Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Manipulacje Gadomskiego i GWna

Manipulacje Gadomskiego i GWna

Data: 2010-06-30 08:03:16
Autor: sam
Manipulacje Gadomskiego i GWna
Manipulacje Witolda Gadomskiego

We wczorajszej Gazecie Wyborczej Witold Gadomski atakuje Jarosława Kaczyńskiego zarzucając mu mówienie nieprawdy o gospodarce i mamienie wyborców nierealnymi obietnicami. Tekst Gadomskiego stanowi ciekawy przykład zaangażowania publicystów w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego. Zobaczmy zatem jaki poziom reprezentują ekonomiczni "doradcy" kandydata PO na prezydenta.

Gadomski dzieli swój artykuł na dziesięć punktów - "mitów", które według niego mają dyskwalifikować Kaczyńskiego. Tak więc po kolei:

"Mit 1. Gospodarka kwitła za rządów PiS

To najczęściej powtarzana półprawda. Gospodarka rynkowa rozwija się cyklicznie. Są okresy szybszego wzrostu i wolniejszego. Spowolnienie nastąpiło w latach 2000-02, a od roku 2003 wzrost był coraz szybszy. W I kwartale 2005 r. PKB wzrósł (w stosunku do roku poprzedniego) o 2,4 proc., w II o 3,2, w III o 4,3, a w IV o 4,4 proc. A więc gospodarka rozkręcała się za rządów Marka Belki.

Przyspieszenie było w dużej mierze wynikiem wejścia Polski do UE, przeciwko czemu głosowała część posłów PiS (choć nie Jarosław Kaczyński). Również inne kraje, które wraz z nami weszły do Unii Europejskiej, zanotowały w latach 2005-07 szybki wzrost. Słowacja rosła w tym czasie w średnim tempie 8,6 proc.,Czechy6,4 proc., Słowenia 5,7 proc.,Estonia8,9 proc., Węgry 2,8 proc., Polska 5,5 proc. Byliśmy więc w grupie państw naszego regionu średniakami, a nie mistrzami. Na tytuł mistrza zasłużyliśmy natomiast w 2009 r., gdy uzyskaliśmy wzrost 1,7 proc. Tymczasem gospodarka Czech skurczyła się o 4,1 proc., Węgier o 6,3 proc., Słowacji o 4,7 proc., Słowenii o 7,8 proc., Estonii o 14,1 proc.

Sztuką nie jest osiągnięcie wysokiej dynamiki w krótkim okresie, lecz utrzymanie jej przez wiele lat. Aby to osiągnąć, gospodarkę trzeba reformować. Okres rządu PiS był pod tym względem stracony."

Zamieszczam długi cytat, gdyż jest to klucz do zrozumienia istoty demagogicznego ataku na rządy PiS. Gadomski powtarza tutaj oczywistość o tym, że gospodarka światowa rozwija się w sposób cykliczny. Sugeruje jednocześnie, że Polska podlega tym samym prawom, co dajmy na to, gospodarka niemiecka czy francuska, a rzeczywiste wyniki gospodarcze zależą od czynników zewnętrznych. Jest to teza z gruntu fałszywa.

Cofnijmy się na chwilę do okresu rządów AWS-UW w okresie 1997-2001 i porównajmy je do rządów Victora Orbana na Węgrzech w latach 1998-2002. Mamy tutaj wręcz idealną zbieżność czasową. Osoby zainteresowane ekonomią wiedzą, że w roku 2002 Węgry rozwijały się bardzo szybko. Ich gospodarka wykazywała silny wzrost konsumpcji i eksportu, standard życia się poprawiał, a zadłużenie państwa pozostawało na stabilnym poziomie. W tym samym czasie w Polsce rząd Buzka-Balcerowicza doprowadził do 21% bezrobocia, gospodarczej stagnacji i cywilizacyjnej zapaści. Jak widać "światowa koniunktura" nie ma tak wielkiego wpływu na kraje naszego regionu. Wynika to z relatywnie niskiego poziomu PKB i możliwości uwalniania prostych rezerw poprzez reformy, które wprowadzono na Węgrzech i zaniechano w Polsce. Na marginesie dodajmy, że po 2002 roku na Węgrzech władze przejął popierany przez lewicowe media i establishment rząd postkomunistów Gyurcsaniego. Zakończyło się to głębokim kryzysem gospodarczym i ruiną finansów publicznych.

To, że gospodarka "rozkręcała" się za rządów Belki jest tezą dość zabawną. Rolą Belki było tylko administrowanie krajem przez okres kilkunastu miesięcy do wyborów parlamentarnych. Co ważniejsze, w tym czasie - i w ogóle w okresie rządów SLD - krajowy dług narastał wręcz lawinowo (z 37% PKB w 2001 roku do aż 47% w 2005), co tworzyło fałszywe i jedynie statystyczne wrażenie rozpoczynającej się prosperity. Nie wiązało się to z żadnymi reformami strukturalnymi, ani poprawą konkurencyjności gospodarki.

I wreszcie wzrost PKB w latach 2005-2007. Po pierwsze Prawo i Sprawiedliwość może odpowiadać co najwyżej za poziom wzrostu od połowy 2006 do początku 2008 roku (zakładam dwa kwartały opóźnienia ze względu na bezwładność gospodarki). W 2006 i 2007 roku wzrost PKB wynosił odpowiednio 6,2 i 6,8%. Jest to dużo więcej niż 5,5%, o których pisze Gadomski.

Po drugie wzrost w niektórych krajach naszego regionu (Litwa, Łotwa i Estonia) był szybszy ze względu na napływ kapitału spekulacyjnego wywołany sztywnym związaniem kursu walut krajowych z euro. Rzeczywiście w Krajach Bałtyckich w latach 2005-2007 nastąpił gigantyczny wzrost o około 9-11% PKB, jednak jego ceną było gwałtowne załamanie i depresja gospodarcza w 2008 roku kiedy bańka spekulacyjna pękła, a wszystkie wskaźniki zanurkowały o 15-20%!. Gadomski trafnie przytacza wskaźnik spadku PKB dla Estonii, jednak nie jest w stanie wyciągnąć z tego jakichkolwiek wniosków, co jednoznacznie świadczy o poziomie wiedzy tego publicysty.

Dziś większość ekonomistów twierdzi, że wzrost gospodarczy udało się Polsce zachować właśnie dzięki pozostaniu poza strefą euro, bo załamanie kursu złotego pozwoliło przetrwać eksporterom trudne czasy. Poza tym porównanie wskaźnika wzrostu PKB Polski i Niemiec, czy nawet Czech nie ma sensu, bo są to kraje znacznie zamożniejsze, gdzie zjawisko cykliczności daje o sobie znać dużo bardziej niż w Polsce. Porównajmy wzrost PKB Chin i Polski i okaże się, że jesteśmy daleko w tyle. Nie przekłada się to bynajmniej na rzeczywisty standard życia mieszkańców tych krajów.


"Mit 2. Niski deficyt budżetowy za rządów PiS

W 2006 r. deficyt sektora finansów publicznych wyniósł 3,8 proc., a w 2007 2,0 proc. Ponieważ był to szczytowy rok wysokiej koniunktury, Polska powinna osiągnąć budżetową nadwyżkę, a nie deficyt. Rząd PiS zmarnował dobrą koniunkturę, nie naprawiając w najmniejszym choćby stopniu finansów publicznych. Dług publiczny wzrósł od grudnia 2005 do grudnia 2007 o 60,3 mld zł.


Jeżeli państwo zadłuża się w dobrych czasach, to w czasach gorszych ma problem. Rządy PiS miały szeroki gest, co rzecz jasna podobało się tym, którzy z tego gestu korzystali. Wydatki w budżecie na 2006 r. wzrosły w stosunku do roku poprzedniego o 6,9 proc. , a w 2007 r. aż o 13,5 proc., czyli dwukrotnie szybciej, niż wyniosło tempo wzrostu PKB. Wydatki szły głównie na cele socjalne, a nie na inwestycje."

Gwoli ścisłości deficyt w 2007 roku wyniósł 1,9% i to po przyspieszeniu pewnych wydatków, bo rzeczywista jego wartość wyniosła 1,2%. Zostańmy jednak przy wartości 1,9% i porównajmy ją z wcześniejszym okresem koniunktury, a więc latami 1997-2000. Okazuje się, że w najlepszym pod tym względem roku rządów Balcerowicza, Polska odnotowała deficyt na poziomie 2,3%, a w kolejnych latach widzimy bardzo negatywny trend w tym obszarze. Dodajmy jeszcze, że minister finansów w rządzie Buzka mógł działać swobodnie, bo cieszył się bezkrytycznym poparciem mediów, podczas, gdy Zyta Gilowska była poddana ciągłym atakom i nieuczciwej krytyce.

To, że w okresie rządów PiS dług publiczny wzrósł o 60 miliardów złotych jest bardzo dobrym wynikiem, gdyż doprowadziło to do obniżenia wskaźnika dług/pkb do bezpiecznego poziomu 45%. Ocenę wiarygodności kredytowej państwa opiera się o właśnie ten wskaźnik, a nie o czystą wartość przyrostu długu. Gadomski powinien o tym wiedzieć, bo to elementarz ekonomii.

W ciągu dwóch pełnych lat rządów PO, dług Polski wzrósł o 143 miliardy złotych, a wartość wskaźnika dług/PKB wzrosła do 51%. Co więcej, minister finansów Rostowski przedstawił na potrzeby krajowej propagandy sfałszowane dane, twierdząc, że wskaźnik dług/pkb wynosi jedynie 49,9%. Ta dezinformacja została zaprezentowana czytelnikom Gazety Wyborczej kilka tygodni temu. Artykuł zawierał wykres, który nie uwzględniał zadłużenia z tytułu finansowania funduszu drogowego. Gadomski wtedy milczał - pytanie dlaczego.

Nieodpowiedzialne postępowanie ministra finansów zostało już wcześniej zauważone przez zagranicznych obserwatorów. Już w listopadzie 2009 roku, na opiniotwórczym portalu Bloomberg, analitycy wypowiadali się bardzo krytycznie o próbach stosowania kreatywnej księgowości w wykonaniu ministra Rostowskiego.

Wszyscy pamiętamy wsparcie środowiska Agory dla protestu pielęgniarek i histeryczne relacje z działań "Białego miasteczka". Wtedy Gazeta Wyborcza nawoływała do zwiększenia wydatków budżetowych, dziś atakuje za to rząd Jarosława Kaczyńskiego.

I wreszcie, kwestia ostatnia. Prawo i Sprawiedliwość przejęło kraj w stanie rozkładu, z szalejąca korupcją, olbrzymim bezrobociem, niedożywieniem dzieci i zacofaniem cywilizacyjnym. Jest jasne, że w początkowym okresie rządów cięcie wydatków nie wchodziło w grę. Wzrost wydatków wiązał się również z absorpcją środków unijnych, która za rządów Marka Belki była kompromitująco niska.



"Mit 3. Społeczna gospodarka rynkowa Adenauera to wzór PiS


Pojęcie "społeczna gospodarka rynkowa" jest w Polsce używane przez wielu polityków, nie tylko przez PiS, lecz mało kto pamięta, na czym polegała polityka gospodarcza powojennych Niemiec. Termin "społeczna gospodarka rynkowa" został po raz pierwszy użyty przez niemieckich ordoliberałów Waltera Euckena oraz Alfreda Müllera-Armacka. Ich zdaniem miał to być system ekonomiczny oparty na wolnym rynku i własności prywatnej. Niemieccy liberałowie pojęcie "rynek" utożsamiali z pojęciem "społeczeństwo". Byli przeciwnikami interwencjonizmu i ręcznego sterowania gospodarką przez państwo.


Politycy chadeccy - bliski ordoliberałom Ludwig Erhard i Konrad Adenauer - chętnie posługiwali się terminem "społeczna gospodarka rynkowa", by osłodzić Niemcom bardzo twarde warunki, w jakich musieli po 1945 r. budować swój dobrobyt. Dopiero gdy go zbudowali, w drugiej połowie lat 50., zaczęto kłaść nacisk na partycypację wszystkich grup społecznych w dobrobycie. Zaczęły rosnąć podatki i wydatki socjalne.


PiS nie ma pomysłu na utrzymanie trwałego wzrostu gospodarczego i zbudowanie fundamentów dobrobytu. Obiecuje natomiast zwiększyć wydatki socjalne, co musi oznaczać albo wzrost podatków, albo szybsze zadłużanie się państwa. I jedno, i drugie będzie miało dla gospodarki fatalne skutki."



W odróżnieniu od Witolda Gadomskiego wszyscy wiedzą, co to jest "społeczna gospodarka rynkowa". To system, który funkcjonuje na zachodzie Europy. Cechuje go oczywiście duży udział własności prywatnej, ale również znaczne nakłady na bezpieczeństwo socjalne obywateli. Jest to system, w którym osoba, która utraciła pracę nie musi wyprowadzać się z mieszkania "pod most" i żebrać na ulicy o jałmużnę. Odwrotnie jak w III RP, którą z takim zapałem tworzył Gadomski i jego politycznie reprezentanci z UD, UW i AWS. Nigdy nie zapomnimy dramatu milionów ludzi wyrzuconych na margines przez "reformatorskie" rządy na początku lat dziewięćdziesiątych.



To czy PiS ma plan rozwoju Polski jest kwestią sporną. Wiemy natomiast, ze Gadomski i jego koledzy z PO, takiej wizji nie mają na pewno.



"Mit. 4 Wrócimy do "pakietu Wilczka"


Obietnica taka padła z ust Kaczyńskiego podczas debaty telewizyjnej 14 czerwca. Zadziwiająca, gdyż prezes PiS nawiązał do znienawidzonego przez jego partię okresu budowy "dzikiego kapitalizmu" w Polsce - przełomu lat 80. i 90. W ustawie z grudnia 1988 r., zwanej "ustawą Wilczka", najważniejsze było zdanie: "Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności oraz działań, które nie są przez prawo zabronione".


Przedsiębiorczość na przełomie lat 80. i 90. rozkwitła w dużej mierze dlatego, że państwo niemal przestało działać i urzędnicy na wszelki wypadek nie wtrącali się do tego, co robią przedsiębiorcy. Odwrotną stroną tego medalu był zupełny brak bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, np. niemożliwość wyegzekwowania długów na drodze sądowej. W miarę jak państwo krzepło, przybywało ograniczeń krępujących przedsiębiorców, ale także rosło bezpieczeństwo.

Wiele przepisów uciążliwych dla przedsiębiorców to efekt wejścia Polski do UE i przyjęcia unijnego prawa. Choćby dlatego powrót do "ustawy Wilczka" jest niemożliwy. Co wcale nie znaczy, że unijne przepisy są dla przedsiębiorców niekorzystne. W większości krajów europejskich założenie i prowadzenie przedsiębiorstwa jest znacznie łatwiejsze niż w Polsce."

Gadomski manipuluje wypowiedzią Kaczyńskiego. Jest oczywiste, że prezes PiS miał na myśli zniesienie barier biurokratycznych dla małych i średnich przedsiębiorstw, a nie "dziki kapitalizm". To zabawne, że publicyści GW atakują Kaczyńskiego za nadmierny etatyzm i liberalizm jednocześnie.

Nie wiadomo, co mają do całej sprawy unijne przepisy. W końcu wszyscy je akceptują i uwaga Gadomskiego traci jakikolwiek sens.


"Mit 5. PO stawia na rozwój wielkich aglomeracji, a PiS na rozwój zrównoważony.

To stwierdzenie nie jest półprawdą, lecz zwykłym kłamstwem. Za rządów PO-PSLnie zmieniły się zasady wspomagania regionów biedniejszych pieniędzmi z budżetu państwa lub z funduszy unijnych. Bogate miasta i gminy płacą tzw. janosikowe, czyli obowiązkową wpłatę do budżetu państwa na fundusz solidarnościowy dla gmin najbiedniejszych.

Rząd PO-PSL bynajmniej nie zmniejszył "janosikowego", który płaci najbogatsza gmina w Polsce - Warszawa. Przeciwko "janosikowemu" protestują prezydenci miast, radni, a także posłowie wszystkich ugrupowań, nie wyłączając PiS, z regionów, które muszą płacić. "Janosikowe" to nic innego jak wspieranie biednych gmin przez bogate aglomeracje.

Typowym przykładem wspierania przez rząd PiS regionów była budowa dworca kolejowego we Włoszczowie. Wszyscy specjaliści są zdania, że ta kosztowna inwestycja była zbędna. Pieniądze z kasy państwa "załatwił" wpływowy polityk PiS, po to, by zyskać poparcie wyborców. Nie chodziło o wyrównywanie szans biedniejszym, lecz o wspieranie pozycji polityka poprzez inwestycję z państwowej kasy."

Gadomski, nie pierwszy raz zresztą, myli podstawowe pojęcia. Rozwój aglomeracji nie wiąże się z istnieniem, bądź likwidacją janosikowego. Chodzi tutaj o przekierowanie środków na inwestycje, szczególnie te finansowane pieniędzmi z UE. Po przejęciu władzy przez PO, rząd unieważnił szereg istotnych projektów, które miały być realizowane na terenach województw wschodnich. Można to było odczytać jako zemstę za poparcie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych.

Jak bumerang wraca kwestia dworca we Włoszczowej. Nie jest ona miernikiem czegokolwiek, bo odnosi się do małej inwestycji, realizowanej zresztą w chlubnym celu. Gadomski odmawia prawa podróżowania pociągiem niektórym mieszkańcom Polski. To, że politycy dbają o swoich wyborców jest sprawą normalną w ustabilizowanych demokracjach. Oczywiście medialny reprezentant partii establishmentu i oligarchii może mieć problem w zrozumieniu tego oczywistego faktu.


"Mit 6. Prezydent Kaczyński wprowadzi Polskę do G20

To obietnica w stylu: jak wygram wybory, to Polska zostanie mistrzem Europy w piłce nożnej. Do G20 należy 19 krajów plus UE. Członkami są kraje o największym PKB, ale z pewnymi poprawkami uwzględniającymi znaczenie strategiczne. Dlatego do G20 należą Arabia Saudyjska (jest potęgą naftową),Argentyna(po Brazylii największy kraj Ameryki Południowej) i Republika Południowej Afryki (jedyny kraj afrykański), a nie należą kraje mające większe od nich gospodarki - Holandia, Tajlandia, Iran, Polska.

My w rankingu PKB znajdujemy się (w zależności od metody liczenia) na 20. lub 21. miejscu, a ponieważ jesteśmy członkami UE, jesteśmy reprezentowani przez tę organizację. Hiszpania, której gospodarka jest przeszło dwa razy większa od naszej, ma status "stałego gościa" na spotkaniach G20. Jeżeli nie zmienią się zasady, według których kraje są zapraszane do G20, szansy na wejście do tej grupy nie ma, nawet jeśli awansujemy o kilka miejsc pod względem PKB".

Gadomski sam przyznaje, że jesteśmy 20 gospodarką Świata. Dlaczego zatem mamy nie spróbować. Zresztą nikt nie obiecuje, że stanie się to natychmiast. Odrzucić należy jedynie postawę defetystyczną, która marginalizuje nasz kraj na arenie międzynarodowej.

"Mit 7. PO sprywatyzuje szpitale


To najbardziej znana półprawda głoszona przez PiS. Efektem reform proponowanych przez Platformę może być (gdzieś w dalekiej perspektywie) prywatyzacja szpitala, lecz nie ona jest celem, tylko lepsze wykorzystanie majątku obiektów medycznych. Platforma nigdy nie mówiła o odpłatności dla pacjentów za usługi medyczne.


Prywatyzacja służby zdrowia trwa w Polsce od lat i trwała także za rządów PiS. Pacjenci korzystający z usług prywatnych ośrodków zdrowia (mających kontrakty zNFZ) za usługi nie płacą. Pomysły PO na służbę zdrowia są podobne do tych, które zgłaszał profesor Religa, minister zdrowia w rządzie Kaczyńskiego. Szkoda, że w kampanii wyborczej, zamiast dyskutować o realnych problemach służby zdrowia, PO musiała przed sądem bronić się przed kłamliwymi zarzutami."



Gadomski przeczy sam sobie. Prywatyzacja szpitali musi doprowadzić do odpłatności za usługi medyczne. Wynika to z niskich wartości kontraktów z NFZ, które nie pokrywają kosztów usług realizowanych na drogiej aparaturze. Zatem, jeśli szpital będzie dbał o lepsze wykorzystanie środków trwałych (swojego majątku), będzie musiał oferować płatne usługi.



Można oczywiście dyskutować nad kierunkiem zmian w służbie zdrowia. Nie należy jednak dopuścić do tego, aby "prywatyzacją" zajęła się Platforma Obywatelska. Mamy wiele sygnałów wskazujących na to, że taki proces zakończy się fiaskiem i uwłaszczeniem "swojaków". Nie chodzi tutaj tylko o szczere wyznania posłanki Sawickiej. W przeszłości wszystkie większe prywatyzacje, których dotknęli się liberałowie spod znaku KLD-UW-AWS kończyły się kompromitacją.



Wyrok sądu w sprawie prywatyzacji jest bardzo dyskusyjny. PO mówiła kiedyś o prywatyzacji, później komercjalizacji, a teraz o komunalizacji. Gadomski sam świetnie to odczytał, że "efektem reform proponowanych przez Platformę może być (gdzieś w dalekiej perspektywie) prywatyzacja szpitala". W tym kontekście niekorzystny dla PiS wyrok sądu można odczytać jedynie jako obrona klasy rządzącej i chęć pognębienia opozycji.



"Mit 8. Podniesiemy wydatki na służbę zdrowia do 6 proc.


W Polsce wydajemy na służbę zdrowia mniej niż w większości krajów wysoko rozwiniętych. Wydatki NFZ oraz Ministerstwa Zdrowia to około 4,5 proc. PKB. Obietnica Kaczyńskiego oznacza, że wydatki należałoby zwiększyć o blisko 24 mld zł. Pytanie tylko, jak to sfinansować. Są tylko trzy sposoby.


Po pierwsze, można podnieść podatki. Składka na NFZ, która dziś wynosi 9 proc., powinna być podniesiona do około 13 proc., co oznacza wzrost PiT z 18 i 32 proc. do 22 i 36 proc. Po drugie, można zabrać brakujące pieniądze nauczycielom, policjantom, emerytom. Po trzecie, można zwiększyć dziurę w budżecie o ponad 20 mld zł.

Każde wyjście jest złe. Zresztą PiS doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zwiększenie wydatków publicznych na służbę zdrowia do 6 proc. jest nierealne. Za rządów Kaczyńskiego wydatki te były mniejsze niż dziś."



Myli się Pan, redaktorze Gadomski. Większe wydatki na służbę zdrowia ( i nie tylko) można sfinansować większymi dochodami do kasy państwa. Pomaga w tym walka z korupcją, zmniejszenie biurokracji, ułatwienie działania małego i średniego biznesu, inwestycje w naukę i zaawansowane technologię, likwidację monopoli i korporacji oraz skuteczne ściąganie podatków. Czyli dokładnie wszystko to, czego NIE robi Pański rząd.

"Mit 9. PO zlikwidowała stocznie


Wielokrotnie pisałem, że stocznie upadły dlatego, że państwo, które przejęło je w latach 2002-03, nie potrafiło nimi zarządzać. Wyjściem była prywatyzacja, lecz kolejne rządy albo jej nie chciały, albo nie umiały przeprowadzić. Dotyczy to zarówno rządu Tuska, jak i rządu Kaczyńskiego."



Likwidacja stoczni w okresie kryzysu jest nonsensem. Można dyskutować o prywatyzacji czy konwersji stoczni w okresie dobrej koniunktury, która akurat w tym obszarze daje o sobie znać. Efektem pospiesznych działań rządu jest bankructwo wielu dostawców, wzrost bezrobocia i spadek wpływów do budżetu z tytułu płaconych podatków. Swoją drogą, trudno uwierzyć, że w kraju, gdzie koszty pracy są cztery razy niższe niż na Zachodzie nie opłaca się budować statków. To swoisty "cud gospodarczy" rządów Tuska.



"Mit 10. Gaz łupkowy "może być wielkim interesem dla całego kraju. Ale może być też tak, że przy wielkiej słabości państwa, różnego rodzaju zjawiskach patologicznych, Polacy tak naprawdę nie będą z tego wiele mieli. Inni będą mieli bardzo wiele"


To cytat z wypowiedzi Kaczyńskiego na Pomorzu. Jeszcze nikt nie znalazł gazu łupkowego w Polsce. Dopiero szacuje się, że mogą u nas być złoża. Nie sposób dziś oszacować, czy (jeśli naprawdę są) będą nadawały się do eksploatacji, jaki będzie koszt wydobycia, ile trzeba będzie zainwestować. A Jarosław Kaczyński już wie, że cenne złoża ktoś nam chce ukraść. Typowa retoryka PiS.


Kto powiedział, że Kaczyński się zmienił?"



Kolejna manipulacja. Kaczyńskiemu chodziło o to, że licencja na poszukiwanie gazu, nie może być licencją na eksploatacje. Skoro rządy liberałów mogły sprzedać zagranicy polmosy i browary, można spodziewać się, że ekonomiczni analfabeci u władzy, związani niejasnymi interesami ze swoim biznesowym zapleczem, szybko sprywatyzują gaz łupkowy. Obawy Kaczyńskiego są zasadne, a atak Gadomskiego jak zwykle nietrafiony.



Zastanawiające jest tylko jak słabe zaplecze posiada Platforma Obywatelska. Witold Gadomski wcale nie zaniża jej poziomu, można nawet powiedzieć, że na tle innych "ekspertów" wypada całkiem nieźle, bo potrafi wypichcić skuteczny propagandowo i jednocześnie całkowicie nieprawdziwy tekst. Problem w tym, co stanie się, kiedy Platforma po 4 lipca przejmie pełnie władzy w Polsce w asyście "zaprzyjaźnionych" mediów z Gazetą Wyborczą na czele. Jak mawiał pewien klasyk: "tylko Polski szkoda"

http://rewident.salon24.pl/201486,manipulacje-witolda-gadomskiego

Manipulacje Gadomskiego i GWna

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona