Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Miliony na zabawki minister

Miliony na zabawki minister

Data: 2013-07-11 02:53:14
Autor: Marek Woydak
Miliony na zabawki minister

Miliony na zabawki minister

Już ponad 5 mln złotych wydało MEN na kampanię medialną forsującą reformę
obniżenia wieku szkolnego. A rodzice i tak pozostają nieprzekonani.

Za pomocą emisji propagandowych spotów resort próbuje wmówić rodzinom, że
pomysł posyłania coraz młodszych dzieci do szkoły ma sens. Mimo społecznego
oporu wobec „odmłodzonego” przymusu szkolnego ministerstwo edukacji nie
zamierza rezygnować z akcji „Sześciolatek w szkole”.

Podczas gdy w niejednej szkole rodzice zbierają między sobą składki na
malowanie sal lekcyjnych, bo słyszą, że na wszystko brakuje, pieniędzy na
tego typu kampanię jest w bród.

Rząd, ignorując fakt miliona podpisów złożonych przeciwko reformie Krystyny
Szumilas, w ponadminutowych filmikach zachwala korzyści, jakie miałyby
płynąć z wcześniejszego pójścia dziecka do szkoły.

Na stronie internetowej MEN przypomina rodzicom, że do końca wakacji mają
jeszcze szansę zdecydować się na ten krok. Ponieważ nie ma ustawowego
przepisu określającego datę zapisania dziecka do pierwszej klasy, jak
poinformował „Nasz Dziennik” resort, nie ma jeszcze oficjalnych danych
mówiących, ile dzieci w wieku sześciu lat pójdzie do szkoły w roku
2013/2014. Dane te będą dostępne dopiero w październiku z Systemu
Informacji Oświatowej.

Nieoficjalnie jednak, według Tomasza i Katarzyny Elbanowskich z Fundacji
Rzecznik Praw Rodziców, wiadomo już dziś, że liczba rodziców decydujących
się na posłanie dziecka sześcioletniego do pierwszej klasy maleje.

– Po zebraniu cząstkowych informacji z gmin okazało się, że do tej pory
liczba dzieci sześcioletnich, które rodzice zdecydowali się posłać do
pierwszej klasy, jest mniejsza niż w zeszłym roku o tej samej porze.
Wiadomo też, że warszawski ratusz przygotował za dużo klas pierwszych i
teraz trzeba je zamienić na zerówki. Okazuje się, że generalnie tendencja
jest spadkowa, ponieważ rok temu poszło do pierwszej klasy mniej
sześciolatków niż dwa lata temu – wskazuje Tomasz Elbanowski, organizator
akcji „Ratuj maluchy”.

Od kilku miesięcy jesteśmy jednak świadkami intensyfikacji kampanii, której
celem jest pokazanie jakoby wspaniałych skutków reformy i nakłonienie
rodziców do podjęcia decyzji wcześniejszego posłania dziecka do szkoły.

Lukrowana rzeczywistość

Korzystając z zakładki „Sześciolatek w szkole”, na stronie internetowej MEN
można zapoznać się z wszystkimi spotami, na których realizację rząd
wyasygnował potężne środki, a które de facto niewiele mają wspólnego z
rzeczywistością. Spoty były również emitowane w telewizji, co ciekawe – w
najlepszym czasie antenowym.

Rodzice, nauczyciele, psychologowie i pedagodzy niejednokrotnie alarmowali
o nieprzystosowaniu szkół, o fatalnych skutkach wcześniejszego rozpoczęcia
edukacji, o różnicach emocjonalnych i intelektualnych pomiędzy dziećmi
sześcioletnimi i siedmioletnimi.

Spoty jednak w swojej treści ograniczają się do wypowiedzi kilkorga
rodziców zadowolonych ze swojej decyzji i do okrągłych sformułowań
sugerujących, że dziecko sześcioletnie jest gotowe, aby pójść do szkoły.
Bohaterzy spotów przekonują wręcz, że same dzieci taką gotowość wyrażają.

„Nasz Dziennik” zapytał MEN wprost, ile kosztowała kampania „Sześciolatek w
szkole”. Ministerstwo rozpoczęło odpowiedź od wyłuszczenia, że jego
„obowiązkiem w związku z tak kluczową reformą, jak obniżenie wieku
szkolnego, jest podejmowanie konkretnych działań (…)”.

Dalej uznało za stosowne zaakcentować, że dofinansowanie gmin w zakresie
przygotowania do przyjęcia reformy wyniosło ponad dwa miliardy. Iwreszcie
wyszło na jaw, że na spoty „promujące obniżenie wieku szkolnego” wyłożono z
budżetu państwa od grudnia 2012r. do czerwca 2013 r. ponad 5milionów
złotych – ich produkcja wyniosła blisko pół miliona, a emisja ponad 4,8 mln
złotych.

Średni roczny budżet szkoły podstawowej w stolicy waha się w granicach 2-3
mln złotych. Koszty propagandowej akcji MEN mogłyby więc pokryć budżet
dwóch takich placówek. Dla przykładu: budżet przewidziany na rok 2013 w
Szkole Podstawowej nr 10 w dzielnicy Ochota, zgodnie z zarządzeniem
prezydenta Warszawy z dnia 19 czerwca 2013 r. wynosi 2 mln 613tys. 528 zł –
w tym mieszczą się wydatki na szkołę, dokształcanie nauczycieli, stołówki
szkolne i przedszkolne, świetlice szkolne oraz pomoc materialna dla
uczniów.

Sławomir Kłosowski (PiS) z sejmowej Komisji Edukacji, Nauki iMłodzieży,
komentując zarówno treść, jak i formę spotów rządowych reklamujących
reformę oświaty forsowaną przez rząd, ocenia, że mamy do czynienia z
ordynarną propagandą.

– Przypominają one ofensywę medialną, również w formie spotów, po tym jak
rząd przyjął ustawę o otwartych funduszach emerytalnych – palmy, beztroskie
wakacje, dobrobyt osób korzystających z OFE. Nie ma to oczywiście nic
wspólnego z rzeczywistością itak jest też w przypadku spotów dotyczących
posyłania sześciolatków do szkoły – mówi Kłosowski.

Jego zdaniem, dobór osób, „celebryckich” ekspertów, również nie jest bez
znaczenia, ale w tej sytuacji może jednak nie odnieść skutku, jakiego rząd
by oczekiwał.

– Do tego dochodzą odpowiednio wyselekcjonowani rodzice zachwalający
rzekome pozytywy posłania sześcioletnich dzieci do pierwszej klasy. Nie ma
jednak żadnych argumentów odnoszących się do meritum sprawy. Treść spotów
ogranicza się do okrągłych słów o tym, że dzieci sobie radzą, że w szkole
czeka na nie nauka przez zabawę itp. Jest to typowe mydlenie oczu
społeczeństwu i po raz kolejny widać, iż rząd nie zamierza podejmować
rzeczowej dyskusji – uważa nasz rozmówca.

Ponieważ jednak rzeczywistość nie przystaje do oczekiwań ministerstwa, to
warto wydać wiele milionów złotych na to, aby ją do tych oczekiwań nagiąć.

– W świetle fatalnej sytuacji w polskiej oświacie, zważywszy na cięcia
budżetowe samorządów i wynikające z nich zamykanie wielu placówek, rząd
uważa, że lepiej lekką ręką wydać gigantyczne pieniądze na promocję
nieudolnej reformy. Sprawą niemałej wagi jest to, iż reklamy emitowane są w
najlepszym i najdroższym czasie antenowym. To również unaocznia, jak bardzo
oderwani od rzeczywistości są Krystyna Szumilas i Donald Tusk – podkreśla
Kłosowski.

Jednym z podprogowych przekazów sączonych w spotach jest m.in.
zlekceważenie różnic rozwojowych pomiędzy dzieckiem sześcioletnim a
siedmioletnim. A przecież widać je gołym okiem. I nie wymaga to specjalnych
kwalifikacji.

– Rok dla dziecka to bardzo dużo. Sądzę, że można nawet powiedzieć, iż
pomiędzy sześciolatkiem a siedmiolatkiem istnieje przepaść emocjonalna i
intelektualna. Poza tym proszę zauważyć, jak wyrachowana jest polityka
rządu. Za wszelką cenę chce, aby jak najmłodsi ludzie wchodzili na rynek
pracy, jednak sytuacja na rynku jest dramatyczna. Pytanie zatem, czemu tak
naprawdę służy ta propaganda – podnosi Sławomir Kłosowski.

Miliony na zabawki minister

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona