Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   OBLEDNA, HANIEBNA,ZDRADZIECKA POLITYKA RZADU PO

OBLEDNA, HANIEBNA,ZDRADZIECKA POLITYKA RZADU PO

Data: 2011-01-02 18:28:51
Autor: obserwator
OBLEDNA, HANIEBNA,ZDRADZIECKA POLITYKA RZADU PO
Wypunktowalem, najwazniejsze informacje zawarte w najnowszym tekscie Aleksandra Sciosa, na temat oblednej, haniebnej polityki konia trojanskiego,
ktora prowadzi rzad Tuska z poparciem namiestnika kremlowskiego - Bronislawa
Komorowskiego. Ta polityka prowadzi do wykreslenia Polski z mapy Europy.



1. Na kilka dni przed tragedią smoleńską, w dniu 4 kwietnia 2010 roku w
wywiadzie dla agencji Interfax pojawiła się spektakularna wypowiedź polskiego
ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra.

Stwierdził on, że „rosyjski obwód kaliningradzki mógłby zostać włączony do
unijnego programu Partnerstwa Wschodniego”. „Obwód kaliningradzki –przypomniał
Bahr -  znajduje się w centrum tego terytorium (objętego Partnerstwem
Wschodnim) i mógłby popróbować udziału w tym lub innym programie. Leży to w
głębokim interesie mieszkańców tego obwodu”.

2. Warto podkreślić, że gorącym zwolennikiem tego rozwiązania są Niemcy,

3. O kompromitującym poziomie dyplomacji polskiej świadczy ówczesna reakcja
szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzeja Halickiego, który uznał że
„Rosja nie musi być podmiotem, do którego adresowane jest Partnerstwo
Wschodnie, bo rozwija inną formułę współpracy z Unią Europejską”

4. Autorstwo pomysłu można przypisać ministrowi Ławrowowi

5. Ten wrogi akt nie ma wpływu na entuzjazm grupy rządzącej i pomysł otwarcia
granicy z obwodem nadal jest mocno forsowany przez dyplomację Sikorskiego.

6. Projekt otwarcia granicy z Kaliningradem niesie dla Polski szereg zagrożeń
politycznych i nie pozostanie bez wpływu na naszą przyszłość.

7. W oficjalnych wypowiedziach polskich polityków próżno szukać choćby
jednego, racjonalnego argumentu na uzasadnienie „wspaniałości” umowy o ruchu
bezwizowym z Obwodem Kaliningradzkim.

8. "Ten region jest jedną wielką katastrofą. Zatrucie środowiska i
przestępczość są najwyższe w całej Rosji, władza jest w kieszeni mafii, liczba
zarażonych gruźlicą i HIV - najwyższa w Europie." – mówił w roku 2003 o
Kaliningradzie Elmar Brok, szef Komisji Zagranicznej Parlamentu Europejskiego.


9. Ostatnią przeszkodą na tej drodze może być państwo polskie, a jej
usunięciem - wykreślenie Polski z mapy Europy. .....wklejam caly teksy dla potomnosci:


PROJEKT „PRUSY WSCHODNIE”

 Po haniebnej kapitulacji państwa w sprawie tragedii smoleńskiej, wygranej
prezydenta „myślącego po rosyjsku”, podpisaniu fatalnej umowy gazowej i
podporządkowaniu polskiej dyplomacji interesom Rosji, przychodzi czas na
decyzję, której negatywne skutki mogą przewyższyć wszystko, co do tej pory
grupa rządząca zgotowała Polakom w ramach „zbliżenia” z reżimem Putina. Od wielu miesięcy największą troską ministra Sikorskiego cieszy się projekt
dwustronnej umowy z Moskwą, na mocy której mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego
mogliby przekraczać polską granicę bez żadnych ograniczeń wizowych.

Gdy spojrzeć na sposób forsowania tego projektu i koncepcję wspólnych
polsko-rosyjsko- niemieckich działań, trudno oprzeć się wrażeniu, że dla jego
realizacji wyznaczono sztandarową inicjatywę dyplomatyczną rządu Tuska – tzw.
Partnerstwo Wschodnie, w ramach którego zakłada się zacieśnienie współpracy z
Białorusią, Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią. Tylko pozornie
taka teza wydaje się paradoksalna, skoro projekt nie obejmuje Rosji, a nawet
jest przez nią krytykowany i nazwany „partnerstwem przeciwko Rosji”.

Warto przypomnieć, że Partnerstwo Wschodnie ma za zadanie przyczynić się do
zbliżenia i integracji państw Europy Wschodniej i państw Kaukazu Południowego
z Unią Europejską i w grudniu 2008 zostało zaakceptowane przez Komisję
Europejską, która jednocześnie zaproponowała utworzenie stref wolnego handlu,
podpisanie układów o stowarzyszeniu i ułatwień wizowych dla obywateli państw
uczestniczących w Partnerstwie oraz ustaliła finansowanie programu do kwoty
600 mln euro. Rozwijanie projektu ma być priorytetem zbliżającej się polskiej
prezydencji w UE.

Choć „Partnerstwo” zakłada stopniowe wprowadzanie ruchu bezwizowego, to z
uwagi na ograniczenia nałożone procedurami z Schengen dotychczas żadne z
państw objętych projektem nie uzyskało tego przywileju. Mowa jest jedynie o
„mapach drogowych”, a najbliższa otwarciu granicy Ukraina może liczyć na
konkrety dopiero w 2012 roku. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja
rosyjskim obwodem.

Autorstwo pomysłu można przypisać ministrowi Ławrowowi, który w październiku
2009 roku zaproponował zorganizowanie spotkania ministrów spraw zagranicznych
Litwy i Polski w Obwodzie Kaliningradzkim. Tematem spotkania miała być
„przyszłość enklawy w jednoczącej się Europie”. Rosjanie od dawna zabiegają o
nadanie Kaliningradowi specjalnego statusu „rosyjskiej enklawy na unijnym
terytorium” i deklarują przekształcenie go w „drugi Hongkong”. Na deklaracjach
się kończy, bo region znajduje się w głębokiej zapaści i wymaga
wielomiliardowych inwestycji, na których Rosję nie stać. Wszystkie projekty
dotyczące przyszłości „enklawy” zmierzają zatem do zaangażowania środków UE i
znalezienia chętnych do finansowania rozwoju tego najbardziej
zmilitaryzowanego obszaru Federacji Rosyjskiej. Ofensywa Ławrowa zaowocowała w
listopadzie 2009 r. podpisaniem w Sztokholmie porozumienia, na mocy którego UE
i Rosja mają przeznaczyć 176 mln euro ( z czego tylko 44 mln wyłożyła Rosja)
na „współpracę regionów przygranicznych Litwy i Polski z obwodem
kaliningradzkim”. Od tej pory można obserwować niezwykłą wprost aktywność
polskiej dyplomacji w wspieraniu i forsowaniu rosyjskiego projektu.

Na kilka dni przed tragedią smoleńską, w dniu 4 kwietnia 2010 roku w wywiadzie
dla agencji Interfax pojawiła się spektakularna wypowiedź polskiego ambasadora
w Moskwie Jerzego Bahra.

Stwierdził on, że „rosyjski obwód kaliningradzki mógłby zostać włączony do
unijnego programu Partnerstwa Wschodniego”. „Obwód kaliningradzki –przypomniał
Bahr -  znajduje się w centrum tego terytorium (objętego Partnerstwem
Wschodnim) i mógłby popróbować udziału w tym lub innym programie. Leży to w
głębokim interesie mieszkańców tego obwodu”.

Mówiąc o Partnerstwie Wschodnim Bahr stwierdził: "Ten program opiera się nie
na ideologii, a na praktyce. Cieszy nas, gdy widzimy pozytywne oceny programu
ze strony oficjalnych władz Rosji. Mamy nadzieję na zrozumienie ze strony
Rosji i jakiś udział w tym, co będzie ją interesować".

Nie wiadomo o jakich „pozytywnych ocenach” dywagował ambasador Polski. Warto
bowiem jego wyznania skonfrontować z wypowiedzią szefa komisji spraw
zagranicznych Dumy Konstantina Kosaczowa z września 2010 roku i wyrazistą
deklaracją, iż „Rosja nie jest zainteresowana udziałem w unijnym programie
Partnerstwa Wschodniego”.Kosaczow uczestniczący wówczas w berlińskiej
konferencji poświęconej współpracy Unii Europejskiej i Rosji stwierdził, że
„Rosja nie włączy się w Partnerstwo Wschodnie, ponieważ jako równorzędny
partner Wspólnoty nie potrzebuje dodatkowych tego typu inicjatyw.” Kosaczow
widział natomiast możliwość opracowania przez obie strony jak to określił,
„jakiegoś wspólnego projektu dla krajów położonych między Unią a Rosją”,
wyraźnie podkreślając, że Kreml uważa te kraje za swoją strefę wpływów. O
kompromitującym poziomie dyplomacji polskiej świadczy ówczesna reakcja szef
sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzeja Halickiego, który uznał że
„Rosja nie musi być podmiotem, do którego adresowane jest Partnerstwo
Wschodnie, bo rozwija inną formułę współpracy z Unią Europejską”. Można
domyślać się, że ta „inna formuła” oznacza głównie działania dyplomatyczne na
forum UE, wykonywane za pośrednictwem polskiego „konia trojańskiego”.

Ten sam Halicki, już kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej, w maju 2010
roku wystosował wspólnie z Kosaczowem list do szefów komisji spraw
zagranicznych parlamentów UE w sprawie małego ruchu granicznego z obwodem
kaliningradzkim, proponując by objął on cały obwód. Na uwagę zasługuje
argumentacja polityka Platformy: "Wymagałoby to specjalnego spojrzenia ze
strony Komisji Europejskiej. Obwód jest specjalny, sytuacja jest specjalna i
wymaga to - w naszym przekonaniu - takiego specjalnego, życzliwego podejścia
ze strony wszystkich państw członkowskich" - przekonywał Halicki.

Najbardziej życzliwym podejściem w sprawie otwarcia granicy z obwodem wykazuje
się z pewnością minister Sikorski, który forsuje ten projekt na każdym kroku.
W czerwcu 2010 roku podczas spotkania Rady Państw Morza Bałtyckiego Sikorski
uznał, że takie rozwiązanie zbliżyłoby region do Unii Europejskiej i byłoby
korzystne również dla sąsiadów Rosji. "Moglibyśmy rozszerzyć korzyści płynące
z porozumienia o ruchu lokalnym na cały Obwód Kaliningradzki. Wierzę, że
byłoby to wspaniałą rzeczą dla Rejonu Morza Bałtyckiego, Litwy, Polski i
Rosji" - oświadczył Sikorski. Na czym miałabym polegać „wspaniałość” projektu,
Sikorski niestety nie sprecyzował. Natomiast w lipcu udał się specjalnie do
Kaliningradu, by z lokalnymi gubernatorami omawiać sprawę ruchu bezwizowego.

Warto podkreślić, że gorącym zwolennikiem tego rozwiązania są Niemcy,
zabiegając o otwarcie granicy z Kaliningradem na forum UE i podejmując temat
przy okazji rozmów z unijnymi partnerami. Nie jest to rzeczą łatwą, bo
wynegocjowana w sierpniu 2010 roku polsko-rosyjska umowa o małym ruchu
granicznym jest sprzeczna z prawem unijnym. Zakłada ono bowiem, że państwa UE
mogą zawierać umowy dotyczące zewnętrznych granic lądowych, w których
szerokość pasa przygranicznego wynosi od 30 do 50 km, podczas gdy Obwód
Kaliningradzki rozciąga się z północy na południe na odległość ponad 100 km.
Dla polskiej umowy, przewidującej objęcie ruchem bezwizowym całego obwodu
musiałby zatem zostać stworzony wyjątek. Dodatkowym (a niezwykle ważnym)
problemem jest fakt, że umowa traktuje obwód jako podmiot prawa
międzynarodowego - mimo, iż stanowi on jedynie część terytorium Federacji
Rosyjskiej.  Silny sprzeciw wobec otwarcia granicy deklarowała natomiast Litwa, zwracając
m.in. uwagę na postępującą militaryzację obwodu, zagrożenie rosyjską
przestępczością, zwiększenie liczebności rosyjskiego garnizonu w
Kaliningradzie czy lokalizację okrętów wojennych "Mistral". Jeszcze w sierpniu
2010 r. prezydent Litwy Dalia Grybauskaite określiła jako nieprzemyślaną
inicjatywę Polski i Rosji, nazywając projekt Sikorskiego „grą Pr-owską”.
Grybauskaite przypomniała, że przed rokiem taka idea była rozpatrywana przez
Radę Unii Europejskiej i odrzucona przez wszystkie najważniejsze państwa

Właśnie na przykładzie zmiany stanowiska litewskiego, można dostrzec jak mocne
jest zaangażowanie Niemiec w projekt kaliningradzki. Zasadnicza zmiana
nastąpiła bowiem po wizycie na Litwę kanclerz Niemiec Angeli Merkel, we
wrześniu 2010 roku. W trakcie wizyty Merkel oświadczyła, że „wspierana przez
Polskę inicjatywa ruchu bezwizowego dla mieszkańców obwodu kaliningradzkiego
może zmierzać w pozytywnym kierunku”, dodając, że rozmawiała z prezydentem
Rosji o możliwości ułatwień wizowych dla niektórych grup obywateli rosyjskich.
Ta niespodziewana deklaracja została połączona z zapowiedzią niemieckiego
poparcia planów budowy nowoczesnej elektrowni atomowej na Litwie. Stara
elektrowni atomowa w Ignalinie została wyłączona 31 grudnia 2009 roku. Przy
wsparciu funduszy unijnych nowa elektrownia mogłaby zostać wybudowana w ramach
wspólnego projektu Litwy, Polski, Łotwy i Estonii do 2018-2020 roku. Tuż po
wyjeździe Merkel doszło do spotkania szefów dyplomacji Litwy Audroniusa
Ażubalisa i Rosji Siergieja Ławrowa. W następstwie spotkania litewskie MSZ
wydało oświadczenie, w którym wyraziło poparcie dla objęcia obwodu
kaliningradzkiego umową o bezwizowym ruchu przygranicznym, odnotowując, że
jednym ze sposobów uproszczenia warunków podróży dla Rosjan z Kaliningradu
jest ponowne rozpatrzenie aktów prawnych z Schengen. Nietrudno dostrzec, jaką
cenę zapłacono za wygaszenie sprzeciwu Litwy.

Mocne zaangażowanie Niemiec w rosyjski projekt powinno prowokować do stawiania
pytań o intencje osi Moskwa-Berlin. Zdaniem zmarłego przed kilkoma miesiącami
historyka prof. Pawła Wieczorkiewicza u podstaw projektu mogła leżeć myśl, by
Obwód Kaliningradzki w perspektywie najbliższych 10-20 lat wrócił do
niemieckiej macierzy, stając się symbolem głębokiego sojuszu
rosyjsko-niemieckiego. Powrót do koncepcji Prus Wschodnich wywołałby zapewne
konflikt polsko-niemiecki, przyjęty przez Kreml z zadowoleniem. Jeśli nawet
dziś trudno sobie wyobrazić, by Niemcy wyrażali entuzjazm dla przyjęcia
kilkuset tysięcy Rosjan, to dzięki otwarciu granicy z Polską sprawa może
wyglądać zupełnie inaczej za kilka, kilkanaście lat. Przez ten okres, dzięki
inwestycjom UE Obwód Kaliningradzki przekształci się w rodzaj „euroregionu”
pod niemiecko-rosyjskim protektoratem. Pozostając oficjalnie pod władzą Rosji
chłonąłby niemiecki kapitał, dając w zamian dostęp do rynku rosyjskiego i
stając się głównym narzędziem w umacnianiu politycznego znaczenia Niemiec w
tym regionie. Nie może zatem dziwić, że pomysł ten jest aktywnie wspierany
przez związek „wypędzonych” z Prus Wschodnich i należy do priorytetów polityki
Angeli Merkel.

We wspólne plany osi Moskwa-Berlin wpisuje się również projekt budowy linii
kolei magnetycznej, która miałaby połączyć Berlin z Moskwą biegnąc przez
terytorium Białorusi i Polski. Obok torów ma być też ułożony gazociąg. W
inwestycję chce zaangażować się Gazprom. Ponieważ zdaniem ekspertów, budowa
tego typu linii kolejowej jest nieopłacalna, należy w niej widzieć projekt
polityczny zmierzający do ustanowienia kolejnego (obok gazociągu Jamał)
eksterytorialnego korytarza do Niemiec i Europy Zachodniej.

Mogłoby się wydawać, że entuzjazm polskiej dyplomacji we wspieraniu
integracyjnych dążeń rosyjsko-niemieckich osłabnie po niedawnej informacji o
rozmieszczeniu w Obwodzie Kaliningradzkim zastawów rakiet Iskander. Jeszcze we
wrześniu 2009 roku podczas szczytu G20 w Pittsburghu prezydent Rosji
Miedwiediew zapewniał, że jego kraj nie rozmieści rakiet taktycznych w
graniczącym z Polską obwodzie. Deklaracje tej treści Miedwiediew złożył po
tym, jak Stanu Zjednoczone wycofały się z rozmieszczenia elementów
amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. „Mając na uwadze, że
decyzja ta (USA) została uchylona, ja - naturalnie - podejmę decyzję o
nieinstalowaniu rakiet Iskander w odpowiednim regionie naszego kraju” –
zapewnił wówczas Miedwiediew. W lutym 2010 roku taką samą deklarację złożył
minister obrony Rosji Anatolij Sierdiukow.

Choć od tego czasu sytuacja nie uległa zmianie i w Polsce nie pojawiły się
elementy tarczy antyrakietowej, Rosjanie łamią dane obietnice i wprost
zapowiadają rozmieszczenie Iskanderów w Obwodzie Kaliningradzkim. Ponieważ
parametry techniczne tego typu rakiet balistycznych pozwalają nie tylko na
konwencjonalne uderzenie, ale także przenoszenie głowic jądrowych, a zasięg
Iskanderów wynosi 500 km, ich dyslokacja w pobliżu polskiej granicy oznacza,
że niemal cały obszar Polski znajdzie się w zasięgu rakietowych sił
uderzeniowych Federacji Rosyjskiej.

Ten wrogi akt nie ma wpływu na entuzjazm grupy rządzącej i pomysł otwarcia
granicy z obwodem nadal jest mocno forsowany przez dyplomację Sikorskiego.
Jarosław Bartkiewicz – dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ w niedawnej
wypowiedzi dla brytyjskiego „The Telegraph” odnosząc się do obaw, że ruch
bezwizowy przyczyni się do importu rosyjskiej przestępczości, wzrostu przemytu
i umożliwi łatwiejszą penetracje państw UE przez służby rosyjskie stwierdził:
„Europa powinna być bardziej ufna w nasze możliwości zapewnienia szczelności
granic” i uznał, że rosyjski przemyt sprowadza się do "ludzi z dwiema
butelkami wódki w kieszeniach, a otwarcie granicy z Kaliningradem nie będzie
miało żadnego wpływu na Londyn czy Paryż". Niepoważną wypowiedź polskiego
urzędnika gazeta skomentowała przypomnieniem, że według szacunków Komisji
Europejskiej 10 procent wszystkich papierosów sprzedawanych w UE, to
kontrabanda z Rosji i Ukrainy, a kraje UE tracą około 8,5 mld funtów podatków
z powodu nielegalnego handlu.

W oficjalnych wypowiedziach polskich polityków próżno szukać choćby jednego,
racjonalnego argumentu na uzasadnienie „wspaniałości” umowy o ruchu bezwizowym
z Obwodem Kaliningradzkim. Nie wiemy – z jakich powodów wpuszczenie do Polski
tysięcy Rosjan miałoby przynieść korzyści regionom graniczącym z obwodem, a
tym bardziej, co dobrego z otwarcia miałaby uzyskać Polska? Istnieją natomiast
całkiem realne i poważne zagrożenia, o których nikt Polaków nie informuje.

"Ten region jest jedną wielką katastrofą. Zatrucie środowiska i przestępczość
są najwyższe w całej Rosji, władza jest w kieszeni mafii, liczba zarażonych
gruźlicą i HIV - najwyższa w Europie." – mówił w roku 2003 o Kaliningradzie
Elmar Brok, szef Komisji Zagranicznej Parlamentu Europejskiego, podczas debaty
w Strasburgu. "Tam występuje prawie każdy problem, jaki można sobie wyobrazić,
z odpadami atomowymi włącznie" – komentował wówczas premier Szwecji Göran
Persson. Katastrofalny stan Obwodu Kaliningradzkiego potwierdzają również dane
WHO: odsetek zachorowań na gruźlicę jest o 33,6 proc. wyższy od średniej w
Rosji, choć i tak Federacja należy do rekordzistów. Liczba zarażeń dzieci tą
chorobą proporcjonalnie do liczby mieszkańców jest ponad czterokrotnie
większa, a mężczyźni dożywają tam średnio 59 lat, co stanowi jedną z
najniższych przeciętnych na świecie. W Kaliningradzie popełnianych jest 252
przestępstw na 10 tys. mieszkańców, z narkotyków żyje 20 tys. osób,
kilkakrotnie więcej z prostytucji, zaś z drobnymi kradzieżami trudni się ponad
2 tys. „dzieci ulicy”. Przed kilku laty Aleksander Kulikow podsumował w
regionalnej Dumie: "Przestępcy kontrolują 60 proc. państwowych instytucji, 80
proc. banków i większość prywatnych przedsiębiorstw, a obroty tych firm
wzrosły w ciągu pięciu lat aż siedemnastokrotnie".

Jak szacują zachodni eksperci w obwodzie może znajdować się ok. 100 tys.
rosyjskich żołnierzy, niektóre polskie publikacje podają liczbę nawet 200 tys.
Ta olbrzymia koncentracja ludzi i sprzętu - w każdych warunkach - stanowi
zagrożenie. Zagrożenie wielorakie, nie tylko wojskowe. „Nie ma co się bać
lotnictwa w Kaliningradzie, tylko bardzo wysokiego tam wskaźnika AIDS albo
tego, że nieopłacani i wzburzeni żołnierze zawsze mają karabiny” – stwierdził
przed laty pewien wojskowy specjalista.

Trudno przypuszczać, by grupa rządząca Polską nie wiedziała, że otwarcie
granicy z Kaliningradem (w praktyce z całym obszarem Rosji) spowoduje u nas
ogromny wzrost przestępczości mafii rosyjskiej, może wywołać zagrożenia
epidemiologiczne i sprawi, że III RP zostanie wykorzystana jako obszar
tranzytowy służący migracji Rosjan w głąb kontynentu europejskiego. Przyczyni
się również do osłabienia zdolności obronnych państwa, choć akurat ten czynnik
zdaje się nie mieć większego znaczenia dla rządzących. Wbrew logice i
strategii wojskowej nakazującej wzmocnienie potencjału obronnego na tym
obszarze, dowództwo polskiej armii wydało na początku października 2010 roku
decyzję o przyspieszeniu likwidacji jednostek wojskowych przy całej wschodniej
granicy. Sztab Generalny tłumaczył to „względami operacyjnymi”. W ten sam
sposób zdecydowano o drastycznym zmniejszeniu stanu osobowego w 14. Pułku
Artylerii Przeciwpancernej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Suwałkach.

Projekt otwarcia granicy z Kaliningradem niesie dla Polski szereg zagrożeń
politycznych i nie pozostanie bez wpływu na naszą przyszłość. Jest dziś
najgroźniejszym ze wszystkich dotychczasowych pomysłów grupy rządzącej. Jego
realizacja to tylko kwestia czasu i można mieć pewność, że polska prezydencja
w UE zostanie wykorzystana głównie w tym kierunku.

Rząd Tuska w ogóle nie informuje Polaków o konsekwencjach swojej obłędnej
polityki, uznając najwyraźniej, że „pojednanie” polsko-rosyjskie zawarte nad
trumnami ofiar Smoleńska uzasadnia każdą głupotę i niegodziwość W tej
koncepcji, grupa rządząca ma pełnić rolę adwokata putinowskich planów i zadbać
o ich realizację na forum UE. Istota tych wzajemnych relacji polega na
całkowitym braku partnerstwa i na niemożności zdefiniowania korzyści, jakie
miałaby odnieść Polska z roli wyznaczonej przez Kreml. Jest to szczególnie
widoczne w przypadku forsowania pomysłu o ruchu bezwizowym z Obwodem
Kaliningradzkim, gdzie bilans potencjalnych strat i zagrożeń powinien
alarmować i skłaniać do sprzeciwu. Katastrofą byłaby również odbudowa wpływów
niemieckich w Prusach Wschodnich i wzmocnienie (istniejących już) dążeń
integracyjnych. W samym Kaliningradzie patronuje im „Bałtycka Partia
Republikańska”, wobec której Rosjanie wykazują zadziwiającą pobłażliwość.

Nie trzeba przypominać, że wszelkie koncepcje polityczne ustanawiające ścisłą
współpracę na osi Moskwa-Berlin, kończyły się tragicznie dla Polski. Dla obu
tych państw jesteśmy tylko krajem tranzytowym i tę rolę Polski podkreślają
wspólne plany i inwestycje rosyjsko-niemieckie. Nie ma w nich miejsca na silne
i niezależne państwo, leżące między Odrą a Bugiem. Dlatego, im ściślejszy
będzie sojusz naszych sąsiadów, tym słabsza pozycja Polski i bardziej realne
zagrożenie naszej suwerenności. Jeśli Kaliningrad - Królewiec ma stać się
symbolem odbudowy relacji rosyjsko-niemieckich, wspieranie pomysłu otwarcia
granicy wydaje się szaleństwem z punktu widzenia polskich interesów, zaś
realizowana z determinacją przez rząd Tuska polityka „usuwania przeszkód
stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich” jest dla nas
zabójcza. Ostatnią przeszkodą na tej drodze może być państwo polskie, a jej
usunięciem - wykreślenie Polski z mapy Europy. http://cogito.salon24.pl/264522,projekt-prusy-wschodnie

--


Data: 2011-01-03 11:29:05
Autor: obserwator
Podrzucam ten wazny tekst.


Prosze sobie przeczytac, jaka przyszlosc przygotowuje Polakom, partia zdrajcow
i degeneratow z PO.

--


OBLEDNA, HANIEBNA,ZDRADZIECKA POLITYKA RZADU PO

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona