Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Kim jest „urban” Schetyny

Kim jest „urban” Schetyny

Data: 2016-10-21 23:08:27
Autor: u2
Kim jest „urban” Schetyny
http://warszawskagazeta.pl/polityka/item/4247-peerelowskie-standardy-rzecznika-po-kim-jest-urban-schetyny

Obecny rzecznik PO, poseł Jan Grabiec, to klasyczny przykład stosowania w polskiej polityce podwójnych standardów etycznych. Innych wobec siebie, a innych wobec politycznych przeciwników. Ten styl publicznej wypowiedzi spopularyzował w latach 80. Jerzy Urban, pełniąc rolę rzecznika rządu junty wojskowej Wojciecha Jaruzelskiego.

Gdy przed dwoma tygodniami wybuchła medialna afera wokół Bartłomieja Misiewicza, rzecznik PO Jan Grabiec stanął w pierwszym szeregu tych, którzy domagali się wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę. Jak pamiętamy, chodziło wówczas o to, czy rzeczywiście Bartłomiej Misiewicz mógł zostać powołany do Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ). Grabiec nieustannie tokował w mediach, że obecność w PGZ takiego człowieka, jakim jest 26-letni Bartłomiej Misiewicz, to skandal, jaki nigdy nie wydarzył się w czasach, gdy Polską rządziła PO. W wywiadzie, którego udzielił Polskiemu Radiu (20 września br.), oskarżył nawet byłego rzecznika MON o działania kryminalne, wśród których miał być m.in. bezprawny nocny atak na Centrum Wywiadu NATO, jakiego rzekomo dopuścił się Misiewicz. Słuchając Grabca, można było odnieść wrażenie, że Misiewicz to taki watażka, który niczym XVI-wieczni lisowczycy niszczy w MON wszystko, co napotka na swojej drodze, dopuszczając się przy tym licznych gwałtów. Wypowiedź Grabca mogła dziwić, ponieważ jako rzecznik PO jest zawsze oficjalnym głosem partii. Siłą rzeczy powinien miarkować, co mówi i jakie to może przynieść skutki, nie tylko zresztą polityczne. Tymczasem tamta wypowiedź na pewno kwalifikowała się do tego, aby Misiewicz pozwał Grabca do sądu o to, że przypisał mu popełnienie rzekomo kryminalnych czynów. Ale tak się chyba nie stanie. A szkoda, bo byłby to bardzo ciekawy proces. Pozywającemu nietrudno byłoby wykazać przed sądem, że doszło do pomówienia jego osoby. Zachowanie rzecznika PO nie może jednak specjalnie dziwić. Dotychczasowa kariera polityczna Jana Grabca pokazała już wiele razy, że on sam jest politykiem, który potrafi dostrzec ,,źdźbło" w cudzym oku, a nie potrafi zauważyć ,,belki" w swoim własnym.

Droga oportunisty
Jan Grabiec wystartował do polityki w końcu lat 90., gdy został radnym podwarszawskiego Legionowa. Był jeszcze wtedy pracownikiem naukowym warszawskiej ATK, która nieco później została podniesiona do rangi uniwersytetu (UKSW). Związał się z PO, która od początku tworzona była jako partia władzy. Zapisanie się Grabca do PO było jak najbardziej pragmatycznym wyborem, albowiem stwarzało przed nim dużą szansę na w miarę stabilną karierę polityczną w legionowskim samorządzie. Przez osiem lat Grabiec sprawował mandat radnego, by w 2006 r. zostać starostą legionowskiego powiatu. Funkcję starosty pełnił przez następne kadencje. Został też szefem struktur PO w powiecie legionowskim i na wiceministrem administracji i cyfryzacji w rządzie Ewy Kopacz pod koniec jego kadencji. Jednak nie został jej partyjnym stronnikiem. Wolał związać się z frakcją Grzegorza Schetyny, co po jakimś czasie zaowocowało awansem na rzecznika partii.

Zasiadając na fotelu starosty, Grabiec szybko ,,obrósł tłuszczem" i zrobił się bardzo zuchwały w swoich działaniach. Nagradzał klakierów i przepędzał na ,,cztery wiatry" tych, którzy usiłowali krytykować jego rządy w powiecie. Przekonał się o tym Janusz Karmel - doradca wójta Jabłonny i działacz powiatowych struktur PO, który, jak pisze portal Legio24, kilka lat temu na internetowym forum Chotomowa (wieś należąca do gminy Jabłonna w powiecie legionowskim) napisał m.in., że Grabiec kieruje ,,bantustanem w samym sercu Mazowszu" oraz że ,,nadużywa władzy i alkoholu". Karmel nadmienił również, że Grabiec jako starosta dorabiał sobie 2,4 tys. zł w podległym sobie powiatowym urzędzie pracy. Jeszcze ostrzej Karmel podsumował Roberta Wróbla - zastępcę Grabca w legionowskim starostwie, którego nazwał tumanem i nieudacznikiem, podkreślając, że on sam nawet do taczki by go nie wziął. Za te wpisy Karmel został pozwany przez Grabca do sądu i niebawem usunięty ze struktur PO. W czasie tego procesu przed legionowskim sądem rejonowym pikietowali nawet działacze Ruchu Palikota, starający się wesprzeć moralnie Karmela w jego sądowym boju z Grabcem. Artur Dębski - poseł partii Janusza Palikota - pikietował pod budynkiem sądu, gdzie odbywała się rozprawa, trzymając w rękach transparent z napisem ,,Krytyka starosty kończy się sądem". Dębski chciał w ten sposób zaalarmować opinię publiczną, że w powiecie legionowskim żadna krytyka władzy nie jest dopuszczalna.

Posądzenie Misiewicza o działania kryminalne w zestawieniu z procesem, jaki Grabiec wytoczył swojemu partyjnemu oponentowi, wygląda dość egzotycznie, jeśli uwzględnimy fakt, że dotyczy to polityka, który chce pouczać innych, jak mają postępować. Sam potrafi w debacie publicznej stosować ostre wypowiedzi, jednocześnie nie zgadza się, aby w taki sposób recenzować jego.

Kiepski gospodarz
Jan Grabiec na kanwie sprawy Misiewicza wiele razy akcentował to, że politycy rządzącego PiS-u dbają tylko o sute posady i pieniądze, jakie mogą dostawać w spółkach Skarbu Państwa oraz nagminnie nadużywają swojej władzy i pełnionych stanowisk. I że tak naprawdę cierpi na tym tylko polski podatnik, o którego losy, jak zdaje się to sugerować Grabiec, on sam jest bardzo zatroskany. W tym wypadku również warto skonfrontować to, co mówi dzisiaj rzecznik PO z jego zachowaniem w czasie gdy pełnił funkcję legionowskiego starosty (2006-2015). Pierwsza sprawa dotyczy tego, jak Grabiec gospodarował w legionowskim powiecie na co dzień. Otóż przez wiele lat pobierał on m.in. opłaty za sporządzanie kopii materiałów geodezyjnych, jakie znajdowały się w Powiatowym Ośrodku Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej (PODGiK) w Legionowie oraz rzekome dokonywanie innych czynności związanych z obsługą tego zasobu. Lokalni przedsiębiorcy od początku nie zgadzali się z tymi opłatami, uważając je za całkowicie bezprawne. Po jakimś czasie wnieśli sprawę do sądu, który nakazał zwrot pobranych przez starostę opłat wraz z ustawowymi odsetkami. Wyrok ostatecznie został usankcjonowany przez Sąd Apelacyjny w Warszawie w czerwcu 2014 r. Ale przez wiele miesięcy nie był on wykonywany. W końcu doszło do tego, że komornik musiał sam pobrać z kasy starostwa blisko 700 tys. zł, przekazując te pieniądze wierzycielom zgodnie z wyrokiem sądu.

Grabiec był również oskarżany o wykorzystywanie powiatowych samorządów i środków finansowych, jakimi one dysponują, do realizacji własnych politycznych celów. Jak pisze cytowany już przez nas legionowski portal, podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej do Sejmu Grabiec wykorzystywał legionowski samorząd do organizowania promocji swojej osoby. Portal informuje m.in. o tym, że finansowana przez Urząd Miejski w Legionowie gazetka ,,Moje Legionowo" promowała wyłącznie jego w czasie tamtej kampanii. Zapytana o to rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Legionowie skomentowała ten fakt jedynie w ten sposób, że miejska gazeta promowała wówczas wiceministra administracji i cyfryzacji Jana Grabca, a nie kandydata na posła Jana Grabca. Ale na tym nie koniec. Gdy Grabiec dostał się już do Sejmu, w legionowskim ratuszu zorganizował swoje biuro poselskie, co samo w sobie jest już skandalem. Ale mogło się tak stać tylko dlatego, że prezydentem Legionowa jest członek PO Roman Smogorzewski, którego Grabiec jest partyjnym przełożonym (jest szefem powiatowych struktur PO w powiecie legionowskim). W każdym razie na uroczystości otwarcia biura poselskiego Grabca w legionowskim urzędzie miasta przybył polityczny patron Grabca - poseł Andrzej Halicki, a także wielu jego partyjnych kolegów. Cała uroczystość miała ponoć iście ,,bizantyjski" charakter, a w jej trakcie nie zabrakło suto zastawionego stołu i przemówień na cześć świeżo upieczonego parlamentarzysty. Do końca nie wiadomo jednak, kto zapłacił za tę biesiadę i czy w ogóle Grabiec płaci za lokal swojego biura poselskiego. Ale wiemy na pewno, że gdyby Bartłomiej Misiewicz ulokował swoje biuro w urzędzie miejskim, którym kierowałby jego partyjny kolega, Jan Grabiec z pewnością byłby z tego powodu wielce oburzony i bez przerwy perorowałby w mediach, że to nadużywanie władzy i w ogóle ,,republika partyjnych kolesiów"!

Podwójne standardy
Nie ulega wątpliwości, że rzecznik PO poseł Jan Grabiec to typowy przykład polityka stosującego podwójne standardy etyczne. Standard odnoszący się do siebie i swoich partyjnych kolegów jest wyzuty z jakiejkolwiek etyki. Ten stosowany wobec politycznych przeciwników zawsze jest wyrazem etycznego rygoryzmu. Takie zachowanie ma w zasadzie tylko jedną nazwę, która brzmi: obłuda i hipokryzja. I, jak widać, politykiem, który posługuje się nimi w swojej karierze dość dobrze, jest obecny rzecznik PO Jan Grabiec.


--
General Skalski o zydach w UB :

"Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa, Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie."

prof. PAN Krzysztof Jasiewicz o zydach :

"Zydow gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, ze sa narodem
wybranym. Czuja sie oni upowaznieni do interpretowania wszystkiego,
takze doktryny katolickiej. Cokolwiek bysmy zrobili, i tak bedzie
poddane ich krytyce - za malo, ze zle, ze zbyt malo ofiarnie. W moim
najglebszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Zydami, bo on do
niczego nie prowadzi... Ludzi, ktorzy uzywają slow 'antysemita',
'antysemicki', nalezy traktowac jak ludzi niegodnych debaty, ktorzy
usiluja niszczyc innych, gdy brakuje argumentow merytorycznych. To oni
tworza mowe nienawisci".

Kim jest „urban” Schetyny

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona