Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Jozef Michalik-dzieci gwalca ksiazy

Jozef Michalik-dzieci gwalca ksiazy

Data: 2014-11-24 01:38:22
Autor: muto2100
Jozef Michalik-dzieci gwalca ksiazy
Michalik - znalezione na forum netu .Poniżej zamieszczamy artykuł napisany przez panią Joannę Skibniewską przy współpracy Szymona Jakubowskiego, jaki ukazał się w dzienniku cotygodniowym Nie nr 31 z 30 lipca 2009 roku .Decyzję o przedruku podjęliśmy na liczne prośby naszych czytelników, którzy nie mieli możliwości zapoznania się artykułem, z uwagi na małą ilość egzemplarzy Nie w naszym rejonie. Na przedruk artykułu uzyskaliśmy zgodę redakcji.
Policjant uwięziony po dąsach przewodniczącego episkopatu polski.
To gorsze, niż gdyby przejechał go samochód. Sierżant Paweł S. Harcerz. Kolekcjoner. Idealista. Były policjant. Obecnie aresztant. W sierpniu zeszłego roku Paweł S. policjant drogówki w Ustrzykach Dolnych, zatrzymał samochód. Kierował nim watykański ksiądz Stival Cianciarello. Jadąc na wycieczkę po Bieszczadach, nie zapalił świateł i przekroczył prędkość o przeszło 30 km/h. Sierżant postanowił wlepić mu 200 zł mandatu i pouczył, że na bieszczadzkich serpentynach trzeba jechać ostrożnie. Do rozmowy włączył się pasażer. Krzyczał na policjanta i machał rękoma. Wysiadł też z samochodu, zachowywał się agresywnie. Ty nie wiesz kim ja jestem powtarzał wielokrotnie. Ponieważ sierżant nie raz już słyszał takie teksty, nie zareagował, tylko polecił siwemu krzykaczowi wsiąść do auta. Wypisał mandat, życzył szerokiej drogi i pożegnał panów uprzejmie. Zapomniał o tym zdarzeniu, jak o tysiącu innych kontrolach drogowych.
Ludzie z góry
Po miesiącu został wezwany na dywanik do szefa. Ty naprawdę nie wiesz z kim zadarłeś? Wtedy dowiedział się, że ów agresywny pasażer to arcybiskup Józef Michalik. Szef Kościoła katolickiego w Polsce, zadzwonił do komendy wojewódzkiej, skarżąc się na sierżanta.
Ponoszony miłością bliźniego, poprosił o ukaranie nadgorliwego policjanta. Prośba najważniejszej osoby w kraju to więcej niż rozkaz. Sprawą zajął się ówczesny zastępca komendanta wojewódzkiego w Rzeszowie Jan Zając. Zapytał sierżanta S. jakiego jest wyznania, dlaczego uderza w Kościół katolicki i czemu zwracał się niegrzecznie do biskupa, nazywając go proszę pana, a nie wasza eminencjo( w rzeczywistości abepe Michalik jest ekscelencją zaledwie. Przy tym skoro do Boga mówi się Panie, to wypada podobnie do jego urzędników). Wicekomendant zażądał też anulowania mandatu. W trzy tygodnie potem Paweł S. został przeniesiony z wydziału ruchu drogowego do plutonu patrolowego, czyli na posadę krawężnika. Komendant powiedział mi, że musiał go przenieść, żeby uciszyć tych @@@ów z góry- mówi mi ojciec sierżanta S. Kogo miał na myśli, strach się domyślać. W noc sylwestrową, gdy sierżant miał interwencję za interwencją, zauważył, że z radiowozu zginął jego zasobnik z bloczkami mandatów karnych oraz część pieniędzy i prawo jazdy. Szybko złożył raport a pieniądze wyjął z własnej kieszeni i wpłacił w kasie komendy. Myślał, że to koniec kłopotów. To jednak był dopiero początek.
Ryzykowny incydent
Niedługo potem usłyszał podobno od przełożonego, komendanta Stanisława Dziedzica, że albo odejdzie ze służby, albo zostanie wyrzucony dyscyplinarnie. Taką wersję potwierdzają też anonimowo jego koledzy policjanci. Chłopak złożył rezygnację, a Dziedzic złożył doniesienie do prokuratury, że S. zniszczył mandaty po to, by przywłaszczyć sobie pieniądze. Te pieniądze, które oddał z własnej kieszeni. Prokuratura w parę dni potem postawiła byłemu już policjantowi zarzut, niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Nie mam sobie nic do zarzucenia- mówi Dziedzic. Tam były uchybienia. Co prawda przyznaje, że podobnych uchybień w policji jest wiele i kończą się jakąś karą porządkową, a niedoniesieniem do prokuratury, ale pamięta też o kłopotach policji po incydencie z arcybiskupem Michalikiem. Policjant musi zachować się godnie i z szacunkiem do zatrzymanego komentuje tamto zdarzenie. Zapewnia jednak, ze incydent nic go nie obchodzi, a ukaranie mandatem kościelnego dygnitarza nie ma związku z postępowaniem prowadzonym przeciwko S. Mówi też, że nikt z góry nie interweniował. Co innego twierdzi Komenda Główna Policji : interwencja w Komendzie Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych spowodowana była ustną skargą na wulgarne zachowanie się policjanta wobec abp. Michalika w trakcie kontroli drogowej.
Kto, z kim, gdzie i kiedy
Prokuratura zdawała sobie sprawę, że postawione Pawłowi S. zarzuty nie utrzymają się w sądzie. Bo jak ukarać za zniknięcie mandatów, które i tak są wpisywane po zakończeniu służby w rejestr nałożonych mandatów? Sierżantowi nic by to nie dało. Z zarzutów pozostał jedynie brak dbałości o dokumenty. A to cienkie. Tymczasem S. wciąż głośno mówił o arcybiskupie i interwencji w tej sprawie komendy wojewódzkiej z Rzeszowa. Wtedy do akcji wkroczyło Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji. Już w niespełna miesiąc później Paweł S. siedział w areszcie. Tym razem otrzymał grube zarzuty. Nielegalne posiadanie broni, jej przetwarzanie i handel nią. Prokurator Aurelia Skiba napisała, że w bliżej nieokreślonym czasie, w bliżej niekreślonym miejscu i z bliżej nieokreślonymi osobami Paweł S. handlował bronią. Przeszukanie w domu sierżanta dało niebywałe wyniki: zabezpieczono dwa telefony komórkowe. Żadnej broni. Skąd więc takie zarzuty? Wszyscy w okolicy wiedzą, że Paweł ma hopla na punkcie różnych wykopalisk mówi jego kolega z komendy. Ciągle wykopywał jakieś orzełki, guziki od mundurów, jakieś bagnety z pierwszej wojny, skorupy. To zapaleniec. Jego zbiory nie raz zasilały okoliczne muzea. On był po przeszkoleniu pirotechnicznym, nie trzymałby żadnych niebezpiecznych materiałów, bo wie, czym to grozi dodają koledzy S. Przeszukania dokonano także u rodzicó

Jozef Michalik-dzieci gwalca ksiazy

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona