Data: 2018-03-25 08:42:14 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Heloł.
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow? Takich po 300/400 km na raz. Ja oczywiście rozumiem przekraczania własnych ograniczeń udowadnianie samemu sobie że się da, ale czy jest w tym jakaś przyjemność? Na początku pewnie tak ale IMHO jakąkolwiek aktywność która trwa 12 czy więcej godzin staje się męcząca w każdym możliwym sensie tego słowa. Oczywiście rozumiem że czasami trzeba przegiąć bo jakiś tam deadline. Albo ze sie czasami zle oceni dystans trase czy cokolwiek innego i się wszystko przedłuża. Ale czy świadome założenie że się będzie siedzieć w siodle i kręcić przez 18 godzin jest czymkolwiek innym niż masochizmem? Z mojej praktyki wynika iż przyjemność ZAWSZE gdzieś tam w okolicach 8 godziny aktywności (nie mylić z czasem trwania wycieczki) ulatuje. I dotyczy to nie tylko rowerowania ale i turystyki pieszej a i pewnie wszystkiego innego. Ja oczywiście rozumiem manie kilometrów. Ona w mniejszym czy większym stopniu dotyczy każdego. Pierwsza 100, pierwsze 200. To zawsze jest powód do dumy. Człowiek ma silną tendencję do kolekcjonowania takich achivmentow. Ale czy to właśnie tylko chęć osiągania takich wynikow pcha go do podejmowania takich wyzwań? Wszelkie społecznościówki pełne są takich osiagniec. Ile to przejdę na raz ile w miesiącu ile w roku jakie są moje statystyki. Czy dane osoby jeździły by tyle samo gdyby im zabrać liczniki i trackery? Czy gdyby nie miały możliwości chwalenia się osiągnięciami i zbierania uznania robiły by to tak samo? Czy przyjemność z samej jazdy jest ważniejsza czy mniej ważna od atencji wirtualnego towarzystwa? -- |
|
Data: 2018-03-25 09:29:34 | |
Autor: ToMasz | |
Kilometry kilometry | |
ciekawy temat
Czy przyjemność z samej jazdy jest ważniejsza czy mniej ważna odja nie kręcę takich odległości. ale wokół mnie jest wielu takich dla których to chleb powszedni. i kształtuje się to tak: Jak ludzie są młodzi i silni, to wolą jechać ostrzej ale dupska ich gniotą, więc na masy krytyczne nie jeżdżą. poprostu jak mają się "kulać" w niewygodnej pozycji, to wolą siedzieć pod budką z piwem. więc? Nasuwa sie przypuszczenie że oni "jadą" na rekord. czyli maks na co pozwoli ich ciało, w rajconalnym czasie. W starszych grupach spawa wygląda tak, ze im się juz niechce "cisnąć". przejadą 100km, ale w wolniejszym tępie, siodełka szersze, kierownica wyżej. no i teraz wisienka na torcie. Faceci którzy zostali "sami". dzieci się wyprowadziły z domu, żonę ciągle głowa boli, coś się skończyło, niekoniecznie pękło, bo może skończył się nałóg, albo nadwaga. oni nie mają co z sobą zrobić, wiec pedałują. Jak się nieda pedałować bo leje jak z cebra, to oglądają filmiki na YT z rowerami. potem przychodzą marudzić sprzedawcy w sklepie, ze _nowy_ łańcuch z50 (18zł) trzeba umyć ze smaru konserwujacego, nasmarować smarem do łańcucha dopiero potem zakładać na rower. oni cisną ile wlezie, przejeżdżają czas, nie kilometry. Raczej dlatego ze po powrocie do domu nic ciekawego na nich nie czeka. Ale to tylko moje spostrzeżenia, z punktu widzenia osoby która sama tyle nie jeździ, ale obserwuje od wielu lat, różnych rowerzystów. ToMasz |
|
Data: 2018-03-25 12:49:13 | |
Autor: Łukasz Kroczka | |
Kilometry kilometry | |
W dniu 25.03.2018 o 08:42, qrt pisze:
Z mojej praktyki wynika iż przyjemność ZAWSZE gdzieś tam w Tak, zmęczenie wpływa na samopoczucie w danej chwili. Ale czy to właśnie tylko chęć osiągania takich wynikow pcha go do Nie. Jak jeździłem w "Wyzwaniu Rometa", to jeździłem u siebie, po górach: Przełęcz Krowiarki, Pieniny (x3), Zapora w Świnnej, Puszcza Niepołomicka, przy gorszej pogodzie mniej widowiskowe trasy, ale zawsze pętle. Kilka fajnych zdjęć i wspomnień przywiozłem. Od Rometa dostałem plecak z bukłakiem, koszulkę, kubek i jakieś jeszcze drobiazgi, ale nie po nie jeździłem, bo gdybym skończył 10 miejsc niżej, to też bym to dostał. Podczas tego wyzwania byłem w pewnej grupie na Stravie i szedłem łeb w łeb (do niedzieli prowadząc) z jednym takim szosowcem. On w niedzielę wykręcił coś 200 km, myśląc może (pewności nie mam), że crossem tyle nie przejadę. No to po przejechaniu 155 km wpadłem do domu na kawę i czekoladę, może 30 minut odpoczynku, przejechałem się jeszcze 50 km i tamten tydzień ostatecznie 'wygrałem'. Niby nic, a cieszyło. Natomiast nie wyobrażam sobie mieszkania w jakiejś totalnej depresji i kręcenia długich dystansów, na równinach zresztą też nie. Przy dobrych asfaltach może rower czasowy byłby jakimś pomysłem, ale na kilka sezonów. Koniec progresu i pewnie zacząłbym myśleć o przeprowadzce. No i zawsze są zawody, do których możesz się przygotowywać. Ja myślę o krótszych maratonach, jak się dorobię gravela, ale jak ktoś ma ochotę, to czemu nie MRDP? Mnie by się fajnie jechało może na początku i przez góry. Po powrocie na płaskie, gdybym nie miał szans wyrobić się w tych 7 dobach, pewnie bym skapitulował... |
|
Data: 2018-03-25 20:13:22 | |
Autor: Piotr Rogoza | |
Kilometry kilometry | |
W dniu Sun, 25 Mar 2018 12:49:13 +0200, użytkownik Łukasz Kroczka napisał:
Podczas tego wyzwania byłem w pewnej grupie na Stravie i szedłem łeb wJakiś przerost ego czy co? -- piecia aka dracorp pisz na: imie.r.public at gmail dot com |
|
Data: 2018-03-25 22:29:52 | |
Autor: Łukasz Kroczka | |
Kilometry kilometry | |
W dniu 25.03.2018 o 22:13, Piotr Rogoza pisze:
Jakiś przerost ego czy co? U ciebie znać niedobór ambicji, jeśli w sportowej rywalizacji, nawet nic nie znaczącej dla rozwoju krajowego sportu, doszukujesz się czegoś złego. Problem z ego miałbym np. wtedy, gdybym przegrał i pojechał człowiekowi pociąć opony. |
|
Data: 2018-03-25 21:27:10 | |
Autor: Piotr Rogoza | |
Kilometry kilometry | |
W dniu Sun, 25 Mar 2018 22:29:52 +0200, użytkownik Łukasz Kroczka napisał:
U ciebie znać niedobór ambicji, jeśli w sportowej rywalizacji, nawet nicA jak to zrozumieć: "On w niedzielę wykręcił coś 200 km, myśląc może (pewności nie mam), że crossem tyle nie przejadę." -- piecia aka dracorp pisz na: imie.r.public at gmail dot com |
|
Data: 2018-03-26 08:51:21 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Sun, 25 Mar 2018 12:49:13 +0200, Łukasz Kroczka napisał(a):
Od Rometa dostałem plecak z bukłakiem, koszulkę, kubek i jakieś jeszcze drobiazgi, ale nie po nie jeździłem, bo gdybym skończył 10 miejsc niżej, to też bym to dostał. Czyli generalnie przy takich wyczynach współzawodnictwo czy aspekt społeczności owy jest mocno istotny? |
|
Data: 2018-03-25 16:07:19 | |
Autor: zbrochaty | |
Kilometry kilometry | |
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow? Wyrzuć wszelkie trackery, endomondo, liczniki i inne apki. Zostaw pulsometr jesli masz. Podstawą jest zegarek. 4-5 razy w tygodniu po godzinie. Różne aktywności: bieg, rower, basen, czasem trening siłowy. Czasem kardio, czasem interwały aby nie było nudno. Kilka razy w roku bardziej forsowny trening typu pólmaraton, maraton, albo kilka godzin mocnej jazdy na rowerze. Wtedy jesteś w strefie "Sport to zdrowie". Jak zaczynasz kombinować z forsownym treningiem co chwilę, to mięsień sercowy nie ma czasu zagoić mikrouszkodzeń, robi się włóknisty i możesz zrobić sobie kuku. Oczywiście 'achievementowcy' onanizujący sie publikowanymi swoimi wynikami będą uważać Cie za frajera, ale summa summarum to Ty będziesz górą. Zdrowy rozsądek przede wszystkim... |
|
Data: 2018-03-26 08:43:25 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Sun, 25 Mar 2018 16:07:19 -0700 (PDT), zbrochaty@gmail.com napisał(a):
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow? to nawet nie o to chodzi. Po prostu na jakieś stronie gadałem z gościami co planuja jednodniową wycieczkę 400km w 16h. No i jako ze IMHO jest to dość odległe od czegokolwiek co bym był chciał robić z własnej woli się zapytałem o co w tym chodzi. Generalnie odpowiedzi to były w mej opinie jakieś pierdoły: - spróbuj to zobaczysz - to jest prawdziwa pasja - turystyka jest piękna Także tego. Generalnie nie dałem wiary tym odpowiedziom. No bo co to za przyjemności siedzieć i kręcić 16h. Co sie wtedy zobaczy ze to niby turystyka jakaś... I to nie chodzi o to że im nie wierzyłem (w sensie ze kłamali) co raczej ze nie do końca byli świadomi własnych motywacji. Bo mimo wszystko nie robili tego sami dla siebie, ale ze tak powiem tworzą pewna narracje, w jakiś sposób informują innych o tym, dają relacje, ect. No i zastanawiałem sie na ile jest istotny czynnik społecznościowy. Z drugiej strony ToMasz pisałe ze jadą na rekord. To też moze być prawda bo raczej młodzi byli - ale jak sie jednego o to pytłem to raczej się wypierał takiego podejścia. Z drugiej strony dr House w serialu zawsze powtarzał ze pacjenci kłamią :) No i tak sie pytam bo może jednak jest w tym fun jak sie człowiek katuje :) Ja tam nigdy takich dystansów nie robiłem. Mój max to jakieś niecałe 150km (w terenie - po lasach i szlakach turystycznych) i nie uważam by to było jakieś szczególnie fajne. Znaczy niby mozna bo czasami trzeba gdzieś dojechać ect ale z premedytacja planować 16h w siodle jako przyjemność? No nie. |
|
Data: 2018-03-26 08:56:47 | |
Autor: Łukasz Kroczka | |
Kilometry kilometry | |
W dniu 26.03.2018 o 08:43, qrt pisze:
- to jest prawdziwa pasja To jest ważna kwestia. Dla jednych to pasja, dla innych hobby, dla kolejnych po prostu środek lokomocji. Dochodzi jeszcze temat adrenaliny i endorfin. Jak ktoś traktuje rower jako suplement zróżnicowanej ogólnorozwojówki i nie sprawia mu większej frajdy jeżdżenie od pływania i biegania, to trudno tu mówić o pasji. Dawniej myślałem, że snowboard jest moją. Z perspektywy rowerowego siodełka widzę, że jednak nią nie był. Mam znajomego, który jest bardziej 'wysportowany' niż ja, ale na rowerze nie ma ze mną szans, natomiast ja z nim w triathlonie. |
|
Data: 2018-03-26 05:13:02 | |
Autor: zbrochaty | |
Kilometry kilometry | |
LK:
Dochodzi jeszcze temat adrenaliny i endorfin. Jak ktoś traktuje rower jako suplement zróżnicowanej ogólnorozwojówki i nie sprawia mu większej frajdy jeżdżenie od pływania i biegania, to trudno tu mówić o pasji. Dawniej myślałem, że snowboard jest moją. Z perspektywy rowerowego siodełka widzę, że jednak nią nie był. QRT: Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie. Znaczy bieganie w terenie - jakieś przełaje górki są jeszcze ok. Z drugiej daptanie kilometrów na rowerze po prostych trasach to też nuda na maxa... Endorfiny sa przy kazdym wysiłku (np. euforia biegacza), myslalem kiedyś ze basen jest nudny, ale lubie to uczucie, gdy po przeplynieciu ponad 2 km w niespełna godzinę buzują endorfiny. A gdzie jest duża adrenalina w rowerze? (nie mylić z endorfinami) chyba tylko w bardzo trudnych technicznie, szybkich zjazdach w terenie. Dużo wiecej adrenaliny (jak dla mnie) jest gdy spadnie pol metra puchu w nocy i dajesz po dziewiczym zboczu. A jeszcze więcej gdy lecisz po wodzie na windsurfingu lub kajcie z predkoscia ponad 40 km/h a to, ze czujesz na stopach kazda fale a na rekach kazdy podmuch wiatru masz wrazenie jakbys leciał ponad 100km/h. Zreszta prędkość 100km/h mozna miec na nartach na pustym szerokim stoku na porannym sztruksie w Austrii - tez niezla adrenalina. Problem w tym, ze ta większa adrenalina jest dostępna kilkanascie dni w roku, a na co dzien rower jest pod reką, basen rowerem w ciągu 5 min, a łaka i las do biegania kilaset metrow od domu. Jak leje to nie wsiąde na rower, ale do lasu pobiegnę. Jak jest minus 20 to rower i bieg odpada, ale basen jak najbardziej. A zresztą jeden woli szczuple brunetki, drugi pulchne blondynki a inny rude. Ruch fizyczny jest jak dieta, powinien byc zróznicowany. |
|
Data: 2018-03-26 14:50:08 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Mon, 26 Mar 2018 05:13:02 -0700 (PDT), zbrochaty@gmail.com napisał(a):
QRT: Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie.
to generalnie inna sprawa. Też niby lubie basen ale mimo wszystko jest on dość nudny. Faktem jest że w czasnie pływania doznajesz jakiejś deprywacji sensorycznej tak iż ze np liczenie do dziesięciu (przepłyniętych basenów) staje się sporym wyzwaniem umysłowym :) endoryfiny endorfinami ale mimo wszystko to nie zawsze o to chodzi. Bo wole biegać w lesie po górkach niż po płaskich alejkach w parku albo na bieżni. choć być może masz racje to tylko kwestia preferencji. A gdzie jest duża adrenalina w rowerze? tu nawet nie chodzi o adrenaliną ale czystą przyjemność z jazdy. Ze udało sie ładnie i szybko przejechać przez zakręt. Taka czysta radość która niekoniecznie oznacza gnanie na załamanie kartu choć oczywiście jakiaś tam adrenalina jest. |
|
Data: 2018-03-26 06:26:22 | |
Autor: Olivander | |
Kilometry kilometry | |
Łał. Na basenie łatwiej mi liczyć czas niż liczbę nawrotów. A jak pływam w masce i płetwach, i nie patrzę nad powierzchnie, tylko na dno i zady innych pływających, to myśli błądzą, a wspomnienia mylą się onirycznie z marzeniami. Dobrze mieć zegarek z alarmem, bo inaczej czas znika w jakiejś czarnej dziurze i można nie zauważyć, że już upłynął.
Nigdy nie jezdziłem "sportowo", ale kiedyś dużo jeździłem turystycznie i w czasie wyprawy, po kilku tygodniach jazdy dzień w dzień, przejechanie kilkuSET kilometrów dziennie nie robiło większego wrażenia, zwłaszzca na północy, gdzie nie zapada ciemna noc. Zwykle ważę koło 70, ale raz wróciłem ważąc 36 i czułem się świetnie, choć przez parę dni musiałem spać na balkonie, bo w domu było mi duszno. Prędkość w czasie takich ekstremalnych dystansów czasem spadała mi pod koniec dnia jazdy do poniżej 10kmh :-) pod najmniejszą górkę, najsłabszy wiatr, ale jak się robiło płasko, spoko jechałem 40 z ciężkimi sakwami i z przodu, i z tyłu roweru. Mój rekord prędkości padł właśnie na takim zadupiu, z góry i z wiatrem, z widokiem po horyzont na prosty asfalt, na w pełni obciążonym rowerze. Nigdy nie jeździłem bezdrożami, zawsze drogami. Czasem się zdarzało autostradami, bo wygodniej, szybciej, a w nocy nikt się nie czepiał, choć czasem jakiś tir zatrąbił, a czasem po kilkaset kilometrów pylącego grubego szutru, dość koszmarnego. Wysiłek i monotonia, widok własnej zniekształconej gęby odbitej od chromu lampy, chmury, las... Może to i nudne, ale potem zakosztowałem trochę pływania jachtem i nawet najmonotonniejsza jazda rowerem przez najmonotonniejszy teren, jest dużo mniej nużąca niż morskie żeglowanie, gdy zmiana halsu jest raz na parę dni, ale i tak nie da sie np. czytać, bo mży. Jakże mi wtedy brakło ciągłego wysiłku! Z rejsu zwykle wracałem otyły, nieruchawy, rozleniwiony. A z roweru chudy, sprawny, zdolny do skupienia i dobrze znoszący stres. |
|
Data: 2018-03-26 16:14:13 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Mon, 26 Mar 2018 06:26:22 -0700 (PDT), Olivander napisał(a):
Może to i nudne, ale potem zakosztowałem trochę pływania jachtem i nawet tak to prawda. Za wiele nie pływałem ale coś tam mi sie zdażyło. Fakt to też bywa bardzo mocno nudne. Chociaż może własnie o to chodzi. Ze sie odnajduje jakieś niecodzienne stany psychiczne. Wniosek taki ze chyba musze poszukać wygodnego siodła. W sumie zawsze z każdym było coś nie tak i zawsze wychodziłem z założenia ze sie poprostu trzeba przyzwyczaić i zaakceptować niedogodności. Nigdy sie nie udało :) |
|
Data: 2018-03-26 16:14:12 | |
Autor: Olivander | |
Kilometry kilometry | |
W dniu poniedziałek, 26 marca 2018 16:14:30 UTC+2 użytkownik qrt napisał:
Wniosek taki ze chyba musze poszukać wygodnego siodła. W sumie zawsze zA mój wniosek był że ideał nie istnieje. Na dalsze trasy woziłem dwa różne siodełka. Oba niby wygodne, ale zmiana przynosiła chwilową ulgę. W dalszych trasach szukałem okazji, by wymienić siodełko ze złomu, albo zamienić z innym rowerzystą w trasie. Teraz nie robię już takich tras, a poza tym chyba zadek mi stwardniał i lepiej znoszę złe siodła, np. niedawno znalazłem w piwnicy stare siodełko plastikowe z Meteora, które kiedyś wymontowałem bo było koszszszmarnie bolesne. A teraz mam je w jednym rowerze i działa poprawnie. |
|
Data: 2018-03-27 00:35:59 | |
Autor: Iguan_007 | |
Kilometry kilometry | |
On Monday, March 26, 2018 at 11:26:24 PM UTC+10, Olivander wrote:
Na basenie łatwiej mi liczyć czas niż liczbę nawrotów. A jak pływam w masce i płetwach, i nie patrzę nad powierzchnie, tylko na dno i zady innych pływających, to myśli błądzą, a wspomnienia mylą się onirycznie z marzeniami. Dobrze mieć zegarek z alarmem, bo inaczej czas znika w jakiejś czarnej dziurze i można nie zauważyć, że już upłynął. Calkiem dobrze sprawdzaja sie zegarki z funkcja plywania, na 3000m moze mam 50m bledu. Pozdrawiam, Iguan -- Tu i tam: https://sites.google.com/site/iguan007/ |
|
Data: 2018-03-26 16:40:14 | |
Autor: m | |
Kilometry kilometry | |
W dniu 26.03.2018 o 14:50, qrt pisze:
Faktem jest że w czasnie pływania doznajesz jakiejś deprywacji Heh, myślałem że tylko ja tak mam że policzenie ile basenów przepłynąłem staje się dla mnie wyzwaniem na tyle skomplikowanym, że pod koniec wiem że przepłynąłem np. 60 basenów +- 6 p. m. |
|
Data: 2018-03-26 09:18:08 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Mon, 26 Mar 2018 08:56:47 +0200, Łukasz Kroczka napisał(a):
W dniu 26.03.2018 o 08:43, qrt pisze: ja np lubie po prostu jezdzić. Jest to dla mnie przyjemność. Bardzo lubie techniczny aspekt jazdy. Szybkość, zakręty ect. Wszystko inne jest tego pochodną. Zawsze twierdziłem ze bieganie czy pływanie jest nudne a rower nie. Znaczy bieganie w terenie - jakieś przełaje górki są jeszcze ok. Z drugiej daptanie kilometrów na rowerze po prostych trasach to też nuda na maxa... |
|
Data: 2018-03-26 12:17:48 | |
Autor: cytawa | |
Kilometry kilometry | |
qrt pisze:
Taka kwestia. Co myslicie na temat kręcenia dłuuuuugich dystansow? To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam 300 km. do Czestochowy. To dobra odleglosc by w ciagu jednego dnia dojechac. Ostatni raz bylem w zeszlym roku. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-03-26 13:27:04 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Mon, 26 Mar 2018 12:17:48 +0200, cytawa napisał(a):
qrt pisze: hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale znużenie. Genaralnie aktywności o takim czasie trwania sie mi zdążają ale nie jest to coś co planuje. Po prostu ,,tak wychodzi" - zmiana planów czy niedoszacowanie, ale generalnie końcówka to jest coś czego mam serdecznie dosyć w takich wypadkach. I świadomie sie wole w takie akcje nie pakować bo pomimo dobrych wspomnień nie jest to coś miłego w trakcie. |
|
Data: 2018-03-26 14:11:55 | |
Autor: cytawa | |
Kilometry kilometry | |
qrt pisze:
hmm. A co ze zmęczeniem? Nawet nie zmęczenie bo to kwestia kondycji ale Co kto lubi. Niektorzy uwielbiaja byc zmeczeni. To cecha dawnych sportowcow. Czytaj m.in. Justyne Kowalczyk. Zeby robic tak dlugie dystanse bez specjalnego zmeczenia trzeba sie nauczyc swojego organizmu. W zadnym momencie nie mozna przekroczyc tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno podskoczy zwalniam. Oczywiscie z nikim nie rywalizuje ani nie staram sie udowadniac swojej watpliwej wyzszosci. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-03-26 14:41:28 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Mon, 26 Mar 2018 14:11:55 +0200, cytawa napisał(a):
qrt pisze: Ja niby też lubie ale jednak czym innym jest zmęczenie po intensywnym ale relatywnie krótkim wysiłku a czym innym po kilkunastu godzinach. Moze to kwestia preferencji. Zeby robic tak dlugie dystanse bez specjalnego zmeczenia trzeba sie nauczyc swojego organizmu. W zadnym momencie nie mozna przekroczyc tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno podskoczy zwalniam. ciagle go używasz? Swego czasu używałem ale zdawało mi sie iz potrafie trzymać wysiłek na wodzy obserwujać swój oddech czy ogólnie mówiąc reakcje. Choć może to złudne. Oczywiscie z nikim nie rywalizuje ani nie staram sie udowadniac swojej watpliwej wyzszosci. dlatego teżsie wydajesz byc interesujacym żródłem bo powiedzmy młodzieńcem juz nie jesteś i generalnie pewnie umiesz odróżnić czy motywuje cie przyjemność czy też współzawodnictwo, tudzież atencja związana z wyczynami. |
|
Data: 2018-03-27 10:41:02 | |
Autor: cytawa | |
Kilometry kilometry | |
qrt pisze:
tlenowego wysilku. Do tego celu uzywam pulsometru. Gdy tylko tetno Srednio biorac 1-2 razy do roku dlatego teżsie wydajesz byc interesujacym żródłem bo powiedzmy młodzieńcem juz dawno nie. Mam szacunek do wszystkich sportowcow (moze troche mniejszy dla kopaczy) i nigdy nie skrytykuje kogos za slabszy wystep. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-03-27 10:26:21 | |
Autor: kawoN | |
Kilometry kilometry | |
W dniu 26.03.2018 o 13:27, qrt pisze:
To jest przyjemnosc. Ja to lacze z intencjami najwyzszymi. Akurat mam Eeee kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili. Rowerkiem to czysta przyjemność - wręcz zaprzeczenie idei pielgrzymowania ;-) pozdr. kawoN |
|
Data: 2018-03-27 10:44:04 | |
Autor: qrt | |
Kilometry kilometry | |
Dnia Tue, 27 Mar 2018 10:26:21 +0200, kawoN napisał(a):
W dniu 26.03.2018 o 13:27, qrt pisze: generalnie też sobie o tym pomyślałem ale stwierdziłem ze nie ma co roztrząsać D |
|
Data: 2018-03-27 11:58:35 | |
Autor: ń | |
Kilometry kilometry | |
Nikt jeszcze nie zaprojektował roweru napędzanego kolanami?
-- -- - kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili. |
|
Data: 2018-03-27 10:44:20 | |
Autor: cytawa | |
Kilometry kilometry | |
kawoN pisze:
Eeee kiedyś to podobno na kolanach do Częstochowy chodzili. Poniekad masz racje. Dlatego nie jezdze na rowerowe pielgrzymki, na piesze tez nie z roznych przyczyn. Ale wysilek w ciagu jednego dnia MZ spelnia pewne jej znamiona. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-03-26 14:23:50 | |
Autor: Ignac | |
Kilometry kilometry | |
W dniu niedziela, 25 marca 2018 08:42:18 UTC+2 użytkownik qrt napisał:
Heloł. Jeśli będę robił coś z przymusu, to nic się nie uda. Jeżdżę rowerem wyłącznie dla przyjemności, ale żeby jeździć długie dystanse, nie wystarczy jedynie chcieć, choć to jest niezbędne. Jeśli kogoś nudzi długa jazda, to nic z tego nie będzie! Zaczynałem od krótkich dystansów, powiedzmy 30-50 km i dopasowywania ustawień w rowerze, jazdy z kadencją, jazda własnym tempem, bez szarżowania, wykorzystywanie ukształtowania terenu do krótkich odpoczynków- nie kręci się korbami i nie siedzi się na siodle non stop, podczas jazdy, jazda pod wiatr z kadencją, czasem 50-100km. A co do siodła, nie ma takiego, na którym tyłek nie boli. Podczas całej jazdy ma mnie nic nie boleć, wszystkie te bóle należy wyeliminować na tych krótkich dystansach. A to wszystko wchodzi w zakres tzw. techniki jazdy. I na koniec, jedzenie w czasie jazdy. Na 200km, wydatek energetyczny to 6000-8000 kcal i nie wystarczy ptyś i kawa na kolejnym Orlenie. Ile jeść, dla dociekliwych - kilogram kiełbasy to ok. 1900 kcal. To znużenie/zmęczenie podczas jazdy, bierze się z deficytu energetycznego, który sami sobie fundujemy, z niewiedzy, a mózg odbiera taki wydatek jako próbę unicestwienia organizmu i poprzez system nerwowy powoduje powstawanie licznych mikro urazów, aby nie dopuścić do destrukcji organizmu. Tak działa nasze ciało. I to by było na tyle. |
|
Data: 2018-03-27 10:49:07 | |
Autor: cytawa | |
Kilometry kilometry | |
Ignac pisze:
I na koniec, jedzenie w czasie jazdy. Na 200km, wydatek energetyczny to Tak jak pisalem wczesniej jazda w zakresie tlenowym nie powoduje tych symptomow. Szokujaco malo jadlem w czasie swoich dlugich jazd. Po prostu nie czulem glodu a raczej cos jak scisniecie zoladka. Pic tylko trzeba duzo. Za to nastepnego dnia zjadlbym wszystko. Trzeba poznac wlasny organizm. Jan Cytawa |
|
Data: 2018-03-28 20:41:37 | |
Autor: Piotr Rogoza | |
Kilometry kilometry | |
W dniu Sun, 25 Mar 2018 08:42:14 +0200, użytkownik qrt napisał:
.... Tak, jak najbardziej masochizm ale też jest to coś mega wciągającego. Dla mnie niewyjaśniona sprawa dlaczego. Wydaje mi się że to się tyczy każdych ultra. Jak pierwszy raz przebiegłem ultramaraton to powiedział że więcej nie pobiegnę, że mam dosyć wszystkiego. Ale już za jakiś czas zastanawiałem się kiedy będzie następny raz. ps. Coś mi świta żeś z okolic Krakowa, ale może się mylę. Jeśli tak to może Cię to zainteresuje: https://www.wykop.pl/wpis/30953879/piatek-7-rano-startuje-z-krakow-przez- tarnow-rzesz/ Znalezione. -- piecia aka dracorp pisz na: imie.r.public at gmail dot com |