Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Niemiecka wrogość w stosunku do dzieci

Niemiecka wrogość w stosunku do dzieci

Data: 2016-08-20 07:09:40
Autor: Mark Woydak
Niemiecka wrogość w stosunku do dzieci


Podczas mojej emigracji w Niemczech zauważyłam osobliwe zjawisko, wrogość w
stosunku do dzieci. Dzieci działają na nerwy sąsiadom, zwłaszcza
bezdzietnym, a już szczególnie emerytom, dla których spokój na stare lata
jest rzeczą najcenniejszą. Mało uczuciowy stosunek do dzieci maja również
młodzi Niemcy, nic dziwnego, że tym kraju władze borykają się z najniższym
na świecie przyrostem naturalnym. Niemki rodzą mało dzieci. Z biedy? Nie, z
wygody.

Już w latach osiemdziesiątych media poświęcały wiele miejsca problemom
demograficznym, stawiając pytanie: co wybrać, dziecko czy urlop na Majorce?
Najczęstsza odpowiedź: urlop na Majorce. Niemcy są bogatym społeczeństwem i
bardzo nie lubią ludzi biednych, zwłaszcza cudzoziemców, którzy przybyli do
nich w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia. Również rzesze
Polaków, na dodatek nie rzadko skazanych na pomoc socjalną. I choć są na
socjalu, to ich kobiety rodzą dzieci. Trzeba z tym zrobić porządek, w
majestacie prawa odbierać im dzieci i przekazywać Niemcom, którzy nie są
biedni no i przede wszystkim nie są Polakami. Od tej dobroczynnej
działalności na rzecz biednych cudzoziemców jest urząd d/s Młodzieży -
Jugendamt. Troszczy się o dobre samopoczucie małolatów, które zagwarantują
im rodzice zastępczy. Nauczą się Muttersprache czyli języka niemieckiego,
zapomną ojczystego, będą najedzone i ubrane i wychowane w duchu germańskim,
bo jakże inaczej.

Bieda, niedostatek jest w Unii Europejskiej powodem do wstydu i strachu.
Takie biedne rodziny, na dodatek wielodzietne to wrzód na czterech literach
państwa opiekuńczego. Odbierając im dzieci, bo odbiegają standardem życia
od przeciętnego Niemca spełnia obowiązek opiekuńczości państwa. Zimnego,
cynicznego i w jakiś sposób nieludzkiego. W kwietniu w tabloidzie ,,Fakt"
ukazał się wywiad z byłym pracownikiem Jugendamtu, który porzucił tę pracę
po 12 latach, bo nie był w stanie dłużej patrzeć na cierpienie dzieci
odbieranych rodzicom, często bez istotnego powodu. Uwe Kierchner
powiedział, że bardzo chętnie zabiera się polskie dzieci, zabiega o nie
wiele rodzin zastępczych. Celem takie adopcji jest jego zdaniem
germanizacja. Ale przede wszystkim to biznes dla nowych ,,rodziców", za
każde dziecko dostają 1000 euro. No i co najważniejsze, dziecko jest białe,
czyli nadające się do zniemczenia. Jaskrawym przykładem takich manipulacji
jest odebranie Polce córeczki Leny w kilka dni po porodzie, jeszcze w
szpitalu, bo zdaniem urzędników Jugendamtu matka nie byłaby w stanie
wykarmić maleństwa. Za biedna. Póki była w ciąży urząd dbał o jej sytuację
materialną, ale jak urodziła zabrał jak swoje. Tak się dzieje nie tylko z
pozostającymi na socjalu Polkami, podobne praktyki mają miejsce w stosunku
do innych europejskich dzieci. Lecz polskie są najbardziej poszukiwane.
Dlaczego? Dlatego, że władze III RP nie interesowały się ich losem,
przyjmując za dobrą monetę, a nawet za oczywistość niemiecką opiekuńczość.
Więcej, stosowały na wzór Jugendamtu praktyki odbierania dzieci biednym
rodzicom u siebie, w Polsce. Na szczęście w lutym br. Sejm uchwalił ustawę
zakazującą odbieranie dzieci z powodu biedy ich rodziców. Urzędy socjalne
mogą występować o pozbawienie władzy rodzicielskiej w przypadkach skrajnej
patologii, w tym znęcania się nad potomstwem. Natomiast biednym rodzinom ma
obowiązek pomagać. Pomocny jest także program 500 plus, który wpływa
zdecydowanie na poprawę losu rodzin, zwłaszcza wielodzietnych.



Niemcy nie należą do uczuciowych narodów, nie należą do nich kraje
północnej Europy, gdzie króluje moralność protestancka stawiająca sukces
materialny nad szczęście jednostki i radość z przynależności do rodziny.
Nic zatem dziwnego, że odbieranie dzieci z powodu biedy i nie stosowania
się do reguł narzuconych przez państwo opiekuńcze jest na porządku dziennym
np. w Szwecji i Norwegii. Sprzyja tym praktykom relatywizm moralny,
pozwalający naginać prawo do widzimisię urzędników. Szykany władz dotykają
coraz częściej Polaków, bo są czemuś inni, niedostosowani, pielęgnują swój
język ojczysty na dodatek chodzą do kościoła. Katolickiego. Należy poddać
ich resocjalizacji, żeby stali się prawdziwymi Europejczykami, na miarę
czasów. W ten sposób przybysze wpadają w objęcia państwa opiekuńczego,
które z biegiem lat zamieniło się w rodzaj aparatu opresyjnego,
wymuszającego na obywatelach posłuszeństwo nie tylko wobec prawa, co
zrozumiałe, ale również wyznawanie poglądów narzucanych przez rządzące
elity.

Czy mała Lenka wróci do mamy, czy nie, zależy od łaskawości niemieckiego
sądu. Jak wiadomo prawo można różnie interpretować, bo w naszej
rzeczywistości prawda jest relatywna, a ,,prawdziwość" jest cechą
przysługującą sądom, opiniom, a nawet teoriom. Wartości i związane z nimi
normy i oceny mają charakter względny, zmieniają się w czasie, są zależne
od miejsca i od oceniającego. Jasne? Jasne.

A poza tym Niemcy mają u Polaków ,,przechlapane". Wszystko przez tę
historię, która prześladuje naszych sąsiadów. Internauci przypominają im
tragedię dzieci Zamojszczyzny, wydzieranych z rąk zrozpaczonych matek i
wywożonych do III Rzeszy na zniemczenie. I pytają: czy odbiera się także
dzieci kobietom muzułmańskim, z powodu biedy albo patologii?

Niemiecka wrogość w stosunku do dzieci

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona