Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Mario z zakonu sprawiedliwych.

Mario z zakonu sprawiedliwych.

Data: 2011-04-08 08:30:17
Autor: Przemysław W
Mario z zakonu sprawiedliwych.
Mariusz Kamiński zawsze widział się na czele grupy czystych i sprawiedliwych, która otrzymuje specjalne pełnomocnictwa, by wyplenić zło i przemienić Polskę
Wtorek. Mariusz Kamiński - szef CBA przed wejściem do prokuratury w Rzeszowie, gdzie postawiono mu zarzut nadużycia władzy: "CBA nie pęka i do ostatniej chwili będzie działać". Wszystkich pozdrawia literą V - Victory - jak na politycznych procesach czynili opozycjoniści.

Środa. Na wieść o tym, że premier zapowiada jego odwołanie, wydaje odezwę zakończoną stwierdzeniem: "Prawda zwycięży".



Jak Schetyna bronił Kamińskiego

Kim jest człowiek, który wzbudza w polskiej polityce ruchy tektoniczne? Który za sprawą "afery nielegalnego lobbingu" doprowadził do dymisji siedmiu ministrów koalicji PO-PSL plus szefa klubu parlamentarnego, a dwa lata temu, choć przypadkiem, obalił rząd Jarosława Kaczyńskiego.

Już raz, gdy PO wygrała wybory, "czuł się odwołany". W listopadzie 2007 r. funkcjonariusze CBA urządzili nawet bal pożegnalny. - Wszystko się zmieniło w styczniu 2008 r. Kamiński przyjechał do premiera, spodziewając się dymisji. Rozmawiali długo w cztery oczy - mówi współpracownik Donalda Tuska. Wyszedł zadowolony, a Tusk powiedział, że Kamiński zostaje, bo zależy mu, by szefem służb był przedstawiciel opozycji.

Co się stało? Tropy prowadzą do Grzegorza Schetyny, który wstawił się za dawnym kolegą z NZS. Argumentował, że to "wariat, ale człowiek lojalny, uczciwy, który chce walczyć z korupcją". I chyba premiera przekonał.

Tusk mówił, że Kamiński zawiódł jego zaufanie. Nie dlatego, że CBA przedstawiło mu sprawę polityków PO kontaktujących się z biznesem hazardowym. Premier nazwał polityczną prowokacją rozesłanie przez CBA materiałów operacyjnych, w tym podsłuchów, do polityków, i prawdopodobny przeciek do "Rzeczpospolitej".

Zapowiedziane przez premiera "wszczęcie procedury dymisji" nie oznacza, że Kamiński nie będzie się bronił. Zadeklarował, że chce "trwać do końca i walczyć z korupcją, nie ulegając żadnym naciskom". Bohaterami jego wyobraźni byli bowiem bojownicy spraw przegranych: powstańcy warszawscy, Romuald Traugutt.

Sztyletnik, pseudonim "Kamiński"



Pracę magisterską poświęcił Sztyletnikom. Była to grupa 250 wybrańców spośród radykalnej warszawskiej młodzieży, która w powstaniu styczniowym zabijała zdrajców i carskich urzędników. Mordowali także przeciwników politycznych. W Warszawie wprowadzili psychozę strachu. Ich przywódca Emanuel Szafarczyk trwał w Warszawie nawet po schwytaniu rządu Traugutta. Skończył na szubienicy już po klęsce powstania. Używał pseudonimu "Kamiński".

- "Mario" to postać integralna. Zawsze widział się na czele grupy czystych i sprawiedliwych, która otrzymuje specjalne pełnomocnictwa, by wyplenić zło i przemienić Polskę - mówi jego były polityczny zwolennik, ale "wciąż przyjaciel".

We wtorek w Rzeszowie Kamiński otwarcie krytykował i pouczał swojego zwierzchnika - premiera. Oskarżając Tuska i Schetynę o przestępstwo, mówił ściszonym głosem, patrząc w stół. - On zawsze zaczynał cicho mówić i wszyscy chcieli wiedzieć, co ma do powiedzenia - wspomina jeden z jego przyjaciół z NZS.

- Gdy usłyszałam, jak Mariusz atakuje Grzegorza, zrobiło mi się smutno. Obaj się kiedyś przyjaźnili i mieli bardzo podobne antykomunistyczne poglądy - mówi Kinga Hałacińska, b. działaczka NZS.

Kamiński na Uniwersytecie Warszawskim wyglądał jak konspirator rewolucjonista z radzieckich filmów. Lekko zaniedbany, drobny, w okularkach, w kurtce militarnego kroju, zawsze w biegu, zaaferowany sprawami wielkiej wagi. Palił jak smok.

W 1988 r., gdy komuna już się rozsypywała, ujawniła się grupka działaczy, która tworzyła "nowy NZS", wśród nich Andrzej Anusz (polityk PC), Andrzej Papierz (obecnie ambasador w Bułgarii), Paweł Lisicki (naczelny "Rzeczpospolitej") i "Mario".



Pierwszy odważny



Kamiński - rocznik 1965 - już na uniwersytet trafił z legendą konspiratora od kołyski. W 1980 r. jako uczeń liceum im. F. Chopina w Sochaczewie na pomniku żołnierzy radzieckich napisał: "Katyń pomścimy". Zrobiła się burza, bo wtedy milicja eksponowała "antyradzieckie prowokacje". Jak twierdził, wyleciał ze szkoły z wilczym biletem. Sprawa była bardziej skomplikowana. Nie został wyrzucony, ale rodzice w obawie o jego przyszłość przenieśli go do Warszawy do liceum im. Bolesława Chrobrego.

On na nas, szczególnie tych z młodszych roczników, robił wrażenie - wspomina Anna Smółka, działaczka NZS i historyk ruchu. - Mariusz na uniwersytecie to był symbol "konspiry". Kiedyś na Krakowskim Przedmieściu rozdawaliśmy ulotki i pogoniła za nami milicja, wszyscy się rozbiegli, ja się zagapiłam. Jeden Mariusz wrócił i zaciągnął mnie w bramę uniwersytetu - wspomina.

"Mario" był jednym z najodważniejszych działaczy NZS, zawsze na czele demonstracji, zwiedził wszystkie milicyjne "dołki". Był jednak w jego działaniach "rys katastroficzny". - Wiadomo było, że jak ktoś dostanie po głowie, to będzie to Mariusz - opowiada jego były przyjaciel. - Kiedyś na demonstracji goniła go policja, nagle koło kościoła zobaczył grupkę facetów, którzy zaczęli wołać - tutaj uciekaj. On tam poleciał, a to byli esbecy po cywilnemu.




Zawsze lubił służby

W 1991 r. część środowiska NZS ze zdumieniem przyjęła informacje, że Kamiński - ten, który "kąpie się tylko w Elsterze" - poparł kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego na prezydenta. Jednak po upadku rządu Jana Olszewskiego wraz z Jarosławem Kaczyńskim maszerował na Belweder. Domagał się lustracji, dekomunizacji i dymisji agenta "Bolka".

- To wy zrobiliście mu gębę prawicowego oszołoma, a to człowiek z tradycji PPS, wychował się na Jacku Kuroniu, gdyby pominąć hasło dekomunizacji i lustracji, to ma poglądy "Gazety Wyborczej" - mówi jego bliska znajoma, zastrzegając, że złego słowa o Kamińskim w "Gazecie" nie powie.

- Od początku był jakobinem, dla niego istotna jest rewolucja, prawdziwa lub moralna, i w jej imię gotów jest stawiać kolejnych ludzi na szafocie - wspomina Paweł Piskorski, jego kolega z NZS. Kamińskiego zawsze interesowały służby. Zastanawiał się nad pracą w UOP (jednak kilku jego znajomych nie przeszło testów psychologicznych, a on uznał to za spisek byłej SB). Pracując w BBN, spotkał Witolda Marczuka - oceanografa, działacza opozycji, który wskazał mu cel. Wraz z nim w 1992 r. tworzył pierwszą Generalną Inspekcję Celną. Niespełna 200 funkcjonariuszy postanowiło na serio walczyć z przemytem, bo nawet w kiosku GIC były fajki z kontrabandy. Wszystko zakończyło się klapą. Po wygranej SdRP Główny Urząd Ceł objął Ireneusz Sekuła. Grupa Witolda Marczuka odeszła z GIC, sam Marczuk dostał w 1995 r. prokuratorskie zarzuty (umorzone cztery lat później) o niedopełnienie obowiązków.

To było zderzenie Kamińskiego z realpolitik. Pracownicy GIC i współpracownicy Marczuka dali jednak początek "zakonu sprawiedliwych", z nimi Kamiński przeszedł przez departament kontroli TVP i współtworzył Ligę Republikańską. Trzymali się razem i zawsze w godzinę klęski odchodzili razem. Z tego środowiska wywodzi się też najbliższe grono funkcjonariuszy CBA, m.in. zastępcy Kamińskiego Maciej Wąsik (NZS, Liga Republikańska) i Ernest Bejda (GIC, Liga Republikańska). Wewnątrz CBA nazywali się "Zośka", jak słynny oddział Szarych Szeregów.



Liga śpiewa

W 1993 r. Mariusz Kamiński tworzy Ligę Republikańską - to odpowiedź młodych antykomunistów na zwycięstwo lewicy. Liga miała budzić sumienie narodu. Zwalczać komunę, przypominać "żołnierzy wyklętych", zbrodnie UB. Apogeum jej działalności to rok 1995 i wybory prezydenckie. Liga prowadzi akcję "zwalczania Kwasuli". - Aleksander Kwaśniewski to kłamca i człowiek bez honoru - głosił Kamiński. - Mariusz potrafi być mściwy, a jak kogoś znienawidzi, to do końca i na wieki, dla niego Kwaśniewski symbolizuje całe zło III RP - twierdzi jego znajomy.

Gdy wybucha afera "Olina", Liga śpiewa pod oknami premiera Oleksego: "Józef Oleksy to czerwona szmata jest za pieniądz KGB". Działacze Ligi co rok 13 grudnia zapalają świeczki pod domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

Warszawską radną z poparciem Ligi była Julia Pitera - dziś minister w rządzie Tuska. - Do Ligi wstąpił mój syn Kuba, uczył się w warszawskim liceum Reytana, a Liga zrobiła tam nabór. - Znalazłam się w Lidze, bo kilkakrotnie pomogłam tym młodym ludziom, gdy policja potraktowała ich skandalicznie podczas happeningów - wspomina.

Przed wyborami samorządowymi 1998 r. Kamiński wobec sprzeciwu części AWS stawia sprawę na ostrzu noża: albo Pitera znajdzie się na liście, albo Liga wychodzi z Akcji. Pitera szefowała wówczas Transparency International - organizacji zwalczającej korupcję, a walka z korupcją była kolejnym hasłem Kamińskiego. Ich drogi rozeszły się po dwóch latach. Dlaczego? - Kamiński zadzwonił do mnie i histerycznie domagał się, bym poparła Pawła Piskorskiego na prezydenta miasta, a ja zdębiałam - wspomina. - Dla mnie Piskorski to "układ warszawski", za jego plecami czaił się Bogdan Tyszkiewicz (wtedy AWS), o którym miałam opinię jak najgorszą - mówi Pitera.

Siedzimy z Julią Piterą w sejmowej restauracji: - Znam dobrze Kamińskiego, to nie tylko ideowiec, także zimny polityczny gracz - tłumaczy. Dowód? Dwie historie, o których, jak sama twierdzi, nie opowiadała nigdy.

Rok 2002. Pitera startuje w wyborach samorządowych na czele swojego komitetu. - Niespodziewanie przyszedł do mnie Kamiński i zaproponował, bym rozwiązała komitet, bo może zabrać głosy PiS, ale za to dostanę jedynkę na liście PiS - wspomina.

Kolejna historia wiąże się z interwencją Pitery w sprawie gruntów przejętych w podejrzany sposób przez Echo Investment w Warszawie. Sprawa kończy się dymisją wiceprezydent Warszawy Doroty Safjan. - Kamiński w kawiarni Metropol pogratulował mi udanej akcji i zaproponował w imieniu prezydenta stolicy Kaczyńskiego stanowisko wiceprezydenta.



Wysadził Leppera i PiS

Kamiński od 1997 r. był posłem AWS, ale ostro krytykował własne ugrupowanie, szczególnie wicepremiera Janusza Tomaszewskiego. Wtedy narodziła się idea CBA, tyle że pod nazwą Urzędu Antykorupcyjnego. Kamiński twierdzi, że wpadł na ten pomysł po "aferze żelatynowej". Wtedy od ministrów AWS korzystne rozporządzenia załatwiał sobie przedsiębiorca Kazimierz Grabek.


W PiS powołanie CBA stało się jednym z głównych postulatów. - Mam głęboką nadzieję, że jeśli chodzi o ludzi nieuczciwych, złodziei, skorumpowanych wysokich urzędników i polityków, to IV Rzeczpospolita będzie dla nich piekłem - deklaruje Kamiński w listopadzie 2005 r.

Projekt Centralnego Biura Antykorupcyjnego gładko przechodzi przez sejmowe komisje, protestują głównie prawnicy, że służba jest poza kontrolą, część uregulowań jest niejasna i sprawia wrażenie nowej czerezwyczajki. Ale w 2006 r. Kamiński odbiera gratulacje od Jarosława Kaczyńskiego, bo "za" głosuje nie tylko PiS, ale także "wzmożona moralnie" Platforma Obywatelska. - Wydałem negatywną rekomendacje projektowi CBA, ale wtedy przeważyła opinia Jana Rokity - wspomina Marek Biernacki (PO).



Jądro "jedynej służby IV Rzeczpospolitej" tworzą dawni współpracownicy Kamińskiego z Ligi Republikańskiej, Głównego Inspektoratu Celnego i PiS. Do służby przyjmowani są także wyróżniający się funkcjonariusze ABW. W rozmowie z "Gazetą" Kamiński tłumaczy, że przede wszystkim chodzi o sprawdzanie ludzi władzy. - Nie wiem jeszcze, czy najpierw zajmiemy się FOZZ, czy Piskorskim.

Na jednej z pierwszych konferencji prasowych strzela nazwiskami: Krauze, Kulczyk Gudzowaty. Do CBA spływają sprawy korupcyjne z innych służb. Parasol ma tworzyć specjalny zespół prokuratorów wydelegowanych przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Służba od razu potrzebuje sukcesu, dlatego niektórzy podejrzani już aresztowani zostają powtórnie aresztowani przed obiektywami kamer.

Pierwsza wielka akcja CBA to sprawa doktora G. nazwana kryptonimem "Mengele". Znany kardiochirurg zostaje wyprowadzony z warszawskiego szpitala w kajdankach. Na konferencji prasowej minister Ziobro mówi, że doktor G. już nigdy nikogo życia pozbawiać nie będzie. Wtóruje mu Mariusz Kamiński: "Okazało się, że dr Mirosław G. jest bezwzględnym cynicznym łapówkarzem". Dodaje, że na razie są dowody na jedno zabójstwo. Sam doktor G. opowiada, że Kamiński na dziedzińcu budynku CBA gonił go, życząc udanego pobytu w sanatorium, i prorokował, że już nigdy nie wypisze recepty nawet na witaminę C (dr G. odpowiada z wolnej stopy, zarzut zabójstwa szybko upadł, dziś pracuje w krakowskim szpitalu).

Kolejne akcje to kontrowersyjna sprawa odrolnienia gruntów pod Mrągowem, która miała pogrzebać wicepremiera Andrzeja Leppera, i aresztowanie posłanki PO Beaty Sawickiej uwiedzionej przez agenta playboya. Ta pierwsza grzebie koalicję PiS-Samoobrona-LPR. Ta druga - szanse PiS na wygranie wyborów.

Kamiński na zastrzeżenia prawników kwestionujących metody działań CBA - nakłanianie ludzi do przestępstwa, nadmierne korzystanie z podsłuchów, wertowanie dokumentacji np. medycznej na zasadzie "a nuż się coś trafi" - odpowiada niezmiennie: "CBA działa zgodnie z prawem", a funkcjonariusze dostają nagrody.

Po zwycięstwie PO politycy tej partii zastanawiają się, kiedy Kamiński, który tak zaangażował się po stronie PiS, honorowo ustąpi. On jednak trwa. CBA zmieniło się w redutę. Kamiński nie przekazuje materiałów do prokuratury, nie stawia się na wezwania sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Sprawa hazardowa była pierwszą, którą przyniósł po dwóch latach.

Sygnałem końca wydawała się decyzja premiera miesiąc po wyborach, by Julia Pitera przygotowała raport o CBA. - Ja się o to nie prosiłam, wykonałam polecenie premiera, ale zanim był gotowy, już okrzyknięty został jako idiotyczny, choć niewielu go przeczytało - wspomina. Raport głosi, że służba nie jest politycznie bezstronna, działa w niejasnym stanie prawnym, co sprzyja nadużyciom, w nieprawidłowy sposób wynajmowała pomieszczenia i kupowała broń. - Zrozumiałam, jak niebezpieczna jest to organizacja, bo jest państwem w państwie. Nie można jej skontrolować, bo wszystko w niej jest utajnione. Gdy usiłowaliśmy badać zasady wynajmu nieruchomości, to też zostało to utajnione. Kontrola z kancelarii premiera nie została wpuszczona do budynku przez wiceszefa CBA - tłumaczy. - Równocześnie jej szef może dzięki tajnym informacjom szantażować wszystkich - dodaje.

Kamiński powiedział po przedstawieniu mu prokuratorskich zarzutów, że nawet jeśli zostanie odwołany, to ujawniając aferę hazardową i doprowadzając do dymisji Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego, osiągnął swój cel. Niczym Maksymilian Robespierre, który spodziewając się aresztowania, oskarżył niemal wszystkich deputowanych o korupcję.

Ostatnio prowadzi zresztą tryb życia podobny do Nieprzekupnego. Mieszka w kawalerce, nie spotyka się ze znajomymi, nawet z PiS i Ligi Republikańskiej, samochodu nie ma, bo nie ma prawa jazdy, z żoną się rozszedł. Według oświadczenia majątkowego ma 13 tys .oszczędności.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,97863,7130479,Mario_z_zakonu_sprawiedliwych.html?as=3&startsz=x#ixzz1IuVnSpOB



Przemek

--

"Przed katastrofą ojciec Rydzyk nazwał Lecha Kaczyńskiego "oszustem", krytykując głowę państwa za politykę wobec środowisk żydowskich. Marię Kaczyńską Rydzyk nazwał "czarownicą". Wtedy, gdy pluto na jego rodzinę, prezes PiS, udawał, że deszcz pada."

Mario z zakonu sprawiedliwych.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona