Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Kolaboranci żydowscy w czasie II wojny światowej - Hotel Polski

Kolaboranci żydowscy w czasie II wojny światowej - Hotel Polski

Data: 2014-12-01 08:03:30
Autor: mkarwan
Kolaboranci żydowscy w czasie II wojny światowej - Hotel Polski
Porucznik Leszek Kistelski, przed wojną oficer rezerwy i jeden z
organizatorów obrony stolicy, członek organizacji "Miecz i Pług" zeznał po
wojnie:
"Na przestrzeni pierwszej połowy 1944 r. Hrynkiewicz dokonał szeregu napadów
rabunkowych".
Celem napadów byli ludzie, którzy nie mogli się poskarżyć, nie mogli nigdzie
szukać sprawiedliwości - bogaci Żydzi ukrywający się w Warszawie.
Wcześniej komuniści organizowali im kryjówki, stąd bandyci mieli dokładnie
rozeznanie sytuacji i znali miejsca pobytu swoich ofiar.
Hrynkiewicz nie był wyjątkiem wśród działaczy komunistycznego podziemia,
którzy do walki z okupantem jakoś szczególnie się nie palili, za to bardzo
chętnie współpracowali z niemieckimi służbami dążąc do rozbicia struktur
Polskiego Państwa Podziemnego i napełnienia własnej kieszeni zrabowanym
dobrem.

Ale powróćmy do "operacji "Hotel Polski".
Celem operacji w Hotelu Polskim, który stanowił "centrum operacji", była
chęć zagrabienia majątku bogatych Żydów, którzy znaleźli schronienie po
aryjskiej stronie.
Grupa Skosowskiego rozpowszechniła wśród Żydów  informację, że Gestapo
wyraziło zgodę na opuszczenie przez pewną, dość jednak liczną grupę Żydów
okupowanej Polski, bowiem mieli oni być wymienieni na obywateli niemieckich
"internowanych" w kilku krajach Ameryki Południowej (zob. I. Trunk,
Judenrat, "The Jevish Councils in Eastern Europe under Nazi Occupations",
New York 1972, ss.552-553).
Skosowski i jego ludzie pokazywali "kandydatom" na wymianę listy dziękczynne
jakie otrzymali od  pierwszej grupy Żydów z obozu internowania w
miejscowości Vittel we Francji (Vichy).
Cała prowokacja i jej uwiarygodnienie polegało na tym, że pierwsza grupa
Żydów rzeczywiście otrzymała paszporty i. dojechała do Vittel, a stamtąd
dalej.
W rezultacie "wywabiono" z ukrycia około 3500 osób żydowskiego pochodzenia
(niektóre źródła podają liczbę 2500-3000 osób), które z całym swoim
majątkiem (kamienie szlachetne, złoto, waluty, akcje itp.) zjawiła się w
"konspiracyjnie" sterowanych grupach w Hotelu Polskim, gdzie płacili
oczywiście bardzo sowicie za "paszporty i bilety na statek do Ameryki
Południowej", następnie przewożono ich autobusami poza Warszawę, gdzie w
sposób brutalny i poniżający (penetracja naturalnych otworów w ciele kobiet
i mężczyzn, połączona z gwałceniem kobiet przez ludzi Skosowskiego, którzy
rekrutowali się ze społeczności żydowskiej), zostali okradzeni z pozostałego
majątku.

Ta prowokacja miała miejsce po upadku Powstania w Getcie w sierpniu 1943
roku.
Oczywiście nigdy już nie zobaczyli Ameryki Południowej, bowiem wszyscy
zostali wyekspediowani do Auschwitz.
Ten epizod został przedstawiony dopiero niedawno w serialu "Czas honoru",
ale pominięto tam rolę kolaborantów żydowskich.

Masowe, jak na warunki konspiracji, opuszczanie przez Żydów kryjówek po
aryjskiej stronie wzbudziło zainteresowanie wywiadu AK powodami, dla których
tak się działo.
Wywiad AK ustalił, że rzeczywiście pierwszy transport trafił do obozu
internowania w Vittel we Francji (Vichy), gdzie oczekiwali na wyjazd do
Ameryki Południowej.
Ale ustalono także, że później nie dotarła tam już żadna grupa Żydów z
Polski, (Żydów z Hotelu Polskiego umieszczano też  w Bergen-Belsen, skąd
wyekspediowano ich później do Auschwitz).
Ustalono natomiast, że wszystkie następne grupy kierowano do Auschwitz.
Po ustaleniu tych faktów ponad wszelką wątpliwość kpt. Bolesław Kozubowski,
szef kontrwywiadu AK Okręgu Warszawa uzyskał od płk Chruściela zgodę na
likwidację grupy Skosowskiego.
Grupa kpt. Kozubowskiego zlikwidowała Leona Skosowskiego 1 listopada 1943
roku w restauracji na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej.
Następnie w ciągu trzech dni dokonano likwidacji 14 żydowskich kolaborantów
z grupy Skosowskiego, w różnych lokalach, gdzie się ukryli, m.in. przy ul.
Solec 70.
W lokalu przy ul. Solec 70 w momencie wejścia grupy likwidacyjnej odbywała
się "narada" 7 członków bandy Skosowskiego, którzy brali udział w prowokacji
w Hotelu Polskim.
Niestety, nie udało się zlikwidować Koeniga, który uciekł i po wojnie,
mieszkając w Szwajcarii "opluwał" polskich harcerzy, którzy na polecenie
dowództwa AK prowadzili obserwację członków bandy Skosowskiego (zob. I.
Trunk, "Judenrat, The Jevish Councils in Eastern Europe under Nazi
Occupations", New York: Macmillan, 1972 - zeznanie uczestnika zamachu na
Skosowskiego Janusza W. Cywińskiego oraz harcerki z grupy inwigilacyjnej
Marii Ossowskiej).

Zamach na Skosowskiego 1 listopada 1943 roku nie był pierwszą próbą
zlikwidowania tego kolaboranta.
Wcześniej, bo już  21 lutego 1943 zamachu dokonał 15 osobowy pododdział ŻZW
pod komendą Pawła Frankla("Zygmunt").
Bojowcy wtargnęli do mieszkania Mietka Rosenberga przy Świętojerskiej 38,
gdzie odbywała się narada grupy żydowskich konfidentów Gestapo.
Czterech agentów zastrzelono, ale niestety Skosowski został tylko ranny i
udało mu się zbiec.
Zlikwidowano wtedy następujących żydowskich agentów gestapo: Pawła
Włodowskiego, Areku Weintrauba, Chaima Mangelu i Lidię Radziejowską.
Dnia 28 kwietnia 1943 roku na ul. Warmińskiej zlikwidowano Luftiga - Żyda,
agenta gestapo, który pracował jako tłumacz w warsztacie kolejowym na
Pradze.   (Zob.: Chaim Lazar Litai, "Muranowska 7. The Warsaw Ghetto Rising"
(Tel Aviv 1966, ss. 194-195). Lazar Litai oparł się na zeznaniu Bronisława
Mirskiego-Frydmana (nr 5006) oraz na anonimowym wspomnieniu (nr 2815)
znajdującym się  w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie.)

Trzeba także podkreślić, że wykonywanie wyroków śmierci na konfidentach
żydowskich nie było przejawem antysemityzmu Polaków, jak usiłują to obecnie
"wcisnąć" młodym Polakom do głów lewackie media i nieuczciwi historycy.
Oto co na ten temat pisze Tadeusz Bednarczyk w swojej książce p.t. "Życie
codzienne w warszawskim getcie":
"Wykonywanie wyroków odbywało się na podstawie materiału dowodowego,
zebranego przez sekcje śledczą i dostarczanego sądowi ŻZW.
Sąd ŻZW składał się z wybitnych prawników, był całkowicie niezawisły i
samodzielny w ramach narodowej odrębności.
W ten sposób Żydzi samodzielnie, we własnym zakresie walczyli o morale getta
i usuwali zło.
Jeśli zapadł wyrok śmierci, podlegał on jednak zatwierdzeniu przez
komendanta ŻZW i dopiero wówczas mógł być wykonany. (.)
Chociaż akcje ŻZW i ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej) mobilizowały ludzi
zdrowych moralnie, to jednak nie przełamały otępienia i zastraszenia ogółu
społeczności getta.
Bazując na takiej postawie Żydów "Żagiew", nie została "niestety " rozbita
doszczętnie.
Wszelkiego rodzaju uderzenia ŻZW w tę organizację miały szczególne nasilenie
po akcji styczniowej 1943 roku i trwały aż do samego powstania w getcie.

W czasie powstania udało się żołnierzom ŻZW i ŻOB dopaść i zlikwidować
jeszcze kilku zdrajców, lecz dużo ich zostało (.)".
Jak z powyższego widać, działał w warszawskim getcie Podziemny Sąd Żydowski,
który rozpatrywał sprawy rozpracowane przez wywiad Żydowskiego Związku
Wojskowego.
Ale sprawa z paszportami rozgrywała się nie tylko w Warszawie.
Szwajcarski Komitet Ratunkowy przesłał także uzyskane od rządu Panamy
paszporty do getta na Górnym Śląsku.
Oto co pisze na ten temat Reb Moshe Shonfeld w "The Holocaust Victims
 Accuse" Naturei Karta str.122
"Za zło, które Merin [Meryn, przewodniczący Judenratu na Górnym Śląsku -
przyp. autora], Moshe Shonfeld używa pisowni nazwiska Merin),spotkał go
tragiczny koniec, zdechł jak przystało na zdrajcę.
Komitet Ratunkowy Stembucha (Vaad Hatzalah) dostał za duże pieniądze
kilkanaście paszportów z krajów Ameryki Łacińskiej, większość z Panamy.
Posiadaczom tych paszportów kraje wystawiające gwarantowały bezpieczeństwo i
wymagały tego od Niemców.
W szczycie deportacji [do Auschwitz - przyp .aut.], Merin listem ostrzegł
Szwajcarię, że jakakolwiek przyszła komunikacja będzie możliwa tylko za jego
pośrednictwem.
Okazało się później, że jego gniew spowodowany był tym, że nie było jego
nazwiska na listach ludzi obdarzonych paszportami i to było powodem, że
zadenuncjował. tych ludzi na gestapo [zadenuncjował tych, którzy otrzymali
paszporty - przyp. autora].
Wszyscy zostali wysłani do Oświęcimia.
Jednakże tu nastąpiła interwencja ambasad.
Niemcy wściekli na Merina, że spowodował międzynarodowy skandal wysłali jego
samego do Oświęcimia sześć tygodni przed całkowitą  likwidacją Żydów na
Górnym Śląsku".

Żydowscy policjanci i kolaboranci stanowili dużą część wśród uratowanych z
holocaustu.
Ironią losu nazwać musimy, że uratowali się m.in. ci, którzy stanowili
najgorszy i najpodlejszy moralnie element pośród ówczesnych Żydów; ci
właśnie ludzie, którzy dorobili się na rabowaniu swych rodaków w momentach
ich największego zagrożenia.
"Wśród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych funduszy,
byli i dawni funkcjonariusze policji żydowskiej, a nawet sławnej ekspozytury
gestapo w getcie.
Ci ludzie bowiem obłowili się podczas akcji wysiedleńczej.
Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe dane liczbowe.
Mogę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po
wojnie, w mojej obecności, mówili, że uratowało się co najmniej 200 ich
kolegów" (Stefan Chaskielewicz, "Ukrywałem się w Warszawie. Styczeń 1943 -
styczeń 1945", Kraków 1988, s. 191-192).
I właśnie ci byli policjanci żydowscy i agenci gestapo stanowili najbardziej
niebezpieczną dla ukrywających się Żydów grupę, która znana jest pod nazwą
"łapaczy".
Stanowili oni także śmiertelne niebezpieczeństwo dla konspiracji ratującej
Żydów i dla konspiracji jako całości, bez względu na orientację polityczną.

Ireneusz T. Lisiak
źródło
http://piewca.pl/piewca-multi-blog/entry/kolaboranci-zydowscy-w-czasie-ii-wojny-swiatowej-cz-5

Kolaboranci żydowscy w czasie II wojny światowej - Hotel Polski

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona