Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   List Jarosława Kaczyńskiego

List Jarosława Kaczyńskiego

Data: 2010-09-05 17:41:39
Autor: u2
List Jarosława Kaczyńskiego
JK bez merdialnego ściemniania :

List w pdf: http://www.files.jasnet.pl/wydarzenia/17016_&123.pdf


"Postanowiłem powrócić do stosowanego kiedyś w mojej poprzedniej partii
– Porozumienie Centrum – obyczaju pisania listów prezesa partii do jej
członków. Zarówno wtedy, w latach 90., jak i dziś, chodzi o bezpośredni
przekaz pewnych informacji i interpretacji wydarzeń, które albo nie
docierają do Koleżanek i Kolegów za pośrednictwem mediów, albo też
docierają, ale w formie mocno zniekształconej, niekiedy całkowicie
opacznej, przekręconej, i to intencjonalnie. Intencje te z reguły
sprowadzają się do jednego celu: zaszkodzić naszej formacji, wprowadzić
zamieszanie, zarówno w opinii publicznej, jak i w szeregach członkowskich.

Gdy spojrzymy na przeszło dziewięcioletnie dzieje Prawa i
Sprawiedliwości, możemy łatwo zauważyć pewną prawidłowość. Otóż
niezależnie od tego, że niemal zawsze jesteśmy traktowani przez
większość mediów, a zwłaszcza przez te tworzące tzw. główny nurt, z
wielkim dystansem i jednostronnym krytycyzmem (co łatwo dostrzec na tle
traktowania naszych politycznych konkurentów), od czasu do czasu mamy do
czynienia z momentami szczególnego natężenia skierowanych przeciwko nam
akcji. Są to akcje o specyficznym charakterze, próbujące całkowicie nas
zdezawuować, skłócić, podważyć pozycję kierownictwa partii, doprowadzić
do kryzysu. Akcje te występują z reguły w momentach, w których mają
miejsce jakieś korzystne dla nas wydarzenia lub zmiany sytuacji. Można
powiedzieć, że gdy tylko „zaczerpniemy głęboki oddech”, natychmiast
następuje próba pewnego rodzaju „przyduszenia” nas. Przykłady łatwo
można mnożyć. Gdy powstało Prawo i Sprawiedliwość i sondaże pokazały, że
nowa formacja ma pełne szanse na wejście do parlamentu, a być może nawet
na dwucyfrowy wynik w wyborach, przeprowadzono operację „Dramat w trzech
aktach”. To znaczy wyemitowano w telewizji film będący jedną wielką
insynuacją na temat rzekomych związków PC, a w szczególności niżej
podpisanego, z niejakim Januszem Iwanowskim-Pineiro, a przez niego z
aferą FOZZ. Nie spotkało się to wtedy z pełnym poparciem innych mediów,
niemniej bardzo nam zaszkodziło. Gdy jednak weszliśmy do Sejmu,
uzyskując 9,5% głosów i 43 mandaty, w prasie niemal natychmiast zaczęły
się ukazywać sondaże wskazujące, że mamy tylko 6% poparcia – a więc
biorąc pod uwagę ówczesne realia byłby to ogromny spadek – a także
liczne artykuły zapowiadające, iż z całą pewnością bracia Kaczyńscy
rozbiją PiS, gdyż rozbijali już inne partie. Mój śp. Brat nie był nigdy
wcześniej w żadnej partii (wbrew bardzo często głoszonemu poglądowi nie
należał do PC i nie uczestniczył w jego pracach), ja zaś byłem w jednej,
tj. PC, przy czym PiS w tej fazie swojej działalności, a więc jeszcze
przed zjednoczeniem z Porozumieniem Prawicy, był prostą kontynuacją PC.
Nigdy więc niczego nie rozbijaliśmy, ale fakty nie miały tu
najmniejszego znaczenia – chodziło o to, by zaszkodzić.

Gdy śp. Lech Kaczyński został wybrany na prezydenta Warszawy, już po
kilku tygodniach zaczęto go atakować za stan miasta, choć zastał jego
administrację w stanie całkowitego rozkładu. A kilka miesięcy po
wyborze, w lecie 2003 roku, przeprowadzono wielką akcję medialną w
sprawie pomyłki, jaką popełnił w deklaracji majątkowej. Pomyłkę tę
popełniła ogromna większość członków rządu, łącznie z premierem Leszkiem
Millerem, oraz wszyscy prezydenci miast, ponieważ błędnie skonstruowano
formularz. Nie przeszkodziło to jednak temu, że celem kampanii
insynuującej w całkowicie absurdalny sposób świadome oszustwo, był tylko
prezydent Warszawy. Akcja ta skutecznie, choć przejściowo, osłabiła
zaufanie społeczne do Niego. Gdy na wiosnę 2005 roku wyprzedziliśmy w
sondażach Platformę Obywatelską, partia ta zaczęła przeciwko nam szybką,
ostrą, a czasem brutalną akcję, do której dołączyła się znaczna część
mediów. Natomiast po zwycięskich wyborach 2005 roku rozpętał się wobec
nas atak, który Ryszard Legutko słusznie określił jako wściekliznę
polityczną. Trwał on bez jakiegokolwiek liczenia się z faktami przez
cały dwuletni okres naszych rządów.

Po przegranej w 2007 roku nadano ogromny rozgłos wystąpieniu z PiS grupy
dysydentów i podtrzymywano go długo, uzyskując realne skutki w postaci
spadku naszych sondaży. Gdy przeprowadziliśmy na początku 2009 roku
zjazd programowy w Krakowie, próbowano go ośmieszyć, używając do tego
Janusza Palikota i jego zapowiedzi udziału w nim. Po wyborach do
Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, w których nie uzyskaliśmy wyniku
na miarę naszych aspiracji, ale i tak był on znacznie lepszy od
oczekiwań naszych przeciwników, wróżących nam poparcie poniżej 20%,
reakcja była charakterystyczna. Pierwsza, natychmiast po ogłoszeniu
wyników, można rzec bez przemyślenia: PiS zaczerpnął drugi oddech. Ale
zaraz potem zaczęła się potężna kampania mająca skłócić i rozbić partię,
wyolbrzymić spory, jakie miały miejsce na listach (skądinąd niewłaściwe
i bardzo szkodliwe – powinniśmy z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość),
doprowadzić do głębokiego kryzysu. Gdy w marcu 2010 roku odbył się
kolejny kongres PiS, na którym zostałem wybrany na prezesa dużą
większością głosów, gdzie bardzo dobrze wypadła część programowa, ze
znakomitym wystąpieniem śp. Grażyny Gęsickiej, i na którym wystąpił
prezes Polskiej Akademii Nauk (skądinąd bardzo charakterystyczne – media
całkowicie pominęły ten fakt, gdyż nie mieścił się w konstruowanym przez
nie obrazie PiS jako partii „obciachowej”), cała uwaga mediów
skoncentrowała się na w najwyższym stopniu niefortunnym wpisie na
twitterze Pawła Poncyljusza i aż do tragedii smoleńskiej sprawa ta była
przez nie nieustannie podnoszona. Tragedia smoleńska i ponowne wybory
prezydenckie zmieniły sytuację. Mimo przegranej uzyskaliśmy wyraźny
wzrost poparcia, zarówno w porównaniu z poprzednimi sondażami, jak i
wynikami wyborów w 2007 r. Chodzi o zdobyte 36,5% głosów w pierwszej
turze, w której konkurowali przedstawiciele wszystkich liczących się
ugrupowań, a także 47% w drugiej turze, które choć oznaczały przegraną,
to jednak wskazywały, iż mimo wieloletniej, niezwykle intensywnej,
skierowanej przeciw nam kampanii, wciąż możemy liczyć na poparcie prawie
połowy społeczeństwa. Sondaże partyjne PiS doszły do 40%, a zdarzały się
i lepsze. W badaniach prowadzonych przez nasze stronnictwo, które
począwszy od 2005 roku znakomicie się sprawdzały, pięciokrotnie
wyprzedziliśmy nawet PO, dochodząc do 44% głosów.

Zgodnie z tym, czego można było oczekiwać, nastąpiła reakcja, tzn.
kolejna kampania przeciwko nam. I to – jak niestety zdarzało się w
przeszłości – z wykorzystaniem członków partii albo ludzi z nią
związanych. Chodzi o tzw. list Marka Migalskiego. Trzeba zwrócić uwagę,
że nie jest to pierwsze wystąpienie tego europosła, który uzyskał mandat
dzięki wysunięciu go przez grupę posłów śląskich i – co muszę przyznać –
mojej akceptacji. Pomijając zachowania całkowicie kompromitujące,
których nie będę tu opisywał, Marek Migalski już rok temu złamał ważny
zakaz obowiązujący w PiS i wystąpił w dyskusji publicznej z Palikotem,
czym ogromnie pomógł temu znajdującemu się wtedy w niełatwej sytuacji
politykowi PO. Dziś jego całkowicie bezpodstawne merytorycznie i
sformułowane w niedopuszczalnym tonie wystąpienie, ogłoszone w momencie,
w którym prowadzone są sondaże partyjne, o czym jako politolog nie mógł
nie wiedzieć, stało się elementem potężnej kampanii, której absurdalność
jest z jednej strony zabawna, ale z drugiej jednak groźna. Powoduje
bowiem zamieszanie w naszych szeregach, a także obniża poparcie
społeczne dla nas.



Najwyższy czas wyciągnąć wnioski z tych powtarzających się wydarzeń. Są
one następujące.



Po pierwsze, nie można w żadnym wypadku twierdzić ani przyjmować, że
osoby w ten czy inny sposób związane z PiS, które biorą w tych
wydarzeniach udział, robią to z dobrą wolą. Trzeba by założyć, że nie
mają elementarnego rozeznania politycznego, a takie założenie nie
znajduje jakichkolwiek podstaw.

Po drugie, należy zdecydowanie odrzucić wszelkie próby analiz kampanii
wyborczej na podstawie założeń suflowanych przez niechętne nam media i
prawd niezweryfikowanych przez jakiekolwiek empiryczne badania. Podstawą
analizy, która jest prowadzona i która musi stać się przesłanką naszego
dalszego postępowania, mogą być tylko fakty, liczba głosów, ich rozkład
przestrzenny w poszczególnych regionach, miastach różnej wielkości, na
wsi, porównania z wynikami poprzednich wyborów, analizy zachowań różnych
typów elektoratów. Już wstępne rozpoznanie przeprowadzone tą metodą każe
podać w wątpliwość różne głoszone w mediach stereotypy, np. ten o
skuteczności tzw. miękkiej kampanii, nienawiązywania do sprawy Smoleńska
itp. Nie ma dziś jeszcze podstaw do ostatecznych konkluzji, ale wiele
wskazuje (choćby porównanie wyników w wielkich miastach z 2007 i 2010
roku), że skuteczność różnego rodzaju zabiegów mających zmienić mój
wizerunek, a także znaczące ograniczenie tematyki kampanii, np.
wykluczenie z niej niemal w całości kwestii związanych z postawą i
poprzednią działalnością Bronisława Komorowskiego, nie przyniosło
znaczących skutków. Dlatego ci, którzy dziś zabierają głos, przyjmując
pozycję mentorów, w najlepszym razie wykazują się brakiem elementarnej
wiedzy, któremu towarzyszy wskazana wyżej zła wola.

Po trzecie, powrót po kampanii, a dokładniej położenie większego nacisku
na sprawę Smoleńska (gdyż sprawa Smoleńska, mimo zaleceń, była w pewnym
zakresie podnoszona, np. w takich moich wypowiedziach jak „Wojna
polsko-polska skończyła się tragedią” czy „Chłopcy bawili się zapałkami
i podpalili dom” – to o politykach PO; czy w akcji prowadzonej przez
Zbigniewa Ziobro, szczególnie na terenie województwa lubelskiego,
skądinąd z bardzo dobrym rezultatem wyborczym) nie jest kwestią, którą
można dyskutować w kategoriach innych niż zasadnicze. Jest to sprawa
związana ze statusem naszej Ojczyzny, Polski, statusem wszystkich
Polaków. To sprawa naszej lojalności wobec Rodaków w ogóle, wobec tych,
którzy reprezentują polskie państwo, w tym Prezydenta RP. Wreszcie jest
to sprawa lojalności wobec naszych Koleżanek, Kolegów, współpracowników,
towarzyszy politycznej drogi. Postulat jej wyciszenia ma charakter,
który można śmiało określić jako patologiczny, pokazujący głęboką
degenerację naszego życia publicznego i niektórych jego uczestników.

Trzeba też podkreślić, że nasze inicjatywy, a w szczególności powołanie
zespołu sejmowego, doprowadziły do pewnego ożywienia działań władzy w
sprawie Smoleńska, choć nie doszło tu do zasadniczej zmiany. To znaczy
nadal prowadzona jest polityka serwilizmu wobec Rosji. Jeśli połączymy
to z innymi elementami obecnej polityki zagranicznej, np. jaskrawo
widocznym klientyzmem wobec Niemiec, to jeszcze raz trzeba podkreślić,
że sprawa Smoleńska w ostatecznym rozrachunku dotyczy statusu naszego
kraju jako państwa niepodległego, odgrywającego podmiotową rolę w
stosunkach z innymi państwami, w tym także z potężnymi sąsiadami.

Po czwarte, sprawa uczczenia śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Jego
Małżonki Marii i wszystkich Ofiar katastrofy jest także kwestią o
zasadniczym znaczeniu moralnym. Zaniechanie starań o nie byłoby nie
tylko skrajną nielojalnością, ale także zgodą na utrwalanie dominacji
tych, którzy robią wszystko, aby zepchnąć Polaków do roli narodu (raczej
grupy o bliżej nieokreślonej przynależności) uznającego swą niższość,
zawstydzonych swoją historią i kulturową przynależnością zarówno wobec
Zachodu, jak i wobec Wschodu. Lech Kaczyński wszelkimi sposobami, często
skutecznie, czynnie i energicznie przeciwstawiał się tej dominacji,
wypierał ją z naszego życia. Stąd nienawiść, jaką budził w tzw.
establishmencie, i stąd trwałość tej nienawiści, także po Jego
tragicznej śmierci. Stąd także niechęć, jaką budził wśród tych czynników
zewnętrznych, dla których mało ambitna postawa Polski i Polaków jest
bardzo wygodna.

Ci, którzy 10 kwietnia 2010 roku wybierali się do Katynia, niezależnie
od różnic, jakie ich dzieliły, mieli uczestniczyć w wydarzeniu, które w
zamyśle Prezydenta miało być kolejnym aktem odrzucenia wskazanej wyżej
postawy. Zasługują więc na upamiętnienie, niezależnie od tego, że bardzo
wielu z nich zasługuje na nie także ze względu na to, co uczynili dla
Polski.

Po piąte, jednym ze sposobów atakowania PiS jest przypisywanie mi
organizacji czy też inspirowania akcji obrony krzyża stojącego przed
Pałacem Prezydenckim. Jest to insynuacja. Skierowaliśmy w tej sprawie
list do wszystkich biskupów polskich. Szanujemy obrońców krzyża,
traktując ich jako ludzi mocno związanych z wartościami religijnymi i
patriotycznymi. Z oburzeniem odnosimy się do aktów jego profanacji, a
także do niebywałej i nieprawdopodobnie wręcz wulgarnej agresji, jakiej
ofiarą padają obrońcy. Jesteśmy oburzeni postawą Prezydenta RP, który
wywołał konflikt, oraz władz rządowych i samorządowych Warszawy, które
nie chcą przeciwstawić się łamaniu prawa i elementarnych reguł kultury.
Jednak jako partia polityczna nie jesteśmy w ten spór zaangażowani.
Proponujemy we wspomnianym liście do biskupów rozwiązanie. Z nadzieją
odnosimy się też do społecznej inicjatywy Komitetu Społecznego na rzecz
budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego i 95 ofiar katastrofy pod Smoleńskiem,
ale zdajemy sobie sprawę, że w istocie wszystko zależy od władz
państwowych i samorządowych. To one mogą doprowadzić do likwidacji
konfliktu w ciągu jednego dnia, gdy tylko zechcą kierować się interesem
społecznym i narodowym, a nie interesem establishmentu, który w istocie
reprezentują.

Po szóste, zaangażowanie PiS w sprawę Smoleńska w najmniejszym stopniu
nie może ograniczyć zaangażowania partii w inne bieżące przedsięwzięcia,
zarówno dotyczące funkcji, jaką musi ona wypełniać jako opozycja,
krytykując władzę – a jest do tego mnóstwo powodów – jak i wobec
przygotowania do wyborów samorządowych, które są dla nas bardzo ważne.

Każdy baczny obserwator sceny politycznej może zauważyć, że te zadania
są wykonywane. Trudność tkwi w mechanizmie medialnym, koncentrującym się
na wydarzeniach, na które jest zapotrzebowanie. A zapotrzebowanie jest
na atak na PiS – za Smoleńsk, za krzyż, za rzekomą brutalność (chodzi o
jednoznaczne stawianie sprawy roli takich osób, jak Palikot). Wystarczy
podać przykład jednej naszej konferencji prasowej (7 sierpnia 2010) –
90% jej czasu poświęcono sprawom ekonomicznym i tzw. ustawie
kompetencyjnej, czyli statusowi Polski w Unii Europejskiej, tymczasem
przekaz medialny skoncentrował się prawie wyłącznie na sprawie
Smoleńska. Stoi przed nami zadanie znalezienia sposobu ominięcia tych
medialnych przeszkód i pracujemy nad tym.

Po siódme, wskazane wyżej sprawy stawiają na porządku dziennym
zorganizowanie na nowo sposobu komunikowania się kierownictwa PiS i
Klubu Parlamentarnego PiS z członkami partii. Zdaję sobie sprawę, że
większość z Was nie ma po prostu czasu na dokładne śledzenie wszystkich
wydarzeń, nawet tych bezpośrednio związanych z PiS, i siłą rzeczy może
się znaleźć pod wpływem przekazów całkowicie lub częściowo
zafałszowanych. Na najbliższym posiedzeniu Rady Politycznej mamy
nadzieję przedstawić nowe sposoby działania w tej kwestii. Chcę jednak
już tu zapewnić, że wszelkie informacje o mojej „abdykacji” czy dymisji
są całkowicie nieprawdziwe. To samo dotyczy informacji o tym, że działam
pod wpływem jakiejś mającej przewrotne cele grupy. Jedno, co mogę dziś
powiedzieć, to to, że musimy koniecznie uporać się ze zjawiskiem
nielojalności w naszym ugrupowaniu, z grami medialnymi prowadzonymi dla
własnych celów itp. Brak pełnego zdecydowania w tej sprawie kosztował
nas już zbyt wiele. Członkowie Klubu Parlamentarnego PiS i inne osoby z
naszej partii zajmujące eksponowane stanowiska muszą wybrać lojalność
lub pójść własną drogą. Nie oznacza to oczywiście, że uniemożliwiamy
dyskusję. Często rozpowszechniane wiadomości, że istnieją w tej kwestii
ograniczenia na posiedzeniach władz partyjnych, są nieprawdziwe. Chodzi
o to, czy rozumiemy, że bieg historii uczynił nas dziś depozytariuszami
wartości narodowych, o których pisała przed kilkoma miesiącami zmarła
niedawno Zofia Korbońska: „Czy chcemy niepodległości? Na pytanie to
powinien sobie odpowiedzieć każdy Polak na świecie, jeśli chce
skorzystać z najważniejszego, jakie mu przysługuje, prawa wyboru. Chwila
zastanowienia absolutnie niezbędna póki jeszcze jest alternatywa, póki
istnieje możliwość wyboru (…)”. Tylko my możemy przeciwstawić się
fatalnemu biegowi spraw, z którym mamy dziś do czynienia. Kwestia takiej
lub innej taktyki jest zawsze do dyskusji, ale dyskusja ta musi się
opierać na faktach, a nie na arbitralnie przyjmowanych i – jak pisałem –
często suflowanych, a jednocześnie wygodnych dla niechcących się
narażać, założeniach. Musi uwzględniać cel, tzn. zmianę sytuacji naszego
Kraju w wymiarze międzynarodowym i wewnętrznym.

Dziś rysuje się przed Polską perspektywa narodu kurczącego się (a wiele
narodów europejskich, nie mówiąc już o innych, ma się liczebnie
rozwijać), pozostającego daleko w tyle za innymi i wyprzedzanego przez
innych, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy, poziom życia i poziom nauki.
Wystarczy spojrzeć na to, w jakim tempie rozwijają się kraje, które
łącznie mają przeszło 2,5 mld ludzi – Chiny, Indie, Brazylia, Rosja czy
Turcja. Wystarczy uświadomić sobie, że jeśli chodzi o PKB na głowę
jednego mieszkańca, nie tak odległe od Polski są już Brazylia czy
Turcja, żeby zrozumieć, gdzie możemy się za niedługo znaleźć. A dodać do
tego trzeba sprawę zaopatrzenia ludzi starszych i wiele innych
negatywnych skutków społecznych, zmniejszania się populacji Polaków.

Polską nie mogą dłużej rządzić ludzie, których jedynym celem jest
pilnowanie interesów establishmentu i którzy są jednocześnie głęboko
przekonani, że w naszym kraju nic tak naprawdę zmienić się nie da.
Którzy nie potrafi ą nawet wykorzystać środków „leżących wręcz na stole"
(środki europejskie po prawie czterech latach, jeśli liczyć uczciwie, są
wykorzystane w minimalnym stopniu), ale za to biorący się za zniszczenie
tego, co stanowi jedyna moralną podstawę funkcjonowania naszego
społeczeństwa, czyli religii katolickiej. Chodzi przy tym nie o kwestie
wiary lub niewiary, tylko o świadomość, że to niszczenie jest
jednoznaczne z otwieraniem drogi dla nihilizmu, który swoją twarz
pokazuje, atakując w odrażający sposób krzyż i jego obrońców. W Polsce
nie ma bowiem żadnego szerzej znanego systemu moralnego niż ten
wyrastający z katolicyzmu. Dlatego jedyna realną dlań alternatywą jest
nihilizm. Tylko my jesteśmy w stanie się temu wszystkiemu przeciwstawić.
Dlatego mamy prawo i mamy obowiązek zewrzeć szeregi z całym
zdecydowaniem, łącząc potrzebę dyskusji z potrzebą jedności, i zabiegać
o to, żeby przyszłe wybory były dla nas zwycięskie.



Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami,

Jarosław Kaczyński"

Data: 2010-09-05 20:52:59
Autor: pluton
List Jarosawa Kaczyskiego

Jarosaw Kaczyski"


Ten gosc zwariowal. I to by bylo na tyle.

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Data: 2010-09-05 23:33:43
Autor: Kostek Wycirowski
List Jarosawa Kaczyskiego

"pluton" <zielonadupax@gazeta.pl> schrieb im Newsbeitrag news:i60ou3$abn$1inews.gazeta.pl...

Jarosaw Kaczyski"


Ten gosc zwariowal. I to by bylo na tyle.

Jego to ju leczyc si chyba nie da. Za pno. Moe by go tak w jaki samolot wsadzi?

Data: 2010-09-06 02:27:21
Autor: zbig
List Jarosawa Kaczyskiego
On 5 Wrz, 17:41, u2 <u...@o2.pl> wrote:
JK bez merdialnego ciemniania :

A kto ciemnia. Przecie tu wszystko jest napisane kaw na aw, a
list jet dostpny w internecie.
Chyba, e masz na myli komentarze, ktre wskazuj na te myli prezesa
dowodzce , e postawi wszystko na jedn kart i postanowi brn,
brn w lepy zauek dodajmy.

List Jarosława Kaczyńskiego

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona