Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Obsługa naziemna.

Obsługa naziemna.

Data: 2011-04-21 08:09:33
Autor: Przemysław W
Obsługa naziemna.
Od wielu miesięcy radujemy się wszyscy z komunikatów, zamieszczanych w "Gazecie Polskiej": nasz nakład rośnie
Liczba sprzedanych egzemplarzy czasopisma wywindowała nas na piąte miejsce wśród tygodników. To powód do dumy, choć z drugiej strony także do refleksji.

Wszystko, co nasze "GP" oddamy

Bo jakże to tak? Elektorat PiS i prezesa Kaczyńskiego jest niezmierzony do tego stopnia, że opinie, iż Platforma - by wygrać - bezczelnie sfałszowała wybory prezydenckie, są w sposób oczywiście oczywisty głosami najprawdziwszej prawdy. A tu tylko piąte miejsce? Poza pudłem? Dlaczego nie pierwsze? Przecież "GP" od roku wiele stron każdego numeru poświęca niepodważalnym faktom dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Gdzie są miliony czytelników, wyrywających sobie z rozedrganych rąk kolejne egzemplarze? To niezrozumiałe.

Owszem, gdy idzie o sprawę katastrofy, to tu bije wszystkich na głowy i po głowach "Nasz Dziennik", który każdego dnia w licznych tekstach dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami. Ale to przecież gazeta codzienna, więc nic się na to nie poradzi. Zadziwia tylko fakt wysokiej elastyczności redaktorów, którzy z dnia na dzień przekwalifikowali się na wysokiej klasy ekspertów lotniczych, przez co bez trudu mogą się wznosić w niebo i swobodnie bujać w obłokach. A "GP" jest tygodnikiem, "ND" ją uprzedza z podawaniem informacji, więc zadanie ma trudniejsze.

Poeta pamięta

Pierwszy numer "GP" poświęcony katastrofie nosi datę 14 kwietnia. Przeszedł on do historii, ale nie przeszedłby z takim hukiem, gdyby nie legendarny już, masowo przepisywany, a nawet przez rzesze Polaków wyuczony na pamięć utwór poetycki Marcina Wolskiego. W niezapomnianych strofach poeta zwraca się do tej nielicznej garstki polskojęzycznych zaprzańców, którzy nie byli admiratorami prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Czyni to w sposób wyrafinowanie prosty i zrozumiały: "Karlejecie, rośnie zaś jego cień", oraz wzywa surowo: "Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę!". Zwróćmy uwagę na kunszt autora, który w tym jasnym przekazie zawarł też finezyjne spostrzeżenie: na kolana mają paść wszystkie łajdaki, lecz głowę mają posypywać tylko jedną. Jaką prawdę zakodował poeta w tym komunikacie? Że antypisowskie łajdaki to półgłówki, a nawet ćwiergłówki.

Ten wstrząsający wiersz Wolski przedrukował po roku powtórnie, a swoich wielbicieli uradował dodatkowo kolejnym utworem "Golgota". Każdy sposób zmierzenia się z jego znaczeniem będzie prostacki, ale spróbujmy: od Smoleńska idzie ku nam półnaga i bosa dziewczyna, lecz fakt, że się zbliża, zagłusza złośliwie "medialny gwar". Jej marszu "nie pokazują" na zdjęciach wiadome dzienniki. Dziewczyna wie od dawna, że wygra, i dlatego nie pozwala się "zadeptać wrogom". Co daje jej tę nadludzką siłę? Dziewczyna jest w dziewiątym miesiącu ciąży i gdy dojdzie do nas, urodzi córkę Prawdę. Dlatego autor ze znawstwem używa tu terminologii położniczej: "Bez trwogi wciąż wytrwale prze".

Ten wiersz budzi jednak nieśmiały sprzeciw: przecież owa Prawda dawno już się urodziła, więc bohaterka wiersza nie musi wytrwale przeć. Prawdę smoleńską wszyscy znamy, bo ona od roku wyziera z każdej strony "GP", poświęconej tajemnicom katastrofy. Można nawet podejrzewać, że matka była w ciąży mnogiej, bo oprócz Prawdy z biegiem miesięcy poznajemy jeszcze kilka jej sióstr.

Pierwsza informacja pochodzi od rosyjskiego świadka i daje bardzo wiele, a nawet wszystko, do myślenia.: "Samolot ciął drzewa skrzydłami, potem usłyszałam hałas, jakby wybuchła bomba". Co z tego wynika? Chyba proste: nawet Rosjanie, którzy w zasadzie kłamią zawsze, potwierdzają fakt, że bomba wybuchła. Dlatego za skrajnie niesprawiedliwe i nieodpowiedzialne trzeba uznać słowa posła PiS Artura Górskiego: "mam niemal pewność, że Rosjanie mataczą". Jak widać nie wszyscy.

Za to piękną frazą i znajomością historii zabłysnął mistrz słowa z Brukseli, najlepiej władający polszczyzną w tym mieście, Ryszard Czarnecki: "Lech Kaczyński był polskim Małym Rycerzem, niczym imć Michał Wołodyjowski, tyle że w innych czasach i warunkach. Ty śpisz, Panie Lechu, teraz gdy Ojczyzna w potrzebie?!"

Artykuł "Triumf obłudy i zakłamania" dotkliwie obnaża obłudę i zakłamanie tych, którzy udawali, że ich także katastrofa poruszyła: gdy jedni Polacy pogrążyli się w szczerej żałobie, "inni przybrali maski i leją krokodyle łzy z taką samą intensywnością, jak poprzednio wydzielali jad".

Ks. Isakowicz-Zaleski nie pozostawia złudzeń co do przyczyny katastrofy i tragicznej śmierci 96 osób: "Modlitwa za poległych", a Rafał Ziemkiewicz z trwogą, choć może nieco pochopnie podsumowuje: "Koniec Polski prawej". Jak to koniec? A PiS z prezesem na czele? On nie ocali Polski prawej? Defetyzm zupełnie nie na miejscu, aż wstyd o tym mówić.

Naczelny pradziad zatrzymuje Rosję

W kolejnym numerze redaktor naczelny Sakiewicz pozornie niepotrzebnie przypomina coś, o czym wszyscy wiemy: "Polacy zapamiętają człowieka, który zatrzymał marsz rosyjskich czołgów w Gruzji". To trzeba powtarzać każdego dnia. Dodatkowo słusznie ogłoszono, że "GP" będzie wieczna, czytana zawsze w każdym polskim domu i przechowywana w formie albumów: "Pewnie za sto lat ktoś sięgnie po ten gazetowy album, by dowiedzieć się, co jego pradziadowie czuli w tych tragicznych dniach".

I dowie się, że pradziad Wolski powołał się na prawo rzymskie: "Ten popełnił zbrodnię, komu przyniosło to korzyść".

Przecież "samolot nie mógł się rozpaść na kawałki" - zauważa bystro inny pradziad, a kolejny pyta retorycznie: "A jeśli to był zamach?"

I następne numery. Zniecierpliwiony ostatecznie Sakiewicz wali pięścią w stół: "Zatrzymać Rosję", i ujawnia, że: "Próbowano zastraszyć wszystkich, którzy zadawali zbyt dociekliwe pytania".

Pojawia się jedna z sióstr Prawdy, która wie więcej niż świadek opowiadający o bombie: "Zakłócenie urządzeń pokładowych - to takie proste". Mamy także po raz pierwszy świetną i błyskotliwą rubrykę "Cytaty ze szmaty". Tylko żeby ktoś nie pomyślał, że w "GP" czyta się "Wyborczą". To sprzątaczka wyłowiła z kubła przemoczone strzępy "GW", którą ktoś z furią podarł i podstępnie kobiecie podrzucił. I teraz ona musi mozolnie odcyfrowywać słowa. I nie dość, że musi redakcję pucować, to ma na głowie przygotowywanie rubryki. Trzeba jednak przyznać, że z tak ważnego zadania wywiązuje się po mistrzowsku.

Anatomia zbrodni

Z kolosalną satysfakcją dowiadujemy się, że nastąpiło długo oczekiwane "Wskrzeszenie narodu", co stało się wówczas, gdy "Huk katastrofy prezydenckiego samolotu obudził Polaków". No i że - jak upiera się prawda - "Ulica mówi zamachu". Prawda nie podaje, która ulica mówi.

Jakiś czas potem Prawda fachowo uściśla swoją prawdę: "Wiele wskazuje, że mogła to być bomba paliwowo-powietrzna". Poza tym "Płynie potok kłamstw", a "Rząd ukrywa prawdę".

Prawdy nie ukrywa za to "GP": "To był zamach - mówią eksperci polski i niemiecki. Oznaczałoby to, że Lech Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane". Jak widać, są też dobrzy i przyjaźni Niemcy, a takich bezstronna "GP" potrafi wyłowić z morza tych naszych odwiecznych wrogów.

Z czasem Sakiewiczowi wyostrza się wzrok, co nie jest dobre, bo choć lepiej widzi, coraz bardziej się przeraża: "Z zebranych puzzli nie da się odtworzyć pełnego obrazu [ ] wiele jednak pasuje i ten obraz, przerażający również mnie, zaczynam widzieć coraz wyraźniej". Nie bez powodu wiele puzzli nie pasuje do siebie, skoro "FSB trzyma łapę na śledztwie", więc tego, że "Wieża naprowadzała Tu-154 do zderzenia ziemią" nie dowiemy się nigdy. Wiemy tyle, co powiedział MAK, który tak ustalił przyczyny innej katastrofy: "Błąd pilota, kiepska orientacja w przestrzeni, obecność na pokładzie wysokich > szych <i presja, jaką wywoływał gubernator Lebiedź na załogę, zmusiły ją do lotu we mgle, co w rezultacie doprowadziło do katastrofy". Brak słów - to przecież ten sam znajomy schemat. Raport MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej został po prostu skopiowany, tyle że podmieniono nazwiska, a tamten rozbity helikopter na samolot Tu-154.

Tylko pod tym znakiem

Od numeru 28. pojawia się temat krzyży pod pałacem i odtąd będzie się splatał z wątkiem katastrofy w ciasny warkocz: "Komu przeszkadza krzyż", "Bronisław Komorowski rozpoczął urzędowanie od walki z symbolami", "Czas wyrywania krzyży". Ale są i krzepiące stwierdzenia: "Jeśli gdziekolwiek tworzyło się w Polsce społeczeństwo obywatelskie, to najbardziej tam - na Krakowskim Przedmieściu".

Okładka jednego z numerów przynosi prorocze słowa piosenki Jana Pietrzaka z 1982 roku: "Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż": "Ludzie je składają, wierni sercom swym, co w nadziei trwają przeciw mocom złym". Nie sposób dociec, w jaki sposób Pietrzak przewidział, że stan wojenny zostanie przez okrutne władze z Platformy Obywatelskiej po latach powtórzony, ale ten fakt zdumiewa.

"GP" podaje niepotwierdzoną informację, że jeden z funkcjonariuszy BOR ocalał i "wykonał lub próbował wykonać połączenie telefoniczne"

I by nie było wątpliwości co do krzyża: kto piłuje zawzięcie krzyż z biało-czerwoną szarfą? Odpowiedź zawiera rysunek: Tusk z Putinem. I ten haniebny widok muszą oglądać obrońcy krzyża, którzy "Przyjeżdżają z całej Polski: górnicy, górale, klubowicze "Gazety Polskiej", ludzie ze środowisk inteligenckich. Wszyscy "

Tymczasem oprócz Tuska i Putina "Motłoch walczy z krzyżem". Sakiewicz podaje dramatyczną wiadomość, że pobił kogoś pod krzyżem lub że jego pobito. Oto podpis pod zdjęciem z Krakowskiego Przedmieścia: "Brakuje argumentów w dyskusji z redaktorem naczelnym > GP" - ruszają pięści".

Dowiadujemy się także, iż są zdjęcia satelitarne pokazujące prawdę o katastrofie, ale to "znikające zdjęcia", które ukrywa nasza prokuratura.

Jarosław Marek Rymkiewicz objaśnia: "Wściekłość i nienawiść budzi to, iż Polacy, stojąc przy krzyżu, mówią, że chcą pozostać Polakami". Kto jest rozwścieczony? "GP" rzeczowo odpowiada: "Rozwydrzony motłoch wypasionych byczków". Policja akceptuje "bicie staruszek przez meneli". Strach powtórzyć za "GP", ale "zachowania wielu przeciwników krzyża [ ] są charakterystyczne dla osób opętanych przez ponadnaturalne siły zła". To jednak wiele tłumaczy. Oprócz Szatana działają pod krzyżem inne równie złowrogie siły. Ich "Rdzeń stanowią reprezentanci posiadający władzę bezpieczniacko-agenturalnej oligarchii i służące im media". To tłumaczy jeszcze więcej.

No i najważniejsza osoba, która pociąga za sznurki. Widzimy ją na jednej z okładek: to prezydent Komorowski w czapce. Nie bez powodu do czapki przytwierdzona jest czerwona gwiazda. "GP" jest tak skromna, że nie wyjawia, w jaki sposób dotarła do najbardziej mrocznej i wstydliwej tajemnicy prezydenta: on nie urodził się w czepku, lecz właśnie w czapce krasnoarmiejca.

Fotyga stawia USA na baczność

"GP" nie zaniedbuje oczywiście tematu katastrofy: "Gdy patrzę na kokpit [ ] nie odważyłbym się powiedzieć: w tym samolocie na pewno nie było eksplozji".

Pojawiają się informacje o zeznaniach funkcjonariusza BOR, który widział trzy karetki pogotowia odjeżdżające z miejsca katastrofy na sygnale. "Gdzie są ranni ze Smoleńska?" - docieka "GP". W dodatku świadkowie "słyszeli odgłosy wystrzałów i krzyki ludzkie". To świadczy o zamachu. Ale dlaczego jednych rannych dobijano na miejscu, a innych ratowano? "I co ważne, jeśli niektórzy byli przytomni, czy zdążyli coś powiedzieć przed śmiercią?" - pyta dramatycznie "GP". Nie wiadomo, dlaczego pozwolono odjechać karetkom, pewnie to przez ten przysłowiowy ruski burdel i brak koordynacji dowodzących zbrodnią. Tajemnica się nie wyjaśni, bo "Rosjanie niszczą dowody" i "Trwa zacieranie śladów i blokowanie śledztwa". "Wybijali okna - bo mogły wskazać na wybuch".

Pojawia się kolejna siostra Prawdy i otwiera nowy wątek: "Świadkowie z obsługi lotu byli zdziwieni gwałtownym pojawieniem się mgły [ ] i to wyjątkowo gęstej [ ] która wydawała im się inna niż zwykle".

Nr 47. "GP" wzywa czytelników do masowej akcji: "Putin ma rozkosznego pieska, głosujmy, by miał na imię Donald". A jednocześnie: "Wielki sukces Fotygi i Macierewicza", którzy w USA uzyskali poparcie czołowych kongresmanów "dla pomysłu umiędzynarodowienia śledztwa". Macierewicz ocenia też surowo min. Millera, który ukrył kopie nagrań z czarnych skrzynek: "To się nazywa matactwo. I to trzeba jasno powiedzieć".

Następna siostra Prawdy: mamy rysunek, na którym ktoś z ziemi steruje sprytnym aparacikiem, a nad tym zbrodniarzem nim leci Tu-154. Stąd nie zaskakuje kolejne oświadczenie Macierewicza: "Tu-154 nie uderzył w brzozę". Czy może dziwić, że poseł został Człowiekiem Roku "GP"?



Ryzyk-fizyk

Sensacyjne oświadczenie składa Marta Kaczyńska: "Fakt, że dziś trzymam się na peryferiach życia publicznego, nie oznacza, że tak będzie zawsze".

Redakcja powtórnie celnie niczym piorun uderza rysunkiem: Hitler ze swastyką, Stalin z sierpem i młotem oraz Tusk z logo Platformy. Podpis: "Trzej przyjaciele z boiska".

Znów wraca namolna siostra Prawdy i powtarza za polskim fizykiem jego rewelacje. Fizyk zdradził siostrze, że środki wytwarzające mgłę rozpylił samolot transportowy, którego pilot udawał próbę lądowania przed Tu-154. Rozpylił "w dwóch warstwach w osi pasa" - jak skrupulatnie obliczył i wymierzył fizyk.

Ale i to nie jest pewne, gdyż "Fachowcy potwierdzają: Pilotów zmyliła radiolatarnia". A "Lady Makbet myje ręce" - czyli Tusk jest wspólnikiem zbrodniarzy, tylko boi się przyznać. Oczywista jest zatem uwaga Człowieka Roku Macierewicza: "Tusk jak Bierut". Jego ludzie "zajmują się matactwem, kłamstwem". Dlaczego "sejmowa debata na temat katastrofy przerodziła się w polityczną pyskówkę".

Gdy już dostatecznie nagadała się Prawda i jej siostry pojawia się Sakiewicz: "Nie znaleziono żadnych dowodów wybuchu bomby. A kto twierdzi, że taki samolot niszczy się za pomocą bomby?" Tym bardziej że świadkowie "mówią o dziwnym błysku, który widzieli za ogonem tupolewa, gdy jeszcze znajdował się parę metrów nad ziemią".

To odważni świadkowie, bo nawet pracownicy zespołu parlamentarnego do zbadania przyczyn katastrofy są zastraszani. Bartłomiej Misiewicz dostał niepokojącego SMS-a, przecięto mu oponę, dom jest obserwowany. Piotr Bączek, wracając ze spotkania klubu "GP" zastał na płocie martwą wiewiórkę. Tylko ci, którzy widzieli martwą wiewiórkę, wiedzą, jaki to porażający obraz.

Gwóźdź w mózgu

To był ważny rok dla "GP", która urosła w siłę i żyje jej się tak dostatniej. Powinna być dumna i jest dumna, czego słusznie nie ukrywa. Wypuściła kalendarz na rok 2011. Jest w nim taki radosny rysunek: trzej królowie podążają do stajenki z darami dla Jezusa. To nie są już frajerzy z mirrą, kadzidłem i złotem. Są znacznie bardziej hojni. Pierwszy niesie "Gazetę Polską", drugi wydawnictwo "Niezależna Gazeta Polska - Nowe Państwo", trzeci portal Niezalezna.pl. Jednak modyfikując biblijny przekaz "GP" niepotrzebnie zatrzymała się w pół drogi: króli powinno być pięciu. Jezus musi jeszcze koniecznie dostać w darze niedoścignione w swej maestrii nawet dla radzieckiego "Krokodyla" pismo satyryczne "Pinezki", wydawane od niedawna przez "GP". A piąty król powinien targać album oprawionych w wytworną tekturę numerów tygodnika z ostatniego roku. Dopiero taki zestaw będzie dla obdarowanego prawdziwie ubogacający.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,75515,9464724,Obsluga_naziemna.html?as=2&startsz=x#ixzz1K8PgHv7k


"Gazeta Polska - ogólnopolski prawicowy tygodnik o tematyce społeczno-politycznej wydawany w Warszawie.
Funkcję redaktora naczelnego pełni Tomasz Sakiewicz.
Tomasz Sakiewicz ma obecnie kilka procesów sądowych i spraw w prokuraturze. Są to sprawy wytoczone przez King&amp;King, Piotra Wierzbickiego, byłego naczelnego "Gazety Polskiej".




Przemek

--

"Miesiąc przed katastrofą Lecha Kaczyńskiego oceniało źle 2/3 Polaków."

Obsługa naziemna.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona