Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Michał Boni tajny współpracownik SB

Michał Boni tajny współpracownik SB

Data: 2012-07-25 23:42:35
Autor: u2
Michał Boni tajny współpracownik SB
.... brzydzę się takimi kapusiami, którzy wypierali się przez dziesiątki
lat współpracy z SB. Teraz ten polonista z wykształcenia zajmuje się
cyfryzacją i administracją, co leży poza jego kompetencjami zawodowymi :

http://mkkwola.nowyekran.pl/post/69415,michal-boni-byl-nie-tylko-redaktorem-tygodnika-wola-ale-takze-tajnym-wspolpracownikiem-sluzby-bezpieczenstwa-prl-u-ps-znak

Michał Boni był nie tylko redaktorem tygodnika „Wola”, ale także tajnym
współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL-u PS. „ZNAK”.

acek Hugo – Bader pisząc o mnie mijał się z rzeczywistością jak i mijał
się z prawdą podając informacje o sobie do Stowarzyszenia Wolnego Słowa
Zobacz oszusta z gazety wyborczej

http://www.youtube.com/watch?v=ciEqpNvmywk

MKK Wola to Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny zrzeszający około stu
podziemnych komisji „Solidarności” nazwany umownie „firmą”. MKK Wola
zajmowano się głównie drukowaniem i kolportowaniem prasy podziemnej na
terenie Warszawy i okolic. „Firma” wydawała tygodnik „Wola”, a także
drukowała Tygodnik Mazowsze.

 Jacek Hugo – Bader pisząc o mnie mijał się z rzeczywistością jak i
mijał się z prawdą podając informacje o sobie do Stowarzyszenia Wolnego
Słowa. W obu tych publikacjach jest informacja, że Hugo – Bader drukował
Tygodnik Mazowsze i to do tego ze mną od 1982 roku. Jak to jest możliwe,
bo ja drukowaniem Tygodnika Mazowsze zająłem się od wiosny 1983 roku a
Jacka – Hugo Badera zaprosiłem do współpracy z MKK „wola” jesienią 1983
roku. Sam przystąpiłem do MKK „wola” jesienią 1982 roku. Mam nieodparte
wrażenie, że Jackowi zależało na zrobieniu wokół swojej działalności w
podziemnej Solidarności legendy. Jacek Hugo – Bader zapomniał napisać o
sobie, że kiedy powstała Gazeta Wyborcza zajął się jej rozwożeniem po
punktach sprzedaży gazet. Jaj widać Jacek jest aktywnym działaczem i
rzetelnym w opisywaniu faktów?
Poniżej zamieszczam materiał o podziemnej strukturze Międzyzakładowego
Komitetu Koordynacyjnego „Wola” z Warszawy a opublikowany w Gazecie
Wyborczej. Tekst ten został napisany przez jej reportera Jacka Hugo –
Badera. Materiał jest niedokładny, więc pod tym materiałem zamieszczam
swój komentarz w celu niezakłamywania niedawnej historii.
Andrzej Adamiak: Byłem ostatnim szefem kolportażu Międzyzakładowej
Komisji Koordynacyjnej, podziemnej struktury działającej na terenie
całej Warszawy i okolic. Między sobą MKK nazywaliśmy firmą. W jej skład
wchodziło około stu podziemnych komisji „Solidarności”, przeważnie
małych zakładów pracy. Firma wydawała tygodnik „Wola”. Przy okazji, od
wiosny 1982 r., drukowaliśmy także Tygodnik Mazowsze, który nazywaliśmy
„Teemką”, albo „Mazowszanką”.
Pierwsze dwa lata „Mazowszanka” była u nas drukowana na powielaczu
białkowym. W każdy piątek łączniczka przynosiła skądś do domu moich
rodziców, Zofii i Tomasza Hugo-Baderów, matryce gazety. Mieszkali na
Bielanach, na ulicy Magiera. W sobotę zanosiłem je kilka ulic dalej, do
domu przy ulicy Żeromskiego, gdzie mieszkał Andrzej Adamiak, zwany
„Rudobrodym”, albo Andrzejem „Rudym”, bo mieliśmy także Andrzeja
„Kudłatego”.
U „Rudobrodego” w sobotę drukowaliśmy we dwóch parę tysięcy gazet.
„Wola” była drukowana gdzie indziej, ale oba tytuły w niedzielę trafiały
do punktu nazywanego mieszalnikiem, gdzie w poniedziałek były dzielone
na paczki.
Nasz mieszalnik działał nieprzerwanie całą wojnę jaruzelską. Mieścił się
w domu Mietka Kobyleckiego na warszawskim Żoliborzu na ulicy
Kasprowicza. To święte miejsce. Mietek i jego brat byli żołnierzami
Batalionu Zośka w czasie okupacji. Walczyli w Powstaniu Warszawskim.
Gazety trzymaliśmy w wielkiej skrytce w schodach, w której w czasie
wojny chłopcy od Zośki przechowywali broń i amunicję.
W żmudnym liczeniu i dzieleniu gazet na paczki uczestniczyła obok
Mietka, „Rudego” Andrzeja i mnie, także pani Lidka Kobylecka, bratowa
Mietka, jej córka Dorota i czasami, poniekąd w celach towarzyskich,
kilka dziewczyn z Międzylesia. Grażyna z siostrą, Małgosia, Anka, były
pielęgniarkami w tamtejszym szpitalu kolejowym, który należał do naszej
Firmy. Dziewczyny były naszymi łączniczkami. We wtorek odbierały od
Mietka paczki z gazetami i w plecakach wiozły je autobusami na kilka
(pięć albo sześć) dolnych punktów kolportażowych, skąd w środę były
odbierane przez kolporterów z zakładów pracy.
Od września 1983 r., aż do końca wojny jaruzelskiej, co tydzień z Łodzi
przyjeżdżali moi kuzynostwo i brali potężny transport warszawskich
książek i gazet, wśród których było 300-400 egzemplarzy „Mazowszanki”.
To Zosia i Jacek Laskowscy, oraz siostra Zosi – Ewa Dwornik.
W końcu stanu wojennego nasza Firma dorobiła się swojej drukarni
offsetowej. Chłopcy ukradli ją ze szkoły poligraficznej na ulicy Stawki
w Warszawie. Brał w tym udział Marek Latos zwany „Grubym Markiem”, który
był szefem naszego kolportażu, Piotrek Stańczak, Fredek Rosłoń, Waldek i
jeszcze jeden chłopak. Ci trzej ostatni byli taksiarzami z MPT, której
podziemna „Solidarność” należała do naszej organizacji. Fredek był u nas
szefem transportu, więc wszystek towar woziliśmy taksówką jego, lub jego
kolegów.
Drukarnia stanęła w domu Piotrka Stańczaka w Brwinowie, a na początku
1984 roku została przeniesiona za Konstancin-Jeziorną w stronę Góry
Kalwarii, do domku Andrzeja Kamacia, czyli Andrzeja „Kudłatego”, gdzie
pracowała do końca wojny. Przy domku „Kudłatego” stoi kapliczka z Matką
Boską, w aureoli której paliło się kilka żarówek. To był znak, że
wszystko jest w porządku i można wchodzić po gazety.
W 1986 r. Piotrek został szefem kolportażu, a ja – transportu, ale na
początku 1988 roku przejąłem także jego obowiązki. Każdej niedzieli
przewoziłem gazety z drukarni na mieszalnik do Mietka. Pomagali mi nasi
taryfiarze, a potem mój tata, brat Tomek, a gdy zrobiłem prawo jazdy,
najczęściej radziłem sobie sam.
Drukarnię obsługiwali dwaj Andrzeje: „Rudy” i „Kudłaty”, nasi drukarze.
Ich szefem był Rysiek, którego nazwiska nie pamiętam. Drukowaliśmy tam
naszą „Wolę” i „Mazowszankę”. Blachy do offsetu po staremu przychodziły
do moich rodziców.
Nasza siatka kolportażowa, jak widać, nie była zbyt misternie utkana. To
bardzo klarowny, bezpieczny i sprawnie działający system. Mieliśmy tylko
jedną wpadkę. W 1985 r. ubole namierzyli nasz śródmiejski punkt
kolportażowy na ulicy Marchlewskiego, który obsługiwał piątą część
siatki. Nim bezpieka założyła kocioł (w który zresztą nikt nie wpadł),
długo obserwowali mieszkanie i z daleka robili zdjęcia wszystkim
dostawcom i odbiorcom. Gęby kilku z nas trafiły do milicyjnych kartotek,
więc już do końca wojny lepiej było nie zgłaszać się po paszport.
Raz w tygodniu objeżdżałem wszystkie dolne punkty kolportażowe i
zbierałem pieniądze za gazety. Przynosili je kolporterzy. Zachowałem
ostatnią rozpiskę, w której w wielkim porządku zapisywałem wszystkie
wydrukowane i wysłane na 26 punktów kolportażowych egzemplarze. Na
przykład w kwietniu 1988 r. wydrukowaliśmy 2100 egzemplarzy 244 numeru
„Mazowszanki”. Numer był dwukartkowy, więc kosztował 40 złotych.
Odzyskałem pieniądze za 1875 egzemplarzy. Ostatniego, 290 numeru
„Mazowszanki”, wydrukowaliśmy tylko 870 egzemplarzy. Zebrałem 31320
złotych. Wszystkie pieniądze oddawałem Michałowi Boniemu, który w naszej
Firmie był odpowiedzialny za utrzymywanie kontaktów z władzami
podziemnej „Solidarności” i redakcją Tygodnika Mazowsze.
Przedstawiam swój komentarz do powyższego tekstu, przypominając, że
Michał Boni był nie tylko redaktorem tygodnika „Wola”, ale także tajnym
współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL-u PS. „ZNAK”.
Kolego Jacku, szczycisz się nagrodami za swoje dziennikarstwo; dlaczego
opisując swoją rolę w MKK „Wola”, nie zachowałeś szczególnej
staranności? Opisując fakty historyczne, powinieneś przedstawiać
precyzyjne informacje o strukturze Międzyzakładowego Komitetu
Koordynacyjnego i wymienić wszystkich współpracujących i fakty z nimi
związane. To, co opisujesz nie jest beletrystyką, ale opisem faktów
historycznych, o których niedługo będą zapominali jej uczestnicy.
Działając w sposób pobieżny, zakłamujesz historię; po co i dlaczego tak
postąpiłeś?
Mój tekst ma uzupełnić i sprostować przedstawione, przez Jacka Hugo –
Badera z Gazety Wyborczej mijające się z prawdą ówczesne fakty. Gdyby
Hugo – Bader podszedł rzetelnie do swojego materiału, to skontaktowałby
się z innymi ludźmi podziemia i zweryfikował swoje informacje a mój
tekst byłby bezprzedmiotowy. Prosimy Ciebie kolego Jacku żebyś zapoznał
się z tekstem bez wzburzenia, ale z pokorą.
Ja i Alfred Rosłoń przyjęliśmy zasadę, że punktach oznaczonych cyframi
znajduje się tekst Hugo – Badera, w punktach oznaczonych literami
znajduje się nasz komentarz:
1. Od wiosny 82 drukowaliśmy także Tygodnik Mazowsze
a) Tygodnik Mazowsze BYŁ DRUKOWANY NA POWIELACZU Od wiosny 1983 ROKU.
2. U rudobrodego w sobotę drukowaliśmy we dwóch parę tysięcy gazet oba
tytuły trafiały w niedzielę do punktu nazywanego mieszalnikiem
b) Hugo – Bader zapomniał, że jego drukowanie razem ze mną było
epizodem; takie zdarzenie mogło się wydarzyć dwa lub trzy razy. TM z
powielacza trafiało na główny punkt, z którego był odbierany we wtorki.
TM wrzucany był w poniedziałek na ul. Hajoty na warszawskich Bielanach.
3. Nasz mieszalnik działał nieprzerwanie mieściła się w domu Mietka
Kobyleckiego
c) Mieszalnik u Mietka Kobyleckiego rozpoczął pracę ok. 1985 roku, kiedy
Tm i Wola były drukowane na offsecie u Andrzeja Kamacia. Z tej drukarni
wożone były gazety do Mietka Kobyleckiego. Przed Do czasu powstania
drukarni u Kamacia, Wola z offsetu była wożona w niedzielę na Bródno, TM
z powielacza był wożony w poniedziałek na ul. Hajoty na Bielanach.
4) W żmudnym liczeniu i czasami poniekąd w celach towarzyskich kilka
dziewczyn z Międzylesia Grażyna z siostrą Małgosia Anka były
pielęgniarkami w tamtejszym szpitalu kolejowym. Dziewczyny były naszymi
łączniczkami
d) W każdy poniedziałek przychodzili do Mietka Kobyleckiego liczyć
gazety i pakować na wtorek do kolportażu: Anna i Grażyna Hebdzińskie –
pielęgniarki, Małgorzata Żurawska – mgr Farmacji, Anna Murawska –
lekarz, mama Marka Latosa, Janina Grygier – kolporterka tygodnika KOS,
Mietek Kobylecki oraz ja, czyli Andrzej Adamiak stale współpracujący i
przekazujący ewentualne zmiany w kolportażu. Obie Anki, Grażyna,
Małgosia; były kolporterkami. Andrzej Adamiak i Alfred Rosłoń, zabierali
w środy i dostarczali na dolne punkty paczki nieodebrane we wtorek przez
kolporterów. Hugo Bader pomylił rzeczywistość i nie zauważył, że
pomiędzy przychodzącymi w poniedziałek, istniała duża przyjaźń i taka
sytuacja powodowała także spotkania towarzyskie. Razem czuliśmy się jak
rodzina, wszystkie święta i nasze imieniny obchodziliśmy w naszym
wspólnym gronie. Kiedyś Hugo Bader został zaproszony do Mietka
Kobyleckiego i brał udział w poniedziałkowym liczeniu, po którym
obchodziliśmy czyjeś imieniny. Hugo Bader nie był uczestnikiem tych
spotkań, dlatego i nie pamięta nazwisk i zawodów.
5. W końcu stanu wojennego firma dorobiła się swojej drukarni
offsetowej. Chłopcy ukradli ją ze szkoły poligraficznej
e) Kradzież maszyny offsetowej nastąpiła pod koniec sierpnia 1983 z
warszawskiej Szkoły Poligraficznej przy ul Stawki. W tym zdarzeniu brali
udział: Marek Latos, Alfred Rosłoń, Piotr Stańczak, Waldemar Liberadzki,
Krzysztof Szeliga. Jak widać, można ustalić dane osób ryzykujących za
ten czyn więzieniem?
6. Na początku 84 została przeniesiona do domku Andrzeja Kamacia gdzie
pracowała do końca wojny
f) Na początku 1985 roku maszyna offsetowa została przeniesiona do
Andrzeja Kamacia i tam obaj z Andrzejem Adamiakiem rozpoczęli drukowanie
Tygodnika Mazowsze i tygodnika „wola”. Przypominam Hugo – Baderowi o
wprowadzaniu w błąd czytelników i zmienianiu dat oraz faktów, które
robią olbrzymi zamęt. Wskazuje to na brak rzetelności ze strony
reportera Gazety Wyborczej Jacka Hugo – Badera.
Stan wojenny wprowadzono 13 XII 1981 roku, został zawieszony 31 XII 1982
roku. Zniesienie stanu wojennego nastąpiło 22 VII 1983 roku. O jakiej
wojnie mówi Hugo Bader? Wynikałoby, że działalność opozycyjna była tylko
do 1983 roku a przecież zakończyła się dla niektórych po 1990 roku.
7. W 1986 roku Piotrek został szefem kolportażu a ja transportu.
g) Szefem kolportażu do roku 1986 i w trakcie jego działania obowiązki
kolportażu za Marka Latosa przejęli Alfred Rosłoń i Andrzej Adamiak.
Szefem transportu był nadal Alfred Rosłoń.
8. Każdej niedzieli przewoziłem gazety na mieszalnik do Mietka pomagali
mi nasi taryfiarze.
h) Do 1986 roku jeździli do Andrzeja Kamacia: Andrzej Bischofft, Alfred
Rosłoń. Żadni inni taksówkarze nie jeździli z Hugo Baderem(chyba, że po
1986 r.), ponieważ transportem zarządzał Alfred Rosłoń – wyznaczał
taksówkarzy do przewiezienia bibuły.
9. Drukarnie obsługiwał ich szefem był Rysiek, którego nazwiska nie
pamiętam.
i) Szefem drukarzy był Ryszard Satel. Jego pracownia fotograficzna, w
której przygotowywał makiety tygodnika „Wola” mieściła się na ul.
Czerwonego Krzyża, koło warszawskiego szpitala na ul. Solec.
10. Mieliśmy tylko jedną wpadkę w 1985 roku na Marchlewskiego.
j) Jacek Hugo – Bader z GW wprowadza swoich czytelników w błąd, a brak
informacji o ilości wpadek świadczy o braku wiedzy i w ten sposób
umniejsza czyny ludzi pracujących na rzecz MKK Wola. Pierwsza wpadka
była w maju 1984 roku na Ursynowie ul. Kazury gdzie Mirosław Wąsowski
prowadził punkt prasy MKK
Po rewizji usiadł na 3 miesiące na Rakowieckiej – wyszedł na mocy
amnestii. Z tego punktu była zabierana prasa na dolne punkty zakładowe.
Druga wpadka była w sierpniu 1985 roku, esbecy zatrzymali i
przeprowadzili rewizję w mieszkaniu Hanny i Jacka Baran szukając prasy
podziemnej. Dzień wcześniej Hanna i Jacek Baran pojechali na punkt na
Mokotowie ul. Pułku Baszty skąd zabrali dużą ilość gazet. Trzecia
wpadka, o której wspomina Bader, to moja informacja.
11. oddawałem Boniemu, który był odpowiedzialny za utrzymywanie
kontaktów z władzami podziemnej Solidarności i redakcją TM.
l) Jeżeli Boni miał takie wspaniałe kontakty ze strukturami podziemnym
to, dlaczego jego aktywność szła w pisanie artykułów a nie w pomoc
drukarzom w załatwianiu części do maszyn drukarskich? Adamiak Andrzej
swoimi kanałami załatwiał wymianę uszkodzonych części maszyn
drukarskich; z tego samego źródła, z którym Boni utrzymywał kontakty.
Jak należy rozumieć napisaną informację Hugo – Badera o Bonim mającym
kontakty, który nie wyrażał chęci pomocy Ryśkowi Satelowi w uzupełnianiu
brakujących części do maszyn drukarskich?
W dniu 01 08 2009 roku, spotkaliśmy się, czyli Alfred Rosłoń i ja
Andrzej Adamiak z Jackiem Hugo – Baderem reporterem Gazety Wyborczej na
Jego życzenie. Rozmowa była mało merytoryczna i zakończyła się brakiem
wyjaśnień ze strony Hugo – Badera. Na stawiane zarzuty o braku
precyzyjnych informacji na temat opisywanych zdarzeń, Jacek Hugo – Bader
stwierdził:, że ten tekst nie jest o MKK Wola tylko o Jego działalności
w MKK i dlatego nie musiał być szczegółowy(NIKT NIC NIE MUSI!).
Zdarzenia opisywane przez Hugo -Badera, w których nie brał udziału, moim
zdaniem powinien pominąć milczeniem lub dołożyć szczególnej staranności
w ich opisywaniu, ponieważ jest to Jego obowiązek wynikający z zawodu,
jaki wykonuje i miejsca gdzie pracuje. Jacek Hugo – Bader opisuje
zdarzenia i ludzi w latach 1982/1989. Proszę zwrócić uwagę, że Gazeta
Wyborcza szerzy w ten sposób fakty mijające się z prawdą a to jest
nieetyczne i niemoralne; chyba, że jest to realizacja jakiegoś planu. A
może chodzi o zasługi, mające wpływ na osiągnięcie odpowiedniego statusu
w Gazecie Wyborczej. Oceniając opisywane wydarzenia przez Jacka Hugo –
Badera mogę odnieść wrażenie, że Hugo – Bader był aktywnym uczestnikiem
działań w strukturze Między Zakładowego Komitetu Koordynacyjnego w
Warszawie w latach 19821989. Żeby utrzymać taką legendę w tekście Hugo –
Baderowi brakuje w jego tekście konkretnych dat i rzetelności
opisywanych zdarzeń. Rzeczywistość jest zupełnie inna, niż opisuje to
Jacek Hugo – Bader.
Znamiennym faktem jest informacja, jaką przedstawił Jacek Hugo – Bader,
kiedy został zapytany czy otrzymał nasz list otwarty, który
skierowaliśmy do Gazety.pl(redakcja@gazeta.pl). Jacek Hugo Bader
stanowczo stwierdził, że nie otrzymał naszego listu otwartego(!) W tej
sytuacji w dniu 1 sierpnia 2009 roku ponownie wysłaliśmy nasz list
otwarty do Gazety- tym razem 2 razy. Nasuwa się pytanie, kto mija się z
prawdą? Jacek Hugo – Bader wykazał dużą aktywność, żeby się z nami
spotkać. Jego aktywność zbiegła się z terminem wysłania naszego
pierwszego listu do gazety.pl. CO MA DO POWIEDZENIA NA TEN TEMAT REDAKCJA
GAZETA.PL?
12. Dotyczy punktu 10, mówiącego o aresztowaniu właścicielki lokalu na
ul. Marchlewskiego.
m) Zamieszczona informacja JHB na temat fotografowania kolporterów
wchodzących do lokalu na ul. Marchlewskiego jest informacją z tematyki
S/F. Przedmiotowy lokal znajduje się na 3 piętrze. Brak jest informacji
o tego typu obserwacji. Kiedy przyjechałem z Rosłoniem na punkt i
poszedłem do tego lokalu- drzwi otworzył mąż właścicielki i poinformował
mnie o wczorajszym zdjęciu esbeckiego kotła. Byłem pierwszą osobą, która
dowiedziała się o wpadce a Rosłoń przekazał tę informację do MKK.
Chętnie poznam ludzi, którzy byli wówczas sfotografowani. Jacek Hugo –
Bader nie powinien pisać o faktach, w których nie brał udziału; chyba,
że chce promować historię ułożoną na własne potrzeby?
Coraz częściej mamy do czynienia z przypisywaniem sobie przez niektórych
ludzi podziemnej Solidarności, czynów, z którymi nie mieli nigdy nic
wspólnego- jest to działanie nieuczciwe i powinno być potępiane.
Szanowny Jacku żyjemy w epoce informatycznej i trudno jest zrozumieć,
jakie trudności stanęły na Twojej drodze przy ustaleniu faktycznych
ówczesnych stanów prawnych przed opublikowaniem swojego artykułu?
Rzetelni ludzie posługują się komputerami, telefonami w celu
weryfikowania zasłyszanych informacji. Można postawić pytanie, o czym
Jacek Hugo – Bader pisał- o sobie? Czy może o MKK Wola?
Za pośrednictwem Hugo – Badera otrzymaliśmy Dyplomy podpisane przez
Zbigniewa Bujaka. W treści tych Dyplomów są zacytowane fragmenty tekstu
artykułu Hugo- Badera. Ciekawe ile takich dyplomów wyprodukował Zbigniew
Bujak? Dyplomy mają uwiarygodnić naszą działalność w podziemnej
Solidarności i jednocześnie Zbigniew Bujak potwierdza w ten sposób
aktywność Jacka Hugo – Badera w podziemnej Solidarności. Może inni
rozumieją taką sytuację inaczej, my uważamy, że taki był sens powstania
artykułu i złożenia na Dyplomach podpisu Zbigniewa Bujaka.
Uważamy, że historię tworzą ludzie i fakty a nie czyjeś konfabulacje-
jak mamy stwierdzone w tym przypadku. Nie zgadzamy się, żeby zakłamywać
historię.

Za powyższy tekst odpowiadają:
Adamiak Andrzej PS. „RUDY”, kolporter i drukarz podziemnej Solidarności.
Rosłoń Alfred PS. „TADEK”, szef transportu i drukarz podziemnej
Solidarności.

Źródło:
http://pressmix.eu/index.php/2012/06/26/mkk-wola-warszawski-kolportaz-podziemny-wspomnienia-drukarzy/

Michał Boni tajny współpracownik SB

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona