Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Minister Klich - pierwszy lokator piekła

Minister Klich - pierwszy lokator piekła

Data: 2009-09-10 09:40:29
Autor: mkarwan
Minister Klich - pierwszy lokator piekła
Po śmierci kapitana Daniela Ambrozińskiego, który poległ w Afganistanie od kuli snajpera, proces rozbrajania naszego państwa nie tylko przyspieszył, ale w dodatku trup ściele się gęsto i to - wśród generałów.
Oczywiście nie naprawdę, Boże uchowaj! Generał Waldemar Skrzypczak nie zginał, tylko stracił stanowisko dowódcy Wojsk Lądowych, bo skrytykował "biurokratów" rządzących Ministerstwem Obrony Narodowej.
I chociaż ta krytyka była na rękę zwierzchnikowi Sił Zbrojnych, panu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, to przecież nie osłonił generała Skrzypczaka swoimi skrzydły.
Nie to, żeby nie mógł; przecież pan prezydent wykorzystuje swoją moc tylko w połowie, podobnie jak człowiek swoje półkule mózgowe - tylko, że najwyraźniej nie chciał.
Ale bo też krytyka pana generała Skrzypczaka skierowana przeciwko "biurokratom" - co w nowoczesnym języku wojskowym oznacza po prostu głupich cywilów - musiała pana prezydenta, stuprocentowego cywila, również zaniepokoić.
Widać na tym przykładzie jak na dłoni, że mimo pozorów nieprzejednanej wrogości między PO i PiS-em, istnieje między nimi bezsłowna płaszczyzna porozumienia; i jedni i drudzy pilnują, by władza "biurokratów" nie została uszczuplona.
Viribus unitis spławiono tedy pana generała Skrzypczaka, kładąc w ten sposób kres felonii.
Oczywiście "biurokraci" nie sprawują tej władzy w imieniu własnym, co to, to nie.
Są tylko plenipotentami razwiedki zarówno tubylczej, jak przede wszystkim - razwiedek cudzoziemskich, które hulają po Polsce, niczym w czasach saskich pułki "saskie, ruskie i rakuskie" - bo akurat przeżywamy w naszej historii okres saskiej recydywy, która skończy się pewnie podobnie jak i wtedy, to znaczy - jakimiś rozbiorami, chociaż oczywiście jeszcze nie teraz, tzn. - przed ratyfikacją traktatu lizbońskiego, tylko później, kiedy już zostanie nam to objawione przez starszych i mądrzejszych.

Ale na razie, zanim padnie salwa, humory jeszcze dopisują i pan minister Klich, dotknięty do żywego krytyką ze strony generała Skrzypczaka, do której zresztą przyłączył się generał Sławomir Petelicki, poleciał do Afganistanu, żeby przekonać się na własne oczy, czy jest tam rzeczywiście tak niebezpiecznie, jak mówią wojskowi.
Na pierwszy rzut oka aż tak źle być nie może, bo w Afganistanie zginęło bodajże dziesięciu polskich żołnierzy, to jest tyle, ile ludzi ginie u nas na drogach jednego dnia. Zatem - o co tyle hałasu?
Trochę światła na ten problem rzuca osoba pana generała Petelickiego, który do wojska przeszedł wprost ze Służby Bezpieczeństwa, gdzie z kolei trafił, by - jak sam wspominał - "spełniać dobre uczynki".
Skoro zatem nasze wojsko jest w służbie bezpieczeństwa, to nic dziwnego, że nie chce się narażać, zwłaszcza, że - w odróżnieniu od innych sojuszniczych armii - zabija złowrogich wrogów demokracji po bożemu.

Bo w Afganistanie walczymy o demokrację, to znaczy - o poddanie tego kraju władzy amerykańskiego agenta, niejakiego Karzaja, oskarżanego właśnie o sfałszowanie wyborów.
Z braku czegoś lepszego, to jest jakiś powód, bo w przeciwnym razie musielibyśmy uwierzyć w zapewnienia Pierwszego Sekretarza NATO, że Sojusz Atlantycki walczy w Afganistanie "o prawa tamtejszych kobiet".
Ciekawe co Pierwszy Sekretarz miał konkretnie na myśli; czy żeby Afganki mogły mieć aborcję na życzenie, czy żeby mogły zapładniać się w szklance czyli, jak to mówią - in vitro, czy wreszcie - żeby miały parytet w biurokracji - bo o te właśnie cele walczą przywódczynie kobiet w Polsce i innych państwach NATO.
To by dopiero była ładna historia!
Chodzi o to, że Kościół w Polsce, w ramach walki z "cywilizacją śmierci", sprzeciwia się aborcji na życzenie, podobnie, jak zapładnianiu w szklance, akceptując co najwyżej "parytet", a i to wiemy tylko ze zwierzeń pani Fuszary uczynionych panu red. Przeciszewskiemu z KAI - a tymczasem okazałoby się, że w Afganistanie, poprzez udział wojskowych kapelanów w operacji NATO, angażuje się po stronie "cywilizacji śmierci".
"Kakoj skandał!" ("Leciała pani z panem aeropłanem. Puskali sobie pszczoły na pupy gołe. Kakoj skandał! Papa był gienierał!...").
Nie wie lewica, co czyni prawica?
No nie, aż tak źle może nie jest, bo bardziej prawdopodobne wydaje się wyjaśnienie, że Pierwszy Sekretarz NATO najzwyczajniej w świecie kłamie, co przy okazji wyjaśnia przyczynę, dla której to stanowisko spodziewał się uzyskać Aleksander Kwaśniewski.
Dzięki temu unikamy dysonansu poznawczego oraz rozterek moralnych i z czystym sumieniem możemy zabijać wrogów demokracji po bożemu, co stanowi znakomitą ilustrację trafności przysłowia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Bo wyobraźmy sobie tylko, co by to było, gdyby Pierwszy Sekretarz NATO mówił prawdę?

Ale mniejsza już o to, bo najważniejsze jest przecież bezpieczeństwo naszych wojsk, które pan minister Klich postanowił sprawdzić na własnej skórze.
Esperons tedy, że złowrodzy talibowie zachowają się politycznie i nie zrobią ministru Klichu żadnej krzywdy, dzięki czemu utwierdzi się on dodatkowo w swojej zatwardziałości i będzie rozbrajał polskie państwo tubylcze z jeszcze czystszym sumieniem.
To oczywiście bardzo dobrze, bo gdyby minister Klich rozbrajał tubylcze państwo z sumieniem jakimś takim nieczystym, to na pewno poszedłby za to do piekła i przez całą wieczność by go bolało.
Wprawdzie przewielebny ksiądz prof. Wacław Hryniewicz utrzymuje, że piekła nie ma, tzn. - że oczywiście jest, ale puste, ale jeśli nawet to prawda, to dlaczegóż to pan minister Bogdan Klich nie mógłby zostać jego pierwszym lokatorem?
Jeszcze raz się okazuje, że gdyby nawet talibów nie było, to należałoby ich wymyślić.
 Co tu ukrywać - mamy z nich same korzyści, niczym z gęsi smalec.

Ale ogień piekielny dla ministra Klicha to jedna rzecz, a bezpieczeństwo naszych wojsk - to rzecz druga.
Wprawdzie najgorsze są nieproszone rady, ale skoro wojskowi eksperci przez tyle lat niczego mądrego nie wymyślili, to trzeba pokazać, jak sobie radzą starsi i mądrzejsi. Weźmy ambasadę amerykańską w Kabulu.
Wprawdzie USA maja w Afganistanie prawie 50 tys. Żołnierzy, ale okazało się, że amerykańskiej ambasady strzegą prywatni ochroniarze, z firmy prowadzonej przez jakiegoś głupiego cywila i nawet dopuszczają się tam seksualnych ekscesów.
Nie wiadomo, czy między sobą, czy z pozostałym personelem ambasady, ale to nieważne, bo już wiadomo, w jaki sposób zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom.
Otóż każdego powinno pilnować co najmniej dwóch ochroniarzy, którzy wychodziliby też na co bardziej niebezpieczne, a właściwie - wszystkie patrole, podczas gdy żołnierze doskonaliliby swoje umiejętności w bazach i przelewali pieniądze na swoje konta bankowe.
Tacy ochroniarze, to głupi cywile, a tych przecież nikt nie żałuje, bo stanowią oni część mniej wartościowego sektora prywatnego, nad którym "biurokraci" sprawują nie tyle cywilną, co zwyczajną kontrolę.
A że publiczną tajemnicą jest, że większość agencji ochrony albo stanowi własność albo jest kontrolowana przez byłych (?) funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i razwiedki wojskowej, to proponowane rozwiązanie ma jeszcze i tę zaletę, że miliard złotych, które rząd RP wydał już na walkę o demokrację w Afganistanie, chociaż częściowo wróciłby do kraju za pośrednictwem jego najlepszych synów.
 Stanisław Michalkiewicz
źródło  www.michalkiewicz.pl

Minister Klich - pierwszy lokator piekła

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona