Data: 2010-12-14 05:35:54 | |
Autor: DJ MC Donald Musk | |
Kolejne poszlaki przemawiajace za zamachem... | |
Załodze Tu-154 podawano błędne odległości od lotniska, ponadto zmylono
za pomocą fałszywej radiolatarni wskazania odbiorników informujących o kursie samolotu i sfałszowano sygnał GPS. Gdyby choć jedno z tych źródeł informacji działało prawidłowo, nie doszłoby do tragedii - mówi K.M., ekspert, który 7 grudnia br. zaprezentował wyniki swoich analiz na forum PE w Brukseli. Jego wyliczenia pokrywają się z wcześniejszymi ustaleniami "GP" Jak wynika z analizy K.M., wszystkie elementy umożliwiające określenie położenia samolotu zostały przez Rosjan zakłócone. Załoga nie miała żadnych szans na ustalenie, w którym miejscu się znajduje. Jeśli jedno ze źródeł informacji o położeniu Tu-154 nie byłoby zafałszowane, wówczas piloci zorientowaliby się, że albo kontroler źle podaje informacje, albo system radiolatarni działa nieprawidłowo i uniknęliby wciągnięcia w śmiertelną pułapkę. Nawarstwienie się tych błędów to albo wynik celowego działania, albo zupełnie nieprawdopodobny zbieg okoliczności. K.M. (nazwisko i imię do wiadomości redakcji) to mieszkający dziś za granicą wojskowy związany z kontrolą radiolokacyjną przestrzeni powietrznej. Nagranie ukazujące, jak na forum Parlamentu Europejskiego przedstawia swoje ustalenia, można obejrzeć na portalu Niezależna.pl. Fachowa analiza K.M. potwierdziła ustalenia "Gazety Polskiej" opublikowane w numerze specjalnym w artykule "Skazani na katastrofę", wydanym przed 7 października, niemal pół roku po tragedii smoleńskiej. REKLAMA Czytaj dalej Tajemnica zerwanej linii Linia wysokiego napięcia 602. stacji elektroenergetycznej "Siewiernaja" TP-329 "Rostelekom - Lotnisko Siewiernyj", która uległa awarii tuż przed rozbiciem się polskiego tupolewa, zasila lotnisko, w tym prawdopodobnie także system radiolatarni NDB naprowadzających samoloty do lądowania. O sieci tej pisze w swojej książce dotyczącej katastrofy rosyjski analityk Siergiej Amielin, twierdząc, że to polski Tu-154 zerwał linię. Protokół z dochodzenia w sprawie jej odłączenia opublikował w lipcu 2010 r. "Nasz Dziennik", dotarła też do niego "Gazeta Polska". Awaria linii mogła być jednym z kluczowych elementów, które wpłynęły na zmylenie polskiej maszyny. Jeśli kabel nr 602 dostarczający prąd do urządzeń lotniska zasilał radiolatarnie NDB, nie zadziałałyby one prawidłowo, co spowodowałoby, że załoga nie mogła się zorientować, iż jest źle informowana przez kontrolera lotów i że znajduje się w innym położeniu, niż mówi jej sygnał GPS (o tym, że sygnał ten był nieprawidłowy, twierdzili już w rozmowie z "GP" eksperci z Polski i Niemiec). Przypomnijmy ponadto, że z akt polskiego śledztwa wynika - jak twierdzą nasi informatorzy - iż Rosjanie podali w karcie podejścia nieprawdziwe współrzędne progu pasa startowego w Siewiernym (Artur Wosztyl, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku Jakiem-40, zeznał w prokuraturze, że tego dnia dane z GPS po wprowadzeniu do systemu danych lotniska wskazywały, że punkt oznaczony na karcie lotniska jako środek pasa startowego znajdował się... z lewej strony podejścia na pas). Z protokołu rosyjskiej sześcioosobowej komisji szefów regionu energetycznego wynika, że przerwa w dostawie energii linii przesyłowej WŁ-602 wystąpiła o godz. 10.39.35 ("odklucien" - odłączono), ale o godz. 10.41.11 sytuacja wróciła do normy ("wklucien" - włączono). W czasie trwania awarii wydarzyła się katastrofa. Zastanawiające, że awarię - jak utrzymują Rosjanie - usunięto, jednak na zdjęciach wykonanych jeszcze miesiąc po tragedii widać nadal przerwane przewody trakcji energetycznej. Być może włączone zostało zasilanie zapasowe, ale w protokole wyraźnie jest zaznaczone, że chodzi o przesył linią WŁ-602. - Sprawa jest niezwykle istotna, ponieważ wyłączenie linii energetycznej nastąpiło kilka sekund przed minięciem przez polski Tu-154 strefy odbioru sygnału dalszej NDB, oddalonej 6324 m od lotniska [wypis ze stenogramu: "10.39.50,2-10.39.58,0 Sygnał dźwiękowy, F=845Hz Dalsza prowadząca" - przyp. "GP"]. Samolot był wciąż w jej zasięgu, ale jeszcze nie odbierał sygnału bliższej NDB, odległej 1050 m od progu startowego - mówi ekspert K.M. Jeśli ktoś chciałby umieścić fałszywy nadajnik bliższej NDB (są w użyciu przenośne nadajniki), musiałby wcześniej spowodować wyłączenie prawdziwego nadajnika, aby samolot odebrał sygnał fałszywy i zignorował prawdziwy. Wystarczyło, żeby awaria w dostawie prądu trwała zaledwie kilka sekund, aby to się powiodło. reszta: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Lech-Kaczynski-w-smiertelnej-pulapce,wid,12946022,wiadomosc_prasa.html |
|