Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Obozy dla inwalidów wojennych, czyli jak Związek Sowiecki podziękował swoim weteranom

Obozy dla inwalidów wojennych, czyli jak Związek Sowiecki podziękował swoim weteranom

Data: 2014-05-09 21:08:31
Autor: jr
Obozy dla inwalidów wojennych, czyli jak Związek Sowiecki podziękował swoim weteranom

-- Inwalidzi wojenni, weterani wielkiej wojny ojczyźnianej. Byli wszędzie, na
każdym placu miejskim, na dworcach kolejowych, w portach i metrze. Handlowali,
czym popadło, żebrali, grali na harmoszkach i popijali wódkę. Mówili i śpiewali
to, co naprawdę myśleli. W końcu zapadła decyzja: mają zniknąć. I zniknęli.
Pewnego letniego poranka 1948 roku na dworcach, placach, w ciemnych zaułkach, na
podwórkach w największych miastach Związku Sowieckiego dało się wyczuć jakąś
zmianę. Nie było już słychać stukania drewnianych popychaczek beznogich,
jeżdżących na czterokołowych platforemkach wojennych inwalidów. Umilkły
akordeony tych, którzy zachowali ręce, żebrzących o parę rubli na chleb i wódkę.
Nie słychać było pokrzykiwań "samowarów", jak nazywano w Rosji najstraszniej
okaleczonych - bez rąk i nóg - wożonych po ulicach na zwykłych taczkach
budowlanych przez towarzyszy broni i niedoli, najczęściej niewidomych. Tak się
dobierali, by przeżyć - jeden miał kończyny, drugi oczy.
W kilka nocy patrole milicji i bezpieki przeszukały ich noclegownie: kanały,
zajęte na dziko ruiny, altanki, suszarnie na strychach, składy węgla w
piwnicach, klatki schodowe i zakamarki w tunelach metra. Wszystkich wywieziono,
do - jak to nazwano - internatów lub sanatoriów, czyli obozów przeznaczonych
wyłącznie dla niepełnosprawnych żołnierzy, weteranów wielkiej wojny
ojczyźnianej.
Na przełomie lat 40. i 50. do opuszczonego klasztoru na wyspie Wałaam zwieziono
z całego Związku Sowieckiego setki czerwonoarmistów, najciężej rannych inwalidów
wielkiej wojny ojczyźnianej. Byli tam i bohaterowie Związku Radzieckiego, i
odznaczeni Orderem Czerwonego Sztandaru, weterani spod Łuku Kurskiego, byli i
zdobywcy Berlina.
O masowej zsyłce inwalidów wojennych zadecydowała komunistyczna "estetyka",
polityka i ekonomia. Akcji jak ta z lata 1948 r. było kilka. Najpierw
zatrzymywano szeregowych, tych, których uznano za najbardziej uciążliwych, bez
najznamienitszych orderów na piersi i znajomości w partii czy armii. Resztę
wyłapywano sukcesywnie podczas kolejnych akcji. Czasem zatrzymywano pojedyncze
grupy lub nawet osoby. Druga wielka i ostatnia tej skali czystka odbyła się w
1953 r. Wtedy inwalidzi wojenni, przynajmniej ci najciężej poranieni,
ostatecznie znikli z ulic.
więcej:
http://historia.newsweek.pl/zwiazek-radziecki-armia-wojsko-inwalidzi-wojenni-ii-wojna-swiatowa-wielka-wojna-ojczyzniana-newsweek-pl,artykuly,285635,1.html

 Samobójstwo okaleczonym więźniom wydawało się jedyną drogą do wolności -
wspominał Giennadij Dobrow, autor rysunków, świadectw obozów dla inwalidów.
Warunki życia w tych obozach były katastrofalne i choć poprawiały się w ciągu
kolejnych lat, to do końca ich istnienia były podobne do tych w obozach Gułagu.
Stiepan Zacharow, jeden z więźniów obozu Wałaam, przywieziony pierwszym
transportem w roku 1948 r., w latach 70., pozostając wciąż na wyspie, opowiadał
Giennadijowi Dobrowowi, że kiedy ich przywieźli, pierwszej zimy w zbombardowanym
w czasie wojny klasztorze nie było nawet elektryczności. "Podłogi zerwane, więc
kamień lub klepisko, w murach i dachach dziury po bombach, okien prawie żadnych,
a to Północ. Pierwszej zimy od samego mrozu zmarł co najmniej co czwarty z
osadzonych" - relacjonował wspomnienia Zacharowa Dobrow.
- Wyżywienie na granicy śmierci głodowej - zbożowa kawa z czarnym chlebem na
śniadanie, na obiad obozowa "bałanda", zupa, wywar z kartoflanych obierków i
resztek podgniłych warzyw i chochla kaszy albo kartofli, wieczorem znów pajda
chleba z kawą albo naparem z jakichś traw występujący jako herbata, marmolada,
kostka cukru. Brud, łachmany, szczury i pijani ni to pielęgniarze, ni to
strażnicy. Częściej potrafili dać osadzonemu po mordzie niż pomóc w
czynnościach, z którymi ten nie dawał sobie rady. Człowiek bez kończyn leżący
godzinami we własnych ekskrementach to była norma. Gdyby nie pomoc
towarzyszy... - tak Doborow opisywał pierwszy pobyt w obozie pod Omskiem na
początku lat 70.
- Samobójstwo - wspominał - widziałem na własne oczy w obozie Wałaam. Były
sierżant bez dłoni, w miejsce których miał doczepione protezy, zakończone
metalowymi hakami, wspiął się na tych hakach na szczyt klasztornej dzwonnicy i
skoczył. Usłyszeliśmy tylko przeraźliwy krzyk, gdy rzucił się w dół:
"Towarzyszeee!". Zginął na miejscu.
więcej:
http://historia.newsweek.pl/zwiazek-radziecki-armia-wojsko-inwalidzi-wojenni-ii-wojna-swiatowa-wielka-wojna-ojczyzniana-newsweek-pl,artykuly,285635,1,2.html

Raport ministra spraw wewnętrznych ZSRR Siergieja Krugłowa do Prezydium KC KPZR
z 20 lutego 1954 r. adresowany do Georgija Malenkowa i Nikity Chruszczowa.
Raport "O sposobach zapobiegania i likwidacji pasożytnictwa i żebractwa" i
opatrzono klauzulą ściśle tajne".
"Mimo od lat podejmowanych wysiłków w wielkich miastach i ośrodkach
przemysłowych kraju wciąż mamy do czynienia z nieznośnym zjawiskiem żebractwa -
donosi Krugłow. - Od czasu wejścia w życie dekretu Prezydium Rady Najwyższej
ZSRR >O sposobach walki z antybolszewickimi elementami pasożytniczymi< z 23
sierpnia 1951 r. organy milicji w miastach oraz węzłach transportu kolejowego i
wodnego zatrzymały następującą liczbę żebraków i pasożytów: w drugiej połowie
1951 roku: 107,7 tys., w roku 1952 - 156,8 tys., a w roku 1953 - 182,3 tys.
Wśród zatrzymanych inwalidzi wojenni stanowili 70 proc.".
więcej:
http://historia.newsweek.pl/zwiazek-radziecki-armia-wojsko-inwalidzi-wojenni-ii-wojna-swiatowa-wielka-wojna-ojczyzniana-newsweek-pl,artykuly,285635,1,3.html

Obozy dla inwalidów wojennych, czyli jak Związek Sowiecki podziękował swoim weteranom

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona