Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Jak się za peerelu podróżowało.

Jak się za peerelu podróżowało.

Data: 2012-03-22 07:22:10
Autor: stevep
Jak się za peerelu podróżowało.
# Patrzę na mój nowiutki paszport. Jeszcze pachnie świeżą farbą, lśni  zabezpieczeniami i kolorowym obliczem właściciela. Nie budzi jednak emocji  i wywołuje tęsknotę za dawnym odczuwaniem niezwykłości. Bo cóż to za  sztuka teraz? Dwa tygodnie, dwie wizyty w Urzędzie – klik w aparacik z  odciskami palców i gotowe.

         Bo paszport  teraz jest codziennością, zwykłym dokumentem  zalegającym głęboko w szufladzie. Dawniej przedmiot westchnień i tęsknoty  za… No właśnie, za czym? Czy tęsknota za paszportem była autentyczna czy  to kolejny mit minionej epoki?

         Nie było mody na podróże. Któż miał tą modę kształtować?  Raczkująca TV preferowała transmisje z wieców oraz rodzimą kulturę.  Nieliczne zagraniczne filmy ukazujące czarno-białe obrazy nie wpływały na  wyobraźnię tak mocno jak obecne. Ambitni czerpali chęć do podróży z  magazynów podróżniczych „Poznaj Świat” oraz „Poznaj swój kraj”, książek i  kinowych seansów. Wakacje zapewniał Fundusz Wczasów Pracowniczych i  organizacje młodzieżowe. Nawet nie jestem pewna czy to było świadome  działanie Władzy Ludowej czy po prostu taka to epoka była?

Nie mam żadnych wspomnień z potyczek paszportowych, ale od ludzi słyszę,  że wcale nie było tak źle. Pomijając lata 50 i 60 kiedy to państwo dla  zasady nie zezwalało na wyjazdy, w późniejszym okresie już było to  możliwe. Z pewnymi wyjątkami naturalnie na przykład w stosunku do osób  zatrudnionych w niektórych zawodach /wojsko/ oraz uwikłanych politycznie.  Chociaż nawet opozycjoniści byli niekiedy chętnie wypuszczani w świat w  myśl zasady „baba z wozu – koniom lżej”.. Oczywiście procedura paszportowa  była skomplikowana i długa, wymagająca upokarzającego „spowiadania się” z  całego życia swojego i najdalszej rodziny, stania w kolejkach ,  wypełniania kilku formularzy itp. Ale czyż nie podobnie są traktowani  obecnie Polacy starający się o Wizę w Amerykańskich Konsulatach? Może  nawet gorzej.

Posiadacze paszportów ruszali w szeroki świat. Sporo ludzi jeździło na  zachód (czy do krajów "trzeciego świata") do pracy. Często legalnie,  poprzez różne polskie firmy czy instytucje (np. lekarze, pielęgniarki,  budowlańcy - do krajów arabskich; marynarze - na obce statki; naukowcy -  na staże). Wielu też zatrudniało się na własną rękę.
Zamieszkali za granicą krewni lub znajomi mogli wysyłać „Zaproszenia”  gwarantując w nich opiekę oraz utrzymanie polskiego turysty.

W każdym większym mieście było przynajmniej kilka biur turystycznych  ("Orbis", "Gromada", "Sports-tourist", "Almatur"). Sprzedawały całkiem  fajne wycieczki, niektóre nawet nader egzotyczne. Ale kupującego witała  cena – złotówki + USD (czy bony PeKaO). To była często bariera. Lecz  pomysłowość Polaków była wielka. Pożyczano sobie wzajemnie obowiązkowe 100  dolarów  na czas załatwiania formalności wycieczkowych. Po zakończeniu  imprezy 100 dol wracało do właściciela lub do kolejnego podróżnika.  Wędrujące konta  obsługiwały grono przyjaciół. Tym bardziej, że zdarzały  się okazje całkiem taniego podróżowania. Na przykład koleją. Takie podróże  wspominali niedawno peerelowscy podróżnicy na blogu u  anzai.

          Pociąg był  jeżdżącym po szynach hotelem. W wyznaczonych do  zwiedzania miastach odstawiany na bocznicę. Podziwiając zabytki Wiednia i  Paryża polscy turyści ze zdziwieniem spoglądali na… austriackich lub  francuskich bezdomnych koczujących na ulicach. Zjawisko w PRL nieznane. Z  satysfakcją zauważano, że w socjalistycznych dworcach i ulicach nie  sypiają pokotem biedacy, nie wożą dobytku w marketowych wózkach…

          Niedostatek zagranicznej gotówki rekompensowano pomysłowością.  Otóż, niektóre polskie monety pasowały do zagranicznych automatów z  kanapkami i napojami. Nieuczciwość? Nooo…. tak, ale taka bogata Austria  mogła kilkunastu socjalistycznych turystów podkarmić … Prawda? Nie był to  proceder na wielką skalę, nie rujnował austriackiej gospodarki, a troszkę  wyrównywał niesprawiedliwość dziejową... hi,hi,hi… Stosowano też  szlachetniejsze metody. Można było uprzątać perony z pozostawionych tam  wózków bagażowych z zaklinowaną monetą. Wielu zasobnych, miejscowych  turystów nie zawracało sobie tym głowy. Odzyskane drobniaki, grosik do  grosika…

          No i kwitł pomysłowy handel. Osobliwością okazały się transakcje  na Sycylii! Tak, tak! Aż tam dotarli nasi peerelowscy podróżnicy. Na  Sycylii sprzedawano z zyskiem, termometry .Powstała teoria, że  wszechobecna mafia wywoływała ataki gorączki stąd popyt na termometry  rtęciowe. A może atrakcyjna była właśnie owa rtęć? Wykorzystywana przez   mafię do niecnych czynów? Kto to wie, faktem była  taka oto procedura /wg  relacji alElli/:

… wyjazd do Kowla po termometry, lornetki teatralne i aparaty  fotograficzne. Potem z tymi pamiątkami należało jechać do Rzymu lub  Neapolu. Jeśli tam nie udało się pamiątek spieniężyć rankiem, bo handel na  bazarach odbywał się, góra do godziny 10:00, to... kierunek Sycylia, bo i  nocleg tańszy (w pociągu nocka) i bardzo atrakcyjna przebitka na  termometrach. Oczywiście, jeśli nie okradli. Największe złodziejstwo  w  Neapolu. Dosłownie "na żywca". Nie tam... jacyś dyskretni kieszonkowcy…

Skoro tak, to co z „umieraniem na widok Neapolu” ? Jak to jest alEllu?

„Ja zupełnie nie wiem, dlaczego jest takie powiedzenie. Aż tak się nie  zachwyciłam, żeby można było spokojnie umierać i nie mieć ciekawości i  smaku na inne zachwyty o niebo "zachwytniejsze".
Mamy więc jasność odnośnie Neapolu tym bardziej, że anzai precyzuje:

„Bo nie chodzi chyba o Neapol, ale o tę słynną drogę dojazdową do Neapolu.  To jest jakieś kilkanaście kilometrów od Neapolu. Sam Neapol teraz podobno  jest najbrudniejszym  miastem, bo strajkują nadal służby oczyszczania  miasta zastraszone przez mafię”

po czym wspomina „wesoły autobus” w Paryżu:

„ Ja w Paryżu to byłem już PAN całą gębą. Zwolniło się miejsce w jakiejś  wycieczce aktywistów PZPR, no i się załapałem (a nie byłem nawet członkiem  PZPR!). Mieliśmy super autokar z plakietkami CD. A więc kontrola celna  won, a kontrolę paszportową załatwiał pilot. Niewiele pamiętam, bo ta  hołota cały czas piła szampana w autokarze. Nawet przed Luwrem nie byli w  stanie wysiąść z autokaru.”

          Takie było peerelowskie podróżowanie.  Faktem jest, że czasem z  takich wycieczek niewielu wracało… Emigranci wycieczkowi wyjeżdżali jednak  legalnie, rzadko przedzierano się z narażeniem życia przez wody Bałtyku  lub pod podwoziem TIR-a.

Bezpieczniej i bezproblemowo podróżowaliśmy do „Demoludów”. Tu dopiero  bywało śmiesznie, ale to temat na osobną notkę. Zapraszam wkrótce. #
Ze strony:
http://tiny.pl/hprp7




--
stevep
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Data: 2012-03-22 12:56:59
Autor: Busomat pl
Jak si za peerelu podrowao.
Chcesz powiedziec, ze teraz podrozowanie autokarem jest gorsze?

Gdzie wynaj autokar http://www.busomat.pl

Jak się za peerelu podróżowało.

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona