Data: 2019-01-30 17:48:49 | |
Autor: u2 | |
Nadzorca wzywa | |
Nadzorca wzywa
pana! - zawołano.Tym, co go przestraszyło, był krzyk, ten krótki, urywany żołnierski wrzask, o który by nigdy strażnika Franciszka nie posądzał. Sam rozkaz był mu pożądany.- Wreszcie! - odkrzyknął, zamknął szafkę i natychmiast pobiegł do sąsiedniego pokoju.Tam stali obaj strażnicy i, jakby się to samo przez się rozumiało, zagnali go z powrotem do pokoju.- Co wam przyszło do głowy! - wołali. - W koszuli chcecie iść do nadzorcy? Każe was obić i nas w dodatku.- Puśćcie mnie, do diabła! - wołał K., którego już przyparli do szafy. - Nie można wymagać ode mnie odświętnego stroju, skoro napada się na mnie w łóżku.- Trudna rada - powiedzieli strażnicy, którzy zawsze ilekroć K. podnosił głos, uspokajali się, nawet wprost smutnieli, co go mieszało i poniekąd otrzeźwiało.- Śmieszne ceremonie - mruczał jeszcze, ale już zdjął ubranie z krzesła i trzymał je chwilę w obu rękach, jakby poddawał je ocenie strażników. Potrząsnęli głowami.- To musi być czarne ubranie - powiedzieli.Na to K. rzucił ubranie na podłogę i sam nie rozumiejąc, w jakim sensie to mówi, powiedział:- Przecież to jeszcze nie jest rozprawa główna.Strażnicy uśmiechnęli się, lecz obstawali przy swoim:- To musi być czarne ubranie.- Jeśli przez to przyspieszę sprawę, niech już będzie - powiedział K., otworzył sam szafę i szukał długo pomiędzy garniturami, wybrał najlepszy czarny żakiet, który swoim krojem wywołał sensację wśród znajomych, wyciągnął także inną koszulę i zaczął się starannie ubierać. W skrytości ducha sądził, że udało mu się przyspieszyć całą sprawę przez to, że strażnicy zapomnieli zmusić go do kąpieli. Obserwował ich, czy sobie tego może jednak nie przypomną, ale oni oczywiście wcale na to nie wpadli, natomiast Willem nie zapomniał wysłać Franciszka do nadzorcy z doniesieniem, że K. się ubiera.Gdy był już zupełnie ubrany, musiał przejść obok Willema przez pusty pokój sąsiedni do następnego, którego dwuskrzydłowe drzwi były już na oścież otwarte. Ten pokój, jak K. dobrze o tym wiedział, zamieszkiwała od niedawna niejaka panna Burstner, stenotypistka, która zwykła była bardzo wcześnie wychodzić do pracy, późno wracała do domu i z którą K. zamienił był zaledwie parę razy pozdrowienia. Teraz wysunięto na środek pokoju stolik nocny sprzed jej łóżka, niby stół na rozprawie sądowej i za nim zasiadł dozorca. Założył nogę na nogę i jedno ramię oparł na poręczy krzesła.W jednym kącie pokoju stali trzej młodzi ludzie i przypatrywali się fotografiom panny Burstner zatkniętym w wiszącą na ścianie trzcinową matę. Na klamce otwartego okna wisiała biała bluzka. Z okna naprzeciw znowu wychylali się oboje starzy, ale grupa powiększyła się, bo za nimi stał znacznie od nich wyższy mężczyzna z rozpiętą na piersiach koszulą, który przebierał palcami w swojej rudawej spiczastej bródce.- Józef K.? - spytał nadzorca, może tylko po to, aby ściągnąć na siebie jego latający wzrok.K. przytaknął.- Pan jest zapewne bardzo zaskoczony wypadkami dzisiejszego ranka? - spytał nadzorca i przesunął przy tym obiema rękami kilka przedmiotów leżących na stoliku: świecę, zapałki, książkę i poduszeczkę na szpilki, jakby to były przedmioty potrzebne mu do rozprawy.- Pewnie - odparł K. i ogarnęło go miłe uczucie zadowolenia, że wreszcie ma do czynienia z człowiekiem rozumnym i może z nim mówić o swojej sprawie. - Bez wątpienia, jestem zaskoczony, ale znowu nie tak bardzo.- Nie bardzo zaskoczony? - spytał nadzorca i postawił świecę na środku stolika, grupując wokoło niej inne przedmioty - Może mnie pan źle zrozumie - śpiesznie zauważył K. - Przyznaję - tu przerwał i obejrzał się za jakimś krzesłem. - Mogę chyba usiąść? - zapytał.- To u nas nie jest przyjęte - odpowiedział nadzorca.- Przyznaję - rzekł K. już bez dalszej przerwy - że jestem bądź co bądź bardzo zaskoczony, ale gdy się żyło na świecie trzydzieści lat i samemu musiało się przez życie przebijać, jak to mnie przypadło w udziale, człowiek staje się odporny i nie bierze już tak poważnie żadnych niespodzianek. Zwłaszcza takich jak ta dzisiejsza.- Dlaczego zwłaszcza takich jak ta dzisiejsza?- Nie mówię, że uważam to wszystko za żart, na to poczynione przygotowania wydają mi się jednak zbyt daleko idące. Należałoby wmieszać w to wszystkie osoby pensjonatu, a także was wszystkich, a to by przekraczało granice żartu. Nie chcę więc mówić, że to jest żart.- Całkiem słusznie - powiedział nadzorca i obliczał, ile jest zapałek w pudełku.- Z drugiej jednak strony - ciągnął dalej K. i zwrócił się przy tym do wszystkich, a chętnie byłby się nawet zwrócił jeszcze do tych trzech przy fotografiach - z drugiej jednak strony cała ta sprawa nie może być bardzo ważna. Wnioskuję to z tego, że jestem wprawdzie oskarżony, ale nie mogę znaleźć najmniejszej winy, o którą można by mnie było oskarżyć. Ale i to jest drugorzędną sprawą. Kto mnie oskarża? - oto zasadnicze pytanie. Jaka władza prowadzi dochodzenie? Czy pan jest urzędnikiem? Nikt z was nie ma munduru, chyba że pańskie ubranie - tu zwrócił się do Franciszka - zechce ktoś uważać za mundur, ale i ono jest raczej strojem podróżnym. W tych kwestiach żądam wyjaśnień i jestem przekonany, że po ich otrzymaniu najserdeczniej się rozstaniemy.Nadzorca opuścił na stół pudełko z zapałkami.- Pan jest w wielkim błędzie - rzekł. - Ci panowie i ja stoimy w tej sprawie całkiem na uboczu, co więcej, my o niej prawie nic nie wiemy. Choćbyśmy nosili nawet najbardziej przepisowe mundury, nie pogorszyłoby to ani trochę stanu pańskiej sprawy. Nie mogę też bynajmniej powiedzieć panu, czy jest pan oskarżony, sam tego nie wiem. Pan jest aresztowany, oto wszystko, więcej nie wiem. Może strażnicy nagadali co innego, w takim razie było to tylko czcze gadanie. Ale chociaż nie odpowiem na pańskie pytania, to jednak radzę panu mniej zajmować się nami i tym, co się z panem stanie, natomiast więcej myśleć o sobie. I lepiej nie robić tyle hałasu z tą pańską niewinnością, bo to psuje niezłe wrażenie, jakie pan na ogół sprawia. Powinien pan też być powściągliwszy w słowach. Prawie wszystko, co pan przedtem powiedział, można było po pierwszych paru słowach wywnioskować z pańskiego zachowania, zresztą nie było to nic dla pana szczególnie korzystnego.K. wpatrzył się w nadzorcę. Dostawał nauczki jak w szkole i w dodatku może od człowieka młodszego od siebie! Za swoją otwartość został ukarany naganą! A o przyczynach aresztowania i o tym, kto je nakazał, nie dowiedział się niczego!Zirytowany przemierzał pokój tam i z powrotem, w czym mu nikt nie przeszkadzał, podciągnął mankiety, obmacał sobie pierś, przygładził włosy, przeszedł obok trzech mężczyzn, powiedział:- Ależ to nie ma sensu - na co się odwrócili i popatrzyli na niego życzliwie, ale z powagą, a on wreszcie zatrzymał się przy stole nadzorcy. - Prokurator Hasterer jest moim dobrym przyjacielem - rzekł - czy mogę do niego zatelefonować?- Oczywiście - powiedział nadzorca - tylko nie wiem, jaki to mogłoby mieć sens? Chyba że ma pan z nim omówić jakąś prywatną sprawę.- Jaki sens? - zawołał K. bardziej zdumiony niż rozgniewany. - Ależ kto pan jest? Pan chce widzieć sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może przyprawić o rozpacz. Ci panowie najpierw mnie napadli, a teraz siedzą i stoją naokoło i każą mi popisywać się przed panem. Jaki to ma sens telefonować do prokuratora, gdy jestem rzekomo aresztowany? Dobrze, nie będę telefonował.- Ależ proszę - powiedział nadzorca i wskazał ręką na przedpokój, gdzie był telefon. - Proszę, może pan zatelefonować.- Nie, już teraz nie chcę - rzekł K. i podszedł do okna. Naprzeciw całe towarzystwo stało jeszcze u okna i tylko jego zbliżenie się zmieszało nieco obserwatorów. Starzy chcieli się podnieść, lecz znajdujący się za nimi człowiek uspokoił ich.- Tam są także tacy widzowie! - zawołał K. całkiem głośno do nadzorcy i pokazał ich wskazując palcem. - Precz stąd! - krzyknął potem do nich. Franz Kafka, Proces, tłum. Bruno Schulz, PIW, Warszawa 1994, s. 108-112 -- General Skalski o zydach w UB : "Rozanski, Zyd, kanalia najgorszego gatunku, razem z Brystigerowa, Fejginami, to wszystko (...) nie byli ludzie." George Orwell : "If liberty means anything at all, it means the right to tell people what they do not want to hear" |
|