Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Obrońca" uciśnionych?

"Obrońca" uciśnionych?

Data: 2009-05-17 14:32:19
Autor: cirrus
"Obrońca" uciśnionych?
# Karol Guzikiewicz stawia krzesło na środku pokoju. Zdejmuje marynarkę. Siada: - Jestem tylko skromnym fanatykiem związkowym. To nie czas, żeby pisać o mnie - mówi . Zmyliła mnie ta jego marynarka w delikatne prążki. Szłam na spotkanie z wiceszefem "Solidarności" Stoczni Gdańsk.
Z człowiekiem w niebieskim kasku i takiej samej kamizelce.
Z wrzeszczącym facetem.
A siedzi naprzeciwko mnie elegant, moduluje głos, uśmiecha się, wymawia miękko literę "r", ma ciepłe oczy pluszowego misia i upudrowaną łysinę, bo umalowali go dziś w studiu telewizyjnym.
Guzikiewicz sam o sobie
- Pochodzę z mieszanej rodziny polsko-ukraińskiej. Rodzina matki mieszkała w Uścieczku nad Dniestrem. Przesiedlili ich po wojnie do Gdańska. Ukraińcy z naszej stoczni [właścicielem Stoczni Gdańsk jest ukraińska firma ISD] wiedzą o tym, że częściowo ich popieram, ale że wiem też, jaką krzywdę wyrządzili Polakom.
Urodziłem się w 1964 roku. Mama wychowała mnie samotnie, mieszkaliśmy w Gdyni. Noszę jej panieńskie nazwisko. Ojca raz widziałem, był chyba księgowym. Przysłał mi na osiemnaste urodziny kartkę z życzeniami. Napisał tam coś w tym rodzaju, że cieszy się, bo nie będzie już musiał płacić alimentów.
Mama była pielęgniarką w szpitalu miejskim w Gdyni oddelegowaną do opieki nad dziećmi w żłobku tygodniowym. Niewiele pamiętam ze swojego dzieciństwa, szkoła podstawowa też mi umknęła. Ale nigdy nie zapomnę grudnia 1970 roku. Szedłem z mamą za rękę przy prezydium w Gdyni. Był ranek. Naprzeciwko maszerowali milicjanci. Nagle jeden wycelował karabin w stronę matki i powiedział "Odsuń się, kurwo, bo już nie żyjesz!". To na zawsze zapadło w mojej osobowości.
Stoczniowcy, którzy znają Karola Guzikiewicza od dawna, mówią, że po raz pierwszy założył kask i ruszył na czele robotników palić opony chyba tuż po ogłoszeniu upadłości stoczni w 1995 roku. Wcześniej, podczas protestów, pełnił funkcję zaopatrzeniowca. Ale po upadku zakładu reaktywował Komitet Obrony Stoczni, czyli nieformalną strukturę, w której działa anonimowo kilkudziesięciu członków. KOS działa do dziś, współorganizował ostatnią, kwietniową demonstrację w Warszawie. Wcześniej na terenie stoczni członkowie organizacji rozrzucili ulotki: "Nie jadąc do Warszawy, pomożesz w likwidacji stoczni, a odprawy takiej jak w Gdyni też nie dostaniesz. W razie blokowania lub utrudniania wyjazdu przez mistrzów lub kierowników prosimy o podawanie nazwisk pod numer telefonu 15-28, będziemy rozliczać odpowiednio tych, co chcą pomóc w likwidacji stoczni".
Stoczniowcy, którzy znają Karola Guzikiewicza od dawna, nie chcą podać swoich nazwisk. Nie jest dobrze narazić się na gniew władz zakładowej "Solidarności". O takim człowieku, który przedstawia wiceprzewodniczącego w innym świetle, niż on sam siebie widzi, pojawiają się artykuły w piśmie "Rozwaga i Solidarność", ulotki na terenie zakładu.
- On potrafiłby zniszczyć człowieka. Pikietować z ludźmi pod domem, stać z transparentami, rzucać petardy. Niepotrzebne nam to - mówi jeden z anonimowych stoczniowców. - Dawniej mógłby też doprowadzić do naszego zwolnienia. To było w czasach, gdy nie było prywatnego właściciela stoczni. Nowych prezesów z nadania politycznego wystarczyło tylko postraszyć petardami pod oknem, pokazać im kilka transparentów i "Solidarność" rządziła stocznią. To Gałęzewski z Guzikiewiczem zwalniali z pracy niewygodnych ludzi, decydowali, kto ma być mistrzem, kierownikiem i nie dopuszczali do zwolnienia swoich. "Solidarność" się wyrodziła. Było jak za komuny. Tylko zamiast pierwszego sekretarza mieliśmy pierwszego przewodniczącego. Prezesi chcieli mieć spokój społeczny, a w zamian za to pozwalali kierować polityką kadrową na terenie zakładu. Stocznia pokrywała koszty ich wyjazdów na wiece i demonstracje. Ale Ukraińcy się ich nie słuchają.
Stoczniowcy, którzy znają Karola Guzikiewicza od dawna, chwalą jego dawną pracę jako finansisty zakładowej "Solidarności".
- To był cichy człowiek. Borowczak trzymał go na krótkiej smyczy - mówią. - Nie robił żadnych głupot, mało się odzywał, za to bardzo dobrze zajmował się pieniędzmi. On ma do tego żyłkę. W latach 90. był akwizytorem funduszu Nationale Nederlanden, teraz ubezpiecza związkowców z ramienia banku Nordea, gdzie "S" ma swoje konto. Gdy Borowczak odszedł i przewodniczącym został Roman Gałęzewski, zaczęło się ręczne sterowanie wyborami. Podsuwano ludziom gotowce z wytycznymi, jak głosować. Wycięto w pień tych, którzy nie zgadzali się z władzami. Guzikiewicz i Gałęzewski zaczęli tworzyć tandem. Zły i dobry policjant. Karol rozrabia, a Roman, który go podpuścił, rozkłada bezradnie ręce i mówi, że gdyby był przy tym, toby do tego nie dopuścił. Ale właśnie leżał nieprzytomny w szpitalu. On zawsze jest nieobecny, gdy Karol demonstruje. #
Ze strony:
http://wyborcza.pl/1,99219,6606638,Czlowiek_z_piany.html
--
stevep

"Obrońca" uciśnionych?

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona