Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Kobieta, jej syn i jego ojciec - postympowy ksiądz.

Kobieta, jej syn i jego ojciec - postympowy ksiądz.

Data: 2009-10-26 08:23:00
Autor: Roger Perejro
Kobieta, jej syn i jego ojciec - postympowy ksiądz.
Pat Bond ze stanu Illinois miała troje małych dzieci, a jej małżeństwo przeżywało kryzys

Wtedy zdecydowała się na uczestnictwo w rekolekcjach dla kobiet w katolickim ośrodku. Miała nadzieję, że znajdzie tam pomoc i wsparcie.

Znalazła księdza - dynamicznego, przystojnego franciszkanina w brązowym habicie. Franciszkanin był duchowym kierownikiem ośrodka i zgodził się doradzać pani Bond w sprawach jej małżeństwa. Pewnego dnia, opowiada kobieta, kiedy wychodziła ze spotkania z księdzem, ten objął ją i namiętnie pocałował.


Bond zdecydowała się na separację z mężem. Z przesłuchań i dokumentów sądowych wynika, że przez kolejne pięć lat franciszkanin, wielebny Henry Willenborg, utrzymywał z nią intymne relacje. Oficjalnie była jego współpracownicą i liderką katolickiej wspólnoty w miasteczku Quincy w stanie Illinois. Prywatnie żyli jak małżeństwo, dzieląc stół, łoże, kanapę przed telewizorem i wakacyjne wyjazdy z dziećmi.

Sielanka skończyła się, kiedy urodził im się syn. Od tego momentu pani Bond wielokrotnie zwracała się do Kościoła o wsparcie i pomoc dla dziecka. Zakon franciszkanów zgodził się spełnić jej żądania pod warunkiem, że podpisze ugodę i zobowiąże się do dyskrecji. Dziś pani Bond chce złamać tę umowę, bo oboje - ona i jej dwudziestodwuletni syn Nathan Halbach - chorują na raka.

Mając niewiele do stracenia, chcą opowiedzieć światu swoją historię. Matka, niegdyś zaangażowana katoliczka, uważa że Kościół chronił kochliwego księdza i potraktował ją jako przeciwniczkę. Jej syn opowiada, jak trudno było dorastać ze świadomością, że jego nieobecny ojciec jest księdzem.

- Zawsze mówiłem do niego "ojcze Henry" - mówi Nathan, kiedy spotykamy się u niego w domu, pomiędzy wizytami w szpitalu. - Nigdy po prostu "ojcze" czy "tato". Zawsze miałem świadomość, że religia jest dla niego ważniejsza ode mnie.

Relacja pomiędzy księdzem Henrym a panią Bond nie jest czymś wyjątkowym. Choć ostatnimi czasy słyszeliśmy raczej o skandalach dotyczących wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży, specjaliści twierdzą że przypadki kapłanów przekraczających emocjonalne i seksualne granice w relacjach z dorosłymi kobietami są znacznie częstsze.

Oczywiście związki z cudzymi żonami i nieślubne dzieci zdarzają się duchownym różnych wiar i wyznań, ale w przypadku duchowieństwa katolickiego problem jest o tyle poważny, że w wielu krajach katolicy coraz głośniej krytykują wymóg celibatu w stosunku do kapłanów.

Historia pani Bond pozwala dokładnie przyjrzeć się temu, jak Kościół usiłuje uciszać kobiety takie jak ona, aby unikać roszczeń na dużą skalę i utrzymywać księży w kapłaństwie. Pat Bond przechowuje skrupulatnie poukładane dokumenty, zeznania, korespondencję i zdjęcia z okresu 23 lat.

Z dokumentów widać wyraźnie, że władze kościelne dalekie były od hojności, a przekazywane sumy nie wystarczały - zwłaszcza, kiedy Nathan zapadł na raka i wymagał kosztownej kuracji. Co więcej, okazuje się, że ojciec Willenborg w zasadzie nie został w ogóle ukarany i po tych wydarzeniach służył w kolejnych parafiach.

Pat Bond negocjowała z konkretną kościelną instytucją: z Zakonem Braci Mniejszych, popularnie zwanych franciszkanami. Franciszkanie są tzw. zakonem żebraczym: żyją tylko z datków wspólnot, którym służą. - Wiem lepiej niż franciszkanie, co o znaczy żebrać - mówi pięćdziesięciotrzyletnia pani Bond. - Wszystko co udało mi się osiągnąć wyżebrałam od franciszkanów.

Strona kościelna uważa, że zachowała się uczciwie. - Prowincja uczyniła dużo więcej, niż było wymagane prawem - mówi o. William Spencer, prowincjał franciszkańskiej prowincji Najświętszego Serca, przełożony o. Willenborga. - Robiliśmy co było w naszej mocy, żeby pomóc.


O. Willenborg, w którym wiele lat temu zakochała się pani Bond, jest dziś proboszczem parafii Najświętszej Maryi Panny nad Jeziorem Górnym, w Ashland w stanie Wisconsin. To duża, historyczna parafia, do której należy 1350 rodzin. Wieżę kościoła widać z daleka, parafia prowadzi także własną szkołę. W ostatnią niedzielę o. Willenborg odprawiał poranną mszę w której uczestniczyło około 300 wiernych. Po mszy, w kancelarii, w rozmowie z nami przyznał że w przeszłości miał romans i ma syna. Wie także, że jego syn jest śmiertelnie chory i mówi, że starał się okazywać mu troskę.

Nic więcej nie chciał jednak mówić - dodał tylko, że pani Bond podpisała ugodę, w której zawarte były także konsekwencje wynikające z jej złamania. Twierdził, że kobieta nie interesowała się jego potrzebami, i że chodziło jej tylko o pieniądze, a jego syn go odrzucił. Uważa, że on sam i zakon nie mają sobie obecnie nic do zarzucenia. - Troszczyliśmy się o nich, wspieraliśmy, trwało to ponad 20 lat - tłumaczy. - To straszne, że Nathan jest chory, ale co ja mogę?. - dodaje i kończy naszą rozmowę.

Przełożeni o. Willenborga mieli świadomość jego romansu z panią Bond na długo przed urodzeniem się Nathana. Rok wcześniej kobieta zaszła już raz w ciążę i twierdzi, że o. Willenborg sugerował jej aborcję, na co ona absolutnie nie chciała się zgodzić. Wtedy też poinformowała jego przełożonych i łączących ich relacjach. Ciąża zakończyła się poronieniem, a franciszkanie nawet nie przenieśli o. Willenborga - nadal był rektorem seminarium zakonnego w Quincy.

Po tych wydarzeniach para postanowiła, że odtąd utrzymywać będzie wyłącznie relacje platoniczne - tak twierdzi pani Bond (ale jej zeznania są zgodne z oficjalnymi zeznaniami o. Willenborga). Jednak kilka miesięcy później, w czasie wielkanocnych rekolekcji dla kobiet, zakonnik znowu pojawił się w jej domu. Tej nocy, jak twierdzi kobieta, począł się Nathan.

Przed urodzeniem dziecka, jak wynika z korespondencji, franciszkanie sugerowali pani Bond, aby oddała je do adopcji. Odmówiła. - Co powiedziałabym moim dzieciom po powrocie ze szpitala? - mówi. - "Przepraszam, ale zapomniałam przynieść do domu waszego brata"?

Willenborg sam ochrzcił dziecko. Pani Bond nazwała chłopca Nathan John Paul Halbach - miał nosić nazwisko jej byłego męża, który nadal troszczył się o troje ich wspólnych dzieci i wspierał ich finansowo.

Pani Bond zaangażowała prawnika. Franciszkanie dali jej tysiąc dolarów na pokrycie kosztów porodu i szpitala, których nie obejmowało ubezpieczenie, i 505 dolarów na wyposażenie dla noworodka. Później zgodzili się wypłacać 600 dolarów miesięcznie przez pierwszych 10 miesięcy życia dziecka, do chwili kiedy jego matka wróci do pracy w agencji turystycznej, a potem - 350 dolarów miesięcznie do momentu ukończenia przez Nathana 18 lat. W sumie, po odjęciu prowizji bankowych, kosztów obsługi prawnej i podatków, daje to 85 tysięcy dolarów wypłacanych w małych kwotach.

Przez kolejne osiem miesięcy zakonnik odwiedzał nocami panią Bond. Szedł wówczas prosto do dziecinnego łóżeczka, brał dziecko i bawił się z nim.

Później, nagle tę idyllę przerwały niespodziewane wydarzenia. W domu pani Bond pojawiła się wściekła młoda kobieta. Poinformowała matkę Nathana, że od wielu lat, od czasów szkoły średniej, utrzymuje seksualne relacje z o. Willenborgiem (skontaktowaliśmy się z nią telefonicznie; podtrzymuje to, co mówiła i dodaje, że to zniszczyło jej życie. Zastrzega sobie anonimowość). Po tym wydarzeniu franciszkanie wysłali o. Willenborga do Nowego Meksyku, do specjalnego, prowadzonego przez zakonników centrum dla księży z problemami seksualnymi i uzależnieniami.

Pani Bond twierdzi, że potem współżyli ze sobą już tylko raz: siedem miesięcy później, zaraz po jego powrocie z centrum. Do dziś przechowuje rachunek za pokój hotelowy.

W zeznaniach złożonych kilka lat później o. Willenborg twierdził, że franciszkanie nigdy go nie ukarali, nie sugerowali mu także odejścia ze stanu kapłańskiego. Skierowano go do Nowego Orleanu, gdzie pracował z chorymi na AIDS, a po kilku latach trafił do St. Louis, do siedziby władz prowincji, gdzie miał nadzorować formację duchową nowicjuszy - między innymi uczyć ich, jak zachowywać celibat.



http://wiadomosci.onet.pl/1581441,2678,1,kioskart.html



Przemek

--

"Sprawa Barbary Blidy. Prokuratura wyjaśniająca samobójstwo posłanki SLD przygotowała zarzuty dla generała Witolda M., byłego szefa ABW za rządów PiS. To on rozkazał filmować zatrzymywanych. Przez wiele lat bliski wspólpracownik Lecha Kaczyńskiego. W ciągu dwóch lat awansował z porucznika na generała".

Data: 2009-10-26 08:44:26
Autor: boukun
Kobieta, jej syn i jego ojciec - postympowy ksiądz.

Użytkownik "Roger Perejro" <jacek.kawecki3@op.pl> napisał w wiadomości
Troszczyliśmy się o nich,
wspieraliśmy, trwało to ponad 20 lat - tłumaczy. - To straszne, że Nathan jest chory, ale co ja mogę?. - dodaje i kończy naszą rozmowę.

Synek z boskiego związku. Jak to co on może? Niech napisze list do pana Boga o uzdrowienie...

boukun

Kobieta, jej syn i jego ojciec - postympowy ksiądz.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona