Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.

Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.

Data: 2009-10-08 22:13:41
Autor: Jarek - akwizytor z Jasnej Góry
Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.
Gdy patrzę na zachowania PiS, który nie zna żadnej miary, na zachowania prezydenta, który ochoczo włączył się tę sprawę, to jest jasne, że pierwszy tę wojnę Platformie i Tuskowi wypowiedział PiS. A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński - mówi w wywiadzie dla "Gazety" prof. Tomasz Nałęcz.
 Agnieszka Kublik: Premier Tusk wypowiedział wojnę PiS-owi i jednocześnie zapowiedział komisję śledczą do wyjaśnienia afery hazardowej. Czy na wojnie da się rzetelnie wyjaśnić tę aferę?

Prof. Tomasz Nałęcz (szef pierwszej komisji śledczej do sprawy afery Rywina): Na wojnie nie. Na pewno to będzie dla komisji śledczej największym zagrożeniem.

Ale poprawka: to nie Tusk wypowiedział wojnę PiS-owi. Tusk został przez PiS zaatakowany i nie miał innego wyjścia niż przystąpić do obrony. Alternatywą byłaby kapitulacja.

Przez PiS zaatakowany?

- Gdy patrzę na zachowania PiS, który nie zna żadnej miary, na zachowania prezydenta, który ochoczo włączył się tę sprawę, to jest jasne, że pierwszy tę wojnę Platformie i Tuskowi wypowiedział PiS. A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński.

Ma Pan na myśli, że Kamiński w połowie sierpnia poinformował premiera, że ludzie Platformy, Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki lobbują na rzecz branży hazardowej?

- Tak. Bo nie rozumiem, dlaczego Kamiński zdecydował się na przekazanie tej sprawy premierowi. Absolutnie nie przekonuje mnie jego argument, że kierował się dobrem postępowania legislacyjnego i że interes ekonomiczny państwa był zagrożony z powodu przyjęcia złej ustawy. Bo przecież ustawa przyjęta nie była. Ba, do jej przyjęcia musiało upłynąć jeszcze kilka miesięcy. Projekt ustawy był przecież dopiero na etapie uzgodnień międzyresortowych. Dlatego ten argument brzmi fałszywie.

Tylko jeden cel mógł przyświecać szefowi CBA: rozhermetyzowania tej sprawy.

Bo ja wierzę w uczciwość premiera. Nieuczciwie zachowują się ci, którzy zarzucają mu przeciek bez żadnych dowodów.

Przecież Tusk zrobił tylko to, czego oczekiwał od niego Kamiński: wykazał niezbędne zainteresowanie przebiegiem legislacji. I zwrócił się o wyjaśnienia do osób, które - wedle Kamińskiego - lobbowały za ustawą. Wystarczyło, że premier zrealizował dyspozycję szefa CBA i zapytał Drzewieckiego o ten projekt, by się zorientował - to przecież inteligentny człowiek - że coś jest nie tak.

Premier zdawał sobie z tego sprawę, bo już w sierpniu, pytał Kamińskiego, czy jego zainteresowanie ustawą o grach hazardowych nie wysypie operacji CBA. Może powinien rozmawiać tylko z ministrem finansów, by zablokował poprawki zmierzające do zniesienia dopłat od gier?

- Po co miał minister finansów cokolwiek zatrzymywać? Przecież z ujawnionych dokumentów wynika, że wiceminister finansów Jacek Kapica był skuteczną barykadą. W sierpniu najważniejszą rzeczą było kontynuowanie śledztwa, a nie sprawa projektu ustawy. Bo proces legislacyjny był toku i było jeszcze kilka śluz po drodze, by ewentualną powódź powstrzymać.

Tusk popełnił błąd, że z kimkolwiek o tym rozmawiał?

- Nie miał innego ruchu. Na tym polegała pułapka Kamińskiego. Bo jeżeli do premiera zwraca się szef CBA i mówi mu, że sprawa nie nadaje się do prokuratura, ale jest śmiertelne zagrożenie dla legislacji, to niepodjęcie żadnych działań, nie rozmawianie z nikim, to w przypadku ujawnienia afery, to zaniechanie Tuska byłoby koronnym dowodem, że krył winnych.

Dziwię się, że dziś szef CBA czyni zarzut premierowi z faktu, że lojalnie zrealizował jego dyspozycję w sprawie ustawy. Moim zdaniem dyspozycja była bezsensowna, ale premier nie miał innego wyjścia. Premier wiedział, z kim ma do czynienia, wiedział, że jak nie zrobi żadnego kroku, to jakby kopnął stołek pod szubienicą, by pętlę na głowę założył mu szef CBA.

Czyli mistrzowska pułapka?

- Nie. Bo tłumaczenia Kamińskiego, że chciał ratować proces legislacyjny są śmieszne! Na takie plewy może się nabrać tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o procesie legislacyjnym. Tu nie było żadnego zagrożenia dla interesu ekonomicznego państwa! Bo niby gdzie, podczas uzgodnień międzyresortowych? Przecież one nawet nie były zakończone, potem ustawa trafia na posiedzenie komitetu stałego rady ministrów, potem na posiedzenie rządu a stąd do sejmu i komisji sejmowych.

Kamiński powinien poinformować premiera, że coś złego dzieje się wokół tej ustawy i że są w to zamieszani jego ludzie.

- Tak, ale dopiero po zakończeniu śledztwa. Najwyraźniej nie było, skoro Kamiński tak się złości z powodu przecieku.

Ale nawet jeśli Kamiński uznał, że musi premiera o sprawie poinformować nawet gdy działania operacyjne są w toku, to nie powinien od niego żądać, by ratował proces legislacyjny. To nielogiczne.

Rzeczpospolita" dwa razy publikowała stenogramy z podsłuchanych przez CBA rozmów. Druga publikacja to powtórzenie pierwszej plus kilka nowych fragmentów. Czyli autorem tego przecieku mógł być tylko ktoś kto miał dostęp do dodatkowych fragmentów. Kto ma do tego dostęp? Chyba tylko CBA?

- Stenogramy dostali marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu i Senatu. Żaden z nich nie odważyłby się przekazać tych materiałów, bo doskonale wiedzą, że każdy egzemplarz może mieć swoje niepowtarzalne cechy. Tak służby na całym świecie zabezpieczają swoje tajne akta. Tylko kompletny osioł zaryzykowałby taką wpadkę, a zakładam, że w gronie szacownych adresatów osłów nie ma.

Więc to mógł zrobi tylko ktoś, kto miał absolutną pewność, wręcz gwarancję, że nie ma takiej pułapki. Nie chcę stawiać prokuratorskich zarzutów, ale chyba to jasne, że tylko CBA by nie zastawiło takiej pułapki na CBA.

Te stenogramy są dziwnie niepełne. Np. mamy oto opis fragmentu rozmowy Sobiesiaka z Drzewieckim z marca tego roku, ale są tylko słowa Sobiesiaka, nie ma odpowiedzi Drzewieckiego.

- Dla mnie jako dla historyka ten materiał nie jest materiałem dowodowym. Wystarczy nieufności historyka, nie mówiąc o nieufności prokuratora, by cokolwiek wnioskować z wybranych fragmentów. Skoro nie dają całości, musi być jeszcze coś, co nie potwierdza tezy widocznej na podstawie tylko fragmentów. Podstawowa metoda fałszowania przeszłości nie polega na wymyślaniu, tylko na odpowiedniej kompilacji fragmentów tekstu. Dopóki nie zobaczymy całości rozmów, musimy traktować je jako podpuszczanie nas do patrzenia na to, jak na lobbing.

Mnie te fragmenty wystarczą, by się zorientować, że Chlebowski nie ma czystego sumienia.

- Tak, kompromitują Chlebowskiego, ale na płaszczyźnie politycznej, etycznej, ale nie jako przestępcę.

Myśli Pan, że Chlebowski pomaga kolegom tylko za ich dobre słowo?

- Nie mamy żadnych dowodów, żeby tu chodziło o korupcję. I pewnie nie ma, bo daję sobie rękę uciąć, że autor przecieku do Rzeczpospolitej wybrał wszystkie fragmenty, które obciążają Chlebowskiego i Drzewieckiego. Mogą tam być jeszcze jakieś smaczki. Bo jeśli ktoś nie dał dziennikarzom całości, to znaczy, że np.się czegoś boi. Mogą tam być takie informacje, np., że Rysio mówi do Zbysia, by był spokojny, bo ma też przełożenie na opozycję. I może tu pada nazwa klubu albo nazwisko posła.

Premier dziś w Sejmie nazwał zachowanie Chlebowskiego i Drzewieckiego skandalicznym.

- I słusznie, bo nie ma dla nich usprawiedliwienia. Z uznaniem patrzę na zachowanie Tuska. III RP obfitowała w różne afery. Żaden premier przed nim swoich współpracowników tak brutalnie nie napiętnował. Przeciwnie - bronili ich.

Np. premier Miller do końca bronił Aleksandry Jakubowskiej, choć komisja śledcza obnażyła jej intrygi wokół ustawy medialnej i zapisów antykoncentracyjnych.

- Włos jej z głowy nie spadł. Mało tego, on ją awansował z wiceministra kultury na szefa swego gabinetu, a to jest jedna z najważniejszych funkcji politycznych w rządzie. A czy spadł włos z głowy ministra Lipińskiego, który prowadził z posłanką Beger nieetyczną rozmowę o stołkach?

Premier zaapelował do kolegów z PO, by przed komisja śledczą nie chronili swoich kolegów.

- I bardzo słusznie. Tu służy mu za przestrogę afera Rywina. Przecież SLD od początku szło w zaparte i wbrew oczywistym faktom broniło swoich kolegów. I broni ich do dziś, bo twierdzą, że afery Rywina w ogóle nie było. W tym jest mnóstwo obłudy. Bo z drugiej strony twierdzą, że afera hazardowa jest 10-krotnie większa niż afera Rywina. Nagle się okazało, że afera Rywina była?

Rząd Millera padł po aferze Rywina. Gabinet Tuska wywróci się na tej aferze?

- Nie. Bo SLD traciło nie dlatego, że kilka osób Sojuszu zdecydowało się na przekręt w ustawie medialnej, ale dlatego, że partia nie potrafiła tej sprawy uczciwie wyjaśnić. Tylko ją gmatwała, aż po głosowanie w Sejmie na tekstem sprawozdania komisji śledczej. Posłowie Sojuszu wtedy na głowie stawało, by przeszedł tekst Błochowiak, który zawierał - delikatnie mówiąc - subiektywną wersję afery Rywina.

Tusk mając pewnie w pamięci tamtą sprawę, zachowuje się inaczej i dlatego ma szansę wyjść z tego obronną ręką.

Komisja śledcza powinna się ograniczyć do badania tylko lobbingu polityków PO wokół ustawy hazardowej czy też prześledzić losy poprzednich projektów tej ustawy i nacisków na nią?

- Oczywiście, wszystko powinna sprawdzić. Bo niby dlaczego mielibyśmy sprawdzać tylko posłów PO skoro wiemy, że od lat wokół tej ustawy był zły lobbing?


Największym zagrożeniem dla komisji jest ta awantura w Sejmie. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej niż w komisji naciskowej. Jestem sceptyczny, czy da się cokolwiek wyjaśnić. Ja nie widzę takiej woli, jak słucham posłów. Od kilku dni posłowie PO i PiS dyskutują o tej sprawie i tylko się kłócą.

Czy komisja śledcza powinna zająć się rolą CBA w tej aferze?

- Tak. Bo jest poważne podejrzenie, że CBA zastawiła na premiera - czyli swojego bezpośredniego przełożonego - pułapkę. Ale tu materia jest ściśle tajna i wykluczone jest działanie w warunkach jawności, co jest warunkiem skutecznego działania komisji hazardowej. Moim zdaniem powinna powstać jeszcze jedna komisja śledcza. Wystarczy mała komisja, góra 5 posłów i powinna dostać od Sejmu na wyjaśnienie sprawy , np. 6 tygodni.


http://wyborcza.pl/1,75248,7124950,Nalecz__to_PiS_zaatakowal_Tuska.html?as=1&ias=2&startsz=x


Przemek

--

"Zbigniew Wasserman - Minister koordynator ds. służb specjalnych IV RP. PRL-owski prokurator od lat 70-tych.W krakowskiej prokuraturze prowadził kilka śledztw przeciwko działaczom Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W PRL `szuja' i `prokurator' znaczyły to samo."

Data: 2009-10-08 22:17:52
Autor: Slawomir Stoff
Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.
"Jarek - akwizytor z Jasnej Góry" <jacek.kawecki3@op.pl> schrieb im Newsbeitrag news:halh5l$5q2$1news.onet.pl...
Gdy patrzę na zachowania PiS, który nie zna żadnej miary, na zachowania prezydenta, który ochoczo włączył się tę sprawę, to jest jasne, że pierwszy tę wojnę Platformie i Tuskowi wypowiedział PiS. A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński - mówi w wywiadzie dla "Gazety" prof. Tomasz Nałęcz.
Agnieszka Kublik: Premier Tusk wypowiedział wojnę PiS-owi i jednocześnie zapowiedział komisję śledczą do wyjaśnienia afery hazardowej. Czy na wojnie da się rzetelnie wyjaśnić tę aferę?

Prof. Tomasz Nałęcz (szef pierwszej komisji śledczej do sprawy afery Rywina): Na wojnie nie. Na pewno to będzie dla komisji śledczej największym zagrożeniem.

Ale poprawka: to nie Tusk wypowiedział wojnę PiS-owi. Tusk został przez PiS zaatakowany i nie miał innego wyjścia niż przystąpić do obrony. Alternatywą byłaby kapitulacja.

Przez PiS zaatakowany?

- Gdy patrzę na zachowania PiS, który nie zna żadnej miary, na zachowania prezydenta, który ochoczo włączył się tę sprawę, to jest jasne, że pierwszy tę wojnę Platformie i Tuskowi wypowiedział PiS. A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński.

Ma Pan na myśli, że Kamiński w połowie sierpnia poinformował premiera, że ludzie Platformy, Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki lobbują na rzecz branży hazardowej?

- Tak. Bo nie rozumiem, dlaczego Kamiński zdecydował się na przekazanie tej sprawy premierowi. Absolutnie nie przekonuje mnie jego argument, że kierował się dobrem postępowania legislacyjnego i że interes ekonomiczny państwa był zagrożony z powodu przyjęcia złej ustawy. Bo przecież ustawa przyjęta nie była. Ba, do jej przyjęcia musiało upłynąć jeszcze kilka miesięcy. Projekt ustawy był przecież dopiero na etapie uzgodnień międzyresortowych. Dlatego ten argument brzmi fałszywie.

Tylko jeden cel mógł przyświecać szefowi CBA: rozhermetyzowania tej sprawy.

Bo ja wierzę w uczciwość premiera. Nieuczciwie zachowują się ci, którzy zarzucają mu przeciek bez żadnych dowodów.

Przecież Tusk zrobił tylko to, czego oczekiwał od niego Kamiński: wykazał niezbędne zainteresowanie przebiegiem legislacji. I zwrócił się o wyjaśnienia do osób, które - wedle Kamińskiego - lobbowały za ustawą. Wystarczyło, że premier zrealizował dyspozycję szefa CBA i zapytał Drzewieckiego o ten projekt, by się zorientował - to przecież inteligentny człowiek - że coś jest nie tak.

Premier zdawał sobie z tego sprawę, bo już w sierpniu, pytał Kamińskiego, czy jego zainteresowanie ustawą o grach hazardowych nie wysypie operacji CBA. Może powinien rozmawiać tylko z ministrem finansów, by zablokował poprawki zmierzające do zniesienia dopłat od gier?

- Po co miał minister finansów cokolwiek zatrzymywać? Przecież z ujawnionych dokumentów wynika, że wiceminister finansów Jacek Kapica był skuteczną barykadą. W sierpniu najważniejszą rzeczą było kontynuowanie śledztwa, a nie sprawa projektu ustawy. Bo proces legislacyjny był toku i było jeszcze kilka śluz po drodze, by ewentualną powódź powstrzymać.

Tusk popełnił błąd, że z kimkolwiek o tym rozmawiał?

- Nie miał innego ruchu. Na tym polegała pułapka Kamińskiego. Bo jeżeli do premiera zwraca się szef CBA i mówi mu, że sprawa nie nadaje się do prokuratura, ale jest śmiertelne zagrożenie dla legislacji, to niepodjęcie żadnych działań, nie rozmawianie z nikim, to w przypadku ujawnienia afery, to zaniechanie Tuska byłoby koronnym dowodem, że krył winnych.

Dziwię się, że dziś szef CBA czyni zarzut premierowi z faktu, że lojalnie zrealizował jego dyspozycję w sprawie ustawy. Moim zdaniem dyspozycja była bezsensowna, ale premier nie miał innego wyjścia. Premier wiedział, z kim ma do czynienia, wiedział, że jak nie zrobi żadnego kroku, to jakby kopnął stołek pod szubienicą, by pętlę na głowę założył mu szef CBA.

Czyli mistrzowska pułapka?

- Nie. Bo tłumaczenia Kamińskiego, że chciał ratować proces legislacyjny są śmieszne! Na takie plewy może się nabrać tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o procesie legislacyjnym. Tu nie było żadnego zagrożenia dla interesu ekonomicznego państwa! Bo niby gdzie, podczas uzgodnień międzyresortowych? Przecież one nawet nie były zakończone, potem ustawa trafia na posiedzenie komitetu stałego rady ministrów, potem na posiedzenie rządu a stąd do sejmu i komisji sejmowych.

Kamiński powinien poinformować premiera, że coś złego dzieje się wokół tej ustawy i że są w to zamieszani jego ludzie.

- Tak, ale dopiero po zakończeniu śledztwa. Najwyraźniej nie było, skoro Kamiński tak się złości z powodu przecieku.

Ale nawet jeśli Kamiński uznał, że musi premiera o sprawie poinformować nawet gdy działania operacyjne są w toku, to nie powinien od niego żądać, by ratował proces legislacyjny. To nielogiczne.

Rzeczpospolita" dwa razy publikowała stenogramy z podsłuchanych przez CBA rozmów. Druga publikacja to powtórzenie pierwszej plus kilka nowych fragmentów. Czyli autorem tego przecieku mógł być tylko ktoś kto miał dostęp do dodatkowych fragmentów. Kto ma do tego dostęp? Chyba tylko CBA?

- Stenogramy dostali marszałkowie i wicemarszałkowie Sejmu i Senatu. Żaden z nich nie odważyłby się przekazać tych materiałów, bo doskonale wiedzą, że każdy egzemplarz może mieć swoje niepowtarzalne cechy. Tak służby na całym świecie zabezpieczają swoje tajne akta. Tylko kompletny osioł zaryzykowałby taką wpadkę, a zakładam, że w gronie szacownych adresatów osłów nie ma.

Więc to mógł zrobi tylko ktoś, kto miał absolutną pewność, wręcz gwarancję, że nie ma takiej pułapki. Nie chcę stawiać prokuratorskich zarzutów, ale chyba to jasne, że tylko CBA by nie zastawiło takiej pułapki na CBA.

Te stenogramy są dziwnie niepełne. Np. mamy oto opis fragmentu rozmowy Sobiesiaka z Drzewieckim z marca tego roku, ale są tylko słowa Sobiesiaka, nie ma odpowiedzi Drzewieckiego.

- Dla mnie jako dla historyka ten materiał nie jest materiałem dowodowym. Wystarczy nieufności historyka, nie mówiąc o nieufności prokuratora, by cokolwiek wnioskować z wybranych fragmentów. Skoro nie dają całości, musi być jeszcze coś, co nie potwierdza tezy widocznej na podstawie tylko fragmentów. Podstawowa metoda fałszowania przeszłości nie polega na wymyślaniu, tylko na odpowiedniej kompilacji fragmentów tekstu. Dopóki nie zobaczymy całości rozmów, musimy traktować je jako podpuszczanie nas do patrzenia na to, jak na lobbing.

Mnie te fragmenty wystarczą, by się zorientować, że Chlebowski nie ma czystego sumienia.

- Tak, kompromitują Chlebowskiego, ale na płaszczyźnie politycznej, etycznej, ale nie jako przestępcę.

Myśli Pan, że Chlebowski pomaga kolegom tylko za ich dobre słowo?

- Nie mamy żadnych dowodów, żeby tu chodziło o korupcję. I pewnie nie ma, bo daję sobie rękę uciąć, że autor przecieku do Rzeczpospolitej wybrał wszystkie fragmenty, które obciążają Chlebowskiego i Drzewieckiego. Mogą tam być jeszcze jakieś smaczki. Bo jeśli ktoś nie dał dziennikarzom całości, to znaczy, że np.się czegoś boi. Mogą tam być takie informacje, np., że Rysio mówi do Zbysia, by był spokojny, bo ma też przełożenie na opozycję. I może tu pada nazwa klubu albo nazwisko posła.

Premier dziś w Sejmie nazwał zachowanie Chlebowskiego i Drzewieckiego skandalicznym.

- I słusznie, bo nie ma dla nich usprawiedliwienia. Z uznaniem patrzę na zachowanie Tuska. III RP obfitowała w różne afery. Żaden premier przed nim swoich współpracowników tak brutalnie nie napiętnował. Przeciwnie - bronili ich.

Np. premier Miller do końca bronił Aleksandry Jakubowskiej, choć komisja śledcza obnażyła jej intrygi wokół ustawy medialnej i zapisów antykoncentracyjnych.

- Włos jej z głowy nie spadł. Mało tego, on ją awansował z wiceministra kultury na szefa swego gabinetu, a to jest jedna z najważniejszych funkcji politycznych w rządzie. A czy spadł włos z głowy ministra Lipińskiego, który prowadził z posłanką Beger nieetyczną rozmowę o stołkach?

Premier zaapelował do kolegów z PO, by przed komisja śledczą nie chronili swoich kolegów.

- I bardzo słusznie. Tu służy mu za przestrogę afera Rywina. Przecież SLD od początku szło w zaparte i wbrew oczywistym faktom broniło swoich kolegów. I broni ich do dziś, bo twierdzą, że afery Rywina w ogóle nie było. W tym jest mnóstwo obłudy. Bo z drugiej strony twierdzą, że afera hazardowa jest 10-krotnie większa niż afera Rywina. Nagle się okazało, że afera Rywina była?

Rząd Millera padł po aferze Rywina. Gabinet Tuska wywróci się na tej aferze?

- Nie. Bo SLD traciło nie dlatego, że kilka osób Sojuszu zdecydowało się na przekręt w ustawie medialnej, ale dlatego, że partia nie potrafiła tej sprawy uczciwie wyjaśnić. Tylko ją gmatwała, aż po głosowanie w Sejmie na tekstem sprawozdania komisji śledczej. Posłowie Sojuszu wtedy na głowie stawało, by przeszedł tekst Błochowiak, który zawierał - delikatnie mówiąc - subiektywną wersję afery Rywina.

Tusk mając pewnie w pamięci tamtą sprawę, zachowuje się inaczej i dlatego ma szansę wyjść z tego obronną ręką.

Komisja śledcza powinna się ograniczyć do badania tylko lobbingu polityków PO wokół ustawy hazardowej czy też prześledzić losy poprzednich projektów tej ustawy i nacisków na nią?

- Oczywiście, wszystko powinna sprawdzić. Bo niby dlaczego mielibyśmy sprawdzać tylko posłów PO skoro wiemy, że od lat wokół tej ustawy był zły lobbing?


Największym zagrożeniem dla komisji jest ta awantura w Sejmie. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej niż w komisji naciskowej. Jestem sceptyczny, czy da się cokolwiek wyjaśnić. Ja nie widzę takiej woli, jak słucham posłów. Od kilku dni posłowie PO i PiS dyskutują o tej sprawie i tylko się kłócą.

Czy komisja śledcza powinna zająć się rolą CBA w tej aferze?

- Tak. Bo jest poważne podejrzenie, że CBA zastawiła na premiera - czyli swojego bezpośredniego przełożonego - pułapkę. Ale tu materia jest ściśle tajna i wykluczone jest działanie w warunkach jawności, co jest warunkiem skutecznego działania komisji hazardowej. Moim zdaniem powinna powstać jeszcze jedna komisja śledcza. Wystarczy mała komisja, góra 5 posłów i powinna dostać od Sejmu na wyjaśnienie sprawy , np. 6 tygodni.


http://wyborcza.pl/1,75248,7124950,Nalecz__to_PiS_zaatakowal_Tuska.html?as=1&ias=2&startsz=x


Przemek

-- "Zbigniew Wasserman - Minister koordynator ds. służb specjalnych IV RP. PRL-owski prokurator od lat 70-tych.W krakowskiej prokuraturze prowadził kilka śledztw przeciwko działaczom Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W PRL `szuja' i `prokurator' znaczyły to samo."



   A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński -
   mówi w wywiadzie dla "Gazety" prof. Tomasz Nałęcz.

   -- -
   jak na bylego podpalacza synagogi nozykow przystalo.

   ar

Data: 2009-10-09 00:26:32
Autor: awe
Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.
Te komuchy tak juz maja, ze im sie pierdoli we lbach po wyprowadzeniu sztandaru
awe

Data: 2009-10-09 16:02:25
Autor: wekon
Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.
"Jarek - akwizytor z Jasnej Góry" <jacek.kawecki3@op.pl> wrote in message news:halh5l$5q2$1news.onet.pl...
Gdy patrzę na zachowania PiS, który nie zna żadnej miary, na zachowania prezydenta, który ochoczo włączył się tę sprawę, to jest jasne, że pierwszy tę wojnę Platformie i Tuskowi wypowiedział PiS. A w roli szturmowego oddziału wystąpił szef CBA Mariusz Kamiński - mówi w wywiadzie dla "Gazety" prof. Tomasz Nałęcz itd. itd.

Jaruś, powiem krótko: czytaj... i spróbuj zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi:

http://migal.salon24.pl/130197,no-ale-po-co-czyli-pisowcy-nie-dajmy-sie-sprowokowac

wekon

Nałęcz: to PiS zaatakował Tuska.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona