Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.

Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.

Data: 2010-01-26 21:36:05
Autor: Artur Borubar
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.
Trzeba przecież zachować jakieś proporcje. My wyrżniemy ich, oni nas. A co na końcu tej drogi? Przecież już dziś PO i PiS nie są w stanie porozumieć się w żadnej sprawie. To zaprzeczenie demokracji - mówi Jacek Świetlicki, były radny PiS.
 Dziesięć lat temu opublikowałem w "Gazecie" reportaż o 32-letnim powiatowym radnym z Gliwic Jacku Świetlickim, który opuszcza AWS, protestując przeciwko politycznemu klientelizmowi i bezideowości tej formacji. Teraz historia się powtarza: szef klubu PiS w śląskim sejmiku Jacek Świetlicki pisze ostry list do Jarosława Kaczyńskiego i ogłasza odejście. Czy ty masz donkiszoterię we krwi?

- Jeśli coś łączy te historie, to żywione wtedy i dziś przeczucie, że tak dalej być nie może. Wtedy wyszło na moje: AWS rozsypała się, a jej miejsce zajęły PO i PiS.

I najpierw poszedłeś do Platformy.

- Tylko przez chwilę byłem w ich klubie radnych. Po namyśle uznałem, że ideowo nie bardzo pasuję. A zaraz potem powstał PiS, którego hasła były mi znacznie bliższe.

Jakie hasła? Łapaj złodzieja?

- Ta warstwa narracji była dominująca, ale dla mnie nie najważniejsza. Identyfikowałem się z hasłem sanacji państwa. Gołym okiem było widać, że państwo źle działa, system partyjny jest niewydolny i coś trzeba zrobić. W 2001 r. problem postkomunizmu ciągle był aktualny.

A jak ci się podobał wodzowski image Jarosława Kaczyńskiego?

- Po rozmemłanej AWS to było to! Silny i wyrazisty, w dodatku polityczny dysydent. Za AWS z własnej woli znalazł się na marginesie. Polityka nie jest dla aniołów. Trzeba mieć charakter i odporność na ciosy.

Wszedłem więc do PiS i tak zaczęła się moja kariera działacza. Z czasem trafiłem do zarządu wojewódzkiego i do rady politycznej, a w 2006 r. dostałem się do sejmiku i stanąłem na czele klubu.

Duży postęp jakościowy w porównaniu z AWS?

- Na początku ogromny. PiS był partią kadrową. Nie było łatwo się zapisać. Położono tamę dla karierowiczów, którzy za pięć dwunasta uciekali z AWS. Ja odszedłem wcześniej, byłem więc wiarygodny. Naprawdę nie żałuję, że nie poszedłem do PO.

Ale w koalicję PO-PiS pewnie wierzyłeś?

- Na początku nie bardzo. Dopiero po aferze Rywina, gdy pojawiło się hasło IV RP, zacząłem dostrzegać sens współpracy. Dla tak ambitnego projektu należało budować szerokie zaplecze polityczne. Nie byłem oczywiście naiwny i wiedziałem, że w obu partiach znajdą się środowiska niechętne współpracy. Ale ważniejsze było to, że w komisji ds. Rywina Ziobro z Rokitą mówią tym samym głosem.

Jak rozumiałeś hasło IV RP?

- Jestem historykiem, lubię historyczne analogie. Przykładałem hasło IV RP do przekształceń Republiki Francuskiej po II wojnie światowej. Okres po 1989 r. wydawał mi się etapem przejściowym. Uważałem, że potrzeba czasu, aby przejść od PRL do docelowego modelu ustrojowego. IV RP była tylko hasłem, ale ono wskazywało kierunek debaty, jak zbudować silne i stabilne państwo polskie. W sensie ustrojowym, instytucjonalnym, a także mentalnym.

Co to znaczy silne i stabilne?

- III RP kojarzyła mi się z modelem wschodnim: dużo uznaniowości, bałaganu, nieprecyzyjnego prawa i byle jakich procedur. IV RP miała być skierowana ku Zachodowi, oprzeć się na doświadczeniach krajów o łacińskiej kulturze prawnej.

Żartujesz sobie? Dla mnie państwo według PiS to jednorodny narodowościowo zaścianek, do tego represyjny, wsparty o karę śmierci. Wszystko w sosie tanich symboli historycznych.

- To bardzo jednostronne. Zresztą PiS to na początku była odpowiedź na diagnozę stanu instytucji państwowych. Ta sprawa jest wciąż aktualna, a jak bardzo państwo jest niewydolne, pokazuje sprawa Olewnika. Nie jestem przeciwnikiem ani surowego prawa karnego, ani polityki historycznej. Uważam zresztą, że jednym z niewielu realnych sukcesów Kaczyńskiego jest zmiana sposobu myślenia Polaków o polskiej historii. Szkoda tylko, że Kaczyński osłabia ten sukces odmawianiem prawa do polskości tym, którzy się z nim nie zgadzają.

Koledzy ze śląskiego PiS równie świadomie przyjmowali hasło IV RP?

- Wiesz, jak to jest w organizacji. Jedni są bardziej świadomi, inni podążają za liderami. Nigdy też nie brakuje koniunkturalistów. U nas nie było takich zbyt wielu. Przyjście do PiS w latach 2001-02 nie gwarantowało posad. W samorządach byliśmy bardzo słabi. Nadal zresztą jesteśmy - to kolejny kamyczek do ogródka prezesa Kaczyńskiego.

Byłeś liderem regionalnym, sam mogłeś coś zmienić.

- Zapewniam cię, że swoją funkcję sprawowałem odpowiednio, bardzo ciężko pracując. Przez nikogo nie byłem namaszczany, niczego wielkiego od PiS nie dostałem. Na listach do Sejmu jakieś szóste albo siódme miejsca. Robiłem za mięcho, bez szans na mandat.

REKLAMY GOOGLE
  a.. Narodowy Test IQ
  Rozwiąż test na iloraz inteligencji Sprawdź jak wypadniesz!
  www.protestiq.pl
  b.. Wielcy Filozofowie T.1-25
  Wyjątkowa Kolekcja Gazety Wyborczej i Wydawnictwa PWN. Nowość. Kup!
  www.PWN.pl
  c.. Ważyłam 76kg, Teraz 54kg
  Schudniesz Z Brzucha Do 19kg Będziesz Miała Piękną Sylwetkę
  Diety.StracilamBrzuch.pl
Żadnej rady nadzorczej?

- Nawet uprawnień nie mam.

Pamiętam posiedzenie rady politycznej PiS w 2004 r. Duże ciało, sto kilkadziesiąt głów. Wódz przemawia, że Lepper to agent Moskwy. Rok później PiS niespodziewanie wygrywa wybory parlamentarne, a Lech Kaczyński walczy z Tuskiem o prezydenturę. Szansą na zwycięstwo naszego kandydata jest przyciągnięcie elektoratów Samoobrony i LPR. Jarosław Kaczyński ogłasza więc podział na "Polskę liberalną" i "solidarną". Świetne posunięcie - nie kalamy się współpracą z Lepperem, zwracamy się tylko do jego wyborców.

Taka jest gra polityczna. Chcemy wygrać, więc musimy odrzucić uprzedzenia. Potrzebujemy 50 procent plus jeden. Ale ja mówię o szukaniu poparcia, a nie o budowaniu zaplecza politycznego dla rządu.

Jak przyjęliście na Śląsku gwałtowne rozejście się liderów PO i PiS po wyborach 2005 r.?

- Dezorientacją. Znaliśmy ludzi z PO, z większością współpracowaliśmy w AWS. Wojna na górze nie od razu wywołała zresztą napięcia na dole. Dopiero jak powstał mniejszościowy rząd Marcinkiewicza, nagle nadciągnęła wielka nawałnica anty-PiS-owska.

Kto zaczął?

- Nikt nie pamięta. Na początku podziały między PiS i PO były zresztą dosyć racjonalne. Ale szybko zaczęły obrastać emocjami, patologizowały się. Dziś, gdybyś jako PiS-owiec zaproponował współpracę z PO w jakiejkolwiek sprawie, patrzono by na ciebie jak na kolaboranta.

A koalicję Kaczyńskiego z Samoobroną i LPR jak przyjąłeś?

- Mówiłem, że Kaczyński wziął sobie Leppera i Giertycha na służbę. I że robi błąd. Takiej koalicji jeszcze nie było. Lepper nie miał prawie żadnego wpływu na państwo, Kaczyński skutecznie go odciął. Ale estetycznie to i tak było odpychające.

Rada polityczna PiS: trwający cztery godziny nachalny łomot, że trzeba udzielić prezesowi pełnomocnictwa do zawarcia koalicji. Bez precyzowania jakiej. Zabrakło odwagi powiedzieć wprost, że chodzi o koalicję z Samoobroną - stąd tak karkołomna figura werbalna.

I nikt nie przypomniał, że Lepper to "ruski agent"?

- Nie. Jeden Antoni Mężydło sprzeciwił się koalicji. Pomyślałem, że to odważny człowiek. A on zaraz potem ponownie zabrał głos i pokajał się, że źle zrozumiał i wycofuje wątpliwości. Marcinkiewicz, jeszcze premier, siedział ponury i milczący. Minąłem go w toalecie, był jak zbity pies. Wszyscy już wiedzieli, że poleci, bo Jarosław chce zostać premierem i mieć większościowy rząd.

Więc szukał poparcia. Podobały ci się pielgrzymki do Radia Maryja?

- Zabiegi o poparcie ojca dyrektora przed wyborami prezydenckimi były racjonalne. Ale stopniowe przesuwanie PiS na pozycje radiomaryjne rodziło wątpliwości. Mówiono nam, że budujemy silną partię i rozszerzamy skrzydła - jak Fidesz Viktora Orbána na Węgrzech. Tylko że Orbán, przechwyciwszy głosy skrajnej prawicy, wygrał wybory, ale stracił władzę, bo nikt nie chciał z nim wejść w koalicję.

Gdzieś w okolicach wyborów samorządowych 2006 r. nabrałem podejrzeń, że PiS przejmuje wyborców o miękkim sentymencie do PRL. Do tej pory - coś niebywałego.

Kaczyński mówił, że to PO, przechodząc do opozycji, zmusiła PiS do koalicji z Lepperem i Giertychem.

- Można było pozostać przy rządzie mniejszościowym i spróbować postawić wszystko na jedną kartę. Pamiętasz, co ci wtedy mówiłem? Że trzeba rzucić na stół projekt Konstytucji IV RP i korzystając z tego, że mamy prezydenta, doprowadzić do referendum. Jak de Gaulle i twórcy V Republiki ogłosić, że mamy wyrazistego lidera i klarowną wizję ustrojową. Niech lud zdecyduje.

To było oczywiście rozwiązanie szalenie ryzykowne. Kaczyński pewnie uważał, że wcześniej należy oczyścić przedpole, zlikwidować WSI, powołać CBA. Liczył, że ludzie nas za to docenią i wybaczą tę brzydką koalicję.

A więc to ty byłeś rewolucjonistą, a Kaczyński rewolucję reglamentował. Tak bywało na wielu polach. Lustracja totalna lansowana przez twoich rówieśników z Klubu Parlamentarnego PiS też znacznie wykraczała poza oczekiwania Kaczyńskiego.

- To dosyć prosty psychologiczny mechanizm. Ludzie oczekiwali zmian, ale nie wyobrażali sobie zbyt dokładnie, jak te zmiany mają wyglądać. Kaczyński zaś ogłosił rewolucję, a potem jej nawet nie zaczął. Trudno było oczekiwać, że rozgrzane zaplecze wodza bez końca będzie czekać.

Ideolodzy IV RP tłumaczyli, że Kaczyński robi rewolucję semantyczną. Warunkiem obalenia starego porządku miała być zmiana języka debaty. W swych przemówieniach Kaczyński mnożył epitety pod adresem przeciwnikiem - że łże- elity, KPP, zdrajcy.

- Język się brutalizował. Nie byłem tym zachwycony, ale rozumiałem okoliczności. Ubodło mnie jednak, jak Kaczyński ogłosił w stoczni, że my stoimy tu, gdzie kiedyś "Solidarność", a reszta - tam gdzie ZOMO.

A już naprawdę mnie zabolało, gdy usłyszałem, że Polacy dzielą się na akowców i nieakowców. Mój dziadek, Ślązak, został wcielony do Wehrmachtu i walczył na froncie wschodnim. Drugi dziadek był w AK. No więc kim ja jestem? Polakiem lepszym czy gorszym? Jako członek PiS pewnie dostałbym od Kaczyńskiego stosowny certyfikat. A może jednak nie, bo tylko ci z Żoliborza się kwalifikują?

Kaczyński świadomie wywołał ostry konflikt polityczny, ale sprawy poszły znacznie dalej. Wybuchła wojna kultur. To nieszczęście dla PiS, bo nasz przekaz zaczął się degenerować. Teraz, jak wystąpiłem z partii, pewnie nie jestem już w oczach prezesa prawdziwym Polakiem.

Wtedy takie słowa były groźne. Dziś już tylko śmieszą, to pusty rytuał.

- I całe szczęście!

Ale ja nie chcę, żeby wyszło, że dwa lata naszych rządów to pasmo klęsk. Były też i pozytywne strony. Dano szansę sprawdzenia się wielu nowym ludziom. Wojewodą śląskim został Tomek Pietrzykowski - trzydzieści parę lat, naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego. I sprawdził się doskonale. A takich jak on było więcej. Panuje mit, że PiS to nieudacznicy, a Platforma ma kadry. Nieprawda.

Ekonomistę bez dorobku Sławomira Skrzypka w NBP i Annę Fotygę w MSZ też zaliczasz do tych świetnych kadr?

- To spojrzenie typowo warszawskie. Ja mówię o niższych szczeblach administracyjnych, które decydują o jakości państwa. Ale jak już tak bardzo obstajesz przy górze, to wskaż mi w rządzie Tuska ministrów tego formatu co Religa, Gilowska i Gęsicka.

Dwa lata rządów PiS to jednak okres zmarnowanych szans. Jeśli Kaczyński nie zdecydował się na zagrywkę va banque z nową konstytucją, to mógł chociaż konsekwentnie pójść drogą zmian ewolucyjnych. Ale on i z tego się wycofał. Nie rozumieliśmy decyzji o wcześniejszych wyborach. Nawet po akcji CBA przeciwko Lepperowi, która doprowadziła do rozbicia koalicji, można było dalej rządzić. Sam widziałem tych przerażonych facetów z Samoobrony, którzy nie wiedzieli, co się dzieje, i zrobiliby wszystko, by utrzymać stan posiadania. Ich głosy łatwo było pozyskać.

Kiepskie zaplecze do rządzenia.

- Kiepskie, ale czy jest taka wielka różnica między Samoobroną z Lepperem i Samoobroną bez Leppera? Ale Kaczyński wolał pójść na totalną wojnę.

Przypomnij sobie naszą kampanię z 2007 r. Ponura, ciężka. Miałem poczucie, że jak otworzę lodówkę, wyskoczy z niej korupcja, układ, "mordo ty moja". Powtarzaliśmy, że jest fatalnie, a będzie jeszcze gorzej, gdy Platforma przejmie władzę. Kaczyński uwierzył, że przestraszony naród schroni się pod jego skrzydłami i odda mu pełnię władzy.

Stracił kontakt z rzeczywistością?

- Zaczynał już tracić. Ale muszę uczciwie zastrzec, że dziś widzę to znacznie wyraźniej niż wtedy.

Ludzie mieli dosyć permanentnego zgiełku. Ciebie, aktywistę, też to męczyło?

- Mnie nie. Uczyłem się w sejmiku rzemiosła politycznego i tego, jak funkcjonuje państwo.

Kooperowaliśmy z Platformą, nie będąc z nią w koalicji. Po prostu wsparliśmy układ PO-PSL, któremu brakowało jednego głosu. Dostaliśmy za to jednego członka zarządu. A potem wybuchła wewnętrzna wojna w śląskiej Platformie. Marszałek stał się wrogiem numer jeden szefa wojewódzkiej PO. Poszło o członków rad nadzorczych, dyrektorów, prezesów spółek. Polityczna nawalanka. Marszałek wyszedł z partii, która postanowiła go odwołać.

Ale bez nas nie mogli. A my nie chcieliśmy angażować się w wewnętrzne wojny PO. Zapanował bałagan i prowizorka. Kto jest winny? Nikt, takie są reguły wojny plemiennej.

Nie mogłeś pójść do PO i coś zaproponować?

- Ale ja byłem uznawany za prawdziwego PiS-owca! Czyli wojownika, który trzyma klub żelazną ręką. Tak zresztą było. Potem dowiedziałem się, że miałem ksywę "Pułkownik".

Na wspólnych wyjazdach sejmikowych pobyliśmy ze sobą dłużej i koledzy z PO dziwili się, że jestem normalnym facetem. Bawiło mnie to, bo oni naprawdę wierzyli, że PiS-owiec to wcielony diabeł z nożem w kieszeni. Staram się oddzielać politykę od życia towarzyskiego. Im to się zlewało - jak wojna, to wojna.

W każdym razie Platforma postawiła nas pod ścianą. Powiedzieli, że albo poprzemy wskazanego przez nich nowego marszałka, albo nie ma rozmowy. No to wspieraliśmy dotychczasowego.

jak się to skończyło?

- Dopięli swego. Kilku naszych przeszło na ich stronę. Taki jeden, antykomunista i anty-Europejczyk, sam siebie uważający za endeka, nawet zapisał się do PO. Bo zaproponowali mu członka zarządu. Mało tego - stał się akuszerem nowej koalicji sejmikowej PO-SLD. Swoje endeckie poglądy "zawiesił na kołku", ale Platforma weźmie każdego.

Jak zareagowałeś na klęskę PiS w 2007 r. i oddanie władzy w kraju PO?

- To był koniec projektu IV RP. Nasz wódz przegrał debatę z wodzem konkurencyjnego plemienia. Okazał się słabszy.

W ustabilizowanych demokracjach, gdy partia rządząca przegrywa tak dotkliwie, dochodzi do przetasowania w kierownictwie. Odbywa się wewnętrzna dyskusja na temat przyczyn porażki. A co się stało w PiS? Wódz odsunął resztę kierownictwa, bo domagało się debaty, i dobrał sobie nowy zarząd.

I tak zaczęła się degrengolada. Odszedł Ujazdowski, Zalewski, Sellin. Grupa znacząca, ale nie fundament partii. A potem wybuchła sprawa Dorna. To już prawdziwy szok, bo kogo jak kogo, ale Dorna nie można sklasyfikować jako nieprawdziwego Polaka (politycznego zdrajcę), który stoi tam, gdzie ZOMO.

Moja pozycja stawała się trudna. Platforma powyrzucała nas, skąd się tylko dało - zabrali nam wiceprzewodniczącego sejmiku, popędzili z komisji. Musiałem być twardym wojownikiem. A wiedziałem już, na czym polega walka plemienna. Że nie ma żadnych reguł.

Jakbyście wygrali, też byś powycinał Platformę?

- Nie. Trzeba przecież zachować jakieś proporcje. My wyrżniemy ich, oni nas. A co na końcu tej drogi? Przecież już dziś PO i PiS nie są w stanie porozumieć się w żadnej sprawie. To zaprzeczenie demokracji. Gdy w Ameryce wygrywa Obama, Republikanie mówią: Trudno. Trzeba się pogodzić i robić swoje. A u nas? Jak Lech Kaczyński został prezydentem, to go podważano. Teraz pewnie wygra Tusk i tak samo będzie kwestionowany.

Moja druga obserwacja dotyczyła postępującej izolacji PiS. Doszedłem do wniosku, że ogromna większość Polaków nie chce powrotu PiS do władzy. I że to proces nieodwracalny.

Chodzi ci o PiS Kaczyńskiego czy w ogóle o PiS?

- Nie będzie innego PiS niż pod przywództwem Kaczyńskiego. Partia trwale zespawała się ze swoim wodzem.

Wcześniej tak nie było?

- Było. Ale wcześniej istniało uzasadnienie, dlaczego przywództwo Kaczyńskiego jest korzystne. Pytałem moich znajomych spoza partii, co sądzą o wodzu. Jedni byli za, inni - przeciwko. Ale mieli jakieś argumenty. Od dwóch lat słyszę już tylko stanowcze nie. Dlaczego nie? Po prostu, bo nie.

A to nie wszystko. Organizacja partyjna degeneruje się. Na Śląsku trudno nawet mówić o organizacji. To luźna zbieranina posłów, radnych. Przyjechał kiedyś do Gliwic prezes Kaczyński. Podejmujemy go w jazzowym klubie. Całkiem przyjemne miejsce, ale wódz gniewnie się rozgląda. Czemu nie spotykamy się w biurze poselskim? Nasz poseł z Gliwic tłumaczy, że nie ma warunków. Faktycznie nie ma, bo to dwa małe pokoiki. Tak ciasno, że jak chcesz wejść do toalety, musisz w ścianę zastukać, bo nie ma miejsca, aby otworzyć drzwi.

Kaczyński oświadczył, że w stolicy okręgu wyborczego ma być duże biuro. Jak nie będzie, zapomnij pan, panie pośle, o kandydowaniu. Poseł, notabene dawny PZPR-owiec, czerwony jak burak. Obiecuje, że zrobi biuro.

To był lipiec 2008 r. Wiesz, jak jest dzisiaj? Tak samo.

Posłowi nie zależy na kandydowaniu?

- Zależy. Kombinuje sobie, że jeśli prezes raz jeszcze przyjedzie, to coś się zorganizuje, jednorazowo odpicuje, trawę pomaluje się na zielono. I jakoś to będzie.

Ta organizacja zasklepiła się. Zmarnowano wybory samorządowe. Trzeba było rozwijać partię w oparciu o sejmiki i o wielkie miasta. Ale Kaczyński sobie odpuścił. Nie lubi samorządu, nie potrzebuje go. Opiera się na klubie parlamentarnym, który łatwo jest zastraszyć. Najwyższym dobrem w ręku prezesa jest przydzielanie miejsc na listach. Tym najjaśniejszy pan wymusza posłuszeństwo.

Formacja wodzowska była potrzebna po anarchii AWS. Ale dziś PiS to formacja bizantyjska. Jest cesarz i jego dwór, a reszta się nie liczy. Cesarz ogłasza dworzaninowi, co trzeba zrobić, ten obiecuje, a potem nic nie robi.

Napisałeś w liście do Kaczyńskiego, że PiS jest niewydolny jak socjalizm za późnego Breżniewa.

- Bo tak jest. Równie dobrze mogłem porównać do schyłkowego PZPR. Kaczyński będzie teraz ogłaszał kolejne etapy reformy, z których nic nie będzie wynikać.

Co ostatecznie przekonało cię to odejścia?

- Na zeszłorocznym kongresie prezes ogłosił odnowę partii, jej profesjonalizację. Kupę kasy wydano na billboardy promujące kompetentne posłanki. A zaraz potem kampania do europarlamentu i znów stara śpiewka. Przepraszam cię, ale obrona polskiego Szczecina przed krzyżacką nawałnicą urągała mojej inteligencji.

Wstępowałem do partii antykomunistycznej z rodowodem "solidarnościowym", a nie endeckim z lat 30. czy gomułkowsko-moczarowskim z lat 60. Ja naprawdę nic nie mam do Niemców.

A w końcu nadszedł decydujący moment: koalicja medialna z SLD.

Po koalicji z Lepperem powinieneś być uodporniony.

- To nie to samo! Lepper był wybrykiem demokracji. A SLD to formacja z określonym rodowodem. Dziś może związek emerytów i rencistów, ale to wciąż ta sama partia. Uznałem, że nie ma już dla mnie miejsca w PiS. Retoryka rozmija się z praktyką tak dalece, że trzeba to przerwać.

Pocieszam się tylko, że ta epoka już się kończy. Tusk na dopalaczu pewnie sięgnie jeszcze po prezydenturę. A potem cała scena runie. Ten układ wypłukuje z siebie wszelkie sensy.

I zacznie się nowy cykl? Jesteś idealistą. Za dziesięć lat pewnie znów spektakularnie opuścisz jakąś prawicową formację, o której dziś nic jeszcze nie wiemy.

- Nie sądzę. Jak odpadnie pozorny wybór między PiS a PO, ujawnią się prawdziwe oczekiwania wobec polityków.

Ja wierzę w państwo. Kryzys ekonomiczny pokazał, że ono jest potrzebne. Cały świat zachodni przeprosił się z państwem. Przyszłe partie będą musiały brać to pod uwagę. I nie chodzi o deklaracje czy billboardy, tylko o dobry produkt: sprawny urząd, klarowną procedurę, wyremontowaną obwodnicę. W takiej polityce chciałbym brać udział.


Jaka była reakcja w PiS na twój list do prezesa?

- Szok. Odszedłem na rok przed wyborami samorządowymi, a miałem przecież niemal pewny mandat. Inni myślą podobnie, ale się boją, że nie będzie skąd kandydować. Ja liczę się z tym, że nie będę już radnym. Trudno. Mam coś więcej - wolność. Jeśli moje przeczucia się zrealizują i polityka się zmieni, jeszcze znajdzie się dla mnie miejsce.

Czarujesz - nawet miesiąca na wolności nie wytrzymałeś.

- W dniu, gdy ogłosiłem wyjście z PiS, zadzwonił dawny znajomy z PiS. Powiedział, że Ludwik Dorn chciałby ze mną porozmawiać. Potem zostałem zaproszony na kongres założycielski Polski Plus. I pomyślałem sobie: Dlaczego nie? Nie będę ci mówił, że Polska Plus jest super, a nowa centroprawica zmieni świat. Mówię tylko tyle, że wielkie zmiany nadchodzą, a ja chcę w nich uczestniczyć.


http://wyborcza.pl/1,97863,7485865,Kaczynski_nawet_nie_zaczal_rewolucji.html?as=1&ias=5&startsz=x


Przemek

--
 Z dokumentu wynika, że w CBA nie było jasnych
kryteriów, według których przyznawano nagrody i premie. Premiowymi
rekordzistami byli dwaj zastępcy Mariusza Kamińskiego, w ciągu trzech lat
jeden z nich dostał 63 100 zł premii, a drugi 64 100 zł.

Data: 2010-01-26 22:00:48
Autor: abc
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.
Dla usprawnienia administrowania tubylcami tworzony jest system
dwupartyjny - PO jak amerykańska Partia Demokratyczna i PiS jak Partia
Republikańska.  Takim systemem łatwiej jest sterować.

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2010-01-26 22:09:39
Autor: boukun
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.

Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał w wiadomości news:hjnlr7$q9m$1nemesis.news.neostrada.pl...
Dla usprawnienia administrowania tubylcami tworzony jest system
dwupartyjny - PO jak amerykańska Partia Demokratyczna i PiS jak Partia
Republikańska.  Takim systemem łatwiej jest sterować.

Tu większość tego nie zrozumie...

boukun

Data: 2010-01-26 22:14:01
Autor: abc
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.
Dla usprawnienia administrowania tubylcami tworzony jest system
dwupartyjny - PO jak amerykańska Partia Demokratyczna i PiS jak Partia
Republikańska.  Takim systemem łatwiej jest sterować.

Tu większość tego nie zrozumie...


Kropla drąży skałę...

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2010-01-27 15:56:04
Autor: cirrus
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.
Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał w wiadomości news:hjnm3p$b28$1atlantis.news.neostrada.pl...
Dla usprawnienia administrowania tubylcami tworzony jest system
dwupartyjny - PO jak amerykańska Partia Demokratyczna i PiS jak Partia
Republikańska.  Takim systemem łatwiej jest sterować.
Tu większość tego nie zrozumie...
Kropla drąży skałę...

Za milion lat będą efekty, albo i nie. ;)

--
stevep

Data: 2010-01-27 00:12:43
Autor: awe
Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.
Coraz bardziej jestem przekonany ze wygraja....wnioskuje po zachowaniu kaweckiego na psp..to musi byc conajmniej rozwolnienie? Leczcie sie, moze wegiel cos pomoze, jak z glowa juz nic nie da sie zrobic. Przeciez se jej nie odetniecie.
awe

Kaczyński nawet nie zaczął rewolucji.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona