Data: 2010-09-06 08:36:22 | |
Autor: mkarwan | |
Niech Lechu nie zaprzecza, bo fizycznie ktoś te bramy zamknął | |
Ewa Osowska. Ona w WZZ Wybrzeża była w grupie Wałęsy.
Wałęsę poznała w ten sposób, że pracowała w kiosku z gazetami na Stogach, gdzie Lechu mieszkał, a jednocześnie słuchała RWE. Nie wiem, czy przez ten kiosk nie szły jakieś informacje dla Lecha, bo ten kiosk mi utkwił w pamięci. Potem chodziła na nasze modlitwy i spotkania. Jest takie piękne zdjęcie, jak ona prowadzi modlitwę w stoczni. Bo na strajku znalazła się szybko, dowiedziała się chyba od żony Lecha i przyszła. Lechu zaprzecza, niestety, a to kobiety trzeciego dnia uratowały strajk, kiedy zamknęły bramy stoczni. Niech Lechu nie zaprzecza, bo fizycznie ktoś te bramy zamknął. A gdyby nie zamknąć, to wszyscy by wyszli. (...T)rzeciego dnia Ewa stała obok Wałęsy, z tubą, jak on ogłosił o zakończeniu strajku. Lechu mówi: Sukces, tysiąc pięćset złotych. To dotyczyło tylko stoczniowców. Stoczniowcy słuchali na wydziałach, przez radiowęzeł, każdy chciał dobrze słyszeć i każdy wydział miał głośnik i wśród kolegów zawsze lepiej jest komentować, słuchać, więc oni sobie jedli, siedzieli, strajkowali i słuchali. Ale były przecież też inne małe zakłady. Wtedy Henryka Krzywonos z MPK krzyknęła: "Wyduszą nas jak pluskwy", a Ewa stojąc koło Lecha, krzyknęła: "Zdrada". Lechu próbował coś mówić, ale chyba go wyklaskali, i powiedział tylko: "Chcecie strajkować, to strajkujemy". Lecz radiowęzeł został już odcięty, a stoczniowcy zaczęli wychodzić do domów. Mówię: "Aniu, wychodzą". Ania: "Ty leć na pierwszą, ja na trzecią, a potem przyjdź na trzecią, bo ta trzecia jednak jest duża". I tak żeśmy zrobiły. Przez teren stoczni to był kawał drogi, chciałam więc znaleźć takiego dziennikarza, chyba z "Życia Warszawy", który miał samochód. Pytam Bogdana, czy wsiąść, bo myślę: jak wsiądę, a on jest z UB, to koniec. Nie wiem, czy Bogdan go znał, ale powiedział: "Wsiadaj". Przez miasto dojechaliśmy do tej bramy. Tam jest taki most nad ulicą. Na tym moście nigdy nie widziałam tylu wychodzących, wszyscy naraz wyszli. I tam coś mówiłam. Każda z nas ma udział w utrzymaniu wtedy strajku: Ewa, Henryka, Ania, ja. (...)Leszek Kaczyński. Przez przypadek nie został doradcą MKS. Ale sam sobie winien, bo się gdzieś na cztery dni zawieruszył. Wszedł do Stoczni, jak już zamknęliśmy skład grupy ekspertów. To było tak samo jak z zakładami pracy - najpierw była ich garstka, potem mnóstwo, ale nie dało się do prezydium wprowadzać bez przerwy nowych ludzi, nawet jeśli byli uczciwi. Bo jeśli coś uzgodniliśmy, a przychodził ktoś nowy, to trzeba było zaczynać od początku. źródło Niepublikowana opowieść Aliny Pienkowskiej W tekscie "Ania" to Anna Walentynowicz http://www.tygodnik.com.pl/numer/278244/pienkowska.html |
|