Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Kto pierwszy

Kto pierwszy

Data: 2016-01-17 14:06:47
Autor: jsen
Kto pierwszy

3.  Prowadzimy ekologiczną plantację malin. Jesienią 2013 roku na obszarze 4 ha postanowiliśmy uprawę zlikwidować, ze względu na zbyt ciężką i alkaliczną glebę. W maju 2014 roku dowiedzieliśmy się, że przed 2 miesiącami wydano prawo, wedle którego powierzchnia upraw sadowniczych i jagodowych w 2014 roku nie może ulec zmianie w stosunku do roku poprzedniego. Maliny wykopane jesienią, sadzonki użyte do uzupełnienia pozostałych rzędów, na zakup nowych za późno, na sadzenie pod koniec maja też, i co tu robić? Poza tym jesienią i tak trzeba znów zaorać, bo już wiadomo,
że teren pod tę uprawę nieodpowiedni. I weź tu bądź mądry.
Zgłosić, to zabiorą dopłaty za ten rok i z 4 lat poprzednich, bo nie dotrzymało się zadeklarowanej w pierwszym wniosku rolno-środowiskowym powierzchni uprawy.  Można oczywiście byłoby się sądzić, bo mieliśmy prawo zlikwidować lub powiększyć jesienią powierzchnię plantacji, choć wiosną okazało się, że zgodnie z prawem... prawo złamaliśmy.
Natomiast jeśli nie zgłosilibyśmy tego faktu, to w razie kontroli i stwierdzenia za małej obsady krzewów, zapłacilibyśmy oprócz kary za poprzednie lata, potrójną karę za ten rok,  ze względu na... chęć wyłudzenia dopłat, a jakże.
W końcu postanowiliśmy zgłosić tę zmniejszoną powierzchnię, bo przecież wiadomym powszechnie jest, że prawo nie może działać wstecz. Jednakże po rozmowie z doradcą, który stwierdził, że sporo osób ma podobny problem z uprawami sadowniczymi i, z tego co wie, ARiMR jest głucha na monity w tej sprawie oraz, mimo oczywistej bezprawności, szykuje się do nakładania sankcji, postanowiliśmy zgłosić powierzchnię uprawy tożsamą z ubiegłoroczną, bo sądzić się z  "wariatami", to przecież nikt nie ma ochoty. Poza tym, jakkolwiek mocno przerzedzone, to jednak maliny na tym terenie były (głównie dzięki odrostom korzeniowym), więc dodatkowo powykopywaliśmy trochę sadzonek z innych międzyrzędzi i dosadziliśmy. Oczywiście ze względu na nieodpowiednią porę większość się nie przyjęła i całość wyglądała bardzo mizernie; coś niby tam rosło, ale o jakichkolwiek zbiorach nie mogło być mowy - no może dałoby się zebrać z 5 kilo z hektara.

I szczerze mówiąc cholera człowieka brała, bo po kiego odsadzać coś, pielęgnować przez cały sezon tylko po to, aby jesienią znowu zaorać? Twarde prawo, ale prawo, ktoś powie. Nie, to tylko prawne bezprawie.

Jednak niektórzy mieli jeszcze gorzej. Może wspomnę tylko o tym, jak 3 osoby skrzyknęły się i postanowiły na spółkę zasadzić z 10 ha sadu na polu, na którym dotychczas uprawy rolnicze były. Jesienią zamówili sadzonki, chyba nawet
zapłacili na wiosnę ze 100 tysięcy, a tu bęc! - posadzić nie mogą. I rób sobie co chceta ludziska!

Rozbój w biały dzień, ktoś powie? Nie, to tylko zbóje prawo układają.

I proszę wyobrazić sobie, że to bezprawne prawo wreszcie cofnęli. I proszę sobie wyobrazić, że zrobili to ...w grudniu.
Nasi patrycjusze kochani, jakże Wam niewymownie wdzięczni jesteśmy!

Jeśli ktoś pomyślałby, że to tylko taki przypadek, to jest w błędzie niestety. W rolnictwie zdarza się to co roku,
rokrocznie jakieś kwiatki wymyślą. Rokrocznie człowiek nie wie, co tym razem w tych chorych głowach się urodzi.
A że przez nich praca i pieniądze są w błoto wyrzucane, to kogo to obchodzi? Przyjdą, dołożą karę za niejednokrotnie
po prostu awykonalne wytyczne, odbiorą premię tak bardzo uczciwie wypracowaną, ich nadzorcy rozsiądą się w ministerialnych fotelach, podumają jaki by tu w następnym sezonie ludziom numer wykręcić, jaki haczyk tym razem przygotować, i wszystko się jakoś kręci.
 A syzyfy niechaj toczą ten swój kamień pod górkę. Bo przecież nic takiego - nie wszyscy przecież w Tatrach mieszkają, dadzą radę, wytrzymają.

Otóż do czasu Panowie, do czasu...

I wiesz co AR? Zazwyczaj nie Unia takie dziwne wytyczne daje; to radosna twórczość naszych milusińskich, tak nam życie umila. Na ostatniej kontroli wymyślili sobie, że na końcach rzędów malin można pozostawić na zawroty ciągnikiem podczas wykaszania międzyrzędzi tylko pas o przeciętnej szerokości tegoż międzyrzędzia, a więc ok. 2 metrów. Piszemy im, że najmniejszy z posiadanych ciągników ma 4,5 m (nie wiem, pewnie można byłoby gdzieś tam znaleźć z metr krótszy, ale nie w tym rzecz), a wraz z najmniejszą nadającą się do tego celu kosiarką zestaw ma 6,3 metra długości, więc jakim cudem między plantacją a rowem czy lasem mamy się zawrócić na 2 metrach szerokości? skoro nawet samym ciągnikiem nie jest to możliwe? A oni nam na to, że takie wytyczne mają. i kropka.

Już nie pamiętam, a nie chce mi się do pisma zaglądać, czy to wytyczne ministra czy prezesa były, ale niewątpliwie jakiejś bardzo ważnej i rozumnej osoby; szkopuł tylko w tym, że chyba owa osobistość nigdy nic nie uprawiała. A przynajmniej na polu:).

I skąd jej niby wiedzieć, że 6 jest od 2 większe?
Boże jeszcze trzeba uwzględnić promień skrętu, to przecież wyższa matematyka. A taki minister przecież tylko po studiach, więc myśleć abstrakcyjnie nie umie. Zresztą nie abstrakcyjnie też. Ktoś powie: przecież kosą! no kosą i sierpem wykaszać można!
I fakt, można niby jak za króla ćwieczka.

No dobrze, może trochę przesadziłem.
Przepraszam: chodziło mi o króla Bolesława. Krzywoustego. Żeby widoku dopełniał.

Kto pierwszy

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona