Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.nurkowanie   »   Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku

Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku

Data: 2010-01-11 10:50:55
Autor: SHARMDIVER.PL
Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku
Witam,

mamy nowy rok.
Może przypomnicie sobie swoje najlepsze nurkowanie w zeszłym roku i opiszecie je na liście z adnotacją dlaczego właśnie te?

Pozdrawiam


Jan

Data: 2010-01-11 18:40:23
Autor: jacekplacek
Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku
SHARMDIVER.PL <diveinstructor@usuntoop.pl> napisał(a):
Witam,

mamy nowy rok.
Może przypomnicie sobie swoje najlepsze nurkowanie w zeszłym roku i opiszecie je na liście z adnotacją dlaczego właśnie te?

Ale o co chodzi? Nie masz pomysłu na folder reklamowy, czy kolejny spam na sekcie? Częściowo masz rację. Cykl "widziałem rybe" jest już lekko nudnawy i trąci myszką. Może jednak sam coś wymyślisz? Żeby nie było, że unikam odpowiedzi, każde było najlepsze. Dlaczego? Bo umiem się cieszyć każdym dniem.

--


Data: 2010-01-12 00:28:35
Autor: trzesiek
Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku
Użytkownik "SHARMDIVER.PL" <diveinstructor@usuntoop.pl> napisał w wiadomości news:hies8m$t3$1news.onet.pl...
....
mamy nowy rok.
Może przypomnicie sobie swoje najlepsze nurkowanie w zeszłym roku i opiszecie je na liście z adnotacją dlaczego właśnie te?
....

W październiku ubiegłego już roku, w pierwszą po przylocie z Egiptu sobotę wybrałem się na płukanie sprzętu do Horki. W Egipcie wiadomo, tu strzępiel, tam żółwik, jeszcze gdzie indziej murena, koral, błazenek, ... Generalnie słodka nuda. Poza tym pobyt na łodzi znoszę doskonale, ale po powrocie przez ponad tydzień odczuwałem nieprzyjemne kołysanie. Taka choroba lądowa.
Ale do rzeczy, bo miało być o najlepszym nurkowaniu w ubiegłym roku. Przyjechałem na nurkowisko ok. 11. Dzień był umiarkowanie ciepły, jak to w październiku, słońce świeciło, a ptaszki nie ćwierkały i dobrze, bo to mnie trochę irytuje ;-) Ubrałem sprzęt, hop do wody i moim oczom ukazał się piękny świat. Przejrzystość porównywalna do tej z morza czerwonego. Kolory mniej basenowe z lekkim zielonkawym zabarwieniem. Po krótkim locie osiągnąłem kres, czyli dno :-) Dopłynąłem do ramki z kwasiaka. nic się nie zmieniła. Nadal olśniewa swym pięknym kształtem i połyskliwą powierzchnią. Można jej dotykać bez szkody dla jej stanu. Lubię to miejsce, bo jest w im coś magicznego. Nagle do moich uszu dobiegł kobiecy śpiew. To moja partnurka postanowiła nam obojgu uzupełnić piękne widoki podkładem muzycznym. Wiecie, że woda trochę zniekształca dźwięk, ale i tak było bardzo miło. W końcu śpiewała dla mnie ;-) Opłynęliśmy denko dookoła i zaczęliśmy się stopniowo wynurzać. Spojrzałem w górę, a tam promienie południowego słońca załamywane na leciutko pomarszczonej tafli muskanej delikatną bryzą. Taki widok można porównać wyłącznie z oglądaniem obracanego powoli w palcach brylantu pobłyskującego w naturalnym świetle. Na myśl przyszła mi analogiczna sytuacja z nurkowania w Egipcie. Jednak tam promienie rwały się nerwowo przechodząc przez powierzchnię wzburzoną wiatrem i bezładnymi ruchami hord nurków. A w kamieniołomie sielanka. Spiralą w lewo dopłynęliśmy do ściany. Po niedługim czasie ukazała się naszym oczom okazała budowla. Brak dachu sprawia, że można zajrzeć do środka, jak do domku dla lalek. Wisząca przy wejściu obudowa aparatu fotograficznego przywołała mi na myśl moje wyjście z domu, gdy na wieszaku znajduję rzeczy, których nie powinienem w żadnym wypadku zapomnieć i dlatego są przygotowane wcześniej. Budowla jest pozbawiona dachu w całości, więc wbrew mej woli miałem wgląd także do pomieszczeń sanitarnych. Jednak nikogo tam nie zastałem, a czystość i porządek, a przede wszystkim brak zaleceń, co do miejsca przechowywania zużytego papieru uświadomiła mi, że jestem w miejscu o bliższych mi kanonach kulturowych.
Płynąc dalej natrafiłem na kupkę kamieni. Niby nic, a jednak była świadectwem pracy człowieka w trudnych warunkach. Płyniemy kilkanaście metrów nad dnem oglądając z perspektywy fantastyczne formacje skalne. Pikanterii dodaje fakt, że w większości ten cudny krajobraz wyrzeźbił człowiek. Piękne to i monumentalne, niczym budowle starożytnych Egipcjan. Ledwie o tym pomyślałem, a moim oczom w oddali ukazały się znajome kształty. Chwila trwogi, bo charakterystyczne płetwy grzbietowe nie wróżą nic dobrego tym bardziej, że paszcze szeroko otwarte. Ech, niby człowiek nawykły do takich widoków, ale strzał adrenaliny dostaję zawsze. Oczywiście to tylko atrapy, ale szczególnie z daleka wyglądają bardzo realistycznie. Potem zatoczka zatopione drzewa i ławice wielkich okoni, które chowają się wśród ich rozłożystych koron. Z zaciekawieniem podpływają bardzo blisko. Spokojne ruchy nie płoszą ich, a gdy odpływając odwróciłem się za siebie dostrzegłem jak odprowadzają mnie wzrokiem. Czułem, jakby chciały powiedzieć "odwiedź nas jeszcze". Kolejna kamienna zatoka z pionowymi ścianami oddalonymi od siebie przy wejściu o jakieś 30 metrów. Drugiej ściany nie widać, więc spoglądam na kompas, płynę chwilkę w toni, ale przy tej przejrzystości trwało to raptem kilka sekund i już widzę strzelistą ścianę. Spoglądam w górę, a tam absolutnie spokojna powierzchnia i cień drzew rosnących tuż przy krawędzi urwiska. Na komputerze 12 metrów, a wydaje się, że gdyby wyciągnąć rękę, to możnaby złapać gałąź. Chciałbym płynąć dalej, ale nie mogę. Urok tego miejsca sprawił, że postanowiłem zostać jeszcze chwilę. Chwyciłem kamień i spuściłem całkowicie powietrze z jacketu. Partnurce przeszło przez myśl, że mogło mi się coś stać, ale gdy spojrzała w górę natychmiast przybrałą pozocję u mego boku i tak leżąc spędziliśmy kilka upojnych chwil. No cóż, nic nie może trwać wiecznie. Przed nami jeszcze tyle do zwiedzania. Chwilę później wpłynęliśmy w strefę górzystą. Ostro wyrzeźbione szczyty i granie z delikatnym nalotem utrzymującym się na bardziej płaskich powierzchniach przywołały wspomnienie z górskich szczytów. Dusza chciałaby wykorzystać potencjał, jaki daje woda i chciałoby się płynąć to na szczyt, to w dolinę. Niestety, zdrowy rozsądek nie pozwala na taki lot. Puszczamy się więc slalomem pomiędzy graniami starając się nie zmieniać głębokości. Wtem znad wzgórza znaki dymne ... Nie, to inna para nurków zdradza swoją obecność bąblami powietrza. Spotykamy się wypływając z przeciwnych stron zza tej samej skały. Maska z niebieską ramką, w ustach Jetstream - tak to on. Gdy ostatni widzieliśmy się na powierzchni niecałą godzinę temu wyglądał inaczej. Widać było po nim znudzenie niedawnymi nurkowaniami w ciepłym morzu. Teraz to inny człowiek. Jest u siebie. Tu mu się podoba. On chyba czuje to, co ja, bo wygląda tak, jak ja się czuję. Spojrzenie na jego partnura. Jest nas czworo! Czworo szczęśliwych ludzi. Nie trzeba szukać przygód i piękna daleko. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
Do pomostu wracamy całą gromadą. Przed wyjściem z wody upewniamy się, że nikogo nie brakuje, bo wiemy, że pozostawionemu na pastwę losu trudno byłoby wrócić do domu samemu. Poza tym lubimy się :-)

Pozdrawiam

Wojciech Czechowski

Moje najlepsze nurkowanie w 2009 roku

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona