Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Nauki "marca '68"

Nauki "marca '68"

Data: 2010-03-23 22:58:11
Autor: boukun
Nauki "marca '68"
O tym, że marzec jest niebezpieczną porą dla polityków wiemy od czasów starożytnego Rzymu, kiedy w Idy marcowe przeciwnicy polityczni Juliusza Cezara zasztyletowali go, aby zachować swoją władzę. Taka, gorąca była również atmosfera wiosny 1968 roku. Rozpoczęła się ona nieco wcześniej w Polsce i w Czechosłowacji. U nas studenci kierowani przez tzw. komandosów (uczniów Jacka Kuronia) najpierw robili klakę antysowiecką na przedstawieniach "Dziadów" Mickiewicza w Teatrze Narodowym, w Warszawie, a w końcu stycznia zrobili manifestację przed pomnikiem wieszcza narodowego.



W Czechosłowacji do władzy doszedł Dubczek i zaczął robić spóźnioną destalinizację w swoim kraju, a nawet chciał wystąpić z Układu Warszawskiego. Także "młode wilki" w PZPR czaiły się, by obalić starego "basiora", Gomułkę. Wyraźnie świadczyły o tym okrzyki, jakie wznosili przyjaciele "dobrego gospodarza" ze Śląska w czasie wiecu, jaki odbył się 19 marca w sali kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, bowiem okrzyki: "Wiesław!" przeplatały się z "Gierek!" W tle było środowisko "partyzantów", którzy wołali: "Śmielej!", ilekroć główny mówca napomknął o syjonistach.

Oprócz frakcji w PZPR /apetyt na władzę mieli także/ starzejący się "puławianie", którzy szansę na to widzieli we wprowadzeniu demokracji rywalizacyjnej oraz dysydenci partyjni, określani mianem rewizjonistów, których guru byli Kołakowski i Kuroń.

Dojrzali politycy realizują swoje cele posiłkując się "młodymi gniewnymi", którzy lubią spiskować i budować rewolucyjne barykady. Tak było i tym razem. Młodzieńcy skupieni wokół Adama Michnika nie mieli własnych poglądów politycznych, ale potrafili przekonywująco propagować trockistowsko-syndykalistyczne treści "Listu otwartego do członków PZPR" Kuronia i Modzelewskiego z 1964 r., za ogłoszenie, którego Gomułka skierował ich na reedukację do Uniwersytetu Więziennego. Chcieli je upowszechniać przejmując uniwersytecką organizację ZMS, a wcześniej zadając prelegentom "kłopotliwe" pytania na uczelnianych odczytach. Tych aktywistów Jezierski nazwał  "komandosami" i taka nazwa przyjęła się w historiografii.

W związku z 40-tą rocznicą wydarzeń marcowych było w Polsce trochę zamieszania.

Jedno z nich wywołał Prezydent RP, nie zapraszając Michnika do pałacu Namiestnikowskiego na wręczenie medali honorowych dla uczestników marcowego buntu studenckiego. Z formalnego punku widzenia można to uznać za usprawiedliwione, Michnik i Szlajfer 8 marca 1968 r. nie byli studentami Uniwersytetu Warszawskiego, więc nie mieli prawa przebywać na wiecu zorganizowanym na dziedzińcu uniwersyteckim. Nie znaczy to, że nie byli bohaterami "marca '68", bo to właśnie w ich sprawie i głoszonych przez nich postulatów wolnościowych ten wiec zorganizowali ich koledzy. Konkretnie chodziło o wymuszenie na rektorze przywrócenia im praw studenckich oraz od ministra kultury przywrócenia przedstawienia "Dziadów" do repertuaru teatralnego. Nagłośnienie pacyfikacji wiecu przez milicjantów i ORMO-wców wywołało strajki i zamieszki studenckie w całym kraju.

Paradoksem historii było to, że bunt studencki, poparty przez część nauczycieli akademickich, dał skutek odwrotny od zamierzonego. Formą represji władz politycznych było ograniczenie samorządności akademickiej, zwolnienie z pracy niektórych nauczycieli szkół wyższych, skierowanie studentów do wojska lub do więzień, zaostrzenie cenzury prewencyjnej.

Ubocznym skutkiem stłumienia buntu studentów była kampania antysyjonistyczna, w ramach której kierownictwo PZPR pozbyło się ze stanowisk tych stalinowców, na których usunięcie nie zgadzała się Moskwa. Teraz przyzwoliła na to. Na ich stanowiska czyhali wykształceni komuniści z pokolenia ZMP. Było nim także powstanie środowiska młodych, zawodowych rewolucjonistów głoszących program trockistowsko-syndykalistyczny.

Ukazało się ostatnio wiele wspomnień uczestników wydarzeń marcowych, ale o tym programie politycznym ich bohaterowie niewiele mówią. Epatują dzisiejszą młodzież swoim patriotyzmem i walką o demokrację i wolność słowa. Gdyby tylko o to chodziło, to ich uwięzienie byłoby mało uzasadnione.

Warto odpowiedzieć sobie, dlaczego względnie łagodny reżim Gomułki surowo potraktował w 1964 r. dwóch asystentów uniwersyteckich. Przecież ich memoriał nie zagrażał wprost socjalizmowi w Polsce i sojuszowi z ZSRR. Przecież Kuroń chciał tylko poprawić socjalizm. Chciał jedynie, żeby robotnicy rzeczywiście rządzili państwem za pośrednictwem związków zawodowych. Po latach Modzelewski przyznał, że chcieli obalić realny socjalizm, a to było sprzeczne z Konstytucją PRL, więc sędziowie ukarali ich zgodnie z prawem. Gomułka obawiał się powstania środowiska lewackich dysydentów, bo wiedział jakie pomysły miało "czerwone harcerstwo Walterowców" organizowane przez Kuronia.

Wobec zakłamywania prawdy o rzeczywistych celach "komandosów" warto zaprezentować to, co mówią dziś organizatorzy wydarzeń marcowych i skonfrontować z tym, co zeznali w czasie przesłuchań w pałacu Mostowskich w 1968 r.

W "Gazecie Wyborczej" z 8 marca 2008 r. Blumsztajn tak pisze o organizatorach i celach wiecu: "To była elitarna młodzież, w większości dzieci warszawskiej inteligencji", której główną troską życiową było ustalenie czy "rządząca nomenklatura partyjna jest już klasą czy tylko warstwą społeczną". Z tego powodu uważa siebie i kolegów za polskich patriotów i dodaje: "Nasz patriotyzm był na pewno lepszej próby, niż tych, którzy o jego brak nas oskarżali". Oni chcieli wolnej Polski, a ich prześladowcy, żeby nadal była protektoratem ZSRR

Michnik tak mówi o sobie: "Do Marca byłem w nurcie Waryńskiego. Po Marcu znalazłem się w nurcie mickiewiczowskim. (...) Utożsamiałem się z Dubczekiem, a wcześniej z Trockim. (...) Antystalinowski komunizm był mi bliski. (...) Język emancypacji pracy, praw robotniczych był mi bliski przez długie lata. (...) Do 1968 r. myślałem, że Polska w gruncie rzeczy jest krajem niepodległym, a polscy komuniści robią z Rosji zasłonę dymną dla własnych nieprawości. Jednak inwazja na Czechosłowację uświadomiła mi, że PRL jest tylko sowieckim protektoratem".

Widać z tego, że bohaterowie Marca byli naiwni politycznie. i nie rozumieli, jak ograniczone możliwości miał Gomułka. Zrobili wielką zadymę, sądzili, że ten stary satrapa nie chce poprawić socjalizmu i zdemokratyzować Polski, bo jest zniedołężniałym sklerotykiem. Że tak nie było, zrozumieli dopiero w sierpniu 1968 r., kiedy Moskale założyli Dubczkowi i jego kolegom worki na głowę i wywieźli ich do Moskwy. Mimo to "komandosi" nadal szkodzili Gomułce.

O co naprawdę im chodziło, kiedy organizowali demonstrację w Teatrze Narodowym przed pomnikiem Mickiewicza i na dziedzińcu uniwersyteckim? Jednoznacznie powiedział Henryk Szlajfer w czasie przesłuchania latem 1968 r.: "Wychodziliśmy do studentów z programem sensu stricte politycznym. Jednak wysunięcie od razu wszystkich postulatów nie było możliwe. Po prostu środowisko studenckie nie było do tego jeszcze dobrze "podgotowane". (...) Wysunięto więc te postulaty, które mogły być "skonsumowane" przez studentów bez większych oporów" (cyt. za: Marzec 1968, Warszawa 1986).

Widać z tego, że nie chodziło o "Dziady" i dalsze przedstawienia, bo manifestacje i wiec 8 marca "miały być sondą, a zarazem przygrywką do dalszych akcji". Tych dalszych akcji "komandosów" nie było, bo niedobry Gomułka odebrał "chłopcom" zapałki, czyli kazał prowodyrów zamieszek aresztować, albo skierować do odbycia obowiązkowej służby wojskowej (trzykrotna nieobecność studenta na zajęciach Studium Wojskowego także kończyła się otrzymaniem bezpłatnego biletu kolejowego w jedną stronę do konkretnej jednostki wojskowej).

Autorzy podręczników szkolnych piszą, że przypadkiem tak się złożyło, że większość "komandosów" była pochodzenia żydowskiego. Gomułka sprytnie wykorzystał to jako pretekst do usunięcia ze stanowisk osób, które mu szkodziły i pozwolił Moczarowi obsadzić je swoimi ludźmi. Kreml nie protestował, bo był w konflikcie politycznym z Izraelem.

Z wydarzeń marcowych wynika nauka, że politykom opozycyjnym zawsze chodzi o zdobycie władzy, ale sami wolą przebywać na zapleczu, na barykady wysyłają młodzież. Jak się uda, zdobywają władzę, a kiedy nie - nie można wskazać na nich jako przestępców.

W 1968 r. Gomułka miał większe zmartwienia niż swobody twórcze dla literatów i repertuar teatralny. Miał do rozwiązania następujące problemy: 1) niezadowolenie robotników z płac i zaopatrzenia sklepów, 2) kolejka po bezpłatne mieszkania zakładowe i tanie mieszkania spółdzielcze, 3) walka o ograniczenie wielkości haraczu płaconego ZSRR za wypędzenie Niemców z Polski i o wprowadzenie wspólnej waluty w RWPG, żeby Polska była mniej oszukiwana w handlu zagranicznym, 4) nieuregulowana sprawa zachodniej granicy z rządem RFN, 5) konieczność stworzenia miejsc pracy dla roczników młodzieży z powojennego wyżu demograficznego przy braku możliwości wysłania ich, na "saksy", w Europie Zachodniej, ustawiczne utarczki z Breżniewem w sprawie kołchozów i niedobór żywności.

W warunkach uzależnienia Polski od ZSRR i drogich kredytów na Zachodzie trudno było te problemy rozwiązać, więc narastał konflikt społeczny. Następcy Gomułki nie pomogły nawet kredyty zachodnie - upadł po jednej dekadzie rządzenia.

Piotr Zaborny
http://www.polskapartianarodowa.org/index.php?option=com_content&task=view&id=1076&Itemid=46

boukun

Nauki "marca '68"

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona