Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Nie zbadali wraku

Nie zbadali wraku

Data: 2012-11-17 09:06:22
Autor: u2
Nie zbadali wraku
.... nie zbadali ciał, nie zbadali terenu. Kpina ze zdrowo myślących ludzi :

http://niezalezna.pl/34903-lasek-klamal-nie-zbadali-wraku

Zespół Parlamentarny kierowany przez Antoniego Macierewicza rozprawił
się z tezami wygłoszonymi przez Macieja Laska, przewodniczącego
Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członka komisji
Millera, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” pt. „Polecicie? Tak,
polecimy. Tak to się zaczyna” (tytuł w wersji internetowej: „Maciej
Lasek: I wybuch, i rzekome polecenie zejścia na 50 m – to wszystko są
kłamstwa smoleńskie”). Lasek podaje tam, że komisja Millera nie
popełniła żadnych błędów. Podtrzymuje też stare stwierdzenia i oceny
mimo braku podstawowych ekspertyz, badań, symulacji i dowodów

Poniżej przedstawimy obszerne fragmenty niepublikowanego dotąd
opracowania Zespołu.

Lasek twierdzi, że polscy eksperci dokonali oględzin wraku: „Rosjanie
przeprowadzali swoje prace, a nasi eksperci dokumentowali i robili swoje
pomiary. W raporcie kończącym pracę komisji są m.in. zdjęcia, na których
widać, jak koledzy dokonują pomiaru wysunięcia trzonów układów
sterowniczych. Pobierali też różne próbki. Cały materiał, który tam
zebrali, stanowił bardzo ważny element naszych badań”.

Fakty: W całym Raporcie Millera nie ma ani słowa o jakichkolwiek (poza
oglądem zewnętrznym) badaniach wraku samolotu ani o pobieraniu próbek do
badań laboratoryjnych przez polskich ekspertów. Nie ma też raportu z
tych badań w aneksach i przypisach ani też w materiałach opublikowanych
we wrześniu 2011 r. Nie wspomina się też o tym w dokumencie sporządzonym
przez Komisję Millera, a znanym pod nazwą „Uwagi RP do Raportu MAK” z
grudnia 2010 r.

A przede wszystkim: w lutym 2011 r. dr inż. Maciej Lasek wraz z 12
innymi członkami komisji Millera wysłał list do ministra Cezarego
Grabarczyka, w którym napisał m.in.: „...nagły i nieuzgodniony, zarówno
z zespołem doradców, jak również ze stroną rosyjską wyjazd Pana Edmunda
Klicha ze Smoleńska w trakcie prac grupy polskich specjalistów na
miejscu zdarzenia uniemożliwił stronie polskiej dokończenie tych prac, w
tym badania wraku samolotu Tu-154M”.

Płk Klich w swojej książce „Moja czarna skrzynka” stwierdza, że eksperci
polscy nie przebadali wraku, i to ich obarcza odpowiedzialnością za
niedopełnienie obowiązków. Klich tak odpowiada dziennikarzowi na pytania
o badanie wraku: „Red.: Czy to znaczy, że Polacy w ogóle nie chodzili do
wraku?
Klich: Jeśli chodzili, to niewiele z tego wynikało. W czerwcu zrobiłem
odprawę w Moskwie, na której omawialiśmy wyniki pracy. Wierzbicki (mowa
o szefie zespołu technicznego komisji Millera – przyp. aut.) przedstawił
na niej tylko tyle, ile mu przekazali Rosjanie”.

Lasek twierdzi, że polscy eksperci pobrali próbki wraku: „ [Próbki] są
opisane w jednym z załączników do raportu (fragmenty ubrań, parasolka,
banknot, nadpalona książka) ”.

Fakty: Żaden z wymienionych przedmiotów nie stanowi „próbki wraku” i
żaden nie został pobrany i przebadany przez komisję Millera. Rzeczy te
wzięte „na chybił trafił” zostały przekazane przez prokuraturę do
badania w Wojskowym Instytucie Chemii i Radiometrii dopiero w czerwcu
2011 r. WICiR, który je badał, nie posiada certyfikatu badania
materiałów wybuchowych, a próbki nie zostały pobrane i opisane zgodnie z
przepisami kpk (m.in. nie wiadomo, z jakich miejsc katastrofy pochodzą i
co się z nimi działo do czasu poddania badaniom). Komisja Millera
przejęła po prostu tę „ekspertyzę” od prokuratury i udaje, że to jej
własne badania. Tymczasem jeszcze w grudniu 2010 r. w Uwagach do Raportu
MAK stwierdzano, że „Strona rosyjska w Raporcie nie przekazała
szczegółowych informacji o czynnościach dochodzeniowych prowadzonych na
miejscu wypadku. Dane na temat ekspertyz balistycznych i
pirotechnicznych są faktycznie nie do zweryfikowania przez stronę polską
ze względu na nieudostępnienie przez stronę rosyjską materiałów źródłowych”.

Komisja Millera nie zwróciła się także do prokuratury o ekspertyzy z
sekcji zwłok i badań ciał ofiar na okoliczność eksplozji materiału
wybuchowego.

Lasek twierdzi, że nie było ingerencji w zapisy czarnych skrzynek:
„Kolejnym dowodem była analiza czarnych skrzynek z kokpitu. Gdy
otrzymaliśmy kopie ich zapisu, przesłuchaliśmy je, ale jednocześnie
przekazaliśmy do ABW i policyjnego Centralnego Laboratorium
Kryminalistycznego, żeby zrobić dwie ekspertyzy. (…) I potwierdziły, że
nikt nie ingerował”.

Fakty: Komisja Millera nigdy nie miała dostępu do oryginałów czarnych
skrzynek przetrzymywanych po dziś dzień w Moskwie. Kopie, jakie otrzymał
minister Miller po przewiezieniu ich do Polski w dniu 31 maja 2010 r.,
zostały odrzucone przez sekretarz Państwowej Komisji Wypadków Lotniczych
jako niezabezpieczone we właściwy sposób. I rzeczywiście okazało się, że
brak na nich kluczowych 16 sekund zapisu, po które Miller musiał wracać
do Moskwy. Gdy przywiózł nową kopię, okazało się, że zapis jest tak
zaszumiony w trakcie przegrywania przez Rosjan, że nie nadaje się do
analizy i znowu trzeba było jechać do Moskwy. Dopiero za trzecim razem
uzyskano „kopię”, która mogła zostać poddana badaniom, ale co oczywiste
jej wiarygodność jest wątpliwa. Analiza tej kopii została zrealizowana
przez Instytut Sehna w Krakowie dopiero trzy miesiące po ukazaniu się
Raportu Millera i w zasadniczych miejscach ukazuje jego fałszerstwa.
Dotyczy to m.in. obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie, słów
wypowiadanych przez poszczególne osoby w kokpicie (słowa przypisywane
gen. Błasikowi wypowiedział w istocie drugi pilot, mjr Robert Grzywna),
dźwięku uderzenia w brzozę (Instytut Sehna wskazuje, że w ogóle takiego
dźwięku nie było, a w tym czasie odnotowano dźwięk „przesuwających się
przedmiotów”!), i wielu innych słów i dźwięków, w tym dotyczących np.
komendy „odejścia na drugi krąg”.

Z kolei analiza Zespołu Parlamentarnego wskazuje, że poszczególne
wypowiedzi z polskich transkrypcji są od siebie odległe o inny odstęp
czasu niż te same wypowiedzi z transkrypcji rosyjskiej, co wskazuje, że
zapisem lub kopiami zapisu manipulowano.

Lasek twierdzi, że nie było wybuchu i że polscy specjaliści badali ten
problem na miejscu katastrofy: „Sprawdzaliśmy, czy nie nastąpiły
charakterystyczne odkształcenia konstrukcji samolotu. Robili to
specjaliści, którzy badali niejeden wypadek lotniczy... Specjaliści
wojskowi nie znaleźli w Smoleńsku żadnego dowodu na punktowy wybuch,
czyli coś połączonego z falą ciśnieniową, z nadtopieniami”.

Fakty: Komisja Millera nie dokonała żadnych analiz tej kwestii, a jej
raport nie zawiera żadnego sprawozdania takich badań. Zresztą w komisji
Millera nie było ani jednego specjalisty, który kiedykolwiek badał
eksplozje samolotu w powietrzu na skutek ataku terrorystycznego.
Eksperci Millera z góry założyli, że samolot rozbił się na skutek
uderzenia w ziemię i nie badano w ogóle innej możliwości. Tymczasem
specjaliści Zespołu Parlamentarnego, w tym dr inż. Grzegorz
Szuladziński, mający 40-letnie doświadczenie w badaniu eksplozji
wielkich konstrukcji stalowych, dr inż. Wacław Berczyński, konstruktor
Boeinga, prof. Wiesław Binienda, ekspert NASA i dziekan Wydziału
Inżynierii Cywilnej na Uniwersytecie Akron w USA, prof. dr hab. Jan
Obrębski, prof. zwyczajny Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki
Warszawskiej, oraz wielu innych badaczy po dokładnych analizach
trajektorii lotu, kształtu zachowanych szczątków samolotu, zwłaszcza
tylnej części kadłuba, rozrzutu szczątków, uszkodzeń ciał ofiar, zapisów
skrzynki parametrów lotu ATM-QAR i symulacji wykonanych na podstawie
badań Metodą Elementów Skończonych jednoznacznie stwierdziło, że
przyczyną katastrofy były eksplozje, które miały miejsce w powietrzu.
Jest charakterystyczne, że dr inż. Lasek nie podaje na potwierdzenie
swoich tez ani jednego nazwiska specjalisty badającego szczątki Tu-154M
i wykluczającego eksplozje. On sam na tym się nie zna, a wraku nie badał.

Lasek twierdzi, że przyczyną katastrofy była brzoza: „Dla nas zderzenie
z brzozą było i jest całkowicie oczywiste, a dowody jednoznaczne. (…)
Tak, charakterystyczne odkształcenie pokrycia, tzw. harmonijka, które
ewidentnie wskazuje, jak skrzydło było niszczone. A to brzózka przycięta
przez skrzydło tupolewa – to zdjęcie jest w naszym raporcie. Rośnie przy
bliższej radiolatarni [ok. 1 km przed progiem pasa]. Nic innego nie
mogło ściąć tej brzózki – wokół jest wysoka sucha trawa i nie ma śladu,
by ktoś podjechał i ściął drzewko.Na tym zdjęciu jest odcięte przez
brzozę skrzydło, końcówka skrzydła... Gdzie tu są wywinięte części,
które mogłyby wskazywać na eksplozję? Niektóre elementy są wywinięte
wręcz do dołu, nie do góry”.

Fakty: Zdjęcie części lewego skrzydła dowodzi przede wszystkim, że
zostało ono rozerwane od wewnątrz eksplozją, która rozrzuciła górne i
dolne poszycie na odległość ponad 40 m. Z kolei końcówka skrzydła
pokazywana przez dra Laska charakteryzuje się tym, że rozdarta jest od
tyłu, a ma nienaruszoną krawędź natarcia. Jak mogło się to stać, jeśli
skrzydło uderzyło w brzozę, jest tajemnicą dra Laska.

Dr Lasek powołuje się na zdjęcie brzózki obok bliższej radiolatarni i na
zdjęcie „pancernej brzozy” ściętych jego zdaniem przez Tu-154M, ale nie
podaje żadnego dowodu na to, że tak się stało. Zniszczenia drzew mogły
zostać równie dobrze dokonane przez Ił-76, który godzinę wcześniej
leciał podobnym torem i podchodził do lądowania, ostatecznie jednak
odlatując do Moskwy. Szkody w drzewostanie mogły zostać wyrządzone także
przez blachy odpadające od rozpadającego się na skutek eksplozji
Tu-154M. Przywoływane przez dra Laska fotografie terenu i drzew nie
zostały wykonane przez komisję Millera, a większość umieszczonych tam
fotografii tych obiektów została zaczerpnięta z bloga Siergieja
Amielina, zresztą bez jego zgody. Jeśli komisja Millera dysponowała
wiarygodnymi zdjęciami, dlaczego ich nie zamieściła w swoim Raporcie i
czemu dr Lasek mówi o nich dopiero teraz? Nie ma żadnej dokumentacji
potwierdzającej fakt zrobienia ich w tamtym czasie. Istnieją zaś w
dyspozycji Zespołu Parlamentarnego opisy miejsca zdarzenia, w tym brzozy
(i jej okolic), w którą miał uderzyć Tu-154M z godzin 14–16 (czasu
miejscowego w Smoleńsku) 10 kwietnia 2010 r. Wynika z nich, że szczątki
samolotu znajdowano wówczas na ponad 100 m przed brzozą, na której
wisiały resztki spadających na nią blach, a szczątki samolotu leżały też
na stojącej opodal szopie. Wszystko to świadczy o tym, że na teren ten
spadły części rozpadającego się samolotu, a nie – że był to skutek
uderzenia skrzydła w brzozę, w takim bowiem przypadku blachy znalazłyby
się dużo dalej od miejsca uderzenia, a nie na brzozie lub w jej
najbliższym otoczeniu. Hipotezę tę potwierdzają zapisy „polskiej czarnej
skrzynki” (ATM-QUAR), które przesądzają o tym, że Tu-154 nie uderzył w
brzozę. Z ekspertyzy autorstwa ATM znajdującej się w dyspozycji
prokuratury, a także Zespołu Parlamentarnego wynika bowiem
jednoznacznie, że katastrofa zaczęła się między godz. 8.40.58 a 8.40.59
czasu astronomicznego FDR, gdy czujniki odnotowały skokowy wzrost
wibracji silników, najpierw nr 3, potem nr 1, a ostatecznie groźny
wzrost drgań podstawy silnika nr 2. Dopiero o godz. 8.40.59,5 samolot
przeleciał nad miejscem, gdzie rosła brzoza, a skrzydło oderwało się od
samolotu o godz. 8.41.01, a więc 1,5 sekundy po minięciu miejsca, gdzie
rośnie brzoza, co odpowiada mniej więcej 114 metrom od tego miejsca
czyli stałoby się to bezpośrednio nad miejscem, gdzie znaleziono
skrzydło! Wszystkie te dane zawarte są w opracowanej przez ATM
ekspertyzie skrzynki (ss. 45 i 81) i stanowią oficjalny dokument
prokuratury.

Analizę tę potwierdza także symulacja zawarta w załączniku 4.11 do
podpisanego przez dra Laska protokołu badania zdarzenia lotniczego przez
komisje Millera, gdzie pokazano, że w momencie hipotetycznego uderzenia
w brzozę na wysokości 5 m nad ziemią zegary wysokości barycznej samolotu
wskazują, że znajduje się on ok. 18 m nad poziomem gruntu – a więc kilka
metrów nad brzozą. Dr Lasek publicznie w rozmowie z redaktor Anitą
Gargas potwierdził wiarygodność danych zegara barycznego, a teraz udaje,
że nie rozumie, iż samolot przeleciał powyżej brzozy.

Uderzenie w brzozę wykluczają też analizy prof. Biniendy oraz prof.
Chrisa Cieszewskiego, przedstawione na posiedzeniach Zespołu
Parlamentarnego i podczas Konferencji Smoleńskiej w dniach 22–23
października 2012 r.

Wszystko to razem falsyfikuje hipotezę pancernej brzozy i raz na zawsze
kompromituje jej zwolenników.

Lasek twierdzi, że zeznania załogi Jaka-40 są niewiarygodne i poza
zeznaniami chor. R. Musia i por. A. Wosztyla nie ma żadnego dowodu, że
załoga jaka dostała komendę o zejściu na 50 m.: „Nasza komisja
dysponowała zapisami rejestratora dźwięku Jaka-40 (…) W żadnym z zapisów
nie pada komenda: »możecie zejść na 50 m«. Jest mowa wyłącznie o 100 m.
Lądowanie jaka i słaba znajomość języka rosyjskiego przez jego załogę
wprowadziły dodatkowe zdenerwowanie na wieży. Kontrolerzy nie mogli
wykluczyć, że załoga tupolewa również nie zdoła prawidłowo prowadzić
korespondencji po rosyjsku. (…) Nie ma też dowodu na manipulację danymi,
bo trzy magnetofony – z jaka, z tupolewa i z wieży – potwierdzają to samo”.

Fakty: Dr Lasek świadomie lub z braku kompetencji wprowadza w błąd
czytelników. W momencie, gdy magnetofon Jaka-40 nagrywał korespondencję
między wieżą a Tu-154M, polski samolot stał już na płycie lotniska, a
jego czarna skrzynka i rejestrator zapisu głosu nie działały.
Wiarygodność czarnej skrzynki (CVR) Tu-154M jest wątpliwa po
manipulacjach dokonanych przez Rosjan, których świadectwem jest brak 16
sekund nagrania na jednej z kopii przekazanych Polsce. Rejestrator głosu
przywoływany przez dr Laska nie mógł w ogóle nagrać tej rozmowy
słyszalnej przez radiostację Jaka-40. Przebieg korespondencji odbieranej
i prowadzonej przez radiostację Jaka-40 na lotnisku w Smoleńsku był
rejestrowany jedynie przez magnetofon MS-61, który następnie był
odsłuchiwany przez załogę po powrocie do Polski. Obecnie od ponad roku
znajduje się w Instytucie Sehna, który go analizuje. Oczywiście słowa te
powinny znajdować się w zapisie korespondencji wieży. Rosjanie nie byli
jednak zainteresowani pozostawieniem odczytu swojej winy. Mogli to
zrobić, gdyż strona polska nie dysponuje udokumentowanymi kopiami tych
rozmów, a jedynie zapisami pozyskanymi „prywatnie”, tak, że nikt
oficjalnie nie ręczy za ich wiarygodność. W tej sytuacji nie stanowią
one żadnego dowodu. Tymczasem świadectwo chorążego Musia ma charakter
procesowy i zostało złożone pod przysięgą. To samo dotyczy relacji
porucznika Wosztyla, który dodatkowo 30 października 2012 r. w obecności
dziesiątków kamer na posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego powtórzył, że
10 kwietnia 2010 r. słyszał wydaną przez smoleńskie stanowisko kontroli
lotów komendę zejścia do 50 metrów dla Tu-154M (...).

Lasek autorytatywnie, choć bezpodstawnie wypowiada się na nawet tematy
medyczne: „Nie ma żadnych dowodów na eksplozję. Żadnych. Teorii wybuchu
zaprzecza też sekcja zwłok ministra Wassermanna [przeprowadzona po
ekshumacji w 2011 r.]. Nie wykazała pęknięcia błony bębenkowej ucha (to
oczywiście informacja z mediów, bo nie miałem dostępu do wyników tych
badań), a musiałoby do tego dojść podczas eksplozji”.

Fakty: Dr Lasek wypowiada się na temat sekcji zwłok na podstawie
informacji prasowych, co jest niedopuszczalne w dyskusji naukowej.
Tymczasem do dziś nie istnieje całościowa ekspertyza żadnej z dokonanych
w Polsce sekcji zwłok, w tym także ministra Zbigniewa Wassermanna, która
na żądanie rodziny ma zostać uzupełniona  m.in. badaniami
pirotechnicznymi, które wykonano dopiero w dniach 17 września i 12
października 2012 r. Wyniki tych badań mają być znane dopiero za ok.
sześć miesięcy.

Warto przypomnieć, że wiarygodne informacje na temat tych badań
wskazują, że odnaleziono bardzo liczne ślady materiału wybuchowego (w
liczbie kilkuset!) zarówno na fotelach Tu-154M, jak i na jego skrzydle.
Wyklucza to hipotezy, że są to pozostałości po podróżach żołnierzy
wracających z Afganistanu itp., żołnierze bowiem nie siadają na
skrzydłach Tu-154! Odnalezienie licznych śladów materiału wybuchowego w
kabinie tupolewa i na jego skrzydłach potwierdza ekspertyzy naukowców
współpracujących z Zespołem Parlamentarnym, że do katastrofy doszło na
skutek eksplozji spowodowanej przez osoby trzecie.

Data: 2012-11-17 09:34:02
Autor: pluton_
Nie zbadali wraku
skrzydach Tu-154! Odnalezienie licznych ladw materiau wybuchowego w
kabinie tupolewa i na jego skrzydach potwierdza ekspertyzy naukowcw
wsppracujcych z Zespoem Parlamentarnym, e do katastrofy doszo na
skutek eksplozji spowodowanej przez osoby trzecie.

Jest to oczywista oczywistosc: Jaroslaw odpalil nitrogliceryne telefonem
satelitarnym.

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Data: 2012-11-17 09:34:09
Autor: Ajgor
Nie zbadali wraku

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:50a74583$0$26681$65785112news.neostrada.pl...
... nie zbadali ciał, nie zbadali terenu. Kpina ze zdrowo myślących ludzi :

http://niezalezna.pl/34903-lasek-klamal-nie-zbadali-wraku

Nawet Kaczynski już wie, że Antek Policmajster jest zwykłym mitomanem i pieprzy jak potłuczony. Stara się go trzymać na smyczy żeby mu siary nie robił przed narodem, a tamten się wyrywa jak bullterier. Inna sprawa, że Kaczyński też potrafi koncertowo chlapnąć coś ozorem. i dzięki Bogu :) Nawet kumple Antka ze szkół się wypowiadali, że na mitomanię i manię prześladowczą to on jż w szkole chorował. Wszędzie widział agentów, zamachowców, prześladowców. Psychiatry mu trza i to dobrego. A nawet całego zespołu.

Data: 2012-11-17 09:39:02
Autor: Przemysaw M.
Nie zbadali wraku
Dnia Sat, 17 Nov 2012 09:06:22 +0100, u2 napisa(a):

... nie zbadali cia, nie zbadali terenu. Kpina ze zdrowo mylcych ludzi :

http://niezalezna.pl/34903-lasek-klamal-nie-zbadali-wraku

Zesp Parlamentarny kierowany przez Antoniego Macierewicza rozprawi
si z tezami wygoszonymi przez Macieja Laska, przewodniczcego
Pastwowej Komisji Badania Wypadkw Lotniczych i czonka komisji
Millera, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej pt. Polecicie?

Po sutym obiedzie, 10 kwietnia 2010 r Antoni Macierewicz zamiast pojecha
na lotnisko w Smolesku i wasn marynark z samodziau okry ciao
prezydenta w te pdy rwa do Warszawy by zabezpieczy sobie miejsce na
panteonie chway jako superledczy. Nie widzia wraku ani cia ale dzi
snuje teorie jakby to on by samozwaczym Rutkowskim.


--
Jarosaw Kaczyski owiadczy, e z wasnej woli nie zrezygnuje ze stanowiska Prezesa PiS. - Mnie witaj okrzykami: "Jarosaw Polsk zbaw". http://tiny.pl/hlh7b

Data: 2012-11-18 00:07:52
Autor: Ajgor
Nie zbadali wraku

Uytkownik "Przemysaw M." napisa w wiadomoci news:k87if1$as3$1dont-email.me...

Jarosaw Kaczyski owiadczy, e z wasnej woli nie zrezygnuje ze
stanowiska Prezesa PiS. - Mnie witaj okrzykami: "Jarosaw Polsk zbaw".

On nie rozumie, e w jego przypadku zbawienie Polski polegao by wasnie na tym, eby on znikn, i przesta ludziom miesza w gowach :) "Jarosaw Polsk zbaw... od siebie". Tak brzmi cae haso, ale jak zwykle czego nie dosysza biedaczek...

Nie zbadali wraku

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona