Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   LĘKI LOKATORA BELWEDERU

LĘKI LOKATORA BELWEDERU

Data: 2010-09-11 13:14:46
Autor: brat_olin
LĘKI LOKATORA BELWEDERU
http://cogito.salon24.pl/227817,leki-lokatora-belwederu

Choć wiemy, że logika prezydentury Bronisława K. została zbudowana na
zapiekłej nienawiści do osoby Lecha Kaczyńskiego, są w decyzjach tego
człowieka okoliczności, które wymykają się ocenom politycznym i
nakazują postrzegać tę prezydenturę w perspektywie rzeczy trudnych do
zdefiniowania.

Nie sposób bowiem racjonalnie wskazać powodów, dla których Bronisław
K. tak stanowczo wzbrania się przed zamieszkaniem w Pałacu
Prezydenckim. Tę niechęć niewiele tłumaczą idiotyczne zabiegi
propagandystów, oskarżających Martę Kaczyńską o "zbyt późne
przekazanie kluczy" lub wskazywanie na obrońców krzyża, jako winnych
prezydenckiej obstrukcji.

Faktem jest, że Bronisław K. wybrał na swój dom Belweder i wbrew
tradycji wszystkich dotychczasowych prezydentów III RP nie chce
zamieszkać w Pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Publikowane w
uczynnych mediach wyjaśnienia, jakoby Bronisław K. wybrał Belweder,
"bo jest bardziej wygodny i ma świetną historię, a poza tym przed
Pałacem Prezydenckim wciąż gromadzą się ludzie przed krzyżem, a w
budynku ciągle są żywe wspomnienia poprzedniej, Pierwszej Pary RP"
zasługują na uwagę tylko z powodu ostatniego argumentu.

Niewątpliwie - dla człowieka, który nienawistnie atakował Prezydenta
Kaczyńskiego, twierdząc, iż "póki jest ten prezydent, nie da się
dobrze rządzić", dla autora słów "chciałbym skrócić zły okres
prezydentury Lecha Kaczyńskiego" - wspomnienia o poprzedniku mogą
budzić lęk i niechęć. I muszą być to uczucia niezwykłej miary, skoro
przekładają się na tak zasadniczą decyzję o zmianie miejsca
zamieszkania.

Rozumiem zachowanie Bronisława K. Ma prawo obawiać się pamięci o
największym z prezydentów III RP, nie tylko z powodu swoich przeszłych
wypowiedzi i zachowań, ale może przede wszystkim z uwagi na
świadomość, że nigdy nie będzie mu dane sięgnąć po taką prezydenturę i
dorównać wielkości poprzednika.

Rozumiem też, że Bronisław K. może obawiać się tego, co w rzymskiej
mitologii nazywano genius loci - ducha miejsca, który sprawia, że dana
przestrzeń jest jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i niepowtarzalna i
nie pozwala na dokonanie przeobrażeń, a nawet potrafi się przed nimi
bronić.

Takim miejscem musi być Pałac Prezydencki, w którym Lech Kaczyński
wraz z Małżonką spędził ostatnie 5 lat, traktując je jako miejsce
pracy i własny dom. Mógł je za takie uważać, bo czuł się lokatorem
pełnoprawnym - powołanym przez naród, posiadającym jego legitymację i
wsparcie. W tym Pałacu powstawały projekty prezydenckich dokumentów i
wystąpień, tam koncentrowała się energia ludzi dobrej woli,
współpracowników i przyjaciół z których wielu zginęło pod Smoleńskiem.
Tam była obecna myśl o Polsce niepodległej i silnej, budowana w kręgu
ludzi kierujących się patriotyzmem i narodową tradycją.

Czy jest to duch, w pobliżu którego dobrze czułby się człowiek będący
dziś prezydentem? Czy taki genius loci nie stanowi dostatecznie mocnej
bariery dla Bronisława K.

Jest jeszcze jeden obszar zdarzeń i decyzji, tylko pozornie
racjonalnych i wytłumaczalnych.

Wiemy, że jedną z pierwszych dyspozycji marszałka Sejmu pełniącego
wówczas obowiązki prezydenta było zlecenie Biuru Bezpieczeństwa
Narodowego opracowanie raportu mającego ustalić nowe zasady
korzystania przez VIP-ów z samolotów, tak, by po kwietniowej tragedii
zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości. Można uznać, że tym samym
kandydat na prezydenta wypełnił swoje deklaracje z 2008 roku, gdy po
katastrofie samolotu CASA zapowiadał konieczność zmian w procedurach
dotyczących lotów najważniejszych osób w państwie.

Na początku września br. szef BBN gen. Stanisław Koziej poinformował o
ogólnych procedurach, jakie zawarto w dokumencie sporządzonym na
zlecenie prezydenta. Są w nim ustalone zasady, które powinny dotyczyć
lotów specjalnych, m.in. taka, że na pokładzie samolotu nie będzie
mogła podróżować więcej niż jedna z czterech najważniejszych osób w
państwie oraz dotycząca tzw. "rekonesansu lotniczego". Chodzi o wybór
miejsca lądowania i wcześniejsze przetestowanie lotniska. Wybór ma
zaakceptować funkcjonariusz BOR, a jeśli głowa państwa będzie musiała
lądować na lotnisku słabiej wyposażonym, które nie jest lotniskiem
cywilnym, to załoga samolotu wcześniej musi przylecieć na to lotnisko
sama i wykonać lądowanie i ponowny start Wiemy również, że od czerwca
tego roku MON czarteruje od EuroLOT dwa cywilne embraery 17. To
słuszne i potrzebne zasady i wypada jedynie żałować, że wcześniej nie
dbano w taki sposób o bezpieczeństwo głowy państwa.

Ta informacja zbiegła się z inną, dotyczącą zakończenia remontu
drugiego polskiego samolotu rządowego Tu-154M - identycznego z tym,
który uległ katastrofie pod Smoleńskiem. Remontu dokonano w zakładach
w Samarze, tych samych, w których wcześniej był remontowany pierwszy
tupolew. Dowiedzieliśmy się również, że Bronisław K. nie będzie latał
wyremontowanym samolotem, a polskie władze najwyraźniej nie wiedzą co
zrobić z rosyjską maszyną. Gazeta "Kommiersant", która pisała o tych
rozterkach powołuje się przy tym na wypowiedź posła Tadeusza
Iwińskiego, który oświadczył, że Bronisław K. "raczej nie będzie latał
wyremontowanym Tu-154M, a przyczyny są tu raczej emocjonalne".

Według Iwińskiego, być może samolot będzie wykorzystywany nie przez
prezydenta i premiera, lecz do przewozu urzędników niższej rangi. Ta
informacji w pełni koresponduje z rządowymi decyzjami o czarterze
embraerów i zasadami opracowanymi przez BBN.

Jeśli rzeczywiście Bronisław K. nie ma zamiaru wchodzić na pokład
tupolewa, jest w tym zachowaniu zawarta niezwykle irracjonalna
przesłanka. To przecież on sam i grupa rządząca są przekonani, że stan
techniczny rządowego Tu-154M nie mógł być przyczyną awarii, dając w
tym zakresie pełną wiarę rosyjskim ekspertom. Muszą być również
przekonani o prawidłowym przebiegu remontu, a przede wszystkim o
dobrych intencjach i zamiarach władz Rosji. Sam Bronisław K. i jego
polityczni przyjaciele mają w płk Putinie życzliwego sprzymierzeńca, a
zapoczątkowany po tragedii smoleńskiej proces "pojednania" polsko-
rosyjskiego wchodzi w coraz to wyższe obszary.

Jakimi zatem "przyczynami emocjonalnymi" można byłoby wyjaśnić lęk
Bronisława K. przed lataniem rosyjską maszyną? Minister obrony
narodowej Klich wyraźnie oświadcza, że "nie ma żadnych przeszkód, by
najważniejsze osoby w państwie dalej latały tupolewem".

W tym wypadku, w decyzji Bronisława K. nie może przecież chodzić o
nieuchwytne genius loci, skoro to nie na pokładzie tego samolotu
zginął Lech Kaczyński. Trudno też podejrzewać go o nadmierną
afektację, co mieliśmy okazję obserwować po 10 kwietnia, gdy
następnego dnia po tragedii ujawnił, że sytuacja jest nadzwyczajna
także i dla niego osobiście, ponieważ musi "scalać kalendarz,
obowiązki i procedury", a jest szereg ustaw, które przesłał do
prezydenta Kaczyńskiego "z wyrazami uszanowania i tytulaturą", a
"teraz będzie musiał sam je podpisywać". Był to objaw szczególnej
wrażliwości, raczej niedostępnej wówczas dla większości Polaków.

Może zatem za tego rodzaju "emocjami" kryją się zasadne przesłanki, a
Bronisław K. ma wiedzę na temat wyremontowanych samolotów, którą nie
zechciał podzielić się ze społeczeństwem? Może za tymi irracjonalnymi
obawami, lękiem przed Pałacem i rządowym tupolewem skryte są prawdziwe
tajemnice tej prezydentury ?

Artykuł opublikowany w Gazecie Warszawskiej

--
Smart questions to stupid answers

LĘKI LOKATORA BELWEDERU

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona