Użytkownik - Przemysław W napisał:
Wyszłam podczas mszy z kościoła. Po raz pierwszy w życiu to zrobiłam, bo
po raz pierwszy byłam na mszy celebrowanej nie przez księdza, ale przez
polityka. Owszem, bywały kazania nieznośne, moralizatorskie, błahe,
drewniane... Ale to...
Niedzielna msza w jednym kościołów diecezji gliwickiej. Dożynki, więc
kościół nabity rolnikami, kwiatami, sztandarami. Jest wójt, serdecznie
witany, a jakże, bo w Polsce o takim bezeceństwie jak rozdział Kościoła
od państwa nikt nie chce słyszeć. Są urzędnicy z gminy i radni. A z
kazalnicy, z ust księdza przywitanego jako biskup pomocniczy, płyną
słowa pełne otuchy: a to o pani Hall, co to nam dzieci psuje, a to o
Rostowskim, co psuje finanse, a to o Tusku - wiadomo, bezbożnik
ostateczny. Wszystko się wali, państwo w niewoli, nędza dopada miasto i
wieś. Dotrwałam do zdania: "Obiecywali zieloną Irlandię, a teraz każą
nam kupować sobie zielone karty."
Toż samą prawdę ten ksiądz powiedział! O to cię tak dupa boli, swawolniku? :-D
|