Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   O perypetiach Michała Kamińskiego.

O perypetiach Michała Kamińskiego.

Data: 2009-07-23 22:17:56
Autor: Jarek - akwizytor z Jasnej Góry
O perypetiach Michała Kamińskiego.
Ostatnie perypetie eurodeputowanego Michała Kamińskiego powinny być cenną lekcją dla naszych polityków. Nawet, jeśli stawiane mu zarzuty są w części niesprawiedliwe. Nawet, jeśli są bezzasadne w dużej części.
Czegóż to dowiedzieliśmy się dzięki burzy wokół Kamińskiego? Otóż tego, że jest coś takiego jak europejski standard zachowań i wypowiedzi. Tego, że są rzeczy, których się nie mówi nigdy. Tego, że w europejskim klubie istnieją reguły obowiązujące wszystkich, a jak się je łamie, to się za to płaci cenę. Albo cenę stanowiska, które się traci lub którego się nie zajmuje, albo cenę ostracyzmu i potępienia. Można oczywiście przyjąć za swoje stanowisko Graucha Marxa, który twierdził, że nie chciałby należeć do klubu, który chciałby go mieć za członka. Ale rozumiem, że Michał Kamiński i chciał należeć do klubu, i chciałby, by członkowie klubu uznawali, że nie jest w nim jedynie uzurpatorem, członkiem przypadkowym i niemile widzianym. Krótko mówiąc, w określonym kontekście Marxem Kamiński być nie chce, i to nie tylko dlatego, że nie cierpi marksizmu.

Michał Kamiński mówi, że stawiany mu zarzut antysemityzmu jest absurdalny. Szczerze? Pewnie w ogromnej mierze jest. A może po prostu jest i tyle. Ale oczekuję, że eurodeputowany PIS-u pójdzie dalej i nie ograniczy się do stwierdzenia absurdalności zarzutu. Jeśli podstawą oskarżenia jest cytat z "Naszej Polski", według której Kamiński miał powiedzieć, że Żydzi, mówiąc o odpowiedzialności Polaków za Jedwabne, próbują zagłuszyć wyrzuty sumienia za zło, które wyrządzili Polsce za okupacji sowieckiej, to sprawę da się wyjaśnić. Czyż nie będzie całkowicie naturalne, że Kamiński poda "Naszą Polskę" do sądu? Będzie miał doskonałą okazję, by wyjaśnić, że gazeta skłamała, a on naprawdę nigdy niczego takiego nie powiedział. Bo mogłoby na przykład przyjść komuś do głowy, że minister Kamiński od prezydenta i eurodeputowany Kamiński antysemitą wprawdzie nie jest, ale poseł Kamiński z pięknego Podlasia wiedział, co powiedzieć, by liczyć na zrozumienie pewnej części elektoratu z tego regionu, który - jakby to delikatnie wyrazić - na antysemityzm zbyt odporny nie jest. Mogłoby też komuś przyjść do głowy, że poseł Kamiński inne rzeczy mówił w Warszawie, a inne w Łomży, że co innego opowiadał w "Rzeczpospolitej", a co innego w "Naszej Polsce". W końcu inny mag politycznego PR-u, poseł Kurski, o "dziadku z Wehrmachtu" też nie mówił w "Wyborczej", ale w "Angorze". To taka taktyka - wypuścić śmierdziela w gazecie nie będącej w głównym nurcie tylko po to, by zapaszek do głównego nurtu się przedostał. Nie mówię, że tak było w przypadku Michała Kamińskiego, mówię tylko, że miałbym pewność, iż w jego wypadku tak nie było, gdyby proces wytoczył, a najlepiej, gdyby go wygrał.

Wsadzając na moment w nawias przypisywany Michałowi Kamińskiemu antysemityzm, otwieram nawias, a tu z niego wypadają inne ciekawostki. Bo eurodeputowany nie zaprzecza, że był w niezupełnie tolerancyjnym i światopoglądowo otwartym Narodowym Odrodzeniu Polski. Bo nie zaprzecza - trudno, za późno, nie może - że składał hołdy dyktatorowi i mordercy. Bo nie zaprzecza, jest na taśmie, zaprzeczyć się nie da, że gejów nazywał "pedałami". A tak się składa, że ostatnie dwa ze wspomnianych występków w europejskim klubie, w którym obowiązują zasady politycznej poprawności, a tak naprawdę przyzwoitości, takie zachowania i wypowiedzi są niepojęte i kompromitujące. Gdyby Michał Kamiński wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić, to ani dyktatora by nie odwiedzał, ani z "pedałami" by nie wyskakiwał.

Cóż, w naszym pięknym kraju nie takie rzeczy politykom uchodzą. Ale w europejskim klubie one nie uchodzą, a w epoce Google'a szanse na to, że znikną i wyparują, są raczej umiarkowane.

To cenna lekcja. Niech sobie ktoś nazywa stawiane eurodeputowanemu zarzuty chorym wykwitem politycznej poprawności. Ja je nazywam zdrowym efektem istnienia w prestiżowym klubie pewnych standardów i reguł. Kamiński nie jest najpewniej ani antysemitą, ani homofobem, ale w którymś momencie cynicznie uznał, że politycznie opłaci mu się np. puścić oko do homofobów. Teraz już wie, że za to, co się wczoraj opłacało, jutro trzeba będzie zapłacić. I to słono. Będzie więc uważał. Inni też.


http://wyborcza.pl/1,75968,6848781,O_perypetiach_Michala_Kaminskiego.html



Przemek

Mam go przed oczami pieprzącego o pokemonach. Żenada......

--

"Z wszystkich siedmiu grzechów głównych najłatwiej można wybaczyć lenistwo i obżarstwo, a najwięcej szkód i nieszczęść, zbrodni i wojen, jak sobie wyobrażam, powoduje zawiść."

Pisząc te słowa, prof. Leszek Kołakowski zapewne myślał o Jarosławie Kaczyńskim.

Data: 2009-07-23 22:33:58
Autor: konserwator
O perypetiach Michała Kamińskiego.

Użytkownik "Jarek - akwizytor z Jasnej Góry" <jacek.kawecki3@op.pl> napisał w wiadomości news:h4agho$eq4$1news.onet.pl...
Ostatnie perypetie eurodeputowanego Michała Kamińskiego powinny być cenną lekcją dla naszych polityków. Nawet, jeśli stawiane mu zarzuty są w części niesprawiedliwe. Nawet, jeśli są bezzasadne w dużej części.
Czegóż to dowiedzieliśmy się dzięki burzy wokół Kamińskiego? Otóż tego, że jest coś takiego jak europejski standard zachowań i wypowiedzi.

i ten standard okresla oczywiscie Michnik i jego lewaccy kumple i pomagierzy...

O perypetiach Michała Kamińskiego.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona