Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Mao w Polszcze katolikw, mao"

"Mao w Polszcze katolikw, mao"

Data: 2012-11-23 09:45:20
Autor: Grzegorz Z.
"Mao w Polszcze katolikw, mao"
Sądzisz, że spełniając dobre uczynki zasłużysz sobie na zbawienie? Za
przypisywanie sobie zasług w oczach Boga i „kupowanie” za nie zbawienia
możesz się co najwyżej poopalać na stosie, a potem w piekle.

Czy wydaje Ci się może, iż obecność Jezusa w hostii ma charakter
symboliczny i oznacza najściślejszą więź ludu bożego ze swym Pasterzem? Za
coś takiego można było skończyć na jakimś Campo di Fiori. Bluźnisz,
człowieku, jeśli wątpiąc w rzeczywistą obecność Jezusa w hostii, uważasz
się za syna Kościoła Rzymsko-Katolickiego.

A może nie wierzysz, „katoliku”, w istnienie złych mocy i w siłę
egzorcyzmów? Niech cię ręka boska broni, gdybyś miał się nazywać
katolikiem!

Ale to wszystko jeszcze nic! Zdarzają się wszak i tacy „katolicy”, którzy
czcząc Pana Jezusa podejrzewają, że był On wielkim jakimś prorokiem,
wysłannikiem bożym, natchnionym i wybranym, lecz nie Bogiem samym, równym
Ojcu i Duchowi Świętemu, zjednoczonym z nimi w troistej jedności! Jakież to
szyderstwo, by tacy, którzy ośmielają się obrażać Pana i bluźnić Mu,
odmawiając zupełności jego boskiej natury, mienili się jeszcze katolikami!

Ilu jest w Polsce katolików? Jeśli wyłączymy spod tej kategorii uzurpatorów
i bluźnierców, wyznających herezje, to zostanie garstka. Nie bądźmy jednak
bardziej papiescy o papieża. Zgódźmy się zaliczyć do katolików wszystkich
tych łachmytów (niech im Bóg wybaczy). Przyjmijmy więc takie kryteria,
które nie będą obrażać samego kościoła i samego rozumu. Po pierwsze więc
katolik to ktoś, kto został ochrzczony w kościele katolickim. Jest to chyba
warunek konieczny, acz z pewnością niewystarczający. Chrzest jest
przymusowy i odbywa się poza świadomością chrzczonej dzidzi, więc żadnych
wniosków z faktu ochrzczenia wyciągać nie można. Jeśli ktoś twierdzi, że w
Polsce jest 90% katolików, bo tyle jest ochrzczonych, to pluje na swój
kościół, czyniąc niedwuznaczną aluzję, że można być katolikiem bez wiary w
Boga i dogmaty katolickie. No właśnie – kryterium wiary w kilka chociaż
podstawowych dogmatów wydaje się podstawowe. Obawiam się jednak, że nawet
redukując wiedzę o tych dogmatach do powtarzanego w kościołach wyznania
wiary, ma o nich jako takie pojęcie zaledwie niewielka część chodzących do
kościoła, nie mówiąc już o tym, aby mieli je nie tylko znać i rozumieć,
lecz jeszcze w nie wierzyć.

A może katolik to po prostu ktoś, kto czasem chodzi do kościoła i na
pytanie o wyznanie odpowiada, że jest katolikiem? Cóż, chodzi się do
kościoła nie tylko z powodu wiary w to, a nie inne wyznanie, lecz również
dlatego, że taka jest tradycja, że „jest przecież Coś”, że gdzieś trzeba
się modlić, a u nas akurat do tego służy kościół katolicki. No a co do
samookreślenia się jako katolik czy katoliczka, to z pewnością kościół nie
jest jakimś publicznym szaletem, gdzie wystarczy chętka, aby weń wejść.
Czuć się katolikiem nie wystarczy, aby nim być. Od znajomości dogmatów i
wiary w nie uciec się nie da, jeśli szukamy definicji katolika nie
uwłaczającej kościołowi. No i chyba nie da się uciec od najskromniejszego
choćby kryterium ortopraksji, czyli co najmniej zewnętrznych znamion,
choćby udawania, że prowadzi się życie zgodne z nakazami wiary.

No więc przyjmijmy te oto bardzo liberalne kryteria bycia katolikiem:
1. Ochrzczony w kościele katolickim
2. Chodzący czasami do kościoła
3. Określający samego siebie (samą siebie) jako katolika (katoliczkę)
4. Znający kilka najważniejszych dogmatów i wierzący w nie
5. Zachowujący przynajmniej pozory życia chrześcijańskiego

Nie są to żadne ostre kryteria, lecz nawet przy ich bardzo łagodnej i
inkluzywnej interpretacji odsetek katolików w społeczeństwie polskim
wypadnie nader skromnie. No, powiedzcie, tak na oko, pięć procent? A może
dziesięć? No, co, może piętnaście? Tak czy inaczej jakaś tam sobie
mniejszość. Tyle że cholernie wpływowa – do tego stopnia, że zachowuje się
jak większość i jak większość jest traktowana. Na szczęście w wolnym kraju
wolnych ludzi, którym kiedyś będziemy tak naprawdę, nie będzie miało
żadnego znaczenia, ilu ma się współwyznawców – czy jest się w większości,
czy w mniejszości. Na razie jednak ma to znaczenie niebagatelne i warto
pamiętać o tym, że samodzierżawny kościół katolicki, mający status niemalże
eksterytorialności i obdarzony bizantyjskimi przywilejami, za które nawet
nie raczy podziękować niekatolickiej większości ani rządowi, gromadzi tak
naprawdę niewielki odsetek społeczeństwa. Nie jest to oczywiście argument
na rzecz deklerykalizacji państwa (bo ta jest wymogiem etycznym i
konstytucyjnym), ale jest to dobry powód dla polityków, prokuratorów czy
sędziów, by przestali się trząść jak w febrze na widok sutanny. Nie
lękajcie, się politycy! Niech zstąpi duch liberalnej rewolucji etycznej,
która pozwoli kościołowi żyć na równych prawach z innymi wolnymi
zrzeszeniami obywateli, a tym samym zrzucić z siebie grzech, jakim jest
korzystanie z nienależnego uprzywilejowania!

http://hartman.blog.polityka.pl/2012/08/26/maloc-w-polszcze-katolikow-malo/

--
"Nie kradnę, nie zabijam, nie wierzę"

"Mao w Polszcze katolikw, mao"

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona