francji 10 proc., w Danii ok. 20 procent. Podstawowe źródło finansowania,
kredytowania znajduje się tam w rękach rodzimych placówek, zainteresowanych
rozwojem własnego kraju. To daje możliwość prowadzenia samodzielnej
polityki finansowej, którą suwerenne państwo musi prowadzić. U nas na 63
banki tylko 3 są polskie, w tym tylko 1 bank ma 100 proc. polskiego
kapitału. A zyski banków sięgają 15 mld zł rocznie.

W efekcie olbrzymia większość rozwoju, inwestycji jest finansowana przez
obce banki, które prowadzą swoją politykę.

– W tej chwili mamy status ekonomiczny podobny do statusu krajów
pokolonialnych. W zbyt dużym stopniu działamy na rzecz obcego kapitału,
który co roku wyprowadza miliardy złotych zysku z naszego kraju. Wszędzie
na świecie funkcjonują dziś przedsiębiorstwa o mieszanej strukturze
właścicielskiej, ale to nieprawda, że wielki kapitał międzynarodowy nie ma
narodowości, każda firma ma wyraźny charakter narodowy państwa
posiadającego najwięcej udziałów. W państwach ekonomicznie niepodległych
tylko 20-30 proc. przedsiębiorstw to podmioty zagraniczne, reszta własne. U
nas ta proporcja jest odwrócona. Efekt? Zyski zagranicznych firm
działających w Polsce są wyprowadzane za granicę. Zagraniczne markety
zakupują głównie towary we własnym kraju, a pracownicy zagraniczni
pracujący w Polsce są lepiej opłacani od Polaków. Musimy natychmiast zacząć
odwracać te wektory. W Europie obecnie robią to Węgry.

W latach 80. jeździł Pan po uniwersytetach w USA z wykładami o idei
„Solidarności”. Zdławiono ją w zarodku, by móc budować III Rzeczpospolitą
ze wszystkim jej patologiami.

– Liczyłem na „Solidarność”. Geremek, Kuroń, Michnik, Wałęsa – to było
realne szefostwo „Solidarności” w okresie przełomu ustrojowego. Idea tego
ruchu została zaprzepaszczona, idea nawiązująca do katolickiej nauki
społecznej, myśli Jana Pawła II. Nasza transformacja przerodziła się w
proces utraty niepodległości ekonomicznej. Nie mieliśmy niepodległości
politycznej za PRL, ale mieliśmy potencjał produkcyjny, nawet w przemyśle
włókienniczym. Do dziś mam polski garnitur kupiony w Nowym Jorku na
Manhattanie, nieporównywalnie tańszy niż garnitury amerykańskie. Masowo je
kupowano, nawet przyjeżdżając z okolicznych miejscowości.

Myśli Pan, że wielu Polaków dziś jechałoby do odleglejszego sklepu, by
kupić polski produkt?

– Tak, ale polski produkt musi być tańszy, i z reguły jest tańszy.
Wzestawieniach opublikowanych w moich pracach udowadniam, że dominujące w
supermarketach importowane produkty są droższe od polskich tej samej
jakości.

W paradygmat zachowania niepodległości politycznej powinna być także
wpisana kategoryczna niezgoda na tendencje fe- deracyjne w Unii
Europejskiej, czemu początek daje euro. Rząd Tuska obrał odwrotny kurs i
prze do euro. To byłby finis Poloniae?

– Już traktat lizboński obniżył znacznie siłę naszego głosu na forum Rady
Europejskiej w porównaniu z traktatem nicejskim. Decydującym wyznacznikiem
siły decyzyjnej państwa stała się liczba ludności. Oczywiście dało to
znaczną przewagę Niemcom, my spadliśmy do kategorii państwa peryferyjnego.
Cały czas środowiska profederacyjne forsują pomysł „jednej” Europy. Wizja
jednego świata bezpaństwowego została ujęta expressis verbis w konstytucji
Związku Sowieckiego, gdzie w nawiązaniu do starej heglowskiej koncepcji
zapisano, że po zdobyciu świata przez socjalizm zlikwiduje się państwa.
Wstępny projekt traktatu przekształcającego UE w federację jest już gotowy.
O nim się już dyskutuje.

A suzeren będzie w Berlinie…

– Niemcy są jedynym krajem, który zyskał nieporównywalnie dużo w polityce
unijnej. Są obecnie drugim światowym eksporterem po USA. Plasują się na
czwartej pozycji po USA, Chinach i Japonii, jeśli chodzi o potencjał
ekonomiczny. Jednak w perspektywie długofalowej potencjał Niemiec
prawdopodobnie wyeliminuje z pierwszej trójki Japonię. Pamiętamy, że
opanowanie Europy przez Niemcy jest od dawna tradycyjną koncepcją
niemiecką, począwszy od Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a także
podstawą Niemiec hitlerowskich. W ramach tej ostatniej Polska miała
przestać istnieć.

Niestety nie jest prawdą, że obecnie nastąpiło faktyczne pojednanie
polsko-niemieckie. Doszło do formalnego pojednania, które sprowadziło się
do nadania pełnych praw mniejszości niemieckiej w Polsce, przy jednoczesnym
braku statusu mniejszości narodowej Polaków mieszkających w Niemczech. Do
dziś Niemcy nie zwróciły w pełni majątku zagrabionego w czasie wojny
Związkowi Polaków w Niemczech „Rodło”.

Polityka historyczna Berlina konsekwentnie relatywizuje niemieckie winy i
zbrodnie.

– To w prasie niemieckiej stale powtarza się sformułowanie „polskie obozy
koncentracyjne”. Dofinansowany przez oficjalny niemiecki urząd serial
pokazuje wręcz zbrodniczy antysemityzm żołnierzy Armii Krajowej. Ciężko
dopatrzeć się postawy autentycznego pojednania Berlina, a wszystko to w
sytuacji olbrzymiej przewagi niemieckiego kapitału w Polsce w
przedsiębiorstwach i rynku prasy.

Dla człowieka, który przeżył okupację, walczył w Powstaniu, to chyba brzmi
jak czarny sen?

– Odpowiem pani wspomnieniem. Podczas okupacji jechałem kiedyś wieczorem
tramwajem. Do stojącego na ulicy esesmana jakiś podchmielony mężczyzna
zaczął z uśmiechem mamrotać „Heil Hitler”. Seria z pistoletu. Sekundę
później leżał martwy. Tramwajarza sparaliżowało. Nie mógł ruszyć z miejsca.
„Jedź” – musiałem go szturchnąć.

Nawet jeśli Unia Europejska nie przybierze kształtu federacji, może
wykończyć nas demografia.

– Ostatnie dane GUS donoszą, że ponad 3 mln Polaków są za granicą. Do
pewnego momentu to było korzystne dla struktury dochodu narodowego, bo
pracujący za granicą przysyłali pieniądze rodzinom w Polsce, ale od pewnego
momentu to zjawisko osłabło, bo emigrować zaczęły całe rodziny. Dane za
ostatnie półrocze dotyczące emigracji to 70 tys. Polaków w ostatnim
półroczu. Jednak najtragiczniejszą sprawą jest wymieranie polskiego
społeczeństwa. Wskaźnik rozrodczości w Polsce oscyluje na granicy 1,3,
wśród Polek w Wielkiej Brytanii wynosi 2,5.

Niektórzy cieszą się, że zaludniamy Polakami Wielką Brytanię i inne
państwa.

– Nie jest tak, bo migracja wynaradawia. Z moich badań w Kanadzie wynika,
że najczęściej w trzecim pokoleniu Polacy mieszkający za granicą już nie
mówią po polsku, mają co najwyżej mglistą wiedzę o polskich korzeniach.
Dlatego tak ważna jest walka o ekonomiczną niepodległość, by Polacy mogli
żyć godnie we własnej Ojczyźnie, a wskaźnik rozrodczości wrócił do
niedawnej tradycji wielodzietnych rodzin. A to wymaga konkretnej motywacji,
także ekonomicznej, wysokich dodatków rodzinnych. Trzeba więc opracować
precyzyjny program ekonomiczny, maksymalnie oszczędne gospodarowanie. A co
robią tymczasem polskie władze samorządowe? Przytoczę drobny, acz
symptomatyczny przykład. Warszawa kupiła ostatnio autobusy Mercedesa, a
mamy świetne polskie autobusy Solarisy. Polityka inwestycyjna polskich
władz powinna więc zaczynać się od hasła: kupujemy polskie. Tego zawołania
nie ma w przestrzeni publicznej. Niedostatecznie wykorzystano też szansę
wypromowania za granicą polskiej, zdrowej, ekologicznej, nieskażonej
żywności.

A nasza żywność jest unikalna w skali Europy.

Solarisy przegrywają z Mercedesami, polskie sery z francuskimi etc.
Kompleks polskości karmi się bezrefleksyjnym zapatrzeniem w mityczny
Zachód. Jak go zwalczać?

– Uwierzyć w siebie i wziąć się do pracy. Wykładając na wielu uczelniach
zagranicznych, miałem studentów różnego pochodzenia. Najlepszymi byli
wszędzie Żydzi, ale Polacy dorównywali, a nawet nieraz ich przewyższali
pomysłowością, intelektualną inicjatywą.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

– Niestety Polacy zdecydowanie ustępowali zmysłem porządku, starannością,
planowością działania. Wszędzie, gdzie było 3-4 Polaków, byłem pewny, że
gdy termin oddania pracy przypada np. 1 kwietnia, to tylko Polacy złożą
prace po terminie. Dobre, ale po terminie. Kolejne sprawy, które rzucały
się w oczy, to niepunktualność, niestaranność. Mamy jako naród problem z
wdrażaniem genialnych pomysłów w życie. Niestety obecne środowiska
polityczne charakteryzuje płytkość intelektualna, nikt nie mówi polskiej
młodzieży zdecydowanie: nie wyjeżdżaj, bierz się za pracę tu, w Polsce.
Masz takie i takie możliwości, są unijne pieniądze do wzięcia, to je bierz.
Ale kto ma to mówić młodym? Korporacja zawodowych polityków, którzy całe
życie żyją z polityki? Naszym problemem jest dobór kadry kierowniczej.
Polską nie mogą rządzić zawodowi politycy np. z wykształceniem
historycznym. Muszą to być ludzie z fachowym i praktycznym przygotowaniem w
sferze zarządzania. Nie można też akceptować władzy bez właściwego
długofalowego programu.

Młodzi wyjeżdżają albo wchodzą w tryby „korporacyjnego feudalizmu”,
nabijając konta szefom w Tokio, Berlinie czy Nowym Jorku. Czas wojowników
nie może przecież odejść wraz z Pańskim pokoleniem.

– Musimy walczyć o postawę inicjatywy, energii, przedsiębiorczości . My
biliśmy się w Powstaniu, teraz trzeba się też bić, nie zbrojnie, ale
rozwijać swoje możliwości, talenty. Wykaż inicjatywę! Nie myśl tylko o
wyjeździe czy stanowisku w zagranicznej korporacji, pomyśl, co samemu
możesz zdziałać! Ale taka postawa musi wynikać ze świadomości, że chcemy
żyć w niepodległej ekonomicznie Polsce, żeby nie była kolonią.

Właśnie opisał Pan tak wyśmiewaną postawę patriotyczną.

– My byliśmy inaczej wychowywani, i jeśli chodzi o patriotyzm, i
przedsiębiorczość. Nas uczono oszczędzania od małego. Jak zdawałem maturę,
miałem 200 zł oszczędności. To była wysokość średniej miesięcznej pensji,
kupiłem wtedy najbardziej nowoczesny rower z trzema biegami. Gdy miałem 16
lat, miałem już pomysł na własny biznes. Szalone powodzenie miały wówczas w
Warszawie kina. Wykonałem kosztorys, ile potrzebuję, by wynająć salę
kinową. Do spółki włączyłem pełnoletnią sąsiadkę. Ona zarezerwowała wynajem
przez nas tej sali kinowej. Pierwszy seans miał się odbyć 1 września 1939
roku. Oczywiście się nie odbył, a program wynajmu sali mieliśmy na kilka
miesięcy.

Całkiem „nowoczesny” był tamten przedwojenny patriotyzm.

– We współczesnej formie postawa patriotyczna wymaga ogólnokrajowej
dynamicznej polityki przedsiębiorczego państwa, dynamicznego, śmiałego
programu. Nie filozofii „tu i teraz”, ale walki o wyjście z pozycji
neokolonialnej. Bijmy się, walczmy o niepodległość ekonomiczną, taką jaką
ma 15 pierwszych krajów UE, i kategorycznie nie rezygnujmy z aktualnej
samodzielności politycznej. Skończmy z priorytetem peryferyjnej
problematyki konfliktów wewnątrzpartyjnych.

Kto walczy, ten wygrywa?

– Przeżyłem sowiecki obóz, 86 proc. przebywających tam zginęło. Też byłem
załamany. Byłem niemal całkowicie sparaliżowany, ruszałem głową i rękoma.
Koledzy wieszali się na siedząco. Za jedną porcję zupy można było kupić
sznur. Zdecydowałem się.

To było w nocy i uświadomiłem sobie wówczas, że jest 1 sierpnia. Wróciła
złość bojowa, wspomnienie walki, powiedziałem: o nie, ja wam jeszcze
pokażę. Miałem szczęście. Był tam jeden górnik, który bardzo mnie lubił,
pełnił funkcję felczera. Powiedział do mnie: masz spodnie, marynarkę,
płaszcz, buty. To już coś. Zdobędziemy dla ciebie czosnek, może także
skondensowane mleko. Udało się.

Co dzień jadłem ten czosnek. Zacząłem także ćwiczyć. Doszedłem do siebie.
Ci przeżyli, którzy walczyli. Masę rzeczy można jeszcze w Polsce odwrócić,
zrobić, ale pod jednym warunkiem – że układ rządzący będzie nastawiony na
perspektywę rozwoju. Wszystko można jeszcze zrobić.

Data: 2013-11-09 16:53:18
Autor: Mark Woydak
Jak odbudować suwerenność
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i
marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma
juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych
cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i
wyleniały ze starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny
powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański
obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:1e6c8kv5af6nu.rl9hgh1j3uki$.dlg40tude.net...

Jak odbudować suwerenność

Z prof. Witoldem Kieżunem, wybitnym teoretykiem zarządzania, rozmawia Beata
Falkowska

Panie Profesorze, rozmawiamy w przededniu Święta Niepodległości. Zapytam na
początku słowami hymnu: jeszcze Polska nie zginęła?

– Struktura gospodarki polskiej wskazuje na naszą podległość ekonomiczną.
Przekaz, który chciałbym, aby zabrzmiał 11 listopada, to: odzyskajmy naszą
niepodległość ekonomiczną, zachowajmy niepodległość polityczną. W obliczu
coraz mocniejszych tendencji sfederalizowania Unii Europejskiej grozi nam
pozbawienie wolności i niezależności typu politycznego.

To ostatni moment na podjęcie walki o suwerenność ekonomiczną?

– Tak, rzecz jasna nie w sensie absolutnym, że nagle całość polskiej
gospodarki znajdzie się w polskich rękach, chodzi o osiągnięcie struktury
ekonomicznej właściwej niepodległym państwom w Europie, czyli 15 pierwszym
krajom Unii Europejskiej. W Niemczech jest 6 proc. zagranicznych banków, we
Francji 10 proc., w Danii ok. 20 procent. Podstawowe źródło finansowania,
kredytowania znajduje się tam w rękach rodzimych placówek, zainteresowanych
rozwojem własnego kraju. To daje możliwość prowadzenia samodzielnej
polityki finansowej, którą suwerenne państwo musi prowadzić. U nas na 63
banki tylko 3 są polskie, w tym tylko 1 bank ma 100 proc. polskiego
kapitału. A zyski banków sięgają 15 mld zł rocznie.

W efekcie olbrzymia większość rozwoju, inwestycji jest finansowana przez
obce banki, które prowadzą swoją politykę.

– W tej chwili mamy status ekonomiczny podobny do statusu krajów
pokolonialnych. W zbyt dużym stopniu działamy na rzecz obcego kapitału,
który co roku wyprowadza miliardy złotych zysku z naszego kraju. Wszędzie
na świecie funkcjonują dziś przedsiębiorstwa o mieszanej strukturze
właścicielskiej, ale to nieprawda, że wielki kapitał międzynarodowy nie ma
narodowości, każda firma ma wyraźny charakter narodowy państwa
posiadającego najwięcej udziałów. W państwach ekonomicznie niepodległych
tylko 20-30 proc. przedsiębiorstw to podmioty zagraniczne, reszta własne. U
nas ta proporcja jest odwrócona. Efekt? Zyski zagranicznych firm
działających w Polsce są wyprowadzane za granicę. Zagraniczne markety
zakupują głównie towary we własnym kraju, a pracownicy zagraniczni
pracujący w Polsce są lepiej opłacani od Polaków. Musimy natychmiast zacząć
odwracać te wektory. W Europie obecnie robią to Węgry.

W latach 80. jeździł Pan po uniwersytetach w USA z wykładami o idei
„Solidarności”. Zdławiono ją w zarodku, by móc budować III Rzeczpospolitą
ze wszystkim jej patologiami.

– Liczyłem na „Solidarność”. Geremek, Kuroń, Michnik, Wałęsa – to było
realne szefostwo „Solidarności” w okresie przełomu ustrojowego. Idea tego
ruchu została zaprzepaszczona, idea nawiązująca do katolickiej nauki
społecznej, myśli Jana Pawła II. Nasza transformacja przerodziła się w
proces utraty niepodległości ekonomicznej. Nie mieliśmy niepodległości
politycznej za PRL, ale mieliśmy potencjał produkcyjny, nawet w przemyśle
włókienniczym. Do dziś mam polski garnitur kupiony w Nowym Jorku na
Manhattanie, nieporównywalnie tańszy niż garnitury amerykańskie. Masowo je
kupowano, nawet przyjeżdżając z okolicznych miejscowości.

Myśli Pan, że wielu Polaków dziś jechałoby do odleglejszego sklepu, by
kupić polski produkt?

– Tak, ale polski produkt musi być tańszy, i z reguły jest tańszy.
Wzestawieniach opublikowanych w moich pracach udowadniam, że dominujące w
supermarketach importowane produkty są droższe od polskich tej samej
jakości.

W paradygmat zachowania niepodległości politycznej powinna być także
wpisana kategoryczna niezgoda na tendencje fe- deracyjne w Unii
Europejskiej, czemu początek daje euro. Rząd Tuska obrał odwrotny kurs i
prze do euro. To byłby finis Poloniae?

– Już traktat lizboński obniżył znacznie siłę naszego głosu na forum Rady
Europejskiej w porównaniu z traktatem nicejskim. Decydującym wyznacznikiem
siły decyzyjnej państwa stała się liczba ludności. Oczywiście dało to
znaczną przewagę Niemcom, my spadliśmy do kategorii państwa peryferyjnego.
Cały czas środowiska profederacyjne forsują pomysł „jednej” Europy. Wizja
jednego świata bezpaństwowego została ujęta expressis verbis w konstytucji
Związku Sowieckiego, gdzie w nawiązaniu do starej heglowskiej koncepcji
zapisano, że po zdobyciu świata przez socjalizm zlikwiduje się państwa.
Wstępny projekt traktatu przekształcającego UE w federację jest już gotowy.
O nim się już dyskutuje.

A suzeren będzie w Berlinie…

– Niemcy są jedynym krajem, który zyskał nieporównywalnie dużo w polityce
unijnej. Są obecnie drugim światowym eksporterem po USA. Plasują się na
czwartej pozycji po USA, Chinach i Japonii, jeśli chodzi o potencjał
ekonomiczny. Jednak w perspektywie długofalowej potencjał Niemiec
prawdopodobnie wyeliminuje z pierwszej trójki Japonię. Pamiętamy, że
opanowanie Europy przez Niemcy jest od dawna tradycyjną koncepcją
niemiecką, począwszy od Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a także
podstawą Niemiec hitlerowskich. W ramach tej ostatniej Polska miała
przestać istnieć.

Niestety nie jest prawdą, że obecnie nastąpiło faktyczne pojednanie
polsko-niemieckie. Doszło do formalnego pojednania, które sprowadziło się
do nadania pełnych praw mniejszości niemieckiej w Polsce, przy jednoczesnym
braku statusu mniejszości narodowej Polaków mieszkających w Niemczech. Do
dziś Niemcy nie zwróciły w pełni majątku zagrabionego w czasie wojny
Związkowi Polaków w Niemczech „Rodło”.

Polityka historyczna Berlina konsekwentnie relatywizuje niemieckie winy i
zbrodnie.

– To w prasie niemieckiej stale powtarza się sformułowanie „polskie obozy
koncentracyjne”. Dofinansowany przez oficjalny niemiecki urząd serial
pokazuje wręcz zbrodniczy antysemityzm żołnierzy Armii Krajowej. Ciężko
dopatrzeć się postawy autentycznego pojednania Berlina, a wszystko to w
sytuacji olbrzymiej przewagi niemieckiego kapitału w Polsce w
przedsiębiorstwach i rynku prasy.

Dla człowieka, który przeżył okupację, walczył w Powstaniu, to chyba brzmi
jak czarny sen?

– Odpowiem pani wspomnieniem. Podczas okupacji jechałem kiedyś wieczorem
tramwajem. Do stojącego na ulicy esesmana jakiś podchmielony mężczyzna
zaczął z uśmiechem mamrotać „Heil Hitler”. Seria z pistoletu. Sekundę
później leżał martwy. Tramwajarza sparaliżowało. Nie mógł ruszyć z miejsca.
„Jedź” – musiałem go szturchnąć.

Nawet jeśli Unia Europejska nie przybierze kształtu federacji, może
wykończyć nas demografia.

– Ostatnie dane GUS donoszą, że ponad 3 mln Polaków są za granicą. Do
pewnego momentu to było korzystne dla struktury dochodu narodowego, bo
pracujący za granicą przysyłali pieniądze rodzinom w Polsce, ale od pewnego
momentu to zjawisko osłabło, bo emigrować zaczęły całe rodziny. Dane za
ostatnie półrocze dotyczące emigracji to 70 tys. Polaków w ostatnim
półroczu. Jednak najtragiczniejszą sprawą jest wymieranie polskiego
społeczeństwa. Wskaźnik rozrodczości w Polsce oscyluje na granicy 1,3,
wśród Polek w Wielkiej Brytanii wynosi 2,5.

Niektórzy cieszą się, że zaludniamy Polakami Wielką Brytanię i inne
państwa.

– Nie jest tak, bo migracja wynaradawia. Z moich badań w Kanadzie wynika,
że najczęściej w trzecim pokoleniu Polacy mieszkający za granicą już nie
mówią po polsku, mają co najwyżej mglistą wiedzę o polskich korzeniach.
Dlatego tak ważna jest walka o ekonomiczną niepodległość, by Polacy mogli
żyć godnie we własnej Ojczyźnie, a wskaźnik rozrodczości wrócił do
niedawnej tradycji wielodzietnych rodzin. A to wymaga konkretnej motywacji,
także ekonomicznej, wysokich dodatków rodzinnych. Trzeba więc opracować
precyzyjny program ekonomiczny, maksymalnie oszczędne gospodarowanie. A co
robią tymczasem polskie władze samorządowe? Przytoczę drobny, acz
symptomatyczny przykład. Warszawa kupiła ostatnio autobusy Mercedesa, a
mamy świetne polskie autobusy Solarisy. Polityka inwestycyjna polskich
władz powinna więc zaczynać się od hasła: kupujemy polskie. Tego zawołania
nie ma w przestrzeni publicznej. Niedostatecznie wykorzystano też szansę
wypromowania za granicą polskiej, zdrowej, ekologicznej, nieskażonej
żywności.

A nasza żywność jest unikalna w skali Europy.

Solarisy przegrywają z Mercedesami, polskie sery z francuskimi etc.
Kompleks polskości karmi się bezrefleksyjnym zapatrzeniem w mityczny
Zachód. Jak go zwalczać?

– Uwierzyć w siebie i wziąć się do pracy. Wykładając na wielu uczelniach
zagranicznych, miałem studentów różnego pochodzenia. Najlepszymi byli
wszędzie Żydzi, ale Polacy dorównywali, a nawet nieraz ich przewyższali
pomysłowością, intelektualną inicjatywą.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

– Niestety Polacy zdecydowanie ustępowali zmysłem porządku, starannością,
planowością działania. Wszędzie, gdzie było 3-4 Polaków, byłem pewny, że
gdy termin oddania pracy przypada np. 1 kwietnia, to tylko Polacy złożą
prace po terminie. Dobre, ale po terminie. Kolejne sprawy, które rzucały
się w oczy, to niepunktualność, niestaranność. Mamy jako naród problem z
wdrażaniem genialnych pomysłów w życie. Niestety obecne środowiska
polityczne charakteryzuje płytkość intelektualna, nikt nie mówi polskiej
młodzieży zdecydowanie: nie wyjeżdżaj, bierz się za pracę tu, w Polsce.
Masz takie i takie możliwości, są unijne pieniądze do wzięcia, to je bierz.
Ale kto ma to mówić młodym? Korporacja zawodowych polityków, którzy całe
życie żyją z polityki? Naszym problemem jest dobór kadry kierowniczej.
Polską nie mogą rządzić zawodowi politycy np. z wykształceniem
historycznym. Muszą to być ludzie z fachowym i praktycznym przygotowaniem w
sferze zarządzania. Nie można też akceptować władzy bez właściwego
długofalowego programu.

Młodzi wyjeżdżają albo wchodzą w tryby „korporacyjnego feudalizmu”,
nabijając konta szefom w Tokio, Berlinie czy Nowym Jorku. Czas wojowników
nie może przecież odejść wraz z Pańskim pokoleniem.

– Musimy walczyć o postawę inicjatywy, energii, przedsiębiorczości . My
biliśmy się w Powstaniu, teraz trzeba się też bić, nie zbrojnie, ale
rozwijać swoje możliwości, talenty. Wykaż inicjatywę! Nie myśl tylko o
wyjeździe czy stanowisku w zagranicznej korporacji, pomyśl, co samemu
możesz zdziałać! Ale taka postawa musi wynikać ze świadomości, że chcemy
żyć w niepodległej ekonomicznie Polsce, żeby nie była kolonią.

Właśnie opisał Pan tak wyśmiewaną postawę patriotyczną.

– My byliśmy inaczej wychowywani, i jeśli chodzi o patriotyzm, i
przedsiębiorczość. Nas uczono oszczędzania od małego. Jak zdawałem maturę,
miałem 200 zł oszczędności. To była wysokość średniej miesięcznej pensji,
kupiłem wtedy najbardziej nowoczesny rower z trzema biegami. Gdy miałem 16
lat, miałem już pomysł na własny biznes. Szalone powodzenie miały wówczas w
Warszawie kina. Wykonałem kosztorys, ile potrzebuję, by wynająć salę
kinową. Do spółki włączyłem pełnoletnią sąsiadkę. Ona zarezerwowała wynajem
przez nas tej sali kinowej. Pierwszy seans miał się odbyć 1 września 1939
roku. Oczywiście się nie odbył, a program wynajmu sali mieliśmy na kilka
miesięcy.

Całkiem „nowoczesny” był tamten przedwojenny patriotyzm.

– We współczesnej formie postawa patriotyczna wymaga ogólnokrajowej
dynamicznej polityki przedsiębiorczego państwa, dynamicznego, śmiałego
programu. Nie filozofii „tu i teraz”, ale walki o wyjście z pozycji
neokolonialnej. Bijmy się, walczmy o niepodległość ekonomiczną, taką jaką
ma 15 pierwszych krajów UE, i kategorycznie nie rezygnujmy z aktualnej
samodzielności politycznej. Skończmy z priorytetem peryferyjnej
problematyki konfliktów wewnątrzpartyjnych.

Kto walczy, ten wygrywa?

– Przeżyłem sowiecki obóz, 86 proc. przebywających tam zginęło. Też byłem
załamany. Byłem niemal całkowicie sparaliżowany, ruszałem głową i rękoma.
Koledzy wieszali się na siedząco. Za jedną porcję zupy można było kupić
sznur. Zdecydowałem się.

To było w nocy i uświadomiłem sobie wówczas, że jest 1 sierpnia. Wróciła
złość bojowa, wspomnienie walki, powiedziałem: o nie, ja wam jeszcze
pokażę. Miałem szczęście. Był tam jeden górnik, który bardzo mnie lubił,
pełnił funkcję felczera. Powiedział do mnie: masz spodnie, marynarkę,
płaszcz, buty. To już coś. Zdobędziemy dla ciebie czosnek, może także
skondensowane mleko. Udało się.

Co dzień jadłem ten czosnek. Zacząłem także ćwiczyć. Doszedłem do siebie.
Ci przeżyli, którzy walczyli. Masę rzeczy można jeszcze w Polsce odwrócić,
zrobić, ale pod jednym warunkiem – że układ rządzący będzie nastawiony na
perspektywę rozwoju. Wszystko można jeszcze zrobić.

Data: 2013-11-11 15:03:04
Autor: Marek Czaplicki
Jak odbudować suwerenność
Mark Woydak pisze na pl.soc.polityka w dniu sobota, 9 listopada 2013 11:52:

– Uwierzyć w siebie i wziąć się do pracy. Wykładając na wielu uczelniach
zagranicznych, miałem studentów różnego pochodzenia.

Małe pytanko. Biedota ma siedzieć w kraju i zasuwać, a elyta będzie się bujała po świecie? :-)

Jak odbudowa suwerenno

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona