Data: 2011-04-10 15:42:46 | |
Autor: Darecki | |
Kurdupel myśli, że jest JP II: "Musimy odnowić tę ziemię". | |
Nie zagaduj wybiorczy pasciarzu, ludzie czekaja na cuda a nie na krecenie lodow :) http://wyborcza.biz/Firma/1,101618,9379071,Komu_potrzebne_narty_na_Saharze.html?as=1&startsz=x Biurokracja w Polsce jest straszna. W Kanadzie idziesz do urzędu ze swoim social security number - odpowiednikiem polskiego dowodu, wypełniasz formularz i możesz działać - mówi Thomas Gorecki, Kanadyjczyk, który prowadzi w Polsce sklep z winami Thomas Gorecki, właściciel sklepu z winami Wine Company Katarzyna Klukowska: Łatwo się robi interesy w Polsce? Thomas Gorecki: Panuje biurokracja, kumoterstwo, przepisy stale się zmieniają, a ludzie boją się przyznać do błędu. Pracowałem w wielu krajach i wiem, że błędy w biznesie to normalka. Popełniają je duzi i mali. Ale trzeba się na nich uczyć, a nie zamiatać pod dywan. Jak trafiłeś do Polski? - Przypadkiem. W 1992 r. dostałem propozycję pracy w firmie finansowej w Singapurze, ale biuro nie było jeszcze gotowe. Dali mi więc otwarty bilet lotniczy i powiedzieli, żebym przez miesiąc, dwa pomieszkał, gdzie chcę. Kolega powiedział, że w Polsce potrzebują ekonomistów. "Jedź" - zachęcał. "Dlaczego nie?" - odparłem. Nigdy tu nie byłem, nie znałem języka, ale lepsze to niż bezczynne siedzenie w Kanadzie w oczekiwaniu na wyjazd do Azji. Zostałem doradcą pani prezes banku. Urzędowała w wielkim gabinecie z kolumnami, za ogromnym biurkiem. Nie mogłem się nadziwić, po co jej takie wielkie biuro? Jego ogrzanie musiało kosztować krocie. Pomyślałem, że to idealne miejsce na dyskotekę, nie gabinet. Warszawa przypominała miasta z opowieści Charlesa Dickensa. Mało świateł na ulicach, ciemne zaułki. Chciałeś pójść do dobrej knajpy, a trafiałeś do spelunki. |
|