Aby ulżyć ludowi, liderzy Platformy, Obywatelską zwaną, postanowili odrzucić przywileje wynikające z trzymania władzy. Dość już darmowych przelotów dla posłów, ryczałtów hotelowych. Koniec ze służbowymi komórkami i kwartalnymi nagrodami dla urzędników. Władza powinna być służbą publiczną, a nie źródłem przywilejów – grzmi zakłamany polityk Jan Maria Rokita, a bezmyślni lub usłużni dziennikarze powielają to z zachwytem.

Rokitę przebija Donald Tusk, sejmowy mistrz lansu i balansu, znany parlamentarny leser. Tusk obiecuje czytelnikom bulwarówek, że jeśli tylko zostanie Prezydentem RP, to nie zamieszka w kosztownym Dużym Pałacu, tylko oszczędniej w Belwederze albo w ogóle wynajmie tanią kwaterę na mieście. Liczy na głupotę wyborców zafascynowanych jego służebnym podejściem do stanowiska. Sądzi, że nie potrafią oni policzyć, że koszty remontu Belwederu na potrzeby mieszkaniowe Tuska and family przekroczą znacznie koszty kwaterunku w Dużym Pałacu. Mieszkanie zaś na mieście to codzienne korkowanie stolicy, chyba że prezydent Tusk będzie przyjmował w domu – jak ginekolog z ogłoszenia.

Pomysł platformersów, aby pozbyć się darmowych parlamentarnych przelotów, przejazdów kolejami, samochodów służbowych i ryczałtów hotelowych, nie jest nowy. Już wcześniej o tym grzmieli. Nawet specjalną konferencję prasową w zeszłym roku zwołali. Zaraz potem wsiedli do darmowych samolotów i udali się w Szczecińskie na naradę poświęconą m.in. likwidacji tych przywilejów. Gdyby rzeczywiście chcieli ludowi ulżyć, to przecież nie musieliby czekać z likwidacją przywilejów, aż lud przyniesie im władzę w urnach wyborczych. Przywileje, jak sama nazwa wskazuje, nie są obligatoryjne ani nakazane przez prawo. Nic nie przeszkadza, aby klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej już teraz zrezygnował z samochodów służbowych dla przewodniczącego Rokity i jego protegowanych. Aby już teraz parlamentarzyści Platformy płacili za bilety z własnych kieszeni, np. latający na linii Gdańsk–Warszawa Donald Tusk. Czekam niecierpliwie, kiedy platformersi potwierdzą zgodność deklaracji z czynami. Mają okazję zrobić to przed wyborami, bo boję się, że po wyborach od razu o likwidacji przywilejów zapomną.

Platformersi czekają, bo po dojściu do władzy chcą połączyć likwidację przywilejów ze znaczącą podwyżką płac dla kadry kierowniczej, administracji. To nawet racjonalne.
Ale skokowej, radykalnej podwyżki płac dla „służby publicznej” nawet platformersi nie proponują, bo boją się gniewu ludu. Nawet po wyborach, kiedy lud może „służbie publicznej” już tylko skoczyć.

Aby nie drażnić ludu od razu, a ulżyć „służbie publicznej”, platformersi proponują „uproszczenie systemu podatkowego”. Jednolitą 15-procentową stawkę PIT, VAT i CIT. Dzięki 3 x 15 ma być więcej inwestycji w prywatnych przedsiębiorstwach, mniej biurokracji w administracji państwowej i mniej bezrobocia wszędzie. Jednocześnie proponują likwidację wolnych kwot od podatku. W efekcie – jak już ekonomiści obliczyli (ostatnio Marcin Święcicki w „Gazecie Wyborczej”) – najbogatsi zapłacą mniej, a biedni więcej. Oczywiście platformersi obiecują, że biedni nie stracą, bo wyższe podatki zrekompensują im rozbudową systemu pomocy. Skąd wezmą na to środki, nie mówią.

Biedni stracą na rządach PO podwójnie. Nie tylko będą składać się na niższe podatki bogatych, bo PO zakłada wpływy z PIT na obecnym poziomie. Dostaną jeszcze po kie-szeni, bo ujednolicenie na poziomie 15 proc. podatku VAT oznacza przecież podwyżkę cen żywności i lekarstw obłożonych teraz niższym VAT-em. Bogaci zyskają dodatkowo, bo obniżenie VAT na inne mniej niezbędne ludziom dobra i usługi z 22 do 15 proc. zrekompensuje im podwyżkę VAT na żywność i leki.

Podwyżka pensji ludziom „służby publicznej” plus znacząca obniżka podatków PIT i VAT znakomicie zrekompensują politykom i ich urzędnikom anachroniczne często i kłujące w oczy biedaków przywileje. Nowa władza ogłaszać będzie wszem i wobec, jak to samoogranicza wydatki na administrację w imię ulżenia ludowi.

Platformersi zarobią także na obniżce biznesowi podatku CIT z 19 proc. na 15. Dzięki temu popierający PO przedsiębiorcy będą mieli więcej pieniędzy na zasilanie kasy partyjnej Rokity i Tuska. Mamienie ludu innym samoograniczeniem – zniesieniem państwowych dotacji dla partii politycznych – to zwykłe gadanie.

Aby ulżyć psychicznie ludowi i oszukać go przed wyborami, liderzy Platformy Obywatelskiej przebierają się w liberie „służby publicznej”. Mamią go likwidacją przywilejów władzy. Naprawdę zaś chcą jedynie likwidacji przywilejów nieużytecznych ludziom już majętnym, sponsorowanym przez możnych protektorów, a kłujących w oczy biedny lud. W świecie dyktatury konsumentów gotówka lepsza jest niż socjalne czy służbowe przywileje.