Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.gory   »   Karkonoskie refleksje, cz. II

Karkonoskie refleksje, cz. II

Data: 2010-10-25 22:44:02
Autor: Waldek Brygier
Karkonoskie refleksje, cz. II
Wróciłem wczoraj z kolejnego kilkudniowego wyjazdu w Karkonosze (już zimowe) i chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami z wyjazdu. Ten sam tekst, ale ozdobiony kilkoma fotografiami znajduje się na:
http://www.naszesudety.pl/index.php?p=artykulyShow&iArtykul=7937

==========================

Tym razem wyjazd w Karkonosze nie był tak udany jak poprzednio, a to głównie ze względu na pogodę, jakiej w sumie się nie spodziewałem. Już w autobusie do Karpacza, przed Bolkowem, a więc gdy nie widać jeszcze Gór Olbrzymich, dostałem sms-a: "Ale biało". Jak biało, mogłem przekonać się już kilkanaście minut później - ośnieżone szczyty lśniły w słońcu, gdzieniegdzie tylko zasłonięte chmurami (niestety w ciągu dnia chmury zwyciężyły). Wyglądało to pięknie, ale było zapowiedzią nieco większego wysiłku, bo jakoś wolę wiosenno-letnio-jesienne niż zimowe Karkonosze, zwłaszcza w ich alpejskiej strefie.

Dzień 1.

Coś mi tego dnia nie szło, więc z planów przejścia z Karpacza przez Sowią Dolinę, Śnieżkę, Lučną boudę i dalej doliną Białej Łaby do Špindlerovego Mlýna, pozostała tylko część do Jelenki (tradycyjnie nadąsana pani bufetowa), potem postanowiłem pójść tzw. Trawersem (szlak zielony) do żółtego szlaku i nim w dół do Pecu pod Śnieżką, skąd autobusem do Vrchlabí i dalej do "Špindla". Miało to tym bardziej sens, że poprzednie przejście Trawersu nie zakończyło się znalezieniem pomniczka, oznaczonego na mapie jako "pam. leteckého neštěstí 1945". Niestety, mimo wzmożonej uwagi, tym razem również go nie znalazłem. Może ktoś z Was go widział, wie gdzie stoi, ma jakieś zdjęcia?

Przed końcem Trawersu zaczęło już być tak szaro i śnieżnie, że wędrówka stawała się coraz mniej przyjemna, co tylko upewniało mnie w słuszności decyzji, by skrócić nieco trasę. Sprzętowo byłem przygotowany, ale psychicznie raczej nie, więc jakoś wlokłem się wzdłuż wyciągu, coraz niżej i niżej. Po drodze napotkałem reklamę Horskiej boudy Růžohorky z obietnicą unikalnej kolekcji czarownic. Jakże więc mogłem odpuścić sobie taką atrakcję? Drzwi boudy zaopatrzone były wielką tabliczką "Dnes otevřeno", ale klamka nie chciała puścić i pozostałem na dworze, na zimnie, w padającym śniegu. Hmmm... A miało być tak pięknie: horká griotka i kufelek piwa...

Na szczęście tuż obok stoi Horská Farma, reklamująca się jako miejsce, gdzie można zjeść tradycyjne karkonoskie dania. Wnętrze przepięknie urządzone w rustykalnym stylu, z mnóstwem starych urządzeń i przedmiotów oraz z panią (już nie starą) w stroju, a jakże, farmerskim i dwoma pięknymi warkoczami. W karcie m.in. karkonoskie kyselo, kulajda, zveřinový vyvar, itp. pięknie brzmiące potrawy. Mnie akurat nie w głowie było jedzenie, więc recenzji nie będzie, ale... warto tu wrócić, by małe co nieco spróbować. Horká griotka spełniła moje oczekiwania, ale piwo "řezane" już nie, bo się dokładnie wymieszało, a przecież nie powinno...

Dzień 2.

Dzień zapowiadał się wyjątkowo kiepsko, z okien hotelu widziałem od rana ciemne chmury, gęsto zaściełające wierzchołek Medvědína. Decyzja mogła być więc jedna: Vrchlabí. Wygodny pokój, pyszne śniadanie i widok aquaparku za oknem nieco mnie rozleniwiły, więc we Vrchlabí wylądowałem dopiero ok. 11:00. Miasto jest bardzo ciekawe i  warte tego, by tutaj zajrzeć, np. w przerwie pomiędzy górskimi wędrówkami, czy przy złej pogodzie. Podczas gdy w "Špindlu" było szaro i pochmurnie, we Vrchlabí świeciło piękne słońce. Cudowny zamek, jesienny park, zabytkowe domki w rynku, Muzeum Karkonoskie, liczne knajpki - to wszystko składa się na urok miasta.

W zamku, który dzisiaj jest siedzibą Urzędu Miasta, warto obejrzeć w holu cztery wielkie obrazy przedstawiające ostatnie upolowane w Karkonoszach niedźwiedzie. Sam zamek pięknie prezentuje się z otaczającego go parku, a spacerując po nim łatwo trafić do przylegającego do niego terenu zajmowanego przez swoiste schronisko dla dzikich zwierząt, z jakiegoś powodu nie mogących wrócić do środowiska naturalnego (np. zranione, chore, itp.). Większość z nich trudno dostrzec zza siatek, ale pięknie wyeksponowana została woliera, w której przebywa kilka błotniaków stawowych (czes. Moták pochop) i myszołowów zwyczajnych (Káně lesní).

Prawdziwą perełką jest ulokowane w dawnym klasztorze augustianów Muzeum Karkonoskie. Do obejrzenia są tutaj dwie stałe wystawy: "Człowiek i góry" oraz "Kamień i życie". Pierwsza z nich jest wystawą prezentującą w sposób tradycyjny historię poznania Karkonoszy, druga w sposób multimedialny (tak na miarę sprzed kilkunastu lat) prezentuje przyrodę najwyższej części Sudetów. Zwłaszcza ta druga wystawa, niestety pokazywana w większych grupach (chociaż, gdy Wam zależy, przekonacie panią w kasie, jak ja) jest niezwykle ciekawa poprzez sposoby prezentacji tematu. Płynące strumienie, bujna roślinność, żywe i wypchane zwierzątka (z tych pierwszych to m.in. żmija zygzakowata, salamandry plamiste i traszki górskie), filmy i slajdy - wszystko to składa się na naprawdę ciekawą ekspozycję, która może spodobać się nie tylko dzieciom...

A coś dla ciała? Skorzystałem z restauracji usytuowanej w dawnej stajni zamkowej. Ładny, rustykalny wystrój, dobre dania i przystępne ceny. Polecam...

Dzień 3.

Nooo, czas chyba ruszyć wreszcie w góry. Za oknem kusi dolna stacja wyciągu na Medvědín, ale postanowiłem dzielnie wspiąć się czerwonym szlakiem do Hornych Miseček. Podczas ostatniego pobytu odpuściłem sobie wejście na Harrachovą skalę, więc teraz postanowiłem naprawić ten błąd. Nieco musiałem zboczyć ze swej trasy, ale widok zaiste wart był tego. Przepiękna panorama Špindlerovego Mlýna, moim zdaniem najpiękniejsza, przynajmniej z tych, które znam, poza tym zapierające dech widoki na główny grzbiet Karkonoszy, na Kozie hřbety, Kotla, Stoha, a na południu na Žalego.

Trochę już wysokości nabrałem (czyt. potu wylałem), więc ze spokojnym sumieniem zasiadłem w Jilemnickiej boudzie przy ulubionej griotce (a jakże: horkiej) i kufelku piwa. Wszystko było tutaj w jak najlepszym porządku, a na dodatek złapałem nawet sygnał wifi (hasło jb159753), ale zaraz potem straciłem go i już się nie pojawił w miejscu, gdzie siedziałem. Podobno przy oknie jest silniejszy, jakby kto szukał :-)

Celem tego dnia miały być Kotelní jámy, ale wciąż psująca się pogoda odwiodła mnie od ich zobaczenia, no bo co to za przyjemność obejrzeć kotły we mgle? Z samego rana było pięknie, słonecznie, nad ranem niebo pełne gwiazd, a koło południa już pełno chmur na niebie. Zmieniłem więc plany i powędrowałem zboczami Zlatego návrší do Vrbatowej boudy. Przez chmury co jakiś czas pokazywał się Kotel, znajdujący się już na wyciągnięcie ręki, ale przejmujący wiatr, zimno i szarość nieba pokonały mnie, więc po krótkim odpoczynku w boudzie i małej polevce ruszyłem w stronę szczytu Medvědína, by kolejką zjechać niemal do bram mojego hotelu.

Zaskoczeniem tego dnia była dla mnie linia autobusowa z Hornych Miseček do Vrbatovej boudy, a więc na wysokość 1400 m npm. Korzystając z niej można łatwo dotrzeć na wierzchowinę Karkonoszy, skąd już można zrobić kilka naprawdę ciekawych wycieczek, chociażby do źródeł Łaby, czy na Kotla i jego okolice.

Dzień 4.

Tradycyjnie w poniedziałek muszę być ok. 14:00 we Wrocławiu. Kalkulacja możliwości wydostania się ze Špindlerovego Mlýna w poniedziałkowy poranek i konieczność dotarcia do godz. 11:00 do Karpacza, by zdążyć na autobus, musiały doprowadzić do jednej konkluzji: wracam w niedzielę. Śniadanie, pakowanie i w drogę, niestety deszczową...

Zawsze lubiłem doliny, szczególnie za ich malowniczość. Tym razem padło na dolinę Białej Łaby, o której słyszałem wiele dobrego. I nie zawiodłem się, mimo paskudnej pogody, jaka mi towarzyszyła. Dolny odcinek, do boudy Bílé Labé, jest niestety wyasfaltowany, ale szum rzeki, malowniczy krajobraz i brak turystów pozwoliły w pełni rozkoszować się pięknem tego odcinka. Po drodze jest kilka miejsc odpoczynku, także dla osób na wózkach inwalidzkich, a nawet wielki plac zabaw dla dzieci, na którym oprócz tradycyjnych urządzeń, są i miejsca edukacyjne zaznajamiające ze zwierzętami żyjącymi w Karkonoszach, piętrami roślinności, czy cmentarzyskiem śmieci, z tabliczkami informującymi, ile czasu rozkładają się poszczególne rodzaje śmieci. Rewelacyjne miejsce!

Od boudy wiedzie ślepo zakończona ścieżka dydaktyczna, która pokazuje ponadstuletnie dzieło budowniczych, którzy regulowali potok spływający Čertovym dolem. Ścieżka ma dość dziwny status, bo przed wejściem na nią jest tablica informująca o... zakazie wstępu. Zaraz za nią znajduje się domek Krnap-u, w którym nikogo nie było, więc pozwoliłem sobie na krótką wycieczkę tą ścieżką. Pięknie poukładane kamienie, drewniane obramowania tablic informacyjnych, mostek, kładki - to wszystko wygląda dziwnie w połączeniu z zakazem wstępu.

Bouda Bílé Labé przydaje się w tym miejscu, dobre miejsce na chwilę odpoczynku. Griotka najgorsza, jaką piłem, ale piwo za to nalane pół cm ponad kreskę, co nieco rekompensuje byle jaki smak griotki. Dalsza część szlaku prowadzi dość wysoko ponad dnem doliny, stąd niemal przez cały czas mamy piękne widoki na Białą Łabę i jej kaskady i wodospady. Po drodze też warto zwrócić uwagę na miejsce po kamiennej lawinie, która zeszła tutaj w 1994 roku, a także zadumać się chwilę przy krzyżu upamiętniającym katastrofę śmigłowca Kania (zginęły wówczas trzy osoby) we wrześniu 1997 roku. Co widać wyżej to już nie wiem, bo mgła ograniczyła widoczność do kilkudziesięciu metrów...

Na koniec czeskiej części wycieczki Luční bouda. Dużym plusem dla zinformatyzowanego turysty jest możliwość skorzystania z wifi. Niestety poza tym bouda mnie niczym nie zachwyca. No, może jeszcze smacznie wyglądającymi kolačami przy wejściu na salę restauracyjną. Poza tym dość drogo, nawet jak na górskie warunki, herbata podana z rozlaną wodą na spodku plus położona na tym torebka z herbatą, a na tym jeszcze cytryna (niechlujnie to wyglądało), no i zupa z widocznymi śladami tejże na zewnętrznej stronie miseczki (fuj!). O wiele lepiej, jeśli nie umieramy z głodu, podejść do naszego Śląskiego Domu i tam się stołować...


Potem już było tylko szybkie zejście do Strzechy Akademickiej, gdzie zobaczyłem po raz pierwszy tego dnia słońce i dalej jeszcze szybciej do Karpacza, na przystanek Biały Jar. 10 minut później podjechał bus do Jeleniej Góry.


--
pozdrawiam
Waldemar Brygier
www.naszesudety.pl - Prawie wszystko o Sudetach. Zapraszam!
GG 415880

Data: 2010-10-26 19:25:10
Autor: Dawid Pastusiak
Karkonoskie refleksje, cz. II
Waldek Brygier napsal(a):

autobusem do Vrchlabí i dalej do "Špindla". Miało to tym bardziej sens,
że poprzednie przejście Trawersu nie zakończyło się znalezieniem
pomniczka, oznaczonego na mapie jako "pam. leteckého neštěstí 1945".
Niestety, mimo wzmożonej uwagi, tym razem również go nie znalazłem. Może
ktoś z Was go widział, wie gdzie stoi, ma jakieś zdjęcia?

Ciekawa sprawa z tym památníkem.

http://neviditelnypes.lidovky.cz/ve-vzduchu-letecke-nestesti-na-snezce-d86-/p_spolecnost.asp?c=A071031_111219_p_spolecnost_wag

Tutaj jest opisana historia wypadku. Sa rowniez zdjecia vraku tego samolotu. Lezal tam do roku 1998.

Na mojej mapie Krkonoše od KČT z roku 2003 ten památník nie jest zaznaczony, podobnie na mapy.cz:

http://mapy.cz/#mm=TTtP@x=136111360@y=138267136@z=13

Wiec albo chodzi o ten wrak, ktory juz zostal "posprzatany" albo powstal jakis nowy památník, ktory nie jest uwzgledniony w podanych wyzej zrodlach?

Pozdrawiam

--
Dawid Pastusiak (Liberec)
http://www.dejw.estranky.cz
"Prostě Polsko, no. To rozumově nepochopíte, to můžete akorát milovat nebo nenávidět" T.H.

Data: 2010-10-26 20:26:37
Autor: Waldek Brygier
Karkonoskie refleksje, cz. II
Dawid Pastusiak wrote:
Ciekawa sprawa z tym památníkem.

Dzięki za linka, bardzo ciekawy. Teraz przypomniałem sobie, że w IT w Malej Upie jest wystawa poświęcona zdaje się właśnie tej katastrofie - jakoś zapomniałem o niej, a przecież gdzieś mam zdjęcia tych tablic prezentujących temat, muszę poszukać.

Od jednego z czytelników naszesudety.pl dostałem informację, że znacznie łatwiej zauważyć pomnik, gdy idzie się do Jelenki, a nie z Jelenki - tak jak ja to miałem okazję dwa razy zrobić.

Na mapie 1:25 000 (ROSY, taka niebieska, 2009 r.) pomnik jest zaznaczony. Na wydaniu z 1993 roku pomnika nie ma... Na najnowszej mapie PLAN-owskiej pomnika nie ma. Na papierowej mapie Shocartu (a więc ten sam podkład co na mapy.cz) też nie ma. Ekograf tez nic o pomniku nie mówi...


--
pozdrawiam
Waldemar Brygier
www.naszesudety.pl - Prawie wszystko o Sudetach. Zapraszam!
GG 415880

Karkonoskie refleksje, cz. II

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona