Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.rowery   »   Kilometry kilometry

Kilometry kilometry

Data: 2018-03-25 08:42:14
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Heloł.
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz. Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń
 udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś
 przyjemność? Na początku pewnie tak ale IMHO jakąkolwiek
 aktywność która trwa 12 czy więcej godzin staje się męcząca w
 każdym możliwym sensie tego słowa. Oczywiście rozumiem że czasami
 trzeba przegiąć bo jakiś tam deadline. Albo ze sie czasami zle
 oceni dystans trase czy cokolwiek innego i się wszystko
 przedłuża.
Ale czy świadome założenie że się będzie siedzieć w siodle i
 kręcić przez 18 godzin jest czymkolwiek innym niż
 masochizmem?
Z mojej praktyki wynika iż przyjemność ZAWSZE gdzieś tam w
 okolicach 8 godziny aktywności (nie mylić z czasem trwania
 wycieczki) ulatuje. I dotyczy to nie tylko rowerowania ale i turystyki pieszej a i
 pewnie wszystkiego innego. Ja oczywiście rozumiem manie kilometrów. Ona w mniejszym czy
 większym stopniu dotyczy każdego. Pierwsza 100, pierwsze 200. To
 zawsze jest powód do dumy.  Człowiek ma silną tendencję do
 kolekcjonowania takich achivmentow. Ale czy to właśnie tylko chęć osiągania takich wynikow pcha go do
 podejmowania takich wyzwań? Wszelkie społecznościówki pełne są
 takich osiagniec. Ile to przejdę na raz ile w miesiącu ile w roku
 jakie są moje statystyki. Czy dane osoby jeździły by tyle samo gdyby im zabrać liczniki i
 trackery?
Czy gdyby nie miały możliwości chwalenia się osiągnięciami i
 zbierania uznania robiły by to tak samo?
Czy przyjemność z samej jazdy jest ważniejsza czy mniej ważna od
 atencji wirtualnego towarzystwa?

--

Data: 2018-03-25 09:29:34
Autor: ToMasz
Kilometry kilometry
ciekawy temat
Czy przyjemność z samej jazdy jest ważniejsza czy mniej ważna od
  atencji wirtualnego towarzystwa?
ja nie kręcę takich odległości. ale wokół mnie jest wielu takich dla których to chleb powszedni. i kształtuje się to tak: Jak ludzie są młodzi i silni, to wolą jechać ostrzej ale dupska ich gniotą, więc na masy krytyczne nie jeżdżą. poprostu jak mają się "kulać" w niewygodnej pozycji, to wolą siedzieć pod budką z piwem. więc? Nasuwa sie przypuszczenie że oni "jadą" na rekord. czyli maks na co pozwoli ich ciało, w rajconalnym czasie. W starszych grupach spawa wygląda tak, ze im się juz niechce "cisnąć". przejadą 100km, ale w wolniejszym tępie, siodełka szersze, kierownica wyżej. no i teraz wisienka na torcie. Faceci którzy zostali "sami". dzieci się wyprowadziły z domu, żonę ciągle głowa boli, coś się skończyło, niekoniecznie pękło, bo może skończył się nałóg, albo nadwaga. oni nie mają co z sobą zrobić, wiec pedałują. Jak się nieda pedałować bo leje jak z cebra, to oglądają filmiki na YT z rowerami. potem przychodzą marudzić sprzedawcy w sklepie, ze _nowy_ łańcuch z50 (18zł) trzeba umyć ze smaru konserwujacego, nasmarować smarem do łańcucha dopiero potem zakładać na rower. oni cisną ile wlezie, przejeżdżają czas, nie kilometry. Raczej dlatego ze po powrocie do domu nic  ciekawego na nich nie czeka.
Ale to tylko moje spostrzeżenia, z punktu widzenia osoby która sama tyle nie jeździ, ale obserwuje od wielu lat, różnych rowerzystów.


  ToMasz

Data: 2018-03-25 12:49:13
Autor: Łukasz Kroczka
Kilometry kilometry
W dniu 25.03.2018 o 08:42, qrt pisze:
Z mojej praktyki wynika iż przyjemność ZAWSZE gdzieś tam w
  okolicach 8 godziny aktywności (nie mylić z czasem trwania
  wycieczki) ulatuje.

Tak, zmęczenie wpływa na samopoczucie w danej chwili.

Ale czy to właśnie tylko chęć osiągania takich wynikow pcha go do
 podejmowania takich wyzwań?

Nie. Jak jeździłem w "Wyzwaniu Rometa", to jeździłem u siebie, po górach: Przełęcz Krowiarki, Pieniny (x3), Zapora w Świnnej, Puszcza Niepołomicka, przy gorszej pogodzie mniej widowiskowe trasy, ale zawsze pętle. Kilka fajnych zdjęć i wspomnień przywiozłem.
Od Rometa dostałem plecak z bukłakiem, koszulkę, kubek i jakieś jeszcze drobiazgi, ale nie po nie jeździłem, bo gdybym skończył 10 miejsc niżej, to też bym to dostał.

Podczas tego wyzwania byłem w pewnej grupie na Stravie i szedłem łeb w łeb (do niedzieli prowadząc) z jednym takim szosowcem. On w niedzielę wykręcił coś 200 km, myśląc może (pewności nie mam), że crossem tyle nie przejadę. No to po przejechaniu 155 km wpadłem do domu na kawę i czekoladę, może 30 minut odpoczynku, przejechałem się jeszcze 50 km i tamten tydzień ostatecznie 'wygrałem'. Niby nic, a cieszyło.

Natomiast nie wyobrażam sobie mieszkania w jakiejś totalnej depresji i kręcenia długich dystansów, na równinach zresztą też nie. Przy dobrych asfaltach może rower czasowy byłby jakimś pomysłem, ale na kilka sezonów. Koniec progresu i pewnie zacząłbym myśleć o przeprowadzce.

No i zawsze są zawody, do których możesz się przygotowywać. Ja myślę o krótszych maratonach, jak się dorobię gravela, ale jak ktoś ma ochotę, to czemu nie MRDP? Mnie by się fajnie jechało może na początku i przez góry. Po powrocie na płaskie, gdybym nie miał szans wyrobić się w tych 7 dobach, pewnie bym skapitulował...

Data: 2018-03-25 20:13:22
Autor: Piotr Rogoza
Kilometry kilometry
W dniu Sun, 25 Mar 2018 12:49:13 +0200, użytkownik Łukasz Kroczka napisał:

Podczas tego wyzwania byłem w pewnej grupie na Stravie i szedłem łeb w
łeb (do niedzieli prowadząc) z jednym takim szosowcem. On w niedzielę
wykręcił coś 200 km, myśląc może (pewności nie mam), że crossem tyle nie
przejadę. No to po przejechaniu 155 km wpadłem do domu na kawę i
czekoladę, może 30 minut odpoczynku, przejechałem się jeszcze 50 km i
tamten tydzień ostatecznie 'wygrałem'. Niby nic, a cieszyło.
Jakiś przerost ego czy co?




--
piecia aka dracorp
pisz na: imie.r.public at gmail dot com

Data: 2018-03-25 22:29:52
Autor: Łukasz Kroczka
Kilometry kilometry
W dniu 25.03.2018 o 22:13, Piotr Rogoza pisze:
Jakiś przerost ego czy co?

U ciebie znać niedobór ambicji, jeśli w sportowej rywalizacji, nawet nic nie znaczącej dla rozwoju krajowego sportu, doszukujesz się czegoś złego.
Problem z ego miałbym np. wtedy, gdybym przegrał i pojechał człowiekowi pociąć opony.

Data: 2018-03-25 21:27:10
Autor: Piotr Rogoza
Kilometry kilometry
W dniu Sun, 25 Mar 2018 22:29:52 +0200, użytkownik Łukasz Kroczka napisał:

U ciebie znać niedobór ambicji, jeśli w sportowej rywalizacji, nawet nic
nie znaczącej dla rozwoju krajowego sportu, doszukujesz się czegoś
złego.
Problem z ego miałbym np. wtedy, gdybym przegrał i pojechał człowiekowi
pociąć opony.
A jak to zrozumieć:
"On w niedzielę wykręcił coś 200 km, myśląc może (pewności nie mam), że crossem tyle nie przejadę." --
piecia aka dracorp
pisz na: imie.r.public at gmail dot com

Data: 2018-03-26 08:51:21
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Sun, 25 Mar 2018 12:49:13 +0200, Łukasz Kroczka napisał(a):

Od Rometa dostałem plecak z bukłakiem, koszulkę, kubek i jakieś jeszcze drobiazgi, ale nie po nie jeździłem, bo gdybym skończył 10 miejsc niżej, to też bym to dostał.
No to po przejechaniu 155 km wpadłem do domu na kawę i czekoladę, może 30 minut odpoczynku, przejechałem się jeszcze 50 km i tamten tydzień ostatecznie 'wygrałem'. Niby nic, a cieszyło.

No i zawsze są zawody, do których możesz się przygotowywać. Ja myślę o krótszych maratonach, jak się dorobię gravela, ale jak ktoś ma ochotę, to czemu nie MRDP? Mnie by się fajnie jechało może na początku i przez góry. Po powrocie na płaskie, gdybym nie miał szans wyrobić się w tych 7 dobach, pewnie bym skapitulował...

Czyli generalnie przy takich wyczynach współzawodnictwo czy aspekt
społeczności owy jest mocno istotny?

Data: 2018-03-25 16:07:19
Autor: zbrochaty
Kilometry kilometry
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz. Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń
 udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś
 przyjemność?

Wyrzuć wszelkie trackery, endomondo, liczniki i inne apki.
Zostaw pulsometr jesli masz. Podstawą jest zegarek. 4-5 razy w tygodniu po godzinie. Różne aktywności: bieg, rower, basen, czasem trening siłowy.
Czasem kardio, czasem interwały aby nie było nudno. Kilka razy w roku bardziej forsowny trening typu pólmaraton, maraton, albo kilka godzin mocnej jazdy na rowerze. Wtedy jesteś w strefie "Sport to zdrowie".
Jak zaczynasz kombinować z forsownym treningiem co chwilę, to mięsień sercowy nie ma czasu zagoić mikrouszkodzeń, robi się włóknisty i możesz zrobić sobie kuku.
Oczywiście 'achievementowcy' onanizujący sie publikowanymi swoimi wynikami będą uważać Cie za frajera, ale summa summarum to Ty będziesz górą.

Zdrowy rozsądek przede wszystkim...

Data: 2018-03-26 08:43:25
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Sun, 25 Mar 2018 16:07:19 -0700 (PDT), zbrochaty@gmail.com napisał(a):

Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz. Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń
 udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś
 przyjemność?

Wyrzuć wszelkie trackery, endomondo, liczniki i inne apki.
Zostaw pulsometr jesli masz. Podstawą jest zegarek. 4-5 razy w tygodniu po godzinie. Różne aktywności: bieg, rower, basen, czasem trening siłowy.
Czasem kardio, czasem interwały aby nie było nudno. Kilka razy w roku bardziej forsowny trening typu pólmaraton, maraton, albo kilka godzin mocnej jazdy na rowerze. Wtedy jesteś w strefie "Sport to zdrowie".
Jak zaczynasz kombinować z forsownym treningiem co chwilę, to mięsień sercowy nie ma czasu zagoić mikrouszkodzeń, robi się włóknisty i możesz zrobić sobie kuku.
Oczywiście 'achievementowcy' onanizujący sie publikowanymi swoimi wynikami będą uważać Cie za frajera, ale summa summarum to Ty będziesz górą.

Zdrowy rozsądek przede wszystkim...



to nawet nie o to chodzi. Po prostu na jakieś stronie gadałem z gościami co
planuja jednodniową wycieczkę 400km w 16h. No i jako ze IMHO jest to dość odległe od czegokolwiek co bym był chciał
robić z własnej woli się zapytałem o co w tym chodzi. Generalnie odpowiedzi to były w mej opinie jakieś pierdoły:
- spróbuj to zobaczysz
- to jest prawdziwa pasja
- turystyka jest piękna Także tego. Generalnie nie dałem wiary tym odpowiedziom. No bo co to za
przyjemności siedzieć i kręcić 16h. Co sie wtedy zobaczy ze to niby
turystyka jakaś...  I to nie chodzi o to że im nie wierzyłem (w sensie ze kłamali) co raczej ze
nie do końca byli świadomi własnych motywacji. Bo mimo wszystko nie robili
tego sami dla siebie, ale ze tak powiem tworzą pewna narracje, w jakiś
sposób informują innych o tym, dają relacje, ect. No i zastanawiałem sie na ile jest istotny czynnik społecznościowy.
Z drugiej strony ToMasz pisałe ze jadą na rekord. To też moze być prawda bo
raczej młodzi byli - ale jak sie jednego o to pytłem to raczej się wypierał
takiego podejścia. Z drugiej strony dr House w serialu zawsze powtarzał ze
pacjenci kłamią :)

No i tak sie pytam bo może jednak jest w tym fun jak sie człowiek katuje :)
Ja tam nigdy takich dystansów nie robiłem. Mój max to jakieś niecałe 150km
(w terenie - po lasach i szlakach turystycznych) i nie uważam by to było
jakieś szczególnie fajne. Znaczy niby mozna bo czasami trzeba gdzieś
dojechać ect ale z premedytacja planować 16h w siodle jako przyjemność? No nie.

Data: 2018-03-26 08:56:47
Autor: Łukasz Kroczka
Kilometry kilometry
W dniu 26.03.2018 o 08:43, qrt pisze:
- to jest prawdziwa pasja

To jest ważna kwestia. Dla jednych to pasja, dla innych hobby, dla kolejnych po prostu środek lokomocji.

Dochodzi jeszcze temat adrenaliny i endorfin. Jak ktoś traktuje rower jako suplement zróżnicowanej ogólnorozwojówki i nie sprawia mu większej frajdy jeżdżenie od pływania i biegania, to trudno tu mówić o pasji.
Dawniej myślałem, że snowboard jest moją. Z perspektywy rowerowego siodełka widzę, że jednak nią nie był.

Mam znajomego, który jest bardziej 'wysportowany' niż ja, ale na rowerze nie ma ze mną szans, natomiast ja z nim w triathlonie.

Data: 2018-03-26 05:13:02
Autor: zbrochaty
Kilometry kilometry
LK:
Dochodzi jeszcze temat adrenaliny i endorfin. Jak ktoś traktuje rower jako suplement zróżnicowanej ogólnorozwojówki i nie sprawia mu większej frajdy jeżdżenie od pływania i biegania, to trudno tu mówić o pasji.
Dawniej myślałem, że snowboard jest moją. Z perspektywy rowerowego siodełka widzę, że jednak nią nie był.

QRT:
Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie. Znaczy bieganie w terenie - jakieś przełaje górki są jeszcze ok. Z drugiej daptanie kilometrów na rowerze po prostych trasach to też nuda na maxa... Endorfiny sa przy kazdym wysiłku (np. euforia biegacza), myslalem kiedyś ze basen jest nudny, ale lubie to uczucie, gdy po przeplynieciu ponad 2 km w niespełna godzinę buzują endorfiny. A gdzie jest duża adrenalina w rowerze? (nie mylić z endorfinami) chyba tylko w bardzo trudnych technicznie, szybkich zjazdach w terenie. Dużo wiecej adrenaliny (jak dla mnie) jest gdy spadnie pol metra puchu w nocy i dajesz po dziewiczym zboczu. A jeszcze więcej gdy lecisz po wodzie na windsurfingu lub kajcie z predkoscia ponad 40 km/h a to, ze czujesz na stopach kazda fale a na rekach kazdy podmuch wiatru masz wrazenie jakbys leciał ponad 100km/h. Zreszta prędkość 100km/h mozna miec na nartach na pustym szerokim stoku na porannym sztruksie w Austrii - tez niezla adrenalina.
Problem w tym, ze ta większa adrenalina jest dostępna kilkanascie dni w roku, a na co dzien rower jest pod reką, basen rowerem w ciągu 5 min, a łaka i las do biegania kilaset metrow od domu. Jak leje to nie wsiąde na rower, ale do lasu pobiegnę. Jak jest minus 20 to rower i bieg odpada, ale basen jak najbardziej.

A zresztą jeden woli szczuple brunetki, drugi pulchne blondynki a inny rude.

Ruch fizyczny jest jak dieta, powinien byc zróznicowany.

Data: 2018-03-26 14:50:08
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Mon, 26 Mar 2018 05:13:02 -0700 (PDT), zbrochaty@gmail.com napisał(a):


QRT: Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie.
Znaczy bieganie w terenie - jakieś przełaje górki są jeszcze ok. Z
drugiej daptanie kilometrów na rowerze po prostych trasach to też nuda
na maxa...




Endorfiny sa przy kazdym wysiłku (np. euforia biegacza), myslalem kiedyś
ze basen jestnudny, ale lubie to uczucie, gdy po przeplynieciu ponad 2
km w niespełnagodzinę buzują endorfiny.

to generalnie inna sprawa. Też niby lubie basen ale mimo wszystko jest on
dość nudny. Faktem jest że w czasnie pływania doznajesz jakiejś deprywacji
sensorycznej tak iż ze np liczenie do dziesięciu (przepłyniętych basenów)
staje się sporym wyzwaniem umysłowym :) endoryfiny endorfinami ale mimo wszystko to nie zawsze o to chodzi. Bo wole
biegać w lesie po górkach niż po płaskich alejkach w parku albo na bieżni. choć być może masz racje to tylko kwestia preferencji.
A gdzie jest duża adrenalina w rowerze?

tu nawet nie chodzi o adrenaliną ale czystą przyjemność z jazdy. Ze udało
sie ładnie i szybko przejechać przez zakręt. Taka czysta radość która
niekoniecznie oznacza gnanie na załamanie kartu choć oczywiście jakiaś tam
adrenalina jest.

Data: 2018-03-26 06:26:22
Autor: Olivander
Kilometry kilometry
Łał. Na basenie łatwiej mi liczyć czas niż liczbę nawrotów. A jak pływam w masce i płetwach, i nie patrzę nad powierzchnie, tylko na dno i zady innych pływających, to myśli błądzą, a wspomnienia mylą się onirycznie z marzeniami. Dobrze mieć zegarek z alarmem, bo inaczej czas znika w jakiejś czarnej dziurze i można nie zauważyć, że już upłynął.

Nigdy nie jezdziłem "sportowo", ale kiedyś dużo jeździłem turystycznie i w czasie wyprawy, po kilku tygodniach jazdy dzień w dzień, przejechanie kilkuSET kilometrów dziennie nie robiło większego wrażenia, zwłaszzca na północy, gdzie nie zapada ciemna noc. Zwykle ważę koło 70, ale raz wróciłem ważąc 36 i czułem się świetnie, choć przez parę dni musiałem spać na balkonie, bo w domu było mi duszno. Prędkość  w czasie takich ekstremalnych dystansów czasem spadała mi pod koniec dnia jazdy do poniżej 10kmh :-) pod najmniejszą górkę, najsłabszy wiatr, ale jak się robiło płasko, spoko jechałem 40 z ciężkimi sakwami i z przodu, i z tyłu roweru. Mój rekord prędkości padł właśnie na takim zadupiu, z góry i z wiatrem, z widokiem po horyzont na prosty asfalt, na w pełni obciążonym rowerze. Nigdy nie jeździłem bezdrożami, zawsze drogami. Czasem się zdarzało autostradami, bo wygodniej, szybciej, a w nocy nikt się nie czepiał, choć czasem jakiś tir zatrąbił, a czasem po kilkaset kilometrów pylącego grubego szutru, dość koszmarnego. Wysiłek i monotonia, widok własnej zniekształconej gęby odbitej od chromu lampy, chmury, las... Może to i nudne, ale potem zakosztowałem trochę pływania jachtem i nawet najmonotonniejsza jazda rowerem przez najmonotonniejszy teren, jest dużo mniej nużąca niż morskie żeglowanie, gdy zmiana halsu jest raz na parę dni, ale i tak nie da sie np. czytać, bo mży.  Jakże mi wtedy brakło ciągłego wysiłku! Z rejsu zwykle wracałem otyły, nieruchawy, rozleniwiony. A z roweru chudy, sprawny, zdolny do skupienia i dobrze znoszący stres.

Data: 2018-03-26 16:14:13
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Mon, 26 Mar 2018 06:26:22 -0700 (PDT), Olivander napisał(a):


Może to i nudne, ale potem zakosztowałem trochę pływania jachtem i nawet
najmonotonniejsza jazda rowerem przez najmonotonniejszy teren, jest dużo
mniej nużąca niż morskie żeglowanie, gdy zmiana halsu jest raz na parę
dni, ale i tak nie da sie np. czytać, bo mży.

tak to prawda. Za wiele nie pływałem ale coś tam mi sie zdażyło. Fakt to
też bywa bardzo mocno nudne. Chociaż może własnie o to chodzi. Ze sie odnajduje jakieś niecodzienne
stany psychiczne. Wniosek taki ze chyba musze poszukać wygodnego siodła. W sumie zawsze z
każdym było coś nie tak i zawsze wychodziłem z założenia ze sie poprostu
trzeba przyzwyczaić i zaakceptować niedogodności. Nigdy sie nie udało :)

Data: 2018-03-26 16:14:12
Autor: Olivander
Kilometry kilometry
W dniu poniedziałek, 26 marca 2018 16:14:30 UTC+2 użytkownik qrt napisał:
Wniosek taki ze chyba musze poszukać wygodnego siodła. W sumie zawsze z
każdym było coś nie tak i zawsze wychodziłem z założenia ze sie poprostu
trzeba przyzwyczaić i zaakceptować niedogodności.
A mój wniosek był że ideał nie istnieje. Na dalsze trasy woziłem dwa różne siodełka. Oba niby wygodne, ale zmiana przynosiła chwilową ulgę. W dalszych trasach szukałem okazji, by wymienić siodełko ze złomu, albo zamienić z innym rowerzystą w trasie. Teraz nie robię już takich tras, a poza tym chyba zadek mi stwardniał i lepiej znoszę złe siodła, np. niedawno znalazłem w piwnicy stare siodełko plastikowe z Meteora, które kiedyś wymontowałem bo było koszszszmarnie bolesne. A teraz mam je w jednym rowerze i działa poprawnie.

Data: 2018-03-27 00:35:59
Autor: Iguan_007
Kilometry kilometry
On Monday, March 26, 2018 at 11:26:24 PM UTC+10, Olivander wrote:

Na basenie łatwiej mi liczyć czas niż liczbę nawrotów. A jak pływam w masce i płetwach, i nie patrzę nad powierzchnie, tylko na dno i zady innych pływających, to myśli błądzą, a wspomnienia mylą się onirycznie z marzeniami. Dobrze mieć zegarek z alarmem, bo inaczej czas znika w jakiejś czarnej dziurze i można nie zauważyć, że już upłynął.

Calkiem dobrze sprawdzaja sie zegarki z funkcja plywania, na 3000m moze mam 50m bledu. Pozdrawiam, Iguan   --
Tu i tam:   https://sites.google.com/site/iguan007/

Data: 2018-03-26 16:40:14
Autor: m
Kilometry kilometry
W dniu 26.03.2018 o 14:50, qrt pisze:
Faktem jest że w czasnie pływania doznajesz jakiejś deprywacji
sensorycznej tak iż ze np liczenie do dziesięciu (przepłyniętych basenów)
staje się sporym wyzwaniem umysłowym :)

Heh, myślałem że tylko ja tak mam że policzenie ile basenów przepłynąłem
staje się dla mnie wyzwaniem na tyle skomplikowanym, że pod koniec wiem
że przepłynąłem np. 60 basenów +- 6

p. m.

Data: 2018-03-26 09:18:08
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Mon, 26 Mar 2018 08:56:47 +0200, Łukasz Kroczka napisał(a):

W dniu 26.03.2018 o 08:43, qrt pisze:
- to jest prawdziwa pasja

To jest ważna kwestia. Dla jednych to pasja, dla innych hobby, dla kolejnych po prostu środek lokomocji.

ja np lubie po prostu jezdzić. Jest to dla mnie przyjemność. Bardzo lubie techniczny aspekt jazdy. Szybkość, zakręty ect. Wszystko inne
jest tego pochodną. Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie. Znaczy bieganie w terenie - jakieś przełaje górki są jeszcze ok. Z drugiej
daptanie kilometrów na rowerze po prostych trasach to też nuda na maxa...

Data: 2018-03-26 12:17:48
Autor: cytawa
Kilometry kilometry
qrt pisze:

Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz.
Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń
 udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś
 przyjemność?

To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam 300 km. do Czestochowy. To dobra odleglosc by w ciagu jednego dnia dojechac. Ostatni raz bylem w zeszlym roku.


Jan Cytawa

Data: 2018-03-26 13:27:04
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Mon, 26 Mar 2018 12:17:48 +0200, cytawa napisał(a):

qrt pisze:

Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz.
Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń
 udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś
 przyjemność?

To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam 300 km. do Czestochowy. To dobra odleglosc by w ciagu jednego dnia dojechac. Ostatni raz bylem w zeszlym roku.

hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale
znużenie.

Genaralnie aktywności o takim czasie trwania sie mi zdążają ale nie jest to
coś co planuje. Po prostu ,,tak wychodzi" - zmiana planów czy
niedoszacowanie, ale generalnie końcówka to jest coś czego mam serdecznie
dosyć w takich wypadkach. I świadomie sie wole w takie akcje nie pakować bo
pomimo dobrych wspomnień nie jest to coś miłego w trakcie.

Data: 2018-03-26 14:11:55
Autor: cytawa
Kilometry kilometry
qrt pisze:

hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale
znużenie.

Genaralnie aktywności o takim czasie trwania sie mi zdążają ale nie jest to
coś co planuje. Po prostu ,,tak wychodzi" - zmiana planów czy
niedoszacowanie, ale generalnie końcówka to jest coś czego mam serdecznie
dosyć w takich wypadkach. I świadomie sie wole w takie akcje nie pakować bo
pomimo dobrych wspomnień nie jest to coś miłego w trakcie.


Co kto lubi. Niektorzy uwielbiaja byc zmeczeni. To cecha dawnych sportowcow. Czytaj m.in. Justyne Kowalczyk.

Zeby robic tak dlugie dystanse bez specjalnego zmeczenia trzeba sie nauczyc swojego organizmu. W zadnym momencie nie mozna przekroczyc tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno podskoczy zwalniam.
Oczywiscie z nikim nie rywalizuje ani nie staram sie udowadniac swojej watpliwej wyzszosci.

Jan Cytawa

Data: 2018-03-26 14:41:28
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Mon, 26 Mar 2018 14:11:55 +0200, cytawa napisał(a):

qrt pisze:

hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale
znużenie.

Genaralnie aktywności o takim czasie trwania sie mi zdążają ale nie jest to
coś co planuje. Po prostu ,,tak wychodzi" - zmiana planów czy
niedoszacowanie, ale generalnie końcówka to jest coś czego mam serdecznie
dosyć w takich wypadkach. I świadomie sie wole w takie akcje nie pakować bo
pomimo dobrych wspomnień nie jest to coś miłego w trakcie.


Co kto lubi. Niektorzy uwielbiaja byc zmeczeni. To cecha dawnych sportowcow. Czytaj m.in. Justyne Kowalczyk.

Ja niby też lubie ale jednak czym innym jest zmęczenie po intensywnym ale
relatywnie krótkim wysiłku a czym innym po kilkunastu godzinach. Moze to kwestia preferencji.
Zeby robic tak dlugie dystanse bez specjalnego zmeczenia trzeba sie nauczyc swojego organizmu. W zadnym momencie nie mozna przekroczyc tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno podskoczy zwalniam.

ciagle go używasz? Swego czasu używałem ale zdawało mi sie iz potrafie
trzymać wysiłek na wodzy obserwujać swój oddech czy ogólnie mówiąc reakcje.
Choć może to złudne.
Oczywiscie z nikim nie rywalizuje ani nie staram sie udowadniac swojej watpliwej wyzszosci.


dlatego teżsie wydajesz byc interesujacym żródłem bo powiedzmy młodzieńcem
juz nie jesteś i generalnie pewnie umiesz odróżnić czy motywuje cie
przyjemność czy też współzawodnictwo, tudzież atencja związana z wyczynami.

Data: 2018-03-27 10:41:02
Autor: cytawa
Kilometry kilometry
qrt pisze:

tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno
podskoczy zwalniam.

ciagle go używasz? Swego czasu używałem ale zdawało mi sie iz potrafie
trzymać wysiłek na wodzy obserwujać swój oddech czy ogólnie mówiąc reakcje.
Choć może to złudne.

Srednio biorac 1-2 razy do roku





dlatego teżsie wydajesz byc interesujacym żródłem bo powiedzmy młodzieńcem
juz nie jesteś i generalnie pewnie umiesz odróżnić czy motywuje cie
przyjemność czy też współzawodnictwo, tudzież atencja związana z wyczynami.


juz dawno nie.

Mam szacunek do wszystkich sportowcow (moze troche mniejszy dla kopaczy) i nigdy nie skrytykuje  kogos za slabszy wystep.


Jan Cytawa

Data: 2018-03-27 10:26:21
Autor: kawoN
Kilometry kilometry
W dniu 26.03.2018 o 13:27, qrt pisze:

To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam
300 km. do Czestochowy. To dobra odleglosc by w ciagu jednego dnia
dojechac. Ostatni raz bylem w zeszlym roku.

hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale
znużenie.

Eeee kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili.
Rowerkiem to czysta przyjemność - wręcz zaprzeczenie idei
pielgrzymowania ;-)

pozdr.
kawoN

Data: 2018-03-27 10:44:04
Autor: qrt
Kilometry kilometry
Dnia Tue, 27 Mar 2018 10:26:21 +0200, kawoN napisał(a):

W dniu 26.03.2018 o 13:27, qrt pisze:

To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam
300 km. do Czestochowy. To dobra odleglosc by w ciagu jednego dnia
dojechac. Ostatni raz bylem w zeszlym roku.

hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale
znużenie.

Eeee kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili.
Rowerkiem to czysta przyjemność - wręcz zaprzeczenie idei
pielgrzymowania ;-)

generalnie też sobie o tym pomyślałem ale stwierdziłem ze nie ma co
roztrząsać D

Data: 2018-03-27 11:58:35
Autor: ń
Kilometry kilometry
Nikt jeszcze nie zaprojektował roweru napędzanego kolanami?


-- -- -
kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili.

Data: 2018-03-27 10:44:20
Autor: cytawa
Kilometry kilometry
kawoN pisze:

Eeee kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili.
Rowerkiem to czysta przyjemność - wręcz zaprzeczenie idei
pielgrzymowania ;-)

Poniekad masz racje. Dlatego nie jezdze na rowerowe pielgrzymki, na piesze tez nie z roznych przyczyn.
Ale wysilek w ciagu jednego dnia MZ spelnia pewne jej znamiona.

Jan Cytawa

Data: 2018-03-26 14:23:50
Autor: Ignac
Kilometry kilometry
W dniu niedziela, 25 marca 2018 08:42:18 UTC+2 użytkownik qrt napisał:
Heloł.
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow?
 Takich po 300/400 km na raz.

Jeśli będę robił coś z przymusu, to nic się nie uda.
Jeżdżę rowerem wyłącznie dla przyjemności, ale żeby jeździć
długie dystanse, nie wystarczy jedynie chcieć, choć to jest niezbędne.
Jeśli kogoś nudzi długa jazda, to nic z tego nie będzie!
Zaczynałem od krótkich dystansów, powiedzmy 30-50 km i dopasowywania
ustawień w rowerze, jazdy z kadencją, jazda własnym tempem, bez szarżowania,
wykorzystywanie ukształtowania terenu do krótkich odpoczynków- nie kręci się
korbami i nie siedzi się na siodle non stop, podczas jazdy, jazda pod wiatr z kadencją, czasem 50-100km.  A co do siodła, nie ma takiego, na którym tyłek nie boli. Podczas całej jazdy ma mnie nic nie boleć, wszystkie te bóle należy
wyeliminować na tych krótkich dystansach. A to wszystko wchodzi w zakres tzw.
techniki jazdy. I na koniec, jedzenie w czasie jazdy. Na 200km, wydatek energetyczny to
6000-8000 kcal i nie wystarczy ptyś i kawa na kolejnym Orlenie.
Ile jeść, dla dociekliwych - kilogram kiełbasy to ok. 1900 kcal.
To znużenie/zmęczenie podczas jazdy, bierze się z deficytu energetycznego,
który sami sobie fundujemy, z niewiedzy, a mózg odbiera taki wydatek jako próbę
unicestwienia organizmu i poprzez system nerwowy powoduje powstawanie licznych
mikro urazów, aby nie dopuścić do destrukcji organizmu. Tak działa nasze ciało.
I to by było na tyle.

Data: 2018-03-27 10:49:07
Autor: cytawa
Kilometry kilometry
Ignac pisze:

I na koniec, jedzenie w czasie jazdy. Na 200km, wydatek energetyczny to
6000-8000 kcal i nie wystarczy ptyś i kawa na kolejnym Orlenie.
Ile jeść, dla dociekliwych - kilogram kiełbasy to ok. 1900 kcal.
To znużenie/zmęczenie podczas jazdy, bierze się z deficytu energetycznego,
który sami sobie fundujemy, z niewiedzy, a mózg odbiera taki wydatek jako próbę
unicestwienia organizmu i poprzez system nerwowy powoduje powstawanie licznych
mikro urazów, aby nie dopuścić do destrukcji organizmu. Tak działa nasze ciało.
I to by było na tyle.


Tak jak pisalem wczesniej jazda w zakresie tlenowym nie powoduje tych symptomow. Szokujaco malo jadlem w czasie swoich dlugich jazd. Po prostu nie czulem glodu a raczej cos jak scisniecie zoladka. Pic tylko trzeba duzo. Za to nastepnego dnia zjadlbym wszystko.
Trzeba poznac wlasny organizm.

Jan Cytawa

Data: 2018-03-28 20:41:37
Autor: Piotr Rogoza
Kilometry kilometry
W dniu Sun, 25 Mar 2018 08:42:14 +0200, użytkownik qrt napisał:
....
Tak, jak najbardziej masochizm ale też jest to coś mega wciągającego. Dla mnie niewyjaśniona sprawa dlaczego.
Wydaje mi się że to się tyczy każdych ultra. Jak pierwszy raz przebiegłem ultramaraton to powiedział że więcej nie pobiegnę, że mam dosyć wszystkiego. Ale już za jakiś czas zastanawiałem się kiedy będzie następny raz.
ps. Coś mi świta żeś z okolic Krakowa, ale może się mylę. Jeśli tak to może Cię to zainteresuje:
https://www.wykop.pl/wpis/30953879/piatek-7-rano-startuje-z-krakow-przez-
tarnow-rzesz/

Znalezione.


--
piecia aka dracorp
pisz na: imie.r.public at gmail dot com

Kilometry kilometry

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona