Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Melodramaty IPN-u.

Melodramaty IPN-u.

Data: 2011-09-11 03:42:21
Autor: stevep
Melodramaty IPN-u.
# Dlaczego alkowianym dramatem, jaki rozgrywa się między małżeństwem  państwa Hejków a prezesem IPN Januszem Kurtyką, zainteresowała się  Fundacja Helsińska? Bo w grę może wchodzić angażowanie organów państwa do  prywatnych rozgrywek.

Najpierw przypomnijmy znane fakty. Przez prawie rok sprawa rozwodowa  Katarzyny i Krzysztofa toczyła się bez rozgłosu. Ale kiedy w kwietniu 2009  r. prezydent RP odznaczył Krzyżem Komandorskim prezesa IPN Janusza  Kurtykę, wybuchła obyczajowa bomba z politycznym tłem. Krzysztof Hejke  publicznie ujawnił romans swojej żony z szefem IPN.



Bohaterowie dramatu:

Krzysztof Hejke, fotografik i operator, profesor łódzkiej szkoły filmowej,  lat 46, przystojny, opalony, wysportowany; w „Gazecie Polskiej” do  kwietnia 2009 r. nadzorował szatę graficzną;

Katarzyna Hejke, młodsza o 14 lat, dziennikarka „Gazety Polskiej”, ładna,  zgrabna, podczas debat telewizyjnych elokwentna i pewna siebie. Podobno  szalenie ambitna.

W roli chóru występuje „Gazeta Polska” i jej środowisko. To tygodnik  polityczny założony w 1993 r. przez Piotra Wierzbickiego. W 2005 r. w  redakcji doszło do puczu. Odszedł Wierzbicki (twierdził, że dziennikarz  Tomasz Sakiewicz proponował mu publikowanie sponsorowanych tekstów o  pewnej firmie jako artykułów redakcyjnych), a rządy przejął Sakiewicz.  Katarzyna Hejke jest jego zastępczynią. Z ostatniego wstępniaka redaktora  naczelnego: „»GP« stała się oazą wolności dla środowisk patriotycznych”.  Według Sakiewicza, tygodnik sprzedaje 30 tys. egzemplarzy. Wydawany jest  też miesięcznik „Niezależna Gazeta Polska” (20 tys.) i kwartalnik „Nowe  państwo”. Bez wątpienia „GP” i pozostałe tytuły sympatyzują z PiS.

Krzysztof i Katarzyna poznali się w 2001 r. w samolocie wiozącym  ówczesnego premiera Jerzego Buzka do Brukseli. On był wtedy zatrudniony w  Kancelarii Premiera, robił dokumentację fotograficzną. Ona leciała jako  młoda reporterka „Gazety Polskiej”. Była mężatką i matką rocznego dziecka.  Rok później została żoną Krzysztofa. Uważano ich za zgodne małżeństwo.  Urodziła drugie dziecko. – Krzysztof i to swoje, i Kasi z poprzedniego  związku traktował tak samo. Opiekuńczy, kochający – wspomina znajoma  Hejków. – Z Kasią stanowili wzorcową parę, tak się przynajmniej z daleka  wydawało.

W 2007 r. Krzysztof dowiedział się, że żona romansuje z prezesem IPN.  Odbyli poważną rozmowę. Obiecała, że znajomość zerwie. Według niego nie  zerwała. Dlatego rok później wystąpił o rozwód. Na rozprawie rozwodowej  nie padło nazwisko Janusza Kurtyki... Katarzyna zgodziła się, aby  orzeczono rozwód z jej winy. Sąd uznał jednak, że to małżeństwo ma szanse  przetrwać, przeżywa tylko kryzys, a nie trwały rozpad. Rozwodu nie  orzeczono.

Ale w rzeczywistości małżeństwo rozsypało się. Ona kupiła dom, on został w  starym, pod Warszawą. Rozdzielili majątek. Ponownie przystąpili do  załatwiania formalności rozwodowych.

W kwietniu 2009 r. prof. Hejke wyjechał na 2 tygodnie do Etiopii.  Dokumentował projekt filmowy. Tam dostał wiadomość, że Janusz Kurtyka  otrzymuje od prezydenta order za swoją odwagę. Brzemienny w skutkach  list-protest Hejke napisał tuż po powrocie: – Nie potrafiłem pogodzić się  z sytuacją, że człowiek, który rozbił mi rodzinę, doczekał się zaszczytów  w sferze moralnej. Moje poczucie sprawiedliwości nie pozwoliło, abym nie  zareagował, nie mogłem już milczeć – tłumaczy.

Kogo fotografował Krzysztof?

Bez wątpienia nie milczy. Czuje zagrożenie, więc zabezpiecza się  opowiadając dziennikarzom o swoim dramacie. Obawia się, że padnie ofiarą  jakiejś prowokacji. – Już słyszę, że jestem winien publicznego ataku na  IPN – mówi. – Nie atakowałem IPN, ujawniłem jedynie prawdziwe oblicze  prezesa tej instytucji.

Kiedy przebywał w Etiopii, Katarzyna prawie codziennie wysyłała mu  e-maile. Zachował je. Pisała wyjątkowo ciepło, gdzie byli, co robili, co  zjadło dziecko. – Potem e-maile przestały nadchodzić – opowiada Krzysztof  Hejke. – A po czterech dniach od ostatniego dostałem urzędowo brzmiący  e-mail z kancelarii adwokackiej.

16 kwietnia 2009 r.: „Szanowny panie! Uprzejmie informuję, że zaplanowane  na najbliższy wtorek Pana spotkanie z synem Ksawerym nie będzie możliwe.  Chciałbym spotkać się z Panem w celu omówienia Pańskich dalszych kontaktów  z synem”. – Później dowiedziałem się, że między jej ostatnim listem a  informacją od adwokata, a więc między 12 a 16 kwietnia 2009 r., moja tak  zwana małżonka (tak określa teraz Katarzynę) wynajęła firmę otwierającą  sejfy, włamała się do mojego domu i wyniosła całą moją dokumentację.

Kiedy wrócił do Polski i zorientował się, że w domu ktoś buszował, wezwał  policję. Funkcjonariusz spytał, czy ma gdzieś fotografie, na których  uwiecznił wnętrze domu. Chciał porównać stan sprzed włamania z aktualnym.  Krzysztof odrzekł, że oczywiście, ma dużo takich zdjęć. Otworzył jedną  szufladę, drugą. Puste. – Moje życie dokładnie i pieczołowicie  wyczyszczono. Zniknął cały materiał ilustracyjny, jaki gromadziłem przez  kilkanaście ostatnich lat.

Jako fotografik uwieczniał Kresy Wschodnie, wydawał albumy. Ale  fotografował też własne życie, dzień po dniu. Ludzi, u których bywał, i  tych, którzy przychodzili do jego domu, a także siebie, Katarzynę i  dzieci. Miał w głowie projekt albumu, w którym pokazałby kilka lat z życia  rodziny. Teraz tych zdjęć nie było. Mówi, że być może właśnie zdobycie tej  dokumentacji było celem włamania. Na fotografiach zanotował bowiem  sytuacje, których ujawnienie byłoby kłopotliwe dla wielu osób. – W naszym  domu spotykali się dziennikarze „Gazety Polskiej” z pewnymi politykami –  ujawnia. – Obawiali się spotkań w redakcji, bo panowała obsesja  podsłuchowa, sądzili, że w prywatnej willi będzie bezpieczniej.

Efektem tych toczonych w konspiracyjnej atmosferze spotkań były późniejsze  demaskatorskie publikacje „Gazety Polskiej”. – Nie mogę na razie ujawnić  wszystkiego, co na temat wiem, na przykład, jak do mojej żony dotarły  kwity na arcybiskupa Stanisława Wielgusa (z powodu oskarżeń o agenturalną  przeszłość zrezygnował z funkcji metropolity warszawskiego podczas ingresu  w 2007 r. ) albo Milana Suboticia (z tego samego powodu został zwolniony w  2006 r. z funkcji dyrektorskiej w TVN). Na podstawie tych kwitów z IPN  napisała sensacyjne artykuły – mówi Krzysztof Hejke. – To moje  ubezpieczenie, na wypadek gdyby ktoś próbował mnie uciszyć. Część  materiałów przezornie ukryłem w innym miejscu.

Prowokacje, czaszki i chora psychika

Kiedy prof. Hejke mówi o uciszeniu, ma na myśli taktykę przyjętą przez  jego żonę. Podczas kiedy on składał w prokuraturze doniesienie o włamaniu  do domu, ona doniosła, że mąż maltretował fizycznie i psychicznie ją oraz  dzieci. To poważna sprawa, prokuratura z miejsca zabrała się do pracy.  Krzysztofa przesłuchano na razie w charakterze świadka. Z jego skargą na  włamanie tak szybko nie poszło: dopiero 18 maja 2009 r. w domu Katarzyny  zjawiła się ekipa, dokonano przeszukania. Sprawa nabrała nawet posmaku  sensacji, bo zaraz po pojawieniu się funkcjonariuszy na miejsce zjechali  dziennikarze telewizyjni i radiowi. Chcieli sfilmować, jak ABW krzywdzi  dziennikarkę. Trochę zdziwiła ich wiadomość, że to policja kryminalna  dokonuje rutynowej rewizji.

– Nie biłem jej ani dzieci, gdyby było inaczej, nie pozwalałaby mi  zabierać syna na wypady w góry czy na Mazury – mówi Hejke. – Mam zostać  zdyskredytowany. Jeżeli przyszłoby mi do głowy opowiedzieć coś o  tajemnicach redagowania „Gazety Polskiej”, będę niewiarygodny. Katarzyna i  jej szef już przecież rozpowiadają, że jestem chory psychicznie i nie  można mi wierzyć.

Katarzyna Hejke nie chce bezpośrednio rozmawiać z „Polityką”. Podczas  naszej rozmowy telefonicznej z redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”  Tomaszem Sakiewiczem siedzi jednak obok niego i uzupełnia jego wypowiedzi.  Sakiewicz: – Uważam go za złego człowieka. To prawda, że jest chory  psychicznie, leczył się na oddziale zamkniętym. Miewał dziwne odloty,  sypiał na cmentarzach, zbierał czaszki ludzkie. Jestem z wykształcenia  psychologiem klinicznym, wiem, co mówię.

Według Sakiewicza opowieści prof. Hejke są niewiarygodne. – Włamanie do  domu? Przecież Kasia miała klucze, była tam zameldowana, mogła wchodzić,  kiedy chciała.

Sakiewicz uważa, że histeria, jaką rozpętał Hejke, to element większej  prowokacji przeciwko „Gazecie Polskiej”, której źródłem mogą być służby  specjalne. Wylicza elementy układanki: najpierw zaatakował Hejke, potem  wybuchła awantura z Januszem Miernickim, prezesem spółki wydającej „Gazetę  Polską” (Miernicki miał zastrzeżenia do obiegu pieniędzy w spółce,  twierdził, że Sakiewicz wyprowadza je na konto własnej spółki), następnie  władze Warszawy nie dały zgody na coroczny koncert pieśni patriotycznych  organizowany przez to pismo z okazji 3 maja, a w końcu „Gazeta Wyborcza”  przypuściła frontalny atak, informując o poważnych oskarżeniach wobec  podwładnej Sakiewicza, redaktor Doroty Kani.

Janusz Miernicki, udziałowiec „Gazety Polskiej” od pierwszej połowy lat  90., twierdzi, że Tomasz Sakiewicz to wysokiej klasy specjalista od  manipulacji. – Wobec mnie użył tych samych metod, za pomocą których  rozprawiał się kilka lat temu z firmą King&King, choć wcześniej sam  ściągnął ich w charakterze inwestora – mówi. – Potem twierdził, że  reprezentują rosyjskie służby. Teraz ja też jestem podobnie szkalowany.

Milczenie prezesa

Krzysztof Hejke jest dzisiaj faktycznie kłębkiem nerwów. Czy choruje  psychicznie? – W stanie wojennym wcielono mnie do wojska. Aby uwolnić się  od munduru, symulowałem przypadłości psychiczne. To był jedyny mój kontakt  z psychiatrią – wyjaśnia. Do niedawna uczestniczył w wyprawach  wysokogórskich. Wspinał się nawet na 8-tysięczniki. – Tam w ekstremalnych  warunkach człowiek o chorej psychice nie dałby sobie rady – podaje  argument. – To jest niegodziwe, że używają wobec mnie takich metod. Oto  jaki obraz tworzą. Zdradzony mąż, chory psychicznie, a do tego sadysta  maltretujący rodzinę. Czy komuś takiemu można ufać? Żona Sakiewicza nagle,  po wielu miesiącach, „przypomniała sobie”, że maltretuję Katarzynę. Od  sierpnia zeszłego roku mieliśmy rozdzielność majątkową, nie miała prawa  pod moją nieobecność wdzierać się do domu. Sejf rozwiercono. Więc była to  wizyta towarzyska czy włamanie?

Obsesja cmentarna, o której mówił red. Sakiewicz, to, jak tłumaczy Hejke,  jeden z jego fotograficznych projektów. Udokumentował na zdjęciach wiele  cmentarzy, tych lwowskich i wileńskich. Miał też zdjęcia czaszek  znalezionych w miejscach kaźni polskich oficerów zgładzonych przez Stalina.

Od prawie dwóch miesięcy pozbawiony jest kontaktu ze swoim kilkuletnim  synkiem. Liczy, że rozstrzygnięcie sprawy rozwodowej unormuje wreszcie  spotkania z dzieckiem, ale końca procesu nie widać. – Ona to przewleka,  nie stawia się, składa zwolnienia lekarskie, chociaż w tym samym czasie  pracuje – twierdzi.

Poprosił o pomoc Helsińską Fundację Praw Człowieka. – Gdyby ta sprawa  rozgrywała się wyłącznie między nim a jego żoną, byłaby jedynie prywatnym  dramatem dwojga osób, przypadkiem jakich wiele – mówi Maria Eichard z  Fundacji. – Ale tu dzieje się zbyt wiele rzeczy w tle. Zainteresowaliśmy  się tą historią, bowiem dostrzegamy tu groźbę uwikłania w osobisty dramat  małżeński środowisk politycznych, a nawet organów państwa. Pojawiają się  przecież wędrujące nieformalnie teczki z IPN i próby zdyskredytowania  Krzysztofa Hejke. Dlatego będziemy bacznie się przyglądać.

Prof. Hejke w liście do prezydenta napisał: „Moja żona jest znaną  dziennikarką prawicowej prasy, która w okresie romansu z panem Januszem  Kurtyką napisała szereg artykułów dotyczących lustracji i zawierających  treści dostępne jedynie w archiwach IPN. Wierzę, że gdyby nie nadużył on  swojej funkcji, to nie byłby w stanie uwieść mojej żony”. – Najbardziej  mnie mierzi, że ta sama „Gazeta Polska”, która demaskowała sposoby  niszczenia ludzi w PRL i ujawniała esbeckich agentów, teraz przejęła tamte  metody – mówi.

Osobą dramatu, która w tej sprawie milczy, jest prezes Kurtyka.. #
Ze strony:
http://tiny.pl/h5vsj

--
stevep
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Melodramaty IPN-u.

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona