Data: 2015-10-27 00:11:28 | |
Autor: Ikselka | |
NASZA KWOTA wypełniona. | |
http://polskaniepodlegla.pl/wydarzenia/item/1440-co-raz-wiecej-ukraincow-w-polsce
"Gigantycznie rośnie liczba obywateli Ukrainy ubiegających się o azyl, lub inny rodzaj prawa pobytu w Polsce. (...) Tylko w ciągu tygodnia (9-16 kwiecień) z Ukrainy do Polski wyjechało 23 600 ludzi." I niech Zachód wsadzi sobie w du...ży nos swoje zarzuty odnośnie nieprzyjmowania Muzułmanów. Niech ich Niemcy ugoszczą, sami chcieli, Amerykanie niech pomogą, to ich wina. My czekamy na Polaków z Donbasu i Kazachstanu! To im sie należy nasza opieka! "Jakże głęboki sens miało zdanie powtarzane ze srogim ostrzeżeniem przez niższych i wyższych funkcjonariuszy, a z dobrotliwą życzliwością przez prostych ludzi: "nie priwykniosz - podochniosz", będące symbolem tamtejszej codzienności. Powszedni dzień polskiego zesłańca był więc walką o to, by nie "podochnut'". Jak trudna, dramatyczna była to walka, jak przerażające były warunki, w jakich się toczyła - o tym traktują odpowiednie rozdziały tej książki i nie ma potrzeby powtarzania tam zawartych ustaleń w formule z konieczności ograniczającej się do utartych frazesów. W tej walce sukcesem był każdy kolejny dzień. Nie zawsze kończyła się ona zwycięstwem, a świadectwem tych porażek pozostają kości polskich zesłańców w kazachstańskiej ziemi. Czy jednak rzeczywistą antynomią śmierci było "przywyknięcie", przystosowanie się do realiów panujących na "nieludzkiej ziemi"? Jest to w istocie pytanie czy owo "przywyknięcie" to zdolność do wykonywania przez kilkanaście godzin dziennie ciężkiej pracy w stepach i kopalniach, spowszednienie obcowania z wszami, pluskwami i karaluchami, przyzwyczajenie się do stałego uczucia głodu, do snu na klepisku w ziemiance, do powszechnego brudu, do chodzenia w łachmanach? W tym sensie zesłańcy zapewne jakoś "przywykli" - wszak nie mieli wyboru - choć ograniczali te dolegliwości jak mogli i jak umieli, "cywilizując", na miarę sił i środków, fizyczne otoczenie, wyczyniając prawdziwe cuda kulinarne, nabierając wprawy i sprawności w wykonywaniu narzuconych robót. Ale przetrwać oznaczało nie tylko podtrzymać biologiczną egzystencję. Przeciwnie nawet - ta ostatnia w dużej mierze zależała od umiejętności wyzwolenia aktywności czerpiącej swe źródło nie tylko, a może i nie przede wszystkim, z sił fizycznych, ale także z bardziej niewymiernych i trudniejszych do zdefiniowania sił "duchowych". Była to zdolność do przeciwstawienia szokowi wywołanemu już samym aktem wyrwania z rodzinnych siedzib, wtłoczenia w bydlęce wagony i powiezienia w nieznane, a pogłębionemu zetknięciem z obcą, surową przyrodą, z obcym kulturowo i cywilizacyjnie, często wrogim otoczeniem. Ta zdolność oznaczała przyswojenie sobie nowych reguł postępowania, często kolidujących z zakorzenionymi nawykami i wyznawanym systemem norm (np. akceptację kradzieży czy oszustwa), znalezienie rozsądnej proporcji między uległością a sprzeciwem, rezygnację z niejednego życiowego dogmatu i zarazem uchronienie wartości, których wyrzeczenie się oznaczało degradację moralną. Aby przeżyć nie tylko w biologicznym, ale i humanistycznym sensie tego słowa "priwyknut'" można było i wolno było tylko w ograniczonym zakresie, równocześnie stawiając instynktownie czy świadomie opór zewnętrznej opresji. Przejawami tego oporu były i odpowiednie zachowania w pracy, i dbałość o wygląd, i kultywowanie religii, i starania o utrzymanie dzieci w polskości. W tych też kategoriach - choć oczywiście nie tylko - widzieć należy utrzymywanie więzi rodzinnych i środowiskowych, czy tworzenie "domu" nie tylko jako miejsca do spania i jedzenia, ale jako ogniska domowego, skupiającego myśli i uczucia, kształtującego osobowość." http://sciesielski.republika.pl/kazachstan/index.html -- XL http://www.fronda.pl/a/humanizm-tez-ma-swoje-granice,56445.html |
|