Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Natanek to wariat, a Rydzyk cwaniak.

Natanek to wariat, a Rydzyk cwaniak.

Data: 2011-08-07 09:13:52
Autor: Przemysław W
Natanek to wariat, a Rydzyk cwaniak.
Kobieta nie jest po prostu panią swojego brzucha. Powiedzmy sobie jasno: może i wszyscy jesteśmy przeciw aborcji, ale ów sprzeciw bywa różnej wielkości. Ale żeby było jasne - nikogo nie zmuszam moralnie do heroizmu. W ogóle zresztą jako mężczyzna powinienem siedzieć cicho



Ks. Andrzej Luter wygłosił w "Tygodniku Powszechnym" (z 3 lipca) myśl pozłocistą. Komentując brukselską wypowiedź ojca Rydzyka, że w Polsce "jest totalitaryzm", stwierdził, iż jest ona (wypowiedź) "tak absurdalna, obskurancka i intelektualnie żenująca", że niewiele może zaszkodzić państwu polskiemu, natomiast szkodzi wizerunkowi Kościoła. Dopowiedział, co trzeba, Artur Sporniak: "Ojciec Rydzyk kompromituje Kościół. Ale musimy sobie jasno uświadomić, robi to za aprobatą dużej części Episkopatu". O ile wiem, ta duża część to faktycznie ogromna większość. "Twarde jądro" i różni biskupi mniej zdecydowani, ale nachyleni na prawo. Coraz bardziej. Tu jest pies pogrzebany - i to głęboko!

W prawo zwrot

Nic nie wskazuje na to, żeby mogło być lepiej. Chyba że zadziała nowy nuncjusz, nie Polak, więc mniej uwikłany personalnie niż jego roztropny poprzednik. Dawny nuncjusz, obecny prymas, arcybiskup Józef Kowalczyk, dokładał wielu starań, by Radio Maryja przestało być rozgłośnią partyjną, wręcz postarał się o odpowiedni monit z watykańskiego Sekretariatu Stanu - i nie pomogło. Ba, nawet Prezydium Episkopatu, już gdy jego przewodniczącym był arcybiskup Józef Michalik, skrytykowało ojca Rydzyka. Powstały dwie kościelne instancje kontrolne - i nic. Nie zadziałał też kapitalny list prymasa Glempa - od wielu lat jest, jak jest. A nawet jeszcze gorzej.

Do obrońców toruńskiego medium dołączył ostatnio metropolita lwowski obrządku łacińskiego, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki. W "Gazecie" Katarzyna Wiśniewska słusznie wytknęła mu dziwną zmianę poglądów. Nie zmienia ich tylko krowa, oczywiście, ale arcybiskup jakby zmienił własne przekonania o poglądach Jana Pawła II. Poprzednio powiedział, że "głównym celem Radia Maryja powinna być ewangelizacja, więc gdy niektóre głosy krytyki pod adresem tej rozgłośni docierały do Ojca Świętego, przypominał, jaką misję mają katolickie środki przekazu". Natomiast teraz twierdzi, że "Ojciec Święty zawsze pozytywnie wypowiadał się na temat Radia Maryja". Chyba jednak nie zawsze.

Starszy, szacowny pan

Znam życie na tyle, by wiedzieć, że bywa "sprzężenie zwrotne". Polemiki nakręcają się nawzajem. Środowiska "nowej lewicy", które cenię za pryncypializm, jakiego w "starej" nie uświadczysz, czasem wydaje mi się, że walą na oślep. Nie widzą mianowicie tego, że Kościół katolicki w Polsce to coś o wiele więcej niż jakakolwiek partia polityczna. To instytucja o olbrzymiej sile duchowej, autorytet niemający sobie równego. To nie tylko moja ocena, to fakt. Po drugie, to instytucja przyzwyczajona do takiego właśnie traktowania. Starszemu, szacownemu panu nie mówi się, że jest głupi albo nieznośny, choćby się uważało, że tak jest. Po trzecie, w sporze o aborcję i in vitro, moim skromnym zdaniem nie jest tak, że po jednej stronie święta prawda, a po drugiej guzik z pętelką. Odróżniam oczywiście problem prawny aborcji od moralnego, podobnie jak Andrzej Wielowieyski uważam, że trzeba kobietę namawiać, nie zmuszać, ale nie sądzę, by zarodek był kupką komórek - a jeśli nawet, to jednak ludzkich. To nie osoba, owszem, jednak biologicznie człowiek. Dramat aborcji polega na tym, że w grę wchodzą dwie wartości, nie jedna. W tym rzecz wszelako, że właśnie dwie. Trzeba między nimi wybierać i nigdy nie jest to wybór oczywisty. Kobieta nie jest po prostu panią swojego brzucha. Powiedzmy sobie jasno: może i wszyscy jesteśmy przeciw aborcji, ale ów sprzeciw bywa różnej wielkości. Ale żeby było to też jasne - nikogo nie zmuszam moralnie do heroizmu. W ogóle zresztą jako mężczyzna powinienem siedzieć cicho.



Kościół, czyli Natanek i Rydzyk

Głośno natomiast wołam do mego Kościoła: nie tędy droga! Nie wolno osiadać w okopach Świętej Trójcy! Nie wolno robić sobie opinii tępego zacofańca! Kardynał Dziwisz suspendował na szczęście księdza Piotra Natanka, bo był to wróg mego Kościoła straszliwy. Jego kazania o szatanie czyta młodzież w internecie z zapartym oddechem, bo są to dla niej jaja nad jajami. I jest trochę tak, jak z duchownym toruńskim i jego firmą, tyle że ks. Natanek to wariat, a ojciec Rydzyk duży cwaniak. Niby to nie cały Kościół, ale kto w to uwierzy.

Owszem, Kościół nie może upodabniać się do świata. Po pierwsze jednak, jego dostojnicy (nie tylko w mojej, także w innych wspólnotach wyznaniowych) jakoś nie widzą, jak bardzo świecką mają mentalność. Jak nie po chrześcijańsku miłują władzę i jej oznaki, splendory i honory, jak marzą o karierze. Służą temu grzechowi całe systemy. Nie zawsze i nie wszędzie, ale jeżeli szarego księdza odróżnia od kanonika tyle kolorowych elementów galowego odzienia, jeszcze ich więcej od wyższych szczebli hierarchii (by nie wspomnieć o papieżu, przed którym klęka się jak przed Najświętszym Sakramentem), to coś jest bardzo nie tak. To musi demoralizować. To sprawia, że awansują nie ci najmądrzejsi i najśmielsi, ale najbardziej ambitni.

Po drugie, świat współczesny to nie sam diabeł. Profesor KUL-u, ks. Waldemar Rakocy, podziwiał kiedyś w kazaniu radiowym środowiska liberalne za ich bezwzględną walkę z karą śmierci. Powiedzmy sobie szczerze: są sprawy, w których laiccy liberałowie, agnostycy i ateiści są lepsi od nas, którzy głosimy, że Bóg jest.

Dobry PR w Episkopacie

Po trzecie wreszcie, uprasza się właśnie o więcej roztropności. Odnoszę wrażenie, że polska hierarchia katolicka nie zastanawia się nad tym, jak dbać w świecie o dobry "PR". Biskup, owszem, ogląda się na drugiego hierarchę, nawet za bardzo. Stąd się bierze między innymi tyle poparcia dla wiadomej rozgłośni: nie dość że ma tylu popleczników, to na domiar złego przeciwnicy wolą się nie wychylać, więc wydaje się, jakoby było ich jeszcze mniej. Czas robi swoje, niedługo wszyscy zapomną, ile kłopotów miał arcybiskup Życiński z powodu swego nonkonformizmu, demonstrowanego nie tylko w prywatnych rozmowach. Zatem troska o dobry wizerunek społeczny jest, tylko ta społeczność dziwnie wąska.

Chodzi o to, żeby nie tracić wiernych, ale ich zyskiwać. Ilu ich tracimy biskupimi wypowiedziami w sprawach in vitro czy aborcji! Pryncypializm? Kościół znakiem sprzeciwu? Wszystko można powiedzieć tak, żeby przekonywać, nie przestraszać, dawać do myślenia, nie wymyślać. Jeszcze nikt nikogo nie nawrócił przeklinaniem.

W numerze lipcowym "W drodze" jest artykuł rozważny, ale równie odważny. Nie ma tam słowa o Radiu Maryja ani o religii w szkole, ale jest fundamentalna diagnoza ogólna. Autor: dotychczasowy rektor krakowskiego seminarium duchownego, ks. Grzegorz Ryś. Napisał rzecz tuż przed nominacją na biskupa (pomocniczego krakowskiego), warto zatem wiedzieć, co myśli obecny hierarcha. Oto wybór cytatów.

Przez różowe okulary

"Po śmierci ks. Tischnera w jednym z tekstów nazwałem go Jeremiaszem polskiego Kościoła ze względu na końcowe lata tego prorokowania. Dzisiaj nie mamy nikogo takiego. Być może nie potrzebujemy jednej osoby, ale potrzebujemy wyraźnie ożywienia tego, co rośnie z charyzmatem prorockim, to znaczy zdolności rozpoznawania znaków czasów i opisywania tego, co się dzieje i kim my jesteśmy jako Kościół. Mamy z tym dzisiaj duży kłopot - żyjemy obrazem Kościoła, który nie oddaje rzeczywistości." Ja myślę, że takim prorokiem jest dziś ojciec Ludwik Wiśniewski.

"Przez ostatnie trzy lata wszyscy rektorzy seminariów w Polsce pracowali nad zmianami w formacji. Miały one polegać m.in. na wprowadzeniu tzw. roku propedeutycznego. Trzy lata pracy. Dlaczego? Bo nie wszyscy byli przekonani, że my potrzebujemy czegoś takiego, jak rok propedeutyczny. Przeciwnicy zmian tłumaczyli, że kandydaci, którzy zgłaszają się do seminariów, pochodzą z dobrych, wierzących rodzin, że byli zaangażowani w różne ruchy kościelne itd. Ci sami ludzie, na potrzeby zupełnie innej wypowiedzi mówili, że mamy problem z rodziną w Polsce, że ta rodzina się sypie, że ruchów kościelnych nie ma. I oto mamy dwie, zupełnie sprzeczne diagnozy. Która jest prawdziwa? Do której należałoby dostosowywać programy formacyjne? Każdy rektor seminarium przyzna, że nie brakuje kandydatów do stanu kapłańskiego pochodzących z rodzin w jakimś sensie dysfunkcyjnych. Zmusza nas to do postawienia sobie pytania: czy przypadkiem nie brakuje nam odwagi, by zdecydować się na wprowadzenie zmian, które są konieczne?" Albowiem nie jest byczo.

Ubóstwo i dialog

Pisze dalej biskup Ryś: "W ubiegłym roku podczas spotkania z neoprezbiterami z krakowskiego seminarium zapytałem: - Co przez te kilka miesięcy bycia księżmi było dla was najtrudniejsze? Odpowiedzieli, że poczucie bezsensu. Zatrzęsło mną. Pomyślałem, że na wszystko ich przygotowałem, ale nie na to, że będą mieli poczucie bezsensu. Pytam więc dalej, o co chodzi, skąd to poczucie bezsensu? Jeden z nich powiedział, że ogłosił nabór na ministrantów, przyszło czterech, a po dwóch zbiórkach został jeden. Ogłosił spotkanie kandydatów do bierzmowania, przyszli, ale podczas trzech pierwszych spotkań walczył, żeby w ogóle chcieli go słuchać. Podczas czwartego udało mu się wreszcie coś powiedzieć. Słuchając ich, pomyślałem sobie: Wam, panowie, marzy się duszpasterstwo, a poszliście do ewangelizacji. W tym bowiem tkwi główny powód ich zniechęcenia. Kościół w Polsce ciągle jeszcze myśli kategoriami duszpasterskimi i nawet gdy mówimy <ewangelizacja >, to nadal myślimy <duszpasterstwo >. W ewangelizacji zupełnie inne rzeczy się liczą niż w duszpasterstwie. Ale my tej lekcji jeszcze nie odrobiliśmy. Bo kiedy papież Paweł VI pisał o tym w 1976 roku, wydawało nam się, że to nie do nas, tylko do tych z Zachodu. On zaś pisał, że w ewangelizacji potrzeba przede wszystkim świadectwa i dialogu. To znaczy, że ważniejszy jest styl życia księdza (np. ubóstwo) niż to, czy ksiądz umie powiedzieć kazanie."

Żeby chociaż umiał... I jeszcze ciekawy fragment o ubóstwie:

"W Polsce dzieje się dużo dobrego przy okazji rozmaitych dzieł miłosierdzia, ale wydaje mi się, że dwie kwestie warte są refleksji krytycznej. Po pierwsze: mamy niewątpliwie medialny ( <internetowy >) obraz Kościoła, który zbiera <pod siebie >. Rodzi się pytanie - na ile ten obraz jest słuszny? I w ślad za nim pojawia się kolejne - o roztropność, uczciwość i wrażliwość w kwestii zgorszenia. W Polsce mamy do czynienia z dużym rozwarstwieniem, jeśli chodzi o poziom majętności, zasobności, ubóstwa. Tam, gdzie ono jest bardzo dotkliwe, trzeba uważniej przypatrywać się, co wolno, a czego nie wolno, co należy do takiego obszaru, który dawniej w Kościele nazywano superflua (nadmiar), a dzisiaj właściwie o tym nie mówimy. Pokażcie mi, w uczonym Kościele XXI wieku, księdza, który uznaje to za swoją zasadę."

Ile zrobiono, żeby Kościół nie miał gęby zdziercy?

Potężny głos Trąby

"Myślę, że mamy niesamowitą tradycję Kościoła o wielu twarzach. Szukałem przykładu najbardziej wymownego. Kiedy myślimy o takim Kościele, który jest otwarty, tolerancyjny, różnorodny, który potrafi się ze sobą spotkać i ubogacić różnicami, to przychodzi na myśl epoka jagiellońska. Wtedy niemal automatycznie przypomina się postać Pawła Włodkowica, jako swoiste pars pro toto . Do napisanych przez niego tekstów Kościół przyznał się dopiero po pięciuset latach (abp Wojtyła w debatach nad "rewolucyjnym" dokumentem Dignitatis humanae przypominał właśnie postać Włodkowica).

Równolegle z Włodkowicem, pierwszym prymasem Polski był Mikołaj Trąba, który pięć lat po tekstach Włodkowica ogłosił statuty synodalne. Ostro piętnował w nich heretyków, Żydom nakazywał nosić żółte kółka na strojach, stwierdzając przy tym, że najlepiej, żeby mieszkali na jakimś obszarze wydzielonym w mieście odrębnym murem. (...) Mamy więc dwóch wybitnych ludzi Kościoła, którzy w sprawach dlań fundamentalnych (tolerancja - nietolerancja; Kościół otwarty - Kościół zamknięty) prezentowali w swoim czasie skrajnie różne stanowiska. I to jest właśnie owa wielowarstwowość tradycji polskiego Kościoła. Jest Polska jagiellońska, ale jest także Polska sarmacka, a nawet Polska pseudosarmacka, jest Polska romantyczna i za każdym razem jest też Kościół - jest Kościół jagielloński i Kościół sarmacki. Kiedyś ks. Tischner mówił, że człowiek uczestniczy w godności tych ludzi, których dzieło kontynuuje. To jest pytanie, który wymiar tej tradycji chcemy kontynuować, dlaczego dzisiaj tak słaby jest ten wymiar tradycji jagiellońskiej w naszym myśleniu o sobie, o sobie w Kościele w Polsce, o sobie w Kościele w Europie. (...) Dlaczego ta tradycja jest słabsza i dlaczego, jeśli różnice były zawsze, nie potrafimy sobie z nimi dzisiaj w żaden sposób poradzić?"

Podsumuję. Są dwie diagnozy: że w Kościele jest świetnie albo że konieczne są śmiałe zmiany. Z tej drugiej diagnozy wynika, że konieczna jest działalność elementarna, ewangelizacyjna, misyjna wręcz. Polega ona na dialogu, nie na ekskomunice. Nie tyle na wykładzie, ile na przykładzie, czyli na świadczeniu własnym ubóstwem. Zwolennicy pierwszej, optymistycznej diagnozy to ci, co bronią Radia Maryja. Nie rozumieją, że jest to robienie z Kościoła sekty, zamknięcie go na cztery spusty. Jest to przyprawianie Kościołowi gęby.



http://wyborcza.pl/1,90705,10070174,Kosciol_robi_sobie_gebe.html




Przemek

--

"W białej księdze z rewelacji, którymi karmiono nas przez rok,
nie zostało nic.  Nie ma magnesu, nie ma helu, nie ma sztucznej mgły.
 W 38 milionowym kraju nie znalazł się ani jeden poważny człowiek,
 który te bzdury by firmował własnym nazwiskiem"

http://www.youtube.com/watch?v=HEl_8eBXmtI&NR=1

Natanek to wariat, a Rydzyk cwaniak.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona