Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Jechałem chińskim pendolino

Jechałem chińskim pendolino

Data: 2013-08-20 19:42:38
Autor: Mark Woydak
Jechałem chińskim pendolino
Nie masz honoru podła pisowska świnio?
Sprawia ci przyjemność kanalio podszywanie się pod moje dane?
Tacy jak ty nie potrafią walczyć na argumenty,
a jedynie stosuja ubeckie metody!
Gardzę takimi bydlakami jak ty!

MW


Użytkownik "Marek Woydak" <mark.woydak@gmx.de> napisał w wiadomości news:ox1t9yi4bosd$.r1j8kj4774m3.dlg40tude.net...

Jechałem chińskim pendolino - trzy razy szybciej niż Nowak! Jest pewna
logika w tym, że Chińczycy najpierw budują tory, a dopiero potem puszczają
pociągi...

Jest pewna logika w tym, że Chińczycy najpierw budują tory, a dopiero potem
puszczają pociągi...

Jechałem dziś chińskim szybkim pociągiem „Jinghu”, na trasie z Pekinu do
Sznghaju. Tysiąc trzysta kilometrów – odległość jak z Warszawy do Brukseli
- w niespełna pięć godzin, dokładnie cztery godziny pięćdziesiąt pięć
minut, wliczając dwa postoje na stacjach Jinan i Nankin.

To dziś najszybszy pociąg świata. Prędkość operacyjna 320, prędkość
maksymalna na trasie – prawie 400 kilometrów na godzinę, dokładnie trzysta
dziewięćdziesiąt cztery....

Chińskie pendolino jest trzy razy szybsze od pendolino ministra Nowaka...

Pierwsza łopata pod chińskie pendolino wbita została w kwietniu 2008 roku.
Za dwa i pół roku, w listopadzie 2010 roku gotowe już były tory, a 30
czerwca 2011 roku na 1300-kilometrową trasę między Pekinem i Szanghajem
ruszyły pierwsze pociągi.

Ruszyły, i to jak ruszyły! 90 pociągów w jedną, 90 pociągów dziennie w
druga stronę, każdego dnia 200 tysięcy pasażerów!

Proszę zauważyć – najpierw tory, a pociągi potem!! Chińczycy uznali, że
jest pewna logika w tym, że pociągi puszcza się w ruch dopiero po
wybudowaniu torów...

Chińskie pendolino kosztowało 32 miliardy dolarów – po 25 dolarów na jedną
ciemną, rozczochraną, statystyczną chińską głowę. Tysiąc trzysta kilometrów
z Pekinu do Szanghaju to jest miliard trzysta milionów milimetrów - jeden
milimetr na statystycznego Chińczyka, Można więc powiedzieć, że każdy
Chińczyk zbudował sobie milimetr bieżący szybkiej kolei Szanghaj-Pekin...

Nasze pendolino ma kosztować coś około siedmiuset milionów dolarów, czyli
mniej niż dwadzieścia dolarów na każdą naszą polską głowę. Jak znam życie,
w międzyczasie jeszcze zdrożeje i też będzie dwadzieścia pięć dolarów. Ale
to dopiero lokomotywa i wagony, a gdzie tory? Gdzie mosty, dworce,
wiadukty, perony? Wiecie ile kilometrów wiaduktów zbudowano na trasie
Szanghaj-Pekin? Ponad tysiąc!  Na ponad 80 procentach trasy linia wznosi
się na filarach.

Ile to będzie kosztowało u nas?

Zapamiętajcie rodacy te liczby jeszcze raz. Za dwadzieścia pięć dolarów na
głowę, Chińczycy mają tysiąc trzysta kilometrów najszybszej kolei świata,
przewożącej dziennie 200 tysięcy pasażerów!

My za dwadzieścia pięć dolarów na głowę będziemy mieli,lokomotywę i wagony.
Tak na około po sto dolarów na głowę będziemy jeszcze musieli dołożyć na
tory, na wiadukty i dworce pewnie jeszcze ze dwieście. I dopiero będziemy
mieli trzysta kilometrów kolei, wolniejszej od przedwojennej lux-torpedy.

Dworzec kolejowy Pekin-Południe wygląda jak lotnisko, lepiej niż Okęcie,
choć Okęcie na tle Europy wcale nie jest byle jakie, o niebo lepsze od
berlińskiego Tegel.

Na tablicy informacyjnej od góry do dołu lista identycznych krzaczków,
które za chwile zmieniły się angielskie napisy „on time”. Wszystkie pociągi
odjeżdżają tu i przyjeżdżają o czasie, co do minuty, co do sekundy nawet.
Nie trzeba na nie godzinami wyglądać i oczekiwać, jak po reformie
kolejnictwa w Katowicach, albo wysłuchiwać z megafonów komunikatów o
spóźnieniu, jak na Dworcu Centralnym w Warszawie, nie trzeba do nich
wsiadać oknami, jak w całej Polsce przed świętami.

Fotele wygodne, toalety czyste, walizki można odstawić na półki, nie zwiną,
internet na całej trasie, można pracować, czytać książkę, gazu nie puszczą,
nie uśpią, nie okradną.

Obsługa przyjemna, konduktor nie pijany, nie obija się o ściany.
Pasażerowie też wyłącznie trzeżwi.

Miło się jedzie pociągiem Chińskich Kolei Państwowych...

Za oknami widać przesuwający się pejzaż chińskiej wsi, choć mknie to
ustrojstwo tak szybko, że trudno na czymkolwiek zatrzymać wzrok. Zwróciło
moja uwagę, że od Pekinu na południe, ze siedemset osiemset kilometrów,
krajobraz jest praktycznie niezmienny. U nas od Bałtyku po Tatry ileż to
pagórków leśnych, ileż wzgórz zielonych – a tu nic, tylko gładka równina i
zielone pola, obsiane kukurydzą i soją. Pola ryżowe, lessowe wzgórza i
herbaciane pola zaczęły się w dalszej drodze, już bliżej Szanghaju.

Napisałem – pola? Nie, nie pola, raczej poletka, po dziesięć, góra
dwadzieścia arów, poprzecinane rowami, odgraniczone rzędami topoli, czy tez
może olch, w pędzie trudno rozpoznać. Małe poletka, małe białe domki z
czerwonymi dachami, skryte wśród drzew, gdzieniegdzie większe osiedla
bloków, trochę przypominające nasz krajobraz i czar pegeeru.

Poza tym sady, szklarnie, tunele foliowe, jak u nas u paprykarzy pod
Radomiem - zaskoczyło mnie, że całkiem przyzwoicie wygląda dzisiaj chińska
wieś. Już mieliśmy problem z zalewającymi Europę chińskimi
truskawkami,jakoś odparliśmy tę inwazję, ale podobnych problemów Chińczycy
sprawią nam więcej, już sprawiają. Bo oni wszystko sprzedają, a nie kupują
nic.

Jakiś mądrala, podpisujący się na blogu „Polonia”, napisał mi, że chiński
rozwój wynika z liberalizmu, przed którym moja partia, czyli PiS,
niesłusznie Polski broni.

Kula w płot, panie mądralo! Akurat w Chinach wszystko jest państwowe, od
ziemi, która rolnicy dzierżawią, po fabryki, niemal wszystkie pod
większościową państwową kontrolą (państwo jeśli sprzedaje, to maksymalnie
49 procent) i mieszkania, które lokatorzy nabywają nie na własność, tylko w
użytkowanie. Nie twierdzę, że powinniśmy ich w tym naśladować, ale jeśli
analizujemy podstawy gospodarczego sukcesu Chin, to z pewnością nie stoi za
nimi liberalizm, wręcz przeciwnie. Kryje się za nimi wielka
odpowiedzialność chińskiego państwa, które ma wiele wad, niekiedy
poważnych, ale o gospodarki dopilnować potrafi i państwowego interesu też.

Nasza władza państwowa, ta która dziś nieszczęśliwie posiadamy, potrafi
tylko wyprzedawać na pniu wszystko, co jeszcze się rusza i zadłużać kraj po
uszy.

Gdyby w Chinach zapanował liberalizm, to zamiast tych
dziesięcio-piętnastoarowych poletek, które widziałem z okien pociągu,
chińska wieś składałaby się z wielkich, liczonych w tysiącach hektarów tak
zwanych nowoczesnych farm. Drobnych rolników już by nie było, a Szanghaj
miałby dziś nie trzynaście, lecz pięćdziesiąt milionów mieszkańców, w tym
trzydzieści pięć milionów byłych rolników, zamieszkałych w pudłach z
kartonu.

Tak by było w Chinach, gdyby zapanował tam model rolnictwa, jaki marzy się
wielu naszym, pożal się Boże, specjalistom od gospodarki rolnej,
twierdzącym, że rynek jest lekiem na wszystkie choroby.

Chińczycy postawili na małe gospodarstwa i od Pekinu do Nankinu, prawie
tysiąc kilometrów, nie widziałem skrawka odłogu. I zauważyłem – a znam się
trochę na tym – rolnictwo mają naprawdę na wysokim poziomie, kukurydza tom
rośnie nie gorsza od niemieckiej czy francuskiej. W małych, gospodarstwach,
naprawdę bardzo małych.

Kończą się pola, pociąg zwalnia, już biją w niebo wieżowce Szanghaju...

Janusz Wojciechowski

Jechałem chińskim pendolino

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona