Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.

Nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.

Data: 2012-01-31 18:58:19
Autor: Przemysław W
Nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.
Gdy przyjrzeć się tym, którzy w ostatnich latach odeszli od Jarosława Kaczyńskiego i z PiS, uderza fakt, że większość zasiadała kiedyś w jego rządzie



Oczywiście z każdej partii odchodzą prominentni członkowie, a nawet założyciele, tak jak w przypadku PO (Olechowski, Płażyński, Gilowska czy Rokita). Charakterystyczne dla PiS jest to, że odchodzili członkowie rządu. Wygląda na to, że wiedza o mechanizmach funkcjonowania rządu Kaczyńskiego i partii Kaczyńskiego tak bardzo ciążyła byłym ministrom, że - prędzej czy później - nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.


To najistotniejszy powód wszystkich trzech rozwodów w partii: wyjścia grupy Dorna i Ujazdowskiego w 2007 r., wyrzucenia Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak przed wyborami samorządowymi w 2010 r. A wreszcie wyrzucenia Jacka Kurskiego i Zbigniewa Ziobry na jesieni 2011 r. I nikomu z nich tak naprawdę nie chodziło o program czy wartości (PJN i Solidarna Polska podkradły PiS-owi hasła wyborcze). Chodziło tylko o jedno: że Kaczyński ma maniery apodyktycznego szefa partyjnego zaścianka.

Część z nich już się z Kaczyńskim przeprosiła (Dorn, Ujazdowski, Sellin, Polaczek). Bo nie udało się im stworzyć partii, w której skutecznie - to znaczy w parlamencie - mogliby realizować swoje polityczne idee.

Kaczyński nie lubi ambitnych?

Odchodzą ci najzdolniejsi w PiS i ci z dużymi ambicjami. Są bardziej wrażliwi na narzucanie im zdania, szybciej i dotkliwiej czują gorset, w jaki członków PiS wciska prezes.

Dorn, Ujazdowski i Paweł Zaleski (ten ostatni dziś w PO) pisali pięć lat temu do delegatów na kongres PiS, że "silne osobiste przywództwo Jarosława Kaczyńskiego wyradza się w jednoosobowe kierownictwo". Przestrzegali, że Kongres przerodzi się w "manifestację poparcia dla jednoosobowego kierownictwa posługującego się narzędziami adiutancko-pretoriańskimi".

Marek Migalski, europoseł (z PiS przeszedł do PJN), w liście otwartym do Kaczyńskiego w sierpniu 2010 r. wyliczał: "Pana odwaga, upór, niezłomność, przenikliwość polityczna, charyzma i prawość powodują to, że dzisiaj jesteśmy największą partią opozycyjną w Polce. Ale Pana osobowość, charakter, temperament i sposób prowadzenia partii powodują, że na zawsze możemy pozostać w tej roli. Jest Pan zarówno naszym największym kapitałem, jak i największym obciążeniem. Bez Pana nie przetrwamy, z Panem nie wygramy".

Kaczyńskiego - najboleśniej dla lidera PiS - opisał Dorn w książce "Rachunki i wyzwania" (wywiad rzeka Amelii Łukasiak i Agnieszki Rybak, 2009 r.). Bycie premierem to przede wszystkim umiejętność podejmowania decyzji i przewidywania ich konsekwencji. Według Dorna Jarosław Kaczyński tej umiejętności nie posiada w najmniejszym stopniu: "Decyzje to czysta loteria. Wielką wadą Jarosława Kaczyńskiego jest to, że jak trzeba podjąć decyzję, to rozmawia z tymi, którzy akurat stoją w przedpokoju. (...) Tak jednak w życiu bywa, że pod ręką są zawsze ludzie, którzy zajmują się tylko antyszambrowaniem (...) Jarek mówił, co się dzieje i co trzeba o tym myśleć. (...) Za czasów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego było to już tylko zbiorowisko osób, które przyjmowały wyłącznie projekty ustaw. Realne decyzje zapadały gdzie indziej lub w ogóle ich nie podejmowano".

To gdzie zapadały? Po prostu "w przedpokoju". Albo na Nowogrodzkiej, w siedzibie PiS, albo w Alejach Ujazdowskich, w kancelarii premiera.

Dorn: "Kiedy premierem był Kaczyński, decyzje podejmowano bez przygotowania i bez żadnej systematyzacji. Do tego nie w tych gronach, w których powinny zapadać. To, że Jarosław Kaczyński działał na zasadzie Zosi Samosi, rodziło negatywne konsekwencje, zarówno jeśli chodzi o partię, jak i relacje w rządzie i klubie. Kaczyński usiłował nie dopuścić do tego, by proceduralnie sformułować, kto za co odpowiada. Koncepcja jasnych kompetencji prezesowi Kaczyńskiemu jest obca. Uważa, że go to ogranicza".

W książce Dorn tłumaczy, dlaczego mierziło go przesiadywanie w przedpokoju: "bo jeśli człowiek traktuje poważnie swój konkretny odcinek roboty, to siedzi w pracy i nie ma czasu na czekanie w przedpokojach".

Ministerialna teka ma ogromny wpływ na jej posiadacza. Wtedy rośnie poczucie wartości, wiara we własne możliwości, apetyt na samodzielność i niezależność. Ministrowie Kaczyńskiego szybciej niż inni członkowie w partii zrozumieli, zdaje się, że z takim prezesem partii już niczego nie osiągną.

Kaczyński nie lubi trudnych?

W dodatku kilku z nich odebrało europejską lekcję. Parę miesięcy w Parlamencie Europejskim wystarczyło, by otworzyły im się oczy i zrozumieli, że krytyka prezesa własnej partii to nie jest żadne zaprzaństwo (prof. Radosław Markowski nazywa ten proces "socjalizacją"). W Brukseli tęsknota za normalnością staje się nieznośna. Nawet Ziobro opuścił Kaczyńskiego.

Migalski (już po przejściu przez ten proces) pisał do Kaczyńskiego: "Partia musi być zarządzana jak nowoczesna korporacja, z transparentnymi mechanizmami zarządzania i kontroli. Nie może się opierać tylko i wyłącznie na Pana decyzjach i na Pana woli. To demotywuje ludzi naprawdę ambitnych i chcących coś sensownego robić, a promuje polityków potulnych, biernych i mających czas na wysiadywanie przed Pana gabinetem i zawracanie Panu głowy plotkami i donosami na innych".

Migalski po napisaniu tego z partii wyleciał. Kaczyński nie toleruje nielojalności. Bo przecież - rozumuje Kaczyński - od nielojalności już tylko krok do przejęcia partii. A kim byłby Kaczyński bez PiS?

Dorn stawia Kaczyńskiemu też inny poważny zarzut: prezes nie umie rozmawiać z ludźmi. "Więc nie jest w stanie ani niczego się od nich nauczyć, ani pod ich wpływem zmienić swoje poglądy. To jest ulubiony zabieg pana Kaczyńskiego: powiedzenie, że jeśli się ze mną politycznie nie zgadzasz, to moralnie jesteś świnią" - napisał rozgoryczony Dorn.

Dorn się zaczął z Kaczyńskim nie zgadzać, Kaczyński uznał go za "trudnego partnera", a - jak mówi prezes PiS - "w czasach trudnych potrzebuje do współpracy ludzi łatwych".

Dorn: "Po tej wypowiedzi zorientowałem się, że z panem prezesem jest niedobrze, z członkami Komitetu Politycznego jest niedobrze, a wkrótce z całą partią będzie niedobrze. W ustach szefa partii trudno o bardziej niemądrą wypowiedź, bo czasy trudne wymagają trudnych ludzi. Ponadto były to słowa bardzo obraźliwe dla pozostałych członków Komitetu (...). Dziś sądzę, że to miało głęboki sens. Jeśli ktoś mówi kobiecie: >lubię łatwe kobiety < i nie dostaje od razu w pysk, to uzyskuje informację, że ta pani mu ulegnie bez zbędnych ceregieli".

Pocieszeniem dla Kaczyńskiego może być to, że większość ministrów jego rządu już go opuściła.


Parszywa trzynastka Kaczyńskiego (w kolejności odchodzenia): 1. Kazimierz Marcinkiewicz - premier; 2. Kazimierz Michał Ujazdowski - minister kultury; 3. Jerzy Polaczek - minister transportu; 4. Ludwik Dorn - wicepremier, szef MSWiA; 5. Jarosław Sellin - wiceminister kultury; 6. Paweł Kowal - wiceminister spraw zagranicznych, europoseł; 7. Paweł Poncyljusz - wiceminister gospodarki; 8. Joanna Kluzik-Rostkowska - minister pracy; 9. Elżbieta Jakubiak - minister sportu; 10. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, europoseł; 11. Beata Kempa - wiceminister sprawiedliwości; 12. Mirosław Jan Barszcz, minister budownictwa; 13. Wojciech Mojzesowicz - minister rolnictwa.





Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,11059536,__Parszywa_trzynastka___Jaroslawa_Kaczynskiego.html#ixzz1l3lA7eDW



Przemek

--

"Jarosław Kaczyński w 2011 roku przegrał wszystko co było do przegrania. Po raz szósty z rzędu Polacy wybrali ciepłą wodę w kranie serwowaną przez Donalda Tuska zamiast IV RP obiecywanej przez prezesa PiS. Mało tego - od prezesa odeszli najwierniejsi z wiernych: Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski, Beata Kempa. Przez 12 miesięcy PiS w żadnym sondażu nie wyprzedziło Platformy Obywatelskiej."

Data: 2012-01-31 20:08:41
Autor: Albercik
Nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.
Dnia Tue, 31 Jan 2012 18:58:19 +0100, Przemysław W napisał(a):

Gdy przyjrzeć się tym, którzy w ostatnich latach odeszli od Jarosława Kaczyńskiego i z PiS, uderza fakt, że większość zasiadała kiedyś w jego rządzie



Oczywiście z każdej partii odchodzą prominentni członkowie, a nawet założyciele, tak jak w przypadku PO (Olechowski, Płażyński, Gilowska czy Rokita). Charakterystyczne dla PiS jest to, że odchodzili członkowie rządu. Wygląda na to, że wiedza o mechanizmach funkcjonowania rządu Kaczyńskiego i partii Kaczyńskiego tak bardzo ciążyła byłym ministrom, że - prędzej czy później - nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.


To najistotniejszy powód wszystkich trzech rozwodów w partii: wyjścia grupy Dorna i Ujazdowskiego w 2007 r., wyrzucenia Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak przed wyborami samorządowymi w 2010 r. A wreszcie wyrzucenia Jacka Kurskiego i Zbigniewa Ziobry na jesieni 2011 r. I nikomu z nich tak naprawdę nie chodziło o program czy wartości (PJN i Solidarna Polska podkradły PiS-owi hasła wyborcze). Chodziło tylko o jedno: że Kaczyński ma maniery apodyktycznego szefa partyjnego zaścianka.

Część z nich już się z Kaczyńskim przeprosiła (Dorn, Ujazdowski, Sellin, Polaczek). Bo nie udało się im stworzyć partii, w której skutecznie - to znaczy w parlamencie - mogliby realizować swoje polityczne idee.

Kaczyński nie lubi ambitnych?

Odchodzą ci najzdolniejsi w PiS i ci z dużymi ambicjami. Są bardziej wrażliwi na narzucanie im zdania, szybciej i dotkliwiej czują gorset, w jaki członków PiS wciska prezes.

Dorn, Ujazdowski i Paweł Zaleski (ten ostatni dziś w PO) pisali pięć lat temu do delegatów na kongres PiS, że "silne osobiste przywództwo Jarosława Kaczyńskiego wyradza się w jednoosobowe kierownictwo". Przestrzegali, że Kongres przerodzi się w "manifestację poparcia dla jednoosobowego kierownictwa posługującego się narzędziami adiutancko-pretoriańskimi".

Marek Migalski, europoseł (z PiS przeszedł do PJN), w liście otwartym do Kaczyńskiego w sierpniu 2010 r. wyliczał: "Pana odwaga, upór, niezłomność, przenikliwość polityczna, charyzma i prawość powodują to, że dzisiaj jesteśmy największą partią opozycyjną w Polce. Ale Pana osobowość, charakter, temperament i sposób prowadzenia partii powodują, że na zawsze możemy pozostać w tej roli. Jest Pan zarówno naszym największym kapitałem, jak i największym obciążeniem. Bez Pana nie przetrwamy, z Panem nie wygramy".

Kaczyńskiego - najboleśniej dla lidera PiS - opisał Dorn w książce "Rachunki i wyzwania" (wywiad rzeka Amelii Łukasiak i Agnieszki Rybak, 2009 r.). Bycie premierem to przede wszystkim umiejętność podejmowania decyzji i przewidywania ich konsekwencji. Według Dorna Jarosław Kaczyński tej umiejętności nie posiada w najmniejszym stopniu: "Decyzje to czysta loteria. Wielką wadą Jarosława Kaczyńskiego jest to, że jak trzeba podjąć decyzję, to rozmawia z tymi, którzy akurat stoją w przedpokoju. (...) Tak jednak w życiu bywa, że pod ręką są zawsze ludzie, którzy zajmują się tylko antyszambrowaniem (...) Jarek mówił, co się dzieje i co trzeba o tym myśleć. (...) Za czasów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego było to już tylko zbiorowisko osób, które przyjmowały wyłącznie projekty ustaw. Realne decyzje zapadały gdzie indziej lub w ogóle ich nie podejmowano".

To gdzie zapadały? Po prostu "w przedpokoju". Albo na Nowogrodzkiej, w siedzibie PiS, albo w Alejach Ujazdowskich, w kancelarii premiera.

Dorn: "Kiedy premierem był Kaczyński, decyzje podejmowano bez przygotowania i bez żadnej systematyzacji. Do tego nie w tych gronach, w których powinny zapadać. To, że Jarosław Kaczyński działał na zasadzie Zosi Samosi, rodziło negatywne konsekwencje, zarówno jeśli chodzi o partię, jak i relacje w rządzie i klubie. Kaczyński usiłował nie dopuścić do tego, by proceduralnie sformułować, kto za co odpowiada. Koncepcja jasnych kompetencji prezesowi Kaczyńskiemu jest obca. Uważa, że go to ogranicza".

W książce Dorn tłumaczy, dlaczego mierziło go przesiadywanie w przedpokoju: "bo jeśli człowiek traktuje poważnie swój konkretny odcinek roboty, to siedzi w pracy i nie ma czasu na czekanie w przedpokojach".

Ministerialna teka ma ogromny wpływ na jej posiadacza. Wtedy rośnie poczucie wartości, wiara we własne możliwości, apetyt na samodzielność i niezależność. Ministrowie Kaczyńskiego szybciej niż inni członkowie w partii zrozumieli, zdaje się, że z takim prezesem partii już niczego nie osiągną.

Kaczyński nie lubi trudnych?

W dodatku kilku z nich odebrało europejską lekcję. Parę miesięcy w Parlamencie Europejskim wystarczyło, by otworzyły im się oczy i zrozumieli, że krytyka prezesa własnej partii to nie jest żadne zaprzaństwo (prof. Radosław Markowski nazywa ten proces "socjalizacją"). W Brukseli tęsknota za normalnością staje się nieznośna. Nawet Ziobro opuścił Kaczyńskiego.

Migalski (już po przejściu przez ten proces) pisał do Kaczyńskiego: "Partia musi być zarządzana jak nowoczesna korporacja, z transparentnymi mechanizmami zarządzania i kontroli. Nie może się opierać tylko i wyłącznie na Pana decyzjach i na Pana woli. To demotywuje ludzi naprawdę ambitnych i chcących coś sensownego robić, a promuje polityków potulnych, biernych i mających czas na wysiadywanie przed Pana gabinetem i zawracanie Panu głowy plotkami i donosami na innych".

Migalski po napisaniu tego z partii wyleciał. Kaczyński nie toleruje nielojalności. Bo przecież - rozumuje Kaczyński - od nielojalności już tylko krok do przejęcia partii. A kim byłby Kaczyński bez PiS?

Dorn stawia Kaczyńskiemu też inny poważny zarzut: prezes nie umie rozmawiać z ludźmi. "Więc nie jest w stanie ani niczego się od nich nauczyć, ani pod ich wpływem zmienić swoje poglądy. To jest ulubiony zabieg pana Kaczyńskiego: powiedzenie, że jeśli się ze mną politycznie nie zgadzasz, to moralnie jesteś świnią" - napisał rozgoryczony Dorn.

Dorn się zaczął z Kaczyńskim nie zgadzać, Kaczyński uznał go za "trudnego partnera", a - jak mówi prezes PiS - "w czasach trudnych potrzebuje do współpracy ludzi łatwych".

Dorn: "Po tej wypowiedzi zorientowałem się, że z panem prezesem jest niedobrze, z członkami Komitetu Politycznego jest niedobrze, a wkrótce z całą partią będzie niedobrze. W ustach szefa partii trudno o bardziej niemądrą wypowiedź, bo czasy trudne wymagają trudnych ludzi. Ponadto były to słowa bardzo obraźliwe dla pozostałych członków Komitetu (...). Dziś sądzę, że to miało głęboki sens. Jeśli ktoś mówi kobiecie: >lubię łatwe kobiety < i nie dostaje od razu w pysk, to uzyskuje informację, że ta pani mu ulegnie bez zbędnych ceregieli".

Pocieszeniem dla Kaczyńskiego może być to, że większość ministrów jego rządu już go opuściła.


Parszywa trzynastka Kaczyńskiego (w kolejności odchodzenia): 1. Kazimierz Marcinkiewicz - premier; 2. Kazimierz Michał Ujazdowski - minister kultury; 3. Jerzy Polaczek - minister transportu; 4. Ludwik Dorn - wicepremier, szef MSWiA; 5. Jarosław Sellin - wiceminister kultury; 6. Paweł Kowal - wiceminister spraw zagranicznych, europoseł; 7. Paweł Poncyljusz - wiceminister gospodarki; 8. Joanna Kluzik-Rostkowska - minister pracy; 9. Elżbieta Jakubiak - minister sportu; 10. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, europoseł; 11. Beata Kempa - wiceminister sprawiedliwości; 12. Mirosław Jan Barszcz, minister budownictwa; 13. Wojciech Mojzesowicz - minister rolnictwa.





Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,11059536,__Parszywa_trzynastka___Jaroslawa_Kaczynskiego.html#ixzz1l3lA7eDW



Przemek

To proste jak cep. Jarosław Kaczyński nie cierpi niepokornych. Kto nie
zgina przed nim karku i nie slini jasniepańskich rączek jest z partii
rugowany.

Nie dawali sobie z tym rady, musieli publicznie Kaczyńskiego skrytykować i odciąć.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona