Data: 2009-05-25 13:17:35 | |
Autor: boukun | |
Kaczyński jak Lepper: Chciał weksli i haraczu od swoic h ludzi | |
Dziwne stosunki panują w PiS. Miały być weksle i comiesięczny gigantyczny haracz, jest wzajemne zagryzanie się kandydatów.
"Gazeta Wyborcza" opisuje sytuację rodem z Samoobrony Leppera. Miała ona miejsce w PiS przed poprzednimi wyborami do Parlamentu Europejskiego, w 2004 roku. Wierchuszka wpadła na pomysł, jak podratować partyjną kasę 18 milionami złotych. Europosłowie mieli wpłacać pieniądze na partyjną fundację, regularnie, co miesiąc. Obligować ich miały specjalne umowy, w których był m.in. taki oto zapis: Jeśli kandydat PiS zdobędzie mandat do europarlamentu, płaci fundacji co miesiąc 10 tys. euro. To kwota , którą europosłowie dostają na utrzymanie biur. Umowy nie można było zerwać, nawet odejście z partii nic by nie dało. Gdyby płacić nie chciał, miała być dokonana egzekucja majątku europosła i jego małżonka. W zamian za to fundacja miała zarządzać wspólnym eurobiurem całej swojej reprezentacji w Strasburgu. Byli tacy, którzy z duszą na ramieniu, ale podpisali - świadomi, że jedyne, co im zostanie to uposażenie, w wysokości takiej, jaką dostają jego koledzy z Wiejskiej (ok. 12 tys. zł brutto). Własne biuro ? Tak, ale już za swoje pieniądze, bo pierwszeństwo miałby haracz dla Kaczyńskiego. Ostatecznie jednak sprawa rozeszła się po kościach, dojna krowa w postaci siedmiu PiS-owskich europosłów wydoić się nie dała, a o planach ściągania haraczu zapomniano. Dziś sprawa jest historią, a do znacznie wyższych uposażeń przyszłych eurodeputowanych kolejnej kadencji nikt się - mamy taką nadzieję - nie dobiera. PiS Anno Domini 2009 zaabsorbowany jest wewnętrzną wojną i bojem frakcyjek o miłość prezesa. Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", kandydaci do Europarlamentu lubią zajmować się donoszeniem. I to nie na kolegów z innych ugrupowań, lecz z własnego. Wizyta na policji grozi na przykład Pawłowi Poncyljuszowi, który okleił warszawskie słupy i latarnie swoimi plakatami. I ktoś życzliwy doniósł. Ktoś życzliwy doniósł też na Arkadiusza Mularczyka, który bez zgody kierownictwa umieścił filmik na - jak to sam mówił - "Jo Tup". Według "Rz" wbijającym nóż w plecy był właśnie sztab wyborczy PiS, który miał też donosić na wielu mniej znanych kandydatów, którzy przeskrobali cokolwiek, również w mniejszych miastach. To kanibalizacja kampanii. Na coś takiego na półmetku kampanii nie pozwoliłaby sobie żadna szanująca się partia, ocenił w rozmowie z "Rz" Eryk Mistewicz, spec od marketingu politycznego. Który za grosz nie jest idealistą. A przecież skoro partia nazywa się Prawo i Sprawiedliwość, to oczywiste jest, że ma świecić przykładem. Zaśmiecanie miast nielegalnie powieszonymi plakatami ani prawe, ani sprawiedliwe nie jest, więc słusznie się z tym walczy. A że biedny kandydat się obrazi? Mało to kandydatów na tym świecie? Jak mu się nie podoba, niech se do Platformy idzie. Wibratory za Palikotem nosić. Marta Wawrzyn http://www.pardon.pl/artykul/8723/kaczynski_jak_lepper_chcial_weksli_i_haraczu_od_swoich_ludzi -- boukun "Jestem, jaka jestem. Nie zmienię się. Lubcie mnie albo nie. A jeśli wam się nie podobam, to - przepraszam - ale odp...cie się" - Sharon Stone |
|