Data: 2014-07-14 04:25:05 | |
Autor: stevep | |
Jaskiniowiec w muszce. | |
# Rasizm ludzi wykształconych nie jest lepszy od prostego rasizmu ludu. Bywa obrzydliwszy, bo szuka wysublimowanych usprawiedliwień. Ten white-collar rasism, jak go nazywam, jest trudniejszy do zwalczenia, bo reprezentują go ludzie, których się szanuje- bo i oni o ten szacunek walczą pozycją, majątkiem, formalnym wyształceniem.
Korwin-Mikke. W Europarlamencie. Zażartował, jak się żartuje w Polsce na weselach czy innych nobliwych przyjęciach, że skarbnikiem jakiegoś projektu powinien być Żyd. Jak powiedział potem ze zdziwieniem, w Polsce by wybuchnięto śmiechem, a tu zapadła cisza. Czytajac to, wirtualnie uderzyłam głową w biurko. Wirtualnie, bo szkoda głowy. Oto żart, nolens volens, reprezentujący Polskę – a raczej pewien typ rodaków, żartujących w sposob nieskrępowany a kretyński, nie tylko nieśmieszny, ale i calkiem wiernie przedstawiający stan ich umysłów: o blondynkach, Zydach, penisach (vide rozmowa ministrów o długości przyrodzenia, co miało ilustrowac siłę lub brak charakteru…), urodzie lub jej braku u kobiet, estetycznej przewadze lesbijek nad gejami (jak powiedział czas jakiś temu pewien polityk polski: „Dajcie spokój z tymi gejami, ale na lesbijki to bym sobie popatrzył”), przy piwie, wódeczce, z telewizorem w tle, gdzie się wypinają piękne panie, które by na nich okiem nie rzuciły, w atmosferze przaśnej rubaszności, takie „nudge, nudge, you know what I mean”, prostaczków- leniuszków, co to świat ich przegonił, het het, w podskokach i zostawił gdzies w tyle, w zaskoczeniu. I obroną jest otorbienie się w swojskiej atmosferze bezrefleksyjnej rechotliwości. Przypomniało mi to kiedyś wizytę u znajomych moich rodziców. Prawnicy, lekarze, Kielce, na stole awokado z nadzieniem krewetkowym, wina. Siedzą wszyscy okrutnie nadęci, ważni, lepsi, wykształceni, bogaci. I na trzeźwo całkiem zaczynają żarty o Żydach właśnie. Żarty z tych całkiem parterowych, to znaczy jeszcze nie o obozach koncentracyjnych, ale już bazujące na najgorszych, najbardziej chamskich stereotypach. Rasizm ludzi wykształconych nie jest lepszy od prostego rasizmu ludu. Bywa obrzydliwszy, bo szuka wysublimowanych usprawiedliwień. Ten white-collar rasism, jak go nazywam, jest trudniejszy do zwalczenia, bo reprezentują go ludzie, któych się szanuje- bo i oni o ten szacunek walczą pozycją, majątkiem, formalnym wyształceniem. Ale nie o tym. O tym, że Korwin naprawdę reprezentuje typ czowieka jaskiniowego, w muszce i z apanażami, który zna i historie własnego kraju i francuski (po angielsku mówi z francuskim akcentem – to fascynująca poza) i czyta różności w oryginale (róznosci oczywiście takie, które nie gwałca jego światopoglądu), ale jego wiedza na temat świata jest wiedzą czysto teoretyczną. Wspiął się bowiem, może i bez wysiłku, na Olimp, bez zrozumienia pochłonął klasyków, bo pewnie tak wypadało w jego gronie, ale kompletnie, straszliwie, horrendalnie nie rozumie tego, że świat się toczy własnym równoległym torem, rozwija i że druga istota ludzka, w globalnym świecie być może innego koloru, religii i kultury, nie stanowi zagrożenia, a jest jedynie przejawem oczywistych zmian – kurczenia sie granic, nakładania kultur, tego, że siłą nakładana przez system homogenizacja społeczenstwa już sie skończyła. I że ta jednostka obok, choć pozornie inna, jest taka sama i to samo ją boli (na przykład stereotypizowanie), i bawi (na przykład, poczatkowo, fakt, że Mikke dostał się do Parlamentu). Zatem jaskiniowy Korwin-Mikke, który ma nieszczęście miec wysokie IQ przy zerowej inteligencji emocjonalnej, puszcza intelektualne bąki w obcym mu świecie, którego reguły funkcjonowania przerastają jego pojmowanie, a muszą przerastać – bo życie swoje spędził w zasciankowej dusznej atmosferze samouwielbienia, jak gospodarze przyjęcia, na którym się znalazłam, gdzie takie bąki się chwali i gdzie się je docenia. Jaskiniowy Mikke reprezentuje Polskę- reprezentuje duchotę, lęki, ubrane w sztywną koszulę i frak. Reprezentuje mizogynię, mizantropię, obskurantyzm i zacofanie, piękne pachnąc, pucując bardzo drogie buty i nie wymawiając „r” – najgroźniejszy typ, bo znajdzie naśladowców, wszystkich zakompleksionych nowobogackich, którzy już graja w brydża, ale nie mogą pozbyć się nienawiści do Innych, którzy umawiają się na lekcje golfa, ale w skrytości ducha najchętniej obejrzeliby mecz piłki nożnej, którzy już jeżdzą na narty do Francji, ale porozumiewają się na migi, którzy głoszą republikańskie idee, a tak naprawdę chcieliby tylko, by ich żony bez szemrania podawały obiad i nie zadawały irytyjących pytań, gdy je coś trapi. I na stole szukaja wykałaczki, żeby wygrzebać z zębów kawałek łososia. Na oczach gości z elegancko odciągniętym małym paluszkiem. To już nie jest polski folklor, to bardzo groźne zjawisko – i wcale nieśmieszne jest to, co rozbawiło Mikkego – że Le Pen uznał go za antysemitę. Myślę, że Mikke nie mieści się nawet w standardach europejskiej ksenofobii. Bo jest jaskiniowcem – w muszce. Niczym się, poza oprawą, nie różni od Leppera, który chichotał kiedyś, pytajac, czy można zgwałcić prostytutkę. Za to jest dużo bardziej niebezpieczny. Pamiętacie, jak wielu ludzi dziwiło się, że Niemcy, taki kulturalny naród, dopuścili się potwornych zbrodni w czasie wojny? Ta myśl przewija się przez pamiętniki wojenne, pisane przez polskich żydów, chrześcijan, Polaków ateistów, Żydów ateistów, autorów innych nacji, zadajacych sobie to samo pytanie, jak to było możliwe? Mikke w muszce, autor trudnych książek o brydżu, którego wzrusza piękno (tylko) i jego opinie np. o osobach niepełnosprawnych pokazują to właśnie – że ten dysonans można wyrównac, że pewne wysublimowanie kulturowe nie oznacza automatycznie empatii, umiejętności współodczuwania, że to nie musi iść w parze. Że można nienawidzieć, brzydzić się inności i mieć spinki w mankietach, gdy w tle sączy się Mozart. To mnie przeraża. Przeraża mnie to, że będzie naśladowany, bo jego wysublimowanie zewnętrzne budzi podziw u tych zakompeksionych typków, o którym pisałam. Założą muchy, będą się nadymać, zrzeszać, powoływać, żuczki nieporadne. A potem rykną. Wyzwolą sie z tej nieporadności, dostaną zastrzyk siły, Mikke da im legitymizację. Uderzą w stół, każą babie przynieść obiad, zwyzywają gejów od zboczeńców i poczują, że mają władzę. Już mają, jak widać. P.S. Tekst ten napisałam, zanim się dowiedziałam, że Korwin-Mikke uderzył człowieka. Zarzucając mu potem, że ten nie wezwał sekundantów. Po tym wydarzeniu skłaniam się ku tezie, że nasz europarlamentarzysta to przypadek kliniczny. Zatem spuszczam zasłonę milczenia. ## Ze strony: http://tnij.org/0d6hc9a -- stevep -- -- - Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/ |
|