Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.koszykowka   »   Not one, not two, not three...well - not even one for a while...

Not one, not two, not three...well - not even one for a while...

Data: 2011-06-13 02:32:24
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
I dobrze sie stało. Fear the Dirk.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-14 07:59:20
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Leszczur <leszczur@acn.waw.pl> napisał(a):
I dobrze sie sta=B3o. Fear the Dirk.

"I&#8217;m going to continue to live the way I want to live and continue to do the
things that I want to do with me and my family and be happy with that."
Cytat za supergigantem.

Tłumaczę: "mam to wszystko w du...e! To całe pie......nie o mistrzostwie mało
mnie obchodzi. Ja jest królem i dalej będę królem"

To można porównać tylko z reakcją polskich kopaczy po kolejnych porażkach.
Zawstydził wszystkie kaczki świata! Od dziś powinniśmy mówić "spływa po nim
jak po Lebronie"

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."


--


Data: 2011-06-14 02:02:41
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 14 Cze, 09:59, "Hubertus Blues" <hblues.SKA...@gazeta.pl> wrote:
T umacz : "mam to wszystko w du...e! To ca e pie......nie o mistrzostwie ma o
mnie obchodzi. Ja jest kr lem i dalej b d kr lem"

Tajeest!

To mo na por wna tylko z reakcj polskich kopaczy po kolejnych pora kach.

Przestan! Argentynę rozgromili, a w meczu z Francją też tylko Polacy
strzelali bramki! Jest dobrze!

Zawstydzi wszystkie kaczki wiata! Od dzi powinni my m wi "sp ywa po nim jak po Lebronie"

A co ma powiedzieć? Gram jak ciota, wiec zabieram swoje talenty do
WNBA?
Wait a minute....: http://www.youtube.com/watch?v=9NHRD10DmCc


Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 07:03:30
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Leszczur <leszczur@acn.waw.pl> napisał(a): (...)
> To mo na por wna tylko z reakcj polskich kopaczy po kolejnych pora kach.

Przestan! Argentyn=EA rozgromili, a w meczu z Francj=B1 te=BF tylko Polacy
strzelali bramki! Jest dobrze!

Jest dobrze, ale nie tragicznie.

> Zawstydzi wszystkie kaczki wiata! Od dzi powinni my m wi "sp ywa po nim j=
ak po Lebronie"

A co ma powiedzie=E6? Gram jak ciota, wiec zabieram swoje talenty do
WNBA?
Wait a minute....: http://www.youtube.com/watch?v=3D9NHRD10DmCc

To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. W czasach Jego Wysokości nie
było jeszcze tak powszechnego Internetu, ale wydaje mi się, że Jordan nie
budził tak mocno i tak wielu negatywnych emocji. Ani w Salt Lake City, ani w
Pheonix ani w NYC Jordan nie ma powodów być kochany, ale tak powszechnego
wyśmiewania, szydzenia, antypatii nie budził i nie budzi.


--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."

--


Data: 2011-06-15 00:44:09
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 09:03, "Hubertus Blues" <hblues.SKA...@gazeta.pl> wrote:
> Przestan! Argentyn=EA rozgromili, a w meczu z Francj=B1 te=BF tylko Polacy
> strzelali bramki! Jest dobrze!

Jest dobrze, ale nie tragicznie.

Oooo taaaaak! Idziemy na mistrza!

To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. W czasach Jego Wysokości nie
było jeszcze tak powszechnego Internetu, ale wydaje mi się, że Jordan nie
budził tak mocno i tak wielu negatywnych emocji.

Na pewno budził negatywne emocje, ale media wtedy były dużo bardziej
kontrolowane. Jego ówczesny wizerunek był sterowany nie tylko przez
niego samego, jego doradców, klub, ale nawet przez Sterna i NBA.
Bodaj Halberstam pisał, że dziennikarze mieli interes w tym, żeby
chronić wizerunek MJ'a, bo od tego zależało, czy będą mieli do niego
dostęp, czy nie. A dostęp oznaczał artykuły i zwyczajnie kasę.

Ani w Salt Lake City, ani w Pheonix ani w NYC Jordan nie ma powodów być kochany, ale tak powszechnego
wyśmiewania, szydzenia, antypatii nie budził i nie budzi.

Pomijając fakt, że MJ aniołem nie był, to jednak nie był też takim
pompatycznym dupkiem jak James.
A i byle łachmyta wówczas też nie mogł być dziennikarzem - tak jak to
się dzieje teraz. Inne czasy.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 09:09:30
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. W czasach Jego Wysokości nie
było jeszcze tak powszechnego Internetu, ale wydaje mi się, że Jordan nie
budził tak mocno i tak wielu negatywnych emocji. Ani w Salt Lake City, ani w
Pheonix ani w NYC Jordan nie ma powodów być kochany, ale tak powszechnego
wyśmiewania, szydzenia, antypatii nie budził i nie budzi.

Patrz Pan jak to poprzez jeden "malutki" epizod medialny moze czlowiek sobie w stope strzelic, nie?

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 07:19:03
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
s <s@krzak.wp.pl> napisał(a):
> To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. W czasach Jego Wysokości ni
e
> było jeszcze tak powszechnego Internetu, ale wydaje mi się, że Jordan nie
> budził tak mocno i tak wielu negatywnych emocji. Ani w Salt Lake City, ani w
> Pheonix ani w NYC Jordan nie ma powodów być kochany, ale tak powszechnego
> wyśmiewania, szydzenia, antypatii nie budził i nie budzi.

Patrz Pan jak to poprzez jeden "malutki" epizod medialny moze czlowiek sobie w stope strzelic, nie?

Ten jeden malutki epizod tylko ugruntował i utwierdził wyznawców. No i jeszcze
liczbę wyznawców zdecydowanie zwiększył. Mam wrażenie, że pozycja Lebrona wśród fanów budowana jest konsekwentnie od
dawna. :)

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."

--


Data: 2011-06-15 13:26:06
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 09:03, Hubertus Blues pisze:

To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe.

Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
finału konferencji. Ależ luzer z niego był. Fartownie Chicago wzięłow
drafcie pruwen łinera, Scotta Williamsa, który poprowadził Bulls do
trzech tytułów mistrzowskich.

Data: 2011-06-15 04:36:41
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 13:26, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-15 09:03, Hubertus Blues pisze:

> To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe.

Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
finału konferencji. Ależ luzer z niego był. Fartownie Chicago wzięłow
drafcie pruwen łinera, Scotta Williamsa, który poprowadził Bulls do
trzech tytułów mistrzowskich.

Nie zapominaj o Billu Wenningtonie! I o człowieku którego Szaranowicz
nazywał: Dziad Biśler.
Tomku - tytuły nie są pochodną wieku. Wiem, bo w przeciwnym razie
miałbym ich już tyle co rzeczony Bill Russell.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 13:46:55
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 13:36, Leszczur pisze:
On 15 Cze, 13:26, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-15 09:03, Hubertus Blues pisze:

To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe.

Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
finału konferencji. Ależ luzer z niego był. Fartownie Chicago wzięłow
drafcie pruwen łinera, Scotta Williamsa, który poprowadził Bulls do
trzech tytułów mistrzowskich.

Nie zapominaj o Billu Wenningtonie! I o człowieku którego Szaranowicz
nazywał: Dziad Biśler.
Tomku - tytuły nie są pochodną wieku. Wiem, bo w przeciwnym razie
miałbym ich już tyle co rzeczony Bill Russell.

Nie są też pochodną poziomu gry pojedynczego koszykarza. Gdyby tak było,
West miałby więcej niż jeden tytuł jako gracz.

Oczywiście można twierdzić, że Horry jest tak z pińć razy lepszy od
Jamesa. Konstytucja RP daje takie prawo. Ale gdyby zrobić w NBA
dispersal draft, James poszedłby pierwszy, ewentualnie drugi (gdyby ktoś
wolał budować wokół Howarda, zresztą kolejnego luzera).

Data: 2011-06-15 05:13:42
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 13:46, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
> Nie zapominaj o Billu Wenningtonie! I o człowieku którego Szaranowicz
> nazywał: Dziad Biśler.
> Tomku - tytuły nie są pochodną wieku. Wiem, bo w przeciwnym razie
> miałbym ich już tyle co rzeczony Bill Russell.

Nie są też pochodną poziomu gry pojedynczego koszykarza. Gdyby tak było,
West miałby więcej niż jeden tytuł jako gracz.

Zgoda. Są za to pochodną kilku zjawisk dających się okreslić jednym
słowem: delivery.
I nie chodzi tu o jakiś wymyślny sposób na pozbawienie człowieka
wątroby (wrzucam na wszelki wypadek, zeby Twoj niepohamowany apetyt na
interpretacje nie poszedł był zbyt daleko), a o wywiązanie się z
roli.
James nie wywiązuje się dobrze z roli lidera i Najlepszego zawodnika
na świecie, więc może zrewidujmy pogląd o nim, zmniejszmy oczekiwania,
a od razu chłop zacznie lepiej wyglądac.

Oczywiście można twierdzić, że Horry jest tak z pińć razy lepszy od Jamesa. Konstytucja RP daje takie prawo.

Oczywiście. Chociaż o Horrym można powiedzieć, że w kluczowych
momentach nie zawodził zbyt często, a nawet jeśli to nie tak
spektakularnie jak James. I tu - widzisz - pojawia się problem punktu
odniesnienia, a ten jest bezposrednią pochodną talentu zawodnika.
Kariera Horry'ego patrząc przez pryzmat jego talentu była wielkim
sukcesem. Kariera Jamesa póki co nie jest i kto wie czy kiedykolwiek
będzie. Stąd porównania do Jordana można między bajki włożyć,
skupiając sie raczej na Melonie, Barkleyu czy wręcz Ewingu.

Ale gdyby zrobić w NBA dispersal draft, James poszedłby pierwszy, ewentualnie drugi (gdyby ktoś
wolał budować wokół Howarda, zresztą kolejnego luzera).

W takim drafcie ogromne znaczenie ma wiek zawodnika. Poza tym co jest
lepsze - megagwiazda, która w kluczowych momentach zawodzi, czy ktos
nieco mniej utalentowany fizycznie, ale o niebo bardziej odporny
psychicznie?
Na dziś James mógłby iść gdziekolwiek w Top5 i nie byłoby w tym
wielkiego błędu.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 14:19:28
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 14:13, Leszczur pisze:

James nie wywiązuje się dobrze z roli lidera i Najlepszego zawodnika
na świecie, więc może zrewidujmy pogląd o nim, zmniejszmy oczekiwania,
a od razu chłop zacznie lepiej wyglądac.

I w ramach tego nie wywiązywania się dwa razy doprowadził drużynę do
finałów NBA (przyjmuję optykę przewodzenia i wywiązywania się, co jest
zresztą kompletną bzdurą, zawodnik odpowiada tylko za swoją grę, a nie
za grę zespołu), czego Jordan mając tyle lat co James nie zrobił ani
razu, tudzież dwukrotnie zaliczył tytuł MVP (a powinien lekko licząc
trzy albo i cztery razy). Faktycznie, koszmarny zawód. Ten James
kompletnie się nie sprawdza.

Też nie znosze tego leszcza, ale znaj proporcją, mocium panie.

Data: 2011-06-15 05:53:43
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 14:19, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
> James nie wywi zuje si dobrze z roli lidera i Najlepszego zawodnika
> na wiecie, wi c mo e zrewidujmy pogl d o nim, zmniejszmy oczekiwania,
> a od razu ch op zacznie lepiej wygl dac.

I w ramach tego nie wywi zywania si dwa razy doprowadzi dru yn do
fina w NBA

No i jakie to ma znaczenie, ze zawodnik dotarł do Finałów ale w nich
przegrał? Malo to takich w historii?
Pamietasz jak Jordan byl oceniany po tym jak doprowadzil Bulls do
Finalow Wschodu i przegrał z Pistons? Nie byl wowczas "GOAT". Not even
close! James dostał taką etykietke zanim w ogóle zaczął grać w lidze.

(przyjmuj optyk przewodzenia i wywi zywania si , co jest
zreszt kompletn bzdur , zawodnik odpowiada tylko za swoj gr , a nie
za gr zespo u),

To jest prawda tylko czesciowo. Wielu bylo indywidualnie wielkich
zawodnikow, ktorzy sa zapominani niedlugo po zakonczeniu kariery.
Gwiazda odpowiada za swoją drużynę.

czego Jordan maj c tyle lat co James nie zrobi ani razu,

Ot miał pecha, ze nie przyszedł do NBA dwa lata wczesniej. Gdy
popatrzysz na lata doświadczenia sprawa wygląda nieco inaczej,
nieprawdaż?

tudzie dwukrotnie zaliczy tytu MVP (a powinien lekko licz c
trzy albo i cztery razy). Faktycznie, koszmarny zaw d. Ten James
kompletnie si nie sprawdza.

Nie tyle kompletnie sie nie sprawdza, co na razie nie jest tym za kogo
był uważany. Again - delikatna różnica, której zapewne nie widzisz.

Te nie znosze tego leszcza, ale znaj proporcj , mocium panie.

Spoko - moja opinia o LeBronie-człowieku ma się nijak do oceny Jamesa
jako koszykarza. Wygląda że czegoś mu brakuje. Do zeszłego sezonu
mówiło się, że głównie brakuje mu wsparcia ze strony innych dobrych
zawodników. Jednak wychodzi na to, że chyba nie tylko tego.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 21:52:04
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 14:53, Leszczur pisze:
On 15 Cze, 14:19, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
James nie wywi zuje si dobrze z roli lidera i Najlepszego zawodnika
na wiecie, wi c mo e zrewidujmy pogl d o nim, zmniejszmy oczekiwania,
a od razu ch op zacznie lepiej wygl dac.

I w ramach tego nie wywi zywania si dwa razy doprowadzi dru yn do
fina w NBA

No i jakie to ma znaczenie, ze zawodnik dotarł do Finałów ale w nich
przegrał?

Zapomniałem, liczą się tylko zwycięstwa w finałach.
Fisher+Horry+Mbenga > Stockton+Malone+Barkley, ofkors.

Data: 2011-06-15 23:31:44
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 21:52, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-15 14:53, Leszczur pisze:

> On 15 Cze, 14:19, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
>>> James nie wywi zuje si dobrze z roli lidera i Najlepszego zawodnika
>>> na wiecie, wi c mo e zrewidujmy pogl d o nim, zmniejszmy oczekiwania,
>>> a od razu ch op zacznie lepiej wygl dac.

>> I w ramach tego nie wywi zywania si dwa razy doprowadzi dru yn do
>> fina w NBA

> No i jakie to ma znaczenie, ze zawodnik dotarł do Finałów ale w nich
> przegrał?

Zapomniałem, liczą się tylko zwycięstwa w finałach.
Fisher+Horry+Mbenga > Stockton+Malone+Barkley, ofkors.

Nie tylko, ale rownież. Oraz rola jaką się w tych finałach odegrało.

Data: 2011-06-15 13:03:17
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Tomasz Radko <trad@interia.pl> napisał(a):
W dniu 2011-06-15 09:03, Hubertus Blues pisze:

> To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
finału konferencji.

W swoim 8-mym sezonie w NBA Jordan zdobywał właśnie drugie mistrzostwo.

Ależ luzer z niego był. Fartownie Chicago wzięłow
drafcie pruwen łinera, Scotta Williamsa, który poprowadził Bulls do
trzech tytułów mistrzowskich.

Nie rozumiem. Możesz wyjasnić

s <s@krzak.wp.pl> napisał(a): (...)
Jestem spokojny, ze kolejni wartosciowi role players sie skusza. O ile nie wsiaknie MLE w wyniku negocjacji.

Zainteresowanie będzie wśród tzw. role players duże. Ja mam tylko wątpliwości
czy będą tak efektywni jak muszą.
 
> A i jeszcze trener - z jednej strony
> grający sztuczkami psychologicznymi w rodzaju przyznania do łez w szatni, a z
> drugiej strony oddający Jamsowi rolę extra motywatora (no bo czym były te
> pogawędki Króla z dworem przed meczami w Finałach?).
> Musi się dużo wydarzyć, żeby z takiej zgraji była drużyna. Wcale nie jestem
> pewien czy to się wydarzy.

Kazdy zespol moznaby scharakteryzowac w podobnie sceptyczny sposob. Nawet Lakers, jak ktos sie uprze :-) Ot, cos po drodze musi zaskoczyc. Heat maja te przewage, ze potencjalem az kipia i potrafia zrobic wiele nawet wowczas, gdy mechanizmy jeszcze nienaoliwione.

Wydarzy sie... Mozesz mi zaufac :D

Z jednej strony - jak na pierwszy sezon ugrali zaskakująco dużo. Z drugiej
strony - jak na oczekiwania, szczególnie po rozniesieniu Celtics i Bulls w
Finałach wypadli bladziutko.

Nie wiem skąd czerpiesz wiarę, ja jej za dużo nie mam. Zastanawiają mnie dwa aspekty:
1. Dotychczasowe drużyny Jamesa nie miały nigdy wielkiego zespołowego jaja.
Jedyne osiągnięcia LBJ w tym zakresie to pozerskie ustawki na rozpoczęcie
meczów i brak jakichś wielkich konfliktów. Nie wiem czy o jakimkolwiek zespole
król(ika)a można mowić, że był tam duch zespołowości. Oczywiście mała próbka,
oczywiście trudna materia przy tak dużym dominatorze. Ale jest to czynnik nad
którym warto się zastanowić.
2. Konkurencja będzie rosła. Przede wszystkim Bulls i Thunder no i oczywiście
uskrzydleni Mavs oraz Lakers jeśli coś im wyjdzie. Jedyna nadzieja Heat to
nowi rezerwowi i lepsze zgranie. Ale zdrowotnie to przebieg i Jamesa i Wade
zdaje się wołać "Już! Tu i teraz" a nie "Mamy czas!"


>> Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko
>> dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami.
> (...)
>
> A nie zapominaj też o lepszym trenerze i zdecydowanie innej atmosferze w ekip
ie.

Atmosfera nie rodzi sie z dnia na dzien. Bylo tyle obaw, calkiem uzasadnionych, ze zlepienie ze soba takich osobowosci bedzie rodzic problemy. IMO nie bylo tak zle. A atmosfera dopiero zaczyna sie budowac.

To jasne! Na swoim wybitnym poziomie Wade i James są w stanie sami wygrywać
dużo. Ale wystarczy, że jeden z nich pęknie i przy braku realnego wsparcia
reszty jest kicha. Atmosfera między nimi jest akurat świetna - bawią się na
całego i cały czas. Wydają się starymi kumplami co to nie jeden żart już zrobili.

>> Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w
>> nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i
>> Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.
>
> Nie każda zmiana w tej trójce byłaby zmiana na gorsze. A Riley udowodnił już
> wiele razy, ze ryzykownych ruchów się nie boi i że wizje miewa. Jeśli będzie
> okazja na pewno z niej skorzysta. I nie nazwiesz go idiotą. ;)

Gdyby zamienil na Dwighta Bosha - wygladaloby to na papierze dobrze, choc osobiscie nie jestem pewien, czy warto ten manewr wykonac. Gdyby mial isc Dywan albo James - nazwe go idiota i to dwa razy, howgh!

Problem z Boshem i James jest imo taki, że ich pozycje się po prostu dublują.
Jeśli do Big 3 od samego początku zamiast Bosha Riley skołował jakiegoś
zdrowego centra nawet w rodzaju Mutombo wynik mógłby być _jeszcze_ lepszy.

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."


--


Data: 2011-06-15 15:22:35
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Jestem spokojny, ze kolejni wartosciowi role players sie skusza. O ile
nie wsiaknie MLE w wyniku negocjacji.

Zainteresowanie będzie wśród tzw. role players duże. Ja mam tylko wątpliwości
czy będą tak efektywni jak muszą.

A z czego te watpliwosci wynikaja?
Z faktu, ze obecni role players nie pokazali sie w finalach?

Zastanawiają mnie dwa aspekty:
1. Dotychczasowe drużyny Jamesa nie miały nigdy wielkiego zespołowego jaja.

A widzisz.
Ja nie mam parcia, zeby nazwac Heat druzyna Jamesa.
Oczywiscie, kloci sie taki stan rzeczy z polemika nt wielkosci Bronka, ale to juz nie moj problem :-)

2. Konkurencja będzie rosła. Przede wszystkim Bulls i Thunder no i oczywiście
uskrzydleni Mavs oraz Lakers jeśli coś im wyjdzie. Jedyna nadzieja Heat to
nowi rezerwowi i lepsze zgranie. Ale zdrowotnie to przebieg i Jamesa i Wade
zdaje się wołać "Już! Tu i teraz" a nie "Mamy czas!"

Piszesz - jedyna nadzieja, ja twierdze - naturalny proces.
I nawet nie tylko rezerwowi. Nadal upieram sie, ze mozliwe jest znalezienie centra, ktory jednoczesnie bedzie trzymal obrone i zaliczy wiecej niz 0 FGA w meczu.

Heat to nie jest druzyna rozwijajacych sie, mlodych graczy, prawda. Ale jest po poteznym rebuildingu. I czas dziala na ich korzysc, nawet jezeli nie sa na rookie kontraktach.

To jasne! Na swoim wybitnym poziomie Wade i James są w stanie sami wygrywać
dużo. Ale wystarczy, że jeden z nich pęknie i przy braku realnego wsparcia
reszty jest kicha.

Znowu - mozna tak napisac o kazdym zespole. Lakers byli lodzio-miodzio, w tym roku Gasol nie wypalil i nagle pisze sie, jak to team jest do przebudowy, bo bez niej za rok do playoffs nie wejda.

Heat maja ten komfort, ze nie musi cale trio grac na pelnych obrotach. O ile bedzie wsparcie role players...

Problem z Boshem i James jest imo taki, że ich pozycje się po prostu dublują.
Jeśli do Big 3 od samego początku zamiast Bosha Riley skołował jakiegoś
zdrowego centra nawet w rodzaju Mutombo wynik mógłby być _jeszcze_ lepszy.

A ja wlasnie nie wiem, czy center zapychajacy w ataku pomalowane bylby dla Heat lepszy niz wysoki jump shooter. Podejrzewam, ze nie. Uwazam, ze zarowno mentalnie jak i stylem gry Bosh pasuje do druzyny. Teraz czekam na zdrowych, wpasowanych role players i banner za rok.

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 21:52:54
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 15:03, Hubertus Blues pisze:
Tomasz Radko <trad@interia.pl> napisał(a):
W dniu 2011-06-15 09:03, Hubertus Blues pisze:

To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe.

Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
finału konferencji.

W swoim 8-mym sezonie w NBA Jordan zdobywał właśnie drugie mistrzostwo.

A jak sądzisz, dlaczego odniosłem się do wieku, a nie do liczby sezonów?
Zresztą już pokazałem, że była tozasługa Scotta Williamsa.

Data: 2011-06-16 11:52:01
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Tomasz Radko <trad@interia.pl> napisał(a):
>>> To w dyskusji Jordan czy Lebron jest też ciekawe. >>
>> Zabawne: gdy Jordan miał tyle lat, co James, nigdy nie wyszedł był wyżej
>> finału konferencji. > > W swoim 8-mym sezonie w NBA Jordan zdobywał właśnie drugie mistrzostwo.

A jak sądzisz, dlaczego odniosłem się do wieku, a nie do liczby sezonów?

Żeby się upewnić, że masz rację?

Zresztą już pokazałem, że była tozasługa Scotta Williamsa.

No właśnie! Masz rację!

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyć źle..."

--


Data: 2011-06-14 12:43:57
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-14 09:59, Hubertus Blues pisze:
Leszczur <leszczur@acn.waw.pl> napisał(a):
I dobrze sie sta=B3o. Fear the Dirk.

"I&#8217;m going to continue to live the way I want to live and continue to do the
things that I want to do with me and my family and be happy with that."
Cytat za supergigantem.

Tłumaczę: "mam to wszystko w du...e! To całe pie......nie o mistrzostwie mało
mnie obchodzi. Ja jest królem i dalej będę królem"

To można porównać tylko z reakcją polskich kopaczy po kolejnych porażkach.
Zawstydził wszystkie kaczki świata! Od dziś powinniśmy mówić "spływa po nim
jak po Lebronie"

Nie można porównać. James jest najlepszym koszykarzem na świecie. I
rocznie zarabia więcej niż jakikolwiek polski deptacz trawników zarobił
przez całe życie. On może powiedzieć światu "Całujta wójta". Nasi
partacze nie.

Data: 2011-06-14 05:09:08
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 14 Cze, 12:43, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
> To mo na por wna tylko z reakcj polskich kopaczy po kolejnych pora kach..
> Zawstydzi wszystkie kaczki wiata! Od dzi powinni my m wi "sp ywa po nim
> jak po Lebronie"

Nie mo na por wna .

Można! Kwestia punktu odniesienia. Skala rozczarowania grą Jamesa jest
nawet większa niż naszych parapiłkarzy.

James jest najlepszym koszykarzem na wiecie.

Tak, o ile patrzymy na teorię, a nie przytłaczające fakty.

I rocznie zarabia wi cej ni jakikolwiek polski deptacz trawnik w zarobi przez ca e ycie.

Przesadzasz. 3 zera więcej nie robią wielkiej różnicy. Wszak to tylko
zera (w niektórych kręgach zwane "ziobrami").

On mo e powiedzie wiatu "Ca ujta w jta". Nasi partacze nie.

Taaaa. On nie tylko moze, ale i to mówi, w mniej lub bardziej
zawoalowany sposób.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-14 18:14:09
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-14 14:09, Leszczur pisze:

James jest najlepszym koszykarzem na wiecie.

Tak, o ile patrzymy na teorię, a nie przytłaczające fakty.

Obawiam się, że nie dostrzegłeś tabliczki z napisem "Uwaga na nisko
przelatujące próbki o małej liczności".

Data: 2011-06-14 13:21:40
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 14 Cze, 18:14, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-14 14:09, Leszczur pisze:

>> James jest najlepszym koszykarzem na wiecie.

> Tak, o ile patrzymy na teori , a nie przyt aczaj ce fakty.

Obawiam si , e nie dostrzeg e tabliczki z napisem "Uwaga na nisko
przelatuj ce pr bki o ma ej liczno ci".

Widzisz - cały wic polega na tym, ze tych danych jest coraz więcej. Z
roku na rok. A gdy dobry zawodnik ma powiedzmy 15 szans w karierze na
wygranie o własnych siłach. James ma juz polowe drogi za sobą i
niezbyt imponujące resume - zwłaszcza ostatnio.  LeBron suxxx - nawet
jesli ma najwiekszy talent na swiecie.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 13:20:27
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-14 22:21, Leszczur pisze:
On 14 Cze, 18:14, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-14 14:09, Leszczur pisze:

James jest najlepszym koszykarzem na wiecie.

Tak, o ile patrzymy na teori , a nie przyt aczaj ce fakty.

Obawiam si , e nie dostrzeg e tabliczki z napisem "Uwaga na nisko
przelatuj ce pr bki o ma ej liczno ci".

Widzisz - cały wic polega na tym, ze tych danych jest coraz więcej. Z
roku na rok. A gdy dobry zawodnik ma powiedzmy 15 szans w karierze na
wygranie o własnych siłach.

Zdziwię Cię: meczów koszykarskich nie wygrywa się "własnymi siłami". To
sport zespołowy. Zapisz to sobie do kajecika. Na następnych zajęciach
dowiesz się, z ilu osób składa się drużyna.

James ma juz polowe drogi za sobą i
niezbyt imponujące resume - zwłaszcza ostatnio.  LeBron suxxx - nawet
jesli ma najwiekszy talent na swiecie.

James dwa razy był w finale NBA. Więcej niż Barkley. Tyle samo co
Stockton i Malone. Też loserzy? Za to Horry i Fisher - pewnie do HoF
przy pierwszej sposobności?

Data: 2011-06-15 04:46:09
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 13:20, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
> Widzisz - cały wic polega na tym, ze tych danych jest coraz więcej. Z
> roku na rok. A gdy dobry zawodnik ma powiedzmy 15 szans w karierze na
> wygranie o własnych siłach.

Zdziwię Cię: meczów koszykarskich nie wygrywa się "własnymi siłami".
To sport zespołowy. Zapisz to sobie do kajecika. Na następnych zajęciach
dowiesz się, z ilu osób składa się drużyna.

O Wielka Krynico Mądrości Wszelakiej i Nieoceniona Latarnio Morska -
prowadź nas po oceanie wiedzy, albowiem bez Twojego wkładu ślepiśmy
niczem te dzieci we mgle!
Racz zwrócić jednak uwagę na subtelną różnicę między "o własnych
siłach" a "własnymi siłami". Jest ona podobna do tej między "najlepszy
na świecie" a "powszechnie uznawany za najlepszego".

> James ma juz polowe drogi za sobą i
> niezbyt imponujące resume - zwłaszcza ostatnio.  LeBron suxxx - nawet
> jesli ma najwiekszy talent na swiecie.

James dwa razy był w finale NBA. Więcej niż Barkley. Tyle samo co
Stockton i Malone. Też loserzy? Za to Horry i Fisher - pewnie do HoF
przy pierwszej sposobności?

O żadnym z nich i nigdy nie mówiło się że sa najlepsi na świecie. Za
to ten który podówczas najlepszym był - miał w zwyczaju regularnie
tego dowodzić. A nawet jeśli mu się to nie udawało, to nikt nie
twierdził, że porażka jest wyłącznie jego winą.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 14:09:44
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 13:46, Leszczur pisze:
On 15 Cze, 13:20, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
Widzisz - cały wic polega na tym, ze tych danych jest coraz więcej. Z
roku na rok. A gdy dobry zawodnik ma powiedzmy 15 szans w karierze na
wygranie o własnych siłach.

Zdziwię Cię: meczów koszykarskich nie wygrywa się "własnymi siłami".
To sport zespołowy. Zapisz to sobie do kajecika. Na następnych zajęciach
dowiesz się, z ilu osób składa się drużyna.

O Wielka Krynico Mądrości Wszelakiej i Nieoceniona Latarnio Morska -
prowadź nas po oceanie wiedzy, albowiem bez Twojego wkładu ślepiśmy
niczem te dzieci we mgle!

Prawda, zwłaszcza z tymi dziećmi we mgle. Dodałbym: pijanymi.

Racz zwrócić jednak uwagę na subtelną różnicę między "o własnych
siłach" a "własnymi siłami". Jest ona podobna do tej między "najlepszy
na świecie" a "powszechnie uznawany za najlepszego".

Nie.

James ma juz polowe drogi za sobą i
niezbyt imponujące resume - zwłaszcza ostatnio.  LeBron suxxx - nawet
jesli ma najwiekszy talent na swiecie.

James dwa razy był w finale NBA. Więcej niż Barkley. Tyle samo co
Stockton i Malone. Też loserzy? Za to Horry i Fisher - pewnie do HoF
przy pierwszej sposobności?

O żadnym z nich i nigdy nie mówiło się że sa najlepsi na świecie. Za

Zabawne, bo Malone dwa razy był MVP ligi, a Barkley raz. Być może
przegłosowano to po cichu.

to ten który podówczas najlepszym był - miał w zwyczaju regularnie
tego dowodzić. A nawet jeśli mu się to nie udawało, to nikt nie
twierdził, że porażka jest wyłącznie jego winą.

No wreszcie jakieś kryterium. Jeżeli Leszczur twierdzi, że porażka jest
wyłączną winą Trypućki, to Trypućko nie może być najlepszy na świecie.

Data: 2011-06-15 05:41:46
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 14:09, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
> Racz zwr ci jednak uwag na subteln r nic mi dzy "o w asnych
> si ach" a "w asnymi si ami". Jest ona podobna do tej mi dzy "najlepszy
> na wiecie" a "powszechnie uznawany za najlepszego".

Nie.

Rozumiem - wrodzona krótkowzroczność nie pozwala. Spoko.

>> James dwa razy by w finale NBA. Wi cej ni Barkley. Tyle samo co
>> Stockton i Malone. Te loserzy? Za to Horry i Fisher - pewnie do HoF
>> przy pierwszej sposobno ci?

> O adnym z nich i nigdy nie m wi o si e sa najlepsi na wiecie. Za

Zabawne, bo Malone dwa razy by MVP ligi, a Barkley raz. By mo e
przeg osowano to po cichu.

To nie wiesz, że głosowania nie są jawne? Wstyd!
Nash tez był dwa razy i to w czasach gdy LeBron już podobno królował.
Hmmm...

> to ten kt ry pod wczas najlepszym by - mia w zwyczaju regularnie
> tego dowodzi . A nawet je li mu si to nie udawa o, to nikt nie
> twierdzi , e pora ka jest wy cznie jego win .

No wreszcie jakie kryterium. Je eli Leszczur twierdzi, e pora ka jest
wy czn win Trypu ki, to Trypu ko nie mo e by najlepszy na wiecie.

Tomku - zastosuj szkiełko i oko do Finałów. Poszukaj, poczytaj,
policz, porównaj z poprzednimi seriami a może wręcz pooglądaj.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 21:50:09
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 14:41, Leszczur pisze:

No wreszcie jakie kryterium. Je eli Leszczur twierdzi, e pora ka jest
wy czn win Trypu ki, to Trypu ko nie mo e by najlepszy na wiecie.

Tomku - zastosuj szkiełko i oko do Finałów. Poszukaj, poczytaj,
policz, porównaj z poprzednimi seriami a może wręcz pooglądaj.

O ja tępy troglodyta. Myślałem, że dyskutujemy o najlepszym koszykarzu
kropka, a nie o najlepszym koszykarzu ostatnich sześciu meczów NBA. No
tak, nie uwzględniłem, że analiza dłuższego okresu przekracza Twoje
zdolności kognitywne.

Data: 2011-06-15 14:38:01
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 21:50, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-15 14:41, Leszczur pisze:

>> No wreszcie jakie kryterium. Je eli Leszczur twierdzi, e pora ka jest
>> wy czn win Trypu ki, to Trypu ko nie mo e by najlepszy na wiecie.

> Tomku - zastosuj szkie ko i oko do Fina w. Poszukaj, poczytaj,
> policz, por wnaj z poprzednimi seriami a mo e wr cz poogl daj.

O ja t py troglodyta.

Oj tam od razu troglodyta.

My la em, e dyskutujemy o najlepszym koszykarzu
kropka, a nie o najlepszym koszykarzu ostatnich sze ciu mecz w NBA.

Jesli wszystko co przed tymi szescioma meczami bylo ledwie przystawką,
a 6 spotkan finalowych ma moc definiowania karier, to jak najbardziej
chcę na nich się skupiać.

L'eszczur

Data: 2011-06-16 00:09:30
Autor: Tomasz Radko
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
W dniu 2011-06-15 23:38, Leszczur pisze:

My la em, e dyskutujemy o najlepszym koszykarzu
kropka, a nie o najlepszym koszykarzu ostatnich sze ciu mecz w NBA.

Jesli wszystko co przed tymi szescioma meczami bylo ledwie przystawką,
a 6 spotkan finalowych ma moc definiowania karier, to jak najbardziej
chcę na nich się skupiać.

Idź na całość: ostatnie pięć sekund ostatniego meczu.

Data: 2011-06-15 23:32:11
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 16 Cze, 00:09, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-15 23:38, Leszczur pisze:

>> My la em, e dyskutujemy o najlepszym koszykarzu
>> kropka, a nie o najlepszym koszykarzu ostatnich sze ciu mecz w NBA.

> Jesli wszystko co przed tymi szescioma meczami bylo ledwie przystawką,
> a 6 spotkan finalowych ma moc definiowania karier, to jak najbardziej
> chcę na nich się skupiać.

Idź na całość: ostatnie pięć sekund ostatniego meczu.

Lepiej - ostatni rzut na 0.3 sekundy w G7.

Data: 2011-06-14 06:40:04
Autor: Bartek Sobczak
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 14 Cze, 12:43, Tomasz Radko <t...@interia.pl> wrote:
W dniu 2011-06-14 09:59, Hubertus Blues pisze:

> Leszczur <leszc...@acn.waw.pl> napisał(a):

>> I dobrze sie sta=B3o. Fear the Dirk.

> "I&#8217;m going to continue to live the way I want to live and continue to do the
> things that I want to do with me and my family and be happy with that."
> Cytat za supergigantem.

> Tłumaczę: "mam to wszystko w du...e! To całe pie......nie o mistrzostwie mało
> mnie obchodzi. Ja jest królem i dalej będę królem"

> To można porównać tylko z reakcją polskich kopaczy po kolejnych porażkach.
> Zawstydził wszystkie kaczki świata! Od dziś powinniśmy mówić "spływa po nim
> jak po Lebronie"

Nie można porównać. James jest najlepszym koszykarzem na świecie.

Ha, James nie jest nawet najlepszym zawodnikiem w swoim zespole a
gdzie dopiero na swiecie.

Data: 2011-06-14 07:01:04
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 14 Cze, 15:40, Bartek Sobczak <b.sobcz...@gmail.com> wrote:
> Nie można porównać. James jest najlepszym koszykarzem na świecie.

Ha, James nie jest nawet najlepszym zawodnikiem w swoim zespole a
gdzie dopiero na swiecie.

Gadasz - Chalmers aż tak dobrze chyba nie grał? ;-)

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-14 16:04:43
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Gadasz - Chalmers aż tak dobrze chyba nie grał? ;-)

Forget Chalmers! Joel, Joel!!!
A te chamy, pismaki, nie doceniaja.
I juz plotki plodza... Dalmbert, Curry (WTF??)

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 06:48:04
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
s <s@krzak.wp.pl> napisał(a):
> Gadasz - Chalmers aż tak dobrze chyba nie grał? ;-)

Forget Chalmers! Joel, Joel!!!
A te chamy, pismaki, nie doceniaja.
I juz plotki plodza... Dalmbert, Curry (WTF??)

No wiesz, teoria z trzema superbohaterami się nie sprawdziła. Rodzi się więc
nowa. Nie! Nie, czterech herosów może tez nie wystarczyć. Trzeba wziąć więcej.
Paul na rozegranie, Howard na środek. Potem Bryant, Durant, Williams na ławkę. Niezły pomysł! No i trzeba ściągnąć Dirka do pierwszej piątki. Hmmmmm tylko za
kogo? A no tak - trzeba przy okazji wyeliminować najsłabsze ogniwo. Może tego,
jak mu tam?, Jamesa da się jeszcze jakoś opchnąć

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."

--


Data: 2011-06-15 09:02:03
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
No wiesz, teoria z trzema superbohaterami się nie sprawdziła. Rodzi się więc
nowa. Nie! Nie, czterech herosów może tez nie wystarczyć. Trzeba wziąć więcej.
Paul na rozegranie, Howard na środek. Potem Bryant, Durant, Williams na ławkę.
Niezły pomysł! No i trzeba ściągnąć Dirka do pierwszej piątki. Hmmmmm tylko za
kogo? A no tak - trzeba przy okazji wyeliminować najsłabsze ogniwo. Może tego,
jak mu tam?, Jamesa da się jeszcze jakoś opchnąć

Tak, takich plotek tez nie zabraknie.
Juz huczy od czegos w rodzaju: James za Dwighta? A moze Bosh za Dwighta.
Ot, swiat dziennikarski musi czyms zyc. I to bedzie jeden z tematow na topie.

A ja mam to gdzies. Riley to stary wyjadacz i rozumie, ze ten team to work in progress. Tak jak to bylo z polaczeniem Dywana i Shaqa, ktore wymagalo jednego sezonu na przetarcie.

Druzyny nie da sie zbudowac skupujac Wins Produced, czy inne wspolczynniki. Druzyny w Miami jeszcze nie ma, ale bedzie.

Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami. I jezeli ktos jeszcze nie zwykl doceniac znaczenia tych graczy, dzis ma na talerzu czysty obraz. Dwaj kluczowi role players Heat lecza sie od dawna i konca nie widac. Miller ponoc idzie na operacje.

Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 00:25:44
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 09:02, s <s...@krzak.wp.pl> wrote:
> Jamesa da się jeszcze jakoś opchnąć

Tak, takich plotek tez nie zabraknie.
Juz huczy od czegos w rodzaju: James za Dwighta? A moze Bosh za Dwighta.
Ot, swiat dziennikarski musi czyms zyc. I to bedzie jeden z tematow na
topie.

No własnie. Heat nie zdobyli tytułu, ale pamiętajmy, że na dobrą
sprawę byli o włos od wygrania 4-0. Ot Mavs trafiali z
nieprawdopodobnych pozycji. Nie rozumiem czemu Pat miałby teraz
cokolwiek zmieniać - przecież Sezon 1 był cholernie udany i nie ma
najmniejszego powodu, żeby uznać go za porażkę. Po Jamesie naturalnie
mozna jechać jak po łysej kobyle, ale nie dlatego, że chłop zawodzi
według przeciętnych standardów. On po prostu ma swój standard względem
którego jest oceniany. Chociaż musze przyznać, że byłby to chichot
losu gdyby James został zesłany razem ze swoim wieloletnim extension
do Orlando, gdzie drugą najlepszą opcją przez najbliższe lata byłby
dla niego Arenas :-)

Tyle że jeśli wysuniemy argument, że Jamesa należy się pozbyć bo
zawodzi w końcówkach, to ta logika nijak nie doprowadzi nas do
potrzeby kupienia akurat Dwighta :-)))))

Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko
dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami.

Dokładnie. Plus ten zestaw miał za plecami siłę wyższą która
powodowała, że Terry'emu i Dirkowi wpadały rzuty, które nijak wpaść
nie miały prawa. Nie w takiej ilości i nie w takich momentach.
A i nie zapominajmy, że nawet takie bolki jak Mahinmi i Cardinal swoje
trzy grosze dorzucili w bardzo istotnych momentach.

Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w
nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i
Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.

Daj mi chociaż cień szansy, że Pat powie "zdecydowałem się przenieść
talenty LeBrona do naszych sąsiadów zza miedzy w zamian za Dwighta i
Jameera". Please!!!

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 07:13:55
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
s <s@krzak.wp.pl> napisał(a): (...)
Druzyny nie da sie zbudowac skupujac Wins Produced, czy inne wspolczynniki. Druzyny w Miami jeszcze nie ma, ale bedzie.

To jest w tym wszystkim najciekawsze dla mnie. Czy będzie _drużyna_? Na razie
jest dobrze rozumiejący się na boisku i poza nim duet LBJ i Wade. Jest Bosh,
wydający się być pogodzony z rolą trzeciego, najgorszego z gwiazd i
najlepszego z reszty zespołu. No i jest reszta, która, zdaje się, ma ambicję
pogrzać się przy nie swoim blasku. A i jeszcze trener - z jednej strony
grający sztuczkami psychologicznymi w rodzaju przyznania do łez w szatni, a z
drugiej strony oddający Jamsowi rolę extra motywatora (no bo czym były te
pogawędki Króla z dworem przed meczami w Finałach?).
Musi się dużo wydarzyć, żeby z takiej zgraji była drużyna. Wcale nie jestem
pewien czy to się wydarzy.

Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami.
(...)

A nie zapominaj też o lepszym trenerze i zdecydowanie innej atmosferze w ekipie.
 
Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.

Nie każda zmiana w tej trójce byłaby zmiana na gorsze. A Riley udowodnił już
wiele razy, ze ryzykownych ruchów się nie boi i że wizje miewa. Jeśli będzie
okazja na pewno z niej skorzysta. I nie nazwiesz go idiotą. ;)

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."


--


Data: 2011-06-15 09:51:43
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
(...)
Druzyny nie da sie zbudowac skupujac Wins Produced, czy inne
wspolczynniki. Druzyny w Miami jeszcze nie ma, ale bedzie.

To jest w tym wszystkim najciekawsze dla mnie. Czy będzie _drużyna_? Na razie
jest dobrze rozumiejący się na boisku i poza nim duet LBJ i Wade. Jest Bosh,
wydający się być pogodzony z rolą trzeciego, najgorszego z gwiazd i
najlepszego z reszty zespołu. No i jest reszta, która, zdaje się, ma ambicję
pogrzać się przy nie swoim blasku.

Nie wiem, czy Haslem chce sie grzac w czyims blasku.
Od lat jest dla mnie uosobieniem definicji role playera i tak naprawde ja zaczalem dopiero wowczas zywic entuzjazm zeszlego lata, gdy przyszedl news, ze Haslem zostaje.

Nie wiem, czy Miller chce grzac sie w blasku. Na pewno na jego decyzje o przyjsciu do Miami za umiarkowane pieniadze miala wplyw szansa na udzial w dynastii, ale nadal wierze, ze chlopak ma ambicje na granie, nie na grzanie sie. Dajmy mu szanse sie wyleczyc i pokazac, co tak naprawde na druzynie do zaoferowania w starej/nowej roli.

Nie wiem, czy Chalmers chce sie grzac w czyims blasku. To mlody chlopak i ma papiery na granie. I chyba powoli zaczyna sobie ukladac we lbie pewne sprawy. To dobrze, bo pasuje na startera.

Mam wrazenie, ze po Anthonym nalezalo spodziewac sie wiecej. Nie tylko w defensywie. Bo ja rozumiem, ze od punktowania defaultowo sa inni, ale do cholery obrona tez o tym wie. I jezeli obrona rywali koncentruje sie na trzech graczach, to nie ma sily, dwoch pozostalych musi miec sporo okazji do latwych punktow. Nie trzeba byc wymiataczem ofensywnym, ale jakies tam szczatkowe zagrozenie pod atakowana deska warto stanowic.

Anthony zatem mnie rozczarowal i widze go jako energy guya z lawki za rok. Zatem pod koszem jest dziura. Ale na FA, nie Dwighta. Albo na Haslema, w niektorych matchupach. Ogolnie - kogos trzeba zanabyc. Dalembert moze byc, ale ten pewnie bedzie chcial wiecej kasy.

Jestem spokojny, ze kolejni wartosciowi role players sie skusza. O ile nie wsiaknie MLE w wyniku negocjacji.

A i jeszcze trener - z jednej strony
grający sztuczkami psychologicznymi w rodzaju przyznania do łez w szatni, a z
drugiej strony oddający Jamsowi rolę extra motywatora (no bo czym były te
pogawędki Króla z dworem przed meczami w Finałach?).
Musi się dużo wydarzyć, żeby z takiej zgraji była drużyna. Wcale nie jestem
pewien czy to się wydarzy.

Kazdy zespol moznaby scharakteryzowac w podobnie sceptyczny sposob. Nawet Lakers, jak ktos sie uprze :-) Ot, cos po drodze musi zaskoczyc. Heat maja te przewage, ze potencjalem az kipia i potrafia zrobic wiele nawet wowczas, gdy mechanizmy jeszcze nienaoliwione.

Wydarzy sie... Mozesz mi zaufac :D

Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko
dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami.
(...)

A nie zapominaj też o lepszym trenerze i zdecydowanie innej atmosferze w ekipie.

Atmosfera nie rodzi sie z dnia na dzien. Bylo tyle obaw, calkiem uzasadnionych, ze zlepienie ze soba takich osobowosci bedzie rodzic problemy. IMO nie bylo tak zle. A atmosfera dopiero zaczyna sie budowac.

Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w
nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i
Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.

Nie każda zmiana w tej trójce byłaby zmiana na gorsze. A Riley udowodnił już
wiele razy, ze ryzykownych ruchów się nie boi i że wizje miewa. Jeśli będzie
okazja na pewno z niej skorzysta. I nie nazwiesz go idiotą. ;)

Gdyby zamienil na Dwighta Bosha - wygladaloby to na papierze dobrze, choc osobiscie nie jestem pewien, czy warto ten manewr wykonac. Gdyby mial isc Dywan albo James - nazwe go idiota i to dwa razy, howgh!

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 02:30:33
Autor: Leszczur
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
On 15 Cze, 09:51, s <s...@krzak.wp.pl> wrote:
Mam wrazenie, ze po Anthonym nalezalo spodziewac sie wiecej. Nie tylko w
defensywie. Bo ja rozumiem, ze od punktowania defaultowo sa inni, ale do
cholery obrona tez o tym wie. I jezeli obrona rywali koncentruje sie na
trzech graczach, to nie ma sily, dwoch pozostalych musi miec sporo
okazji do latwych punktow. Nie trzeba byc wymiataczem ofensywnym, ale
jakies tam szczatkowe zagrozenie pod atakowana deska warto stanowic.

I szczątkowe to on ma. Zebrać w ataku i dobić. I powiem, że więcej im
nie trzeba - byle mocno bronił pod koszem.
Tyle, ze do tego trzeba 4 sensownych zawodników którzy będą stanowili
realne ofensywne zagrożenie. Skoro James, Bosh i Wade są pewniakami w
tej kwestii, to pozostaje pozycja PG plus ewentualni zmiennicy.

Anthony zatem mnie rozczarowal i widze go jako energy guya z lawki za
rok. Zatem pod koszem jest dziura. Ale na FA, nie Dwighta. Albo na
Haslema, w niektorych matchupach. Ogolnie - kogos trzeba zanabyc.
Dalembert moze byc, ale ten pewnie bedzie chcial wiecej kasy.

A mnie sie wydaje ze Joel pasuje do takiej koncepcji o ile będzie w
stanie grać więcej niż 15 mpg.
Dalembert juz nie raz i nie dwa narzekał na zbyt małą rolę w ataku, a
poza tym lubi ciskać jumperki z 5 metra, a to ma być rola Bosha. Gdyby
był dostępny zawodnik w typie Haywooda - zagra powiedzmy 25 minut,
zbierze, obroni, zablokuje to do spółki z Anthonym obstawiliby centra
jak trzeba.

Kazdy zespol moznaby scharakteryzowac w podobnie sceptyczny sposob.
Nawet Lakers, jak ktos sie uprze :-) Ot, cos po drodze musi zaskoczyc.
Heat maja te przewage, ze potencjalem az kipia i potrafia zrobic wiele
nawet wowczas, gdy mechanizmy jeszcze nienaoliwione.

Otóż to. Cały ten sezon nie był wystarczająco długą lekcją, żeby dać
im tytuł, ale skoro w tym stanie byli tak blisko celu, to aż strach
pomyśleć co się stanie, gdy role będą jasno podzielone i bedą
należycie egzekwowane.

Atmosfera nie rodzi sie z dnia na dzien. Bylo tyle obaw, calkiem
uzasadnionych, ze zlepienie ze soba takich osobowosci bedzie rodzic
problemy. IMO nie bylo tak zle. A atmosfera dopiero zaczyna sie budowac.

Było OK o ile James i Wade zamieniali się rolami w zależności od
potrzeby. Przeciwko Mavs coś nie zadziałało i James w dużej mierze
uciekł z roli supergwiazdy, ale nie na tyle, żeby już ogłaszać ten
eksperyment porażką.
BTW - widziałem fantastyczny klip w czasie G4 czy G5 gdy James
próbował grać post-up z Marionem.
Matrixowi dosłownie gęba się nie zamykała, gadał do Jamesa non stop i
przy każdym ruchu. Coś pięknego.

> Nie każda zmiana w tej trójce byłaby zmiana na gorsze. A Riley udowodnił już
> wiele razy, ze ryzykownych ruchów się nie boi i że wizje miewa. Jeśli będzie
> okazja na pewno z niej skorzysta. I nie nazwiesz go idiotą. ;)

Gdyby zamienil na Dwighta Bosha - wygladaloby to na papierze dobrze,
choc osobiscie nie jestem pewien, czy warto ten manewr wykonac. Gdyby
mial isc Dywan albo James - nazwe go idiota i to dwa razy, howgh!

Bosh za Dwighta? Idę na to o ile Heat będą mieli PF'a umiejacego
regularnie trafić z 5 metra.

Pozdro

L'e-szczur

Data: 2011-06-15 12:49:35
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
s <s@krzak.wp.pl> napisał(a): (...)
Jestem spokojny, ze kolejni wartosciowi role players sie skusza. O ile nie wsiaknie MLE w wyniku negocjacji.

Zainteresowanie będzie wśród tzw. role players duże. Ja mam tylko wątpliwości
czy będą tak efektywni jak muszą.
 
> A i jeszcze trener - z jednej strony
> grający sztuczkami psychologicznymi w rodzaju przyznania do łez w szatni, a z
> drugiej strony oddający Jamsowi rolę extra motywatora (no bo czym były te
> pogawędki Króla z dworem przed meczami w Finałach?).
> Musi się dużo wydarzyć, żeby z takiej zgraji była drużyna. Wcale nie jestem
> pewien czy to się wydarzy.

Kazdy zespol moznaby scharakteryzowac w podobnie sceptyczny sposob. Nawet Lakers, jak ktos sie uprze :-) Ot, cos po drodze musi zaskoczyc. Heat maja te przewage, ze potencjalem az kipia i potrafia zrobic wiele nawet wowczas, gdy mechanizmy jeszcze nienaoliwione.

Wydarzy sie... Mozesz mi zaufac :D

Z jednej strony - jak na pierwszy sezon ugrali zaskakująco dużo. Z drugiej
strony - jak na oczekiwania, szczególnie po rozniesieniu Celtics i Bulls w
Finałach wypadli bladziutko.

Nie wiem skąd czerpiesz wiarę, ja jej za dużo nie mam. Zastanawiają mnie dwa aspekty:
1. Dotychczasowe drużyny Jamesa nie miały nigdy wielkiego zespołowego jaja.
Jedyne osiągnięcia LBJ w tym zakresie to pozerskie ustawki na rozpoczęcie
meczów i brak jakichś wielkich konfliktów. Nie wiem czy o jakimkolwiek zespole
król(ika)a można mowić, że był tam duch zespołowości. Oczywiście mała próbka,
oczywiście trudna materia przy tak dużym dominatorze. Ale jest to czynnik nad
którym warto się zastanowić.
2. Konkurencja będzie rosła. Przede wszystkim Bulls i Thunder no i oczywiście
uskrzydleni Mavs oraz Lakers jeśli coś im wyjdzie. Jedyna nadzieja Heat to
nowi rezerwowi i lepsze zgranie. Ale zdrowotnie to przebieg i Jamesa i Wade
zdaje się wołać "Już! Tu i teraz" a nie "Mamy czas!"


>> Dallas wygrali nie dlatego, ze Dirk byl lepszy od Jamesa i Dywana, tylko
>> dlatego, ze mial w zasadzie kompletny zestaw role players za plecami.
> (...)
>
> A nie zapominaj też o lepszym trenerze i zdecydowanie innej atmosferze w ekip
ie.

Atmosfera nie rodzi sie z dnia na dzien. Bylo tyle obaw, calkiem uzasadnionych, ze zlepienie ze soba takich osobowosci bedzie rodzic problemy. IMO nie bylo tak zle. A atmosfera dopiero zaczyna sie budowac.

To jasne! Na swoim wybitnym poziomie Wade i James są w stanie sami wygrywać
dużo. Ale wystarczy, że jeden z nich pęknie i przy braku realnego wsparcia
reszty jest kicha. Atmosfera między nimi jest akurat świetna - bawią się na
całego i cały czas. Wydają się starymi kumplami co to nie jeden żart już zrobili.

>> Heat potrzebuja wartosciowych role players i nie mam watpliwosci, ze w
>> nastepnym sezonie wskocza na wlasciwy rytm. Podwaliny sa zrobione i
>> Riley bylby idiota, gdyby zdecydowal sie na jakiekolwiek zmiany wsrod tria.
>
> Nie każda zmiana w tej trójce byłaby zmiana na gorsze. A Riley udowodnił już
> wiele razy, ze ryzykownych ruchów się nie boi i że wizje miewa. Jeśli będzie
> okazja na pewno z niej skorzysta. I nie nazwiesz go idiotą. ;)

Gdyby zamienil na Dwighta Bosha - wygladaloby to na papierze dobrze, choc osobiscie nie jestem pewien, czy warto ten manewr wykonac. Gdyby mial isc Dywan albo James - nazwe go idiota i to dwa razy, howgh!

Problem z Boshem i James jest imo taki, że ich pozycje się po prostu dublują.
Jeśli do Big 3 od samego początku zamiast Bosha Riley skołował jakiegoś
zdrowego centra nawet w rodzaju Mutombo wynik mógłby być _jeszcze_ lepszy.

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."


--


Data: 2011-06-17 16:24:44
Autor: wiLQ
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
s napisal posta, ktorego chcialbym skomentowac:

Druzyny nie da sie zbudowac skupujac Wins Produced, czy inne wspolczynniki. Druzyny w Miami jeszcze nie ma, ale bedzie.

Hmmm, Mavs i Heat tak wlasnie zrobili i wyladowali w finale...
Bulls czy Thunder rowniez... Zbieg okolicznosci?
 --
pzdr
wiLQ @ weaksideawareness.wordpress.com

Data: 2011-06-19 23:01:23
Autor: s
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Druzyny nie da sie zbudowac skupujac Wins Produced, czy inne
wspolczynniki. Druzyny w Miami jeszcze nie ma, ale bedzie.

Hmmm, Mavs i Heat tak wlasnie zrobili i wyladowali w finale...

Heat to osobny przypadek, nie komentuje.
Przypadek pokazujacy, ile potencjalu w nich jeszcze drzemie i ile jeszcze moga pokazac.

Z Mavs sie nie do konca zgadzam. Skupowanie uskuteczniali od lat i nic z tego nie wynikalo. Ostatnio dokupili jeno produkcje od role players, a rdzen druzyny budowal sie przez lata. Uspokoil sie Cuban nieco (choc nie do konca), okrzepl, okrzepli i Mavs. Jest banner.

Bulls czy Thunder rowniez... Zbieg okolicznosci?

Thunder nic nie "skupowali", poza pickami w drafcie i uciazliwymi dla innych kontraktami. Dokupienie Perkinsa, rozsadne, choc nie taka operacje nazywalem skupowaniem, ale poki co cudow im nie przynioslo.

A Bulls jakążto produkcje kupili, która dała im przepustkę do glorii, chwały i headlines?

Pozdr
Slawek

Data: 2011-06-15 06:58:53
Autor: Hubertus Blues
Not one, not two, not three...well - not even one for a while...
Tomasz Radko <trad@interia.pl> napisał(a):
W dniu 2011-06-14 09:59, Hubertus Blues pisze:
> Leszczur <leszczur@acn.waw.pl> napisał(a): > >> I dobrze sie sta=B3o. Fear the Dirk.
> > "I&#8217;m going to continue to live the way I want to live and continue to d
o the
> things that I want to do with me and my family and be happy with that."
> Cytat za supergigantem.
> > Tłumaczę: "mam to wszystko w du...e! To całe pie......nie o mistrzostwie mało
> mnie obchodzi. Ja jest królem i dalej będę królem"
> > To można porównać tylko z reakcją polskich kopaczy po kolejnych porażkach.
> Zawstydził wszystkie kaczki świata! Od dziś powinniśmy mówić "spływa po nim
> jak po Lebronie"

Nie można porównać. James jest najlepszym koszykarzem na świecie. I
rocznie zarabia więcej niż jakikolwiek polski deptacz trawników zarobił
przez całe życie. On może powiedzieć światu "Całujta wójta". Nasi
partacze nie.

Różnica między "jest powszechnie uznawany za najlepszego koszykarza na
świecie" a "jest najlepszym koszykarzem na świecie" jest subtelna ale realna.

Różnica w zarobkach jakoś nie zmienia nastawienia, na pewno nie automatycznie.
Nasi, jako to ładnie nazwałeś "partacze" chyba nie wiedzą, że nie mogą,
ponieważ regularnie to robią. Już za rok powtórzą to znów.

--
pozdr
Hubertus Blues
hbedyk@poczta.onet.pl
"... z szaconkiem bo się może skończyc źle..."

--


Not one, not two, not three...well - not even one for a while...

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona