Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Operacja "Przeniesienie"

Operacja "Przeniesienie"

Data: 2010-08-18 08:59:06
Autor: mkarwan
Operacja "Przeniesienie"
Opowieść o walce z pewną samowolą budowlaną.
A miało być tak pięknie...
Wyprane z pamięci eliciarstwo miało pod przewodem salonowszczyzny powtarzać
mantrę o winie Lecha Kaczyńskiego w smoleńskiej katastrofie, odczuwać
fizyczną odrazę na widok - cóż za nieszczęście - wciąż żyjącego jego brata i
rechotać z wysilonych konceptów Wojewódzkiego, tudzież innego Palikota.
Tymczasem, sprawa uległa niespodziewanym komplikacjom...
A wszystko przez ciąg wydarzeń, który pozwoliłem sobie określić łącznym
mianem Operacji "Przeniesienie".

I. Etap pierwszy.

Plan był prosty.

1) Urobić organizacje harcerskie i Kościół co do przeniesienia smoleńskiego
Krzyża "w bardziej godne miejsce".
Niesie wprawdzie to niewygodny podtekst, jakoby teren Pałacu Prezydenckiego
nie był dostatecznie "godnym" miejscem dla Krzyża, ale trudno.
Przyjaciele z prywatnych stacji dopomogą, by nikt nie zwrócił uwagi na ów
drobny dysonans.

2) Operację "Przeniesienie" należy wykonać w dzień powszedni, w godzinach
pracy, tak by możliwie niewielu oszołomów zdzierało gardła i wymachiwało
krucyfiksami podczas uroczystości.
Nieliczną garstkę obecnych strażników krzyża łatwo będzie przedstawić jako
oszalałych z nienawiści awanturników i sterowanych politycznie mąciwodów (co
też zrobiono, wedle wypracowanego jeszcze za Urbana a praktykowanego po dziś
dzień wzorca).

3) Wykorzystać propagandowo do maksimum głosy przyjaznych nam
przedstawicieli kleru, w celu upowszechnienia wśród szerokich mas wrażenia,
że samozwańczy tzw. "obrońcy krzyża" oscylują na pograniczu sekciarstwa i
schizmy.

Coś poszło jednak nie tak.
To, co wydarzyło się 3 sierpnia pokazało, że twórców planu po raz kolejny
totalnie zaskoczyła siła społecznej mobilizacji.
Znów nie docenili potrzeby pamięci, przed którą tak przemożny strach odczuwa
nadwiślańskie parnasiarstwo i postępujący wedle jego wytycznych bezwolni
eliciarze.

Sądzili zapewne, że ów żar, który po dziesiątym kwietnia wybuchł im z taką
mocą prosto w opuchłe od samozadowolenia mordy, wygasł.
Że pamięć wyblakła, uniesienia zaś rozeszły się po kościach.
A tu - nie.
Nie przyszła bronić smoleńskiego krzyża garstka moherowych staruszek z
parasolkami, jak zapewne się spodziewano.
Pod Pałacem był cały przekrój społeczny - świadomi swych praw obywatele,
którzy doskonale widzieli, że ktoś próbuje zrobić ich w konia, zadeptać
pamięć i że nie jest to PiS, czy Jarosław Kaczyński.

Krzyża nie przeniesiono.

II. Etap drugi.

Przez chwilę w szeregach "Polski jasnej" zapanowała dezorientacja.
Poskrobano się jednak w mądre głowy i postanowiono kontynuować operację
"Przeniesienie" nieoficjalnymi, na poły improwizowanymi metodami,
obliczonymi na zniechęcenie garstki stróżujących.
Rozpoczął się conocny festiwal "spontanicznego" nękania obrońców
smoleńskiego krzyża przez wielkomiejskich wychowanków antypedagogiki
tolerancjonizmu.
Wszystko przy bierności Policji Państwowej i absencji Straży Miejskiej, a
współanimowane przez gangstera Zbigniewa S., pseudonim "Niemiec".

Punktem kulminacyjnym była nocna demonstracja zorganizowana przez niejakiego
Dominika Tarasa, przy owacyjnej wrzawie tolerancjonistycznych mediodajni i
cichej aprobacie władz miasta, którym na tę okoliczność przestały
przeszkadzać militarystyczne fotki.
Wiadomo - militarysta prawicowy być zły, militarysta lewicowy być
przepełnionym troską o neutralność światopoglądową obywatelem, który dawać
wyraz swym poglądom we właściwy dla swego pokolenia sposób.
Było głośno, hucznie i ze wsparciem autorytetów ("parnasiarzy").
Nic z tego, fundamentalni "katole" trwali w swym zapiekłym, nienawistnym
uporze, miast wynieść się do kruchty.
Szerzej pisałem o tym w notce "Egzamin". http://pod-grzybem.salon24.pl/

III. Etap trzeci (akcja "Tablica").

Cóż począć - trzeba było uruchomić etap trzeci.
Rozpoczął się od pozornego ustępstwa i "aktu dobrej woli", jakim było
upamiętnienie w pół - konspiracyjnej formie setek tysięcy ludzi, którzy
gromadzili się w dniach żałoby na Krakowskim Przedmieściu.
Zwróćmy uwagę - podobnie jak w etapie pierwszym, odbyło się to w dzień
powszedni i w godzinach pracy.
Różnica jest taka, że tym razem akcję zachowano w głębokim sekrecie.
To interpretacja przy maksimum dobrej woli (i naiwności).

Interpretacja realna ponurej hecy z przedpołudnia 12.08.2010 jest taka, że
Platformę i prezydenta Komorowskiego osobiście, nie mówiąc już o
eliciarsko - parnasiarskich "władcach opinii", wciąż trawi dojmujący strach.
Są na tyle owładnięci psychozą możliwego "kultu Lecha Kaczyńskiego" i
pamięci o nie rokującej szans na rzetelne wyjaśnienie smoleńskiej
katastrofie, że gotowi są na wszystko, by ten dręczący ich koszmar zadeptać
wszelkimi sposobami.

Pomnik na dziedzińcu jednego z najważniejszych miejsc w Polsce promieniujący
pamięcią o niewyjaśnionej tragedii, to bomba pod tyłkami rządzących, która
może wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie.
I oni doskonale o tym wiedzą. Martwy Lech Kaczyński (a właściwie - pamięć o
nim) stał się groźnym przeciwnikiem.

Wmurowano więc chyłkiem - boczkiem to "coś", nie informując nikogo i poszło
przesłanie: "mata tę waszą tabliczkę i spierdalajta".
Przesłanie owo, wyrażane rzecz jasna w innej formie, podchwyciły
mediodajnie - te niezawodne pasy transmisyjne, wciąż pamiętające gorycz
wstydu z kwietniowych dni, gdy pokazano im gdzie ich miejsce.
Starannie ignoruje się przy tym fakt, że tablica owa nie służy upamiętnieniu
ofiar, tylko żałobników.
Że akcję przeprowadzono w sposób haniebnie wręcz skryty, jak na rangę
wydarzenia, które ma upamiętniać.
Że demonstracyjnie zlekceważono rodziny ofiar.

Szczytem cynizmu było oświadczenie, że para prezydencka owszem, będzie miała
swoją tablicę, ale... w kaplicy Pałacu Prezydenckiego!
Czytaj - tak, aby nikt z zewnątrz, a ciemny "motłoch" w szczególności nie
miał do niej dostępu.

Kościół hierarchiczny, który wbrew medialnemu stereotypowi, wcale nie jest
"propisowski", ponadto, niezależnie od aktualnej władzy, każdorazowo zdradza
ciągoty do sojuszu z "tronem" też ma tu do odegrania swoją rolę w rozmywaniu
obrazu wydarzeń.

***

Przygnębiającym widokiem było oglądanie konferencji prasowej obrońców
krzyża, gdzie obstąpieni przez mediodajnianą swołocz ludzie z wypisanym na
twarzy zmęczeniem, zmuszeni byli odgryzać się dziennikarskiej psiarni, która
na tę okoliczność porzuciła resztki pozorów nie tyle obiektywizmu (tego nikt
przytomny nie oczekuje od dawna) ile zwykłej, ludzkiej empatii.
Mówi się, że tłum pozbawiony jest uczuć wyższych i zachowuje się w sposób
właściwy psychopatom.
Dotyczy to także działających tłumnie dziennikarzy, których pytania,
zadawane z coraz większą natarczywością, sprowadzały się do jednego: kiedy
dacie sobie spokój i przestaniecie kłuć w oczy swoją obecnością?

Odpowiedzi były często emocjonalne, ostre.
Nie dziwię się - poczucie krzywdy, osamotnienia, fizyczne wyczerpanie i
zszarpane nerwy nie służą wyważaniu opinii.
Dała się zresztą zauważyć wśród obrońców różnica zdań i podział, umownie
rzecz ujmując, na "umiarkowanych" i "radykałów".
I kto wie, czy uwidocznienie owego podziału nie było jednym z celów akcji
"tablica"...

Dziś jednak nurtuje mnie inne pytanie: Jaki będzie czwarty etap operacji
"Przeniesienie"?
Gadający Grzyb
źródło http://www.niepoprawni.pl/blog/287/operacja-przeniesienie

Data: 2010-08-18 02:36:08
Autor: Antenka
Operacja "Przeniesienie"
On 18 Sie, 08:59, "mkarwan" <mkar...@poczta.onet.pl> wrote:
Opowieść o walce z pewną samowolą budowlaną.
A miało być tak pięknie...
Wyprane z pamięci eliciarstwo miało pod przewodem salonowszczyzny powtarzać
mantrę o winie Lecha Kaczyńskiego w smoleńskiej katastrofie, odczuwać
fizyczną odrazę na widok - cóż za nieszczęście - wciąż żyjącego jego brata i
rechotać z wysilonych konceptów Wojewódzkiego, tudzież innego Palikota.
Tymczasem, sprawa uległa niespodziewanym komplikacjom...
A wszystko przez ciąg wydarzeń, który pozwoliłem sobie określić łącznym
mianem Operacji "Przeniesienie".

I. Etap pierwszy.

Plan był prosty.

1) Urobić organizacje harcerskie i Kościół co do przeniesienia smoleńskiego
Krzyża "w bardziej godne miejsce".
Niesie wprawdzie to niewygodny podtekst, jakoby teren Pałacu Prezydenckiego
nie był dostatecznie "godnym" miejscem dla Krzyża, ale trudno.
Przyjaciele z prywatnych stacji dopomogą, by nikt nie zwrócił uwagi na ów
drobny dysonans.

2) Operację "Przeniesienie" należy wykonać w dzień powszedni, w godzinach
pracy, tak by możliwie niewielu oszołomów zdzierało gardła i wymachiwało
krucyfiksami podczas uroczystości.
Nieliczną garstkę obecnych strażników krzyża łatwo będzie przedstawić jako
oszalałych z nienawiści awanturników i sterowanych politycznie mąciwodów (co
też zrobiono, wedle wypracowanego jeszcze za Urbana a praktykowanego po dziś
dzień wzorca).

3) Wykorzystać propagandowo do maksimum głosy przyjaznych nam
przedstawicieli kleru, w celu upowszechnienia wśród szerokich mas wrażenia,
że samozwańczy tzw. "obrońcy krzyża" oscylują na pograniczu sekciarstwa i
schizmy.

Coś poszło jednak nie tak.
To, co wydarzyło się 3 sierpnia pokazało, że twórców planu po raz kolejny
totalnie zaskoczyła siła społecznej mobilizacji.
Znów nie docenili potrzeby pamięci, przed którą tak przemożny strach odczuwa
nadwiślańskie parnasiarstwo i postępujący wedle jego wytycznych bezwolni
eliciarze.

Sądzili zapewne, że ów żar, który po dziesiątym kwietnia wybuchł im z taką
mocą prosto w opuchłe od samozadowolenia mordy, wygasł.
Że pamięć wyblakła, uniesienia zaś rozeszły się po kościach.
A tu - nie.
Nie przyszła bronić smoleńskiego krzyża garstka moherowych staruszek z
parasolkami, jak zapewne się spodziewano.
Pod Pałacem był cały przekrój społeczny - świadomi swych praw obywatele,
którzy doskonale widzieli, że ktoś próbuje zrobić ich w konia, zadeptać
pamięć i że nie jest to PiS, czy Jarosław Kaczyński.

Krzyża nie przeniesiono.

II. Etap drugi.

Przez chwilę w szeregach "Polski jasnej" zapanowała dezorientacja.
Poskrobano się jednak w mądre głowy i postanowiono kontynuować operację
"Przeniesienie" nieoficjalnymi, na poły improwizowanymi metodami,
obliczonymi na zniechęcenie garstki stróżujących.
Rozpoczął się conocny festiwal "spontanicznego" nękania obrońców
smoleńskiego krzyża przez wielkomiejskich wychowanków antypedagogiki
tolerancjonizmu.
Wszystko przy bierności Policji Państwowej i absencji Straży Miejskiej, a
współanimowane przez gangstera Zbigniewa S., pseudonim "Niemiec".

Punktem kulminacyjnym była nocna demonstracja zorganizowana przez niejakiego
Dominika Tarasa, przy owacyjnej wrzawie tolerancjonistycznych mediodajni i
cichej aprobacie władz miasta, którym na tę okoliczność przestały
przeszkadzać militarystyczne fotki.
Wiadomo - militarysta prawicowy być zły, militarysta lewicowy być
przepełnionym troską o neutralność światopoglądową obywatelem, który dawać
wyraz swym poglądom we właściwy dla swego pokolenia sposób.
Było głośno, hucznie i ze wsparciem autorytetów ("parnasiarzy").
Nic z tego, fundamentalni "katole" trwali w swym zapiekłym, nienawistnym
uporze, miast wynieść się do kruchty.
Szerzej pisałem o tym w notce "Egzamin".http://pod-grzybem.salon24.pl/

III. Etap trzeci (akcja "Tablica").

Cóż począć - trzeba było uruchomić etap trzeci.
Rozpoczął się od pozornego ustępstwa i "aktu dobrej woli", jakim było
upamiętnienie w pół - konspiracyjnej formie setek tysięcy ludzi, którzy
gromadzili się w dniach żałoby na Krakowskim Przedmieściu.
Zwróćmy uwagę - podobnie jak w etapie pierwszym, odbyło się to w dzień
powszedni i w godzinach pracy.
Różnica jest taka, że tym razem akcję zachowano w głębokim sekrecie.
To interpretacja przy maksimum dobrej woli (i naiwności).

Interpretacja realna ponurej hecy z przedpołudnia 12.08.2010 jest taka, że
Platformę i prezydenta Komorowskiego osobiście, nie mówiąc już o
eliciarsko - parnasiarskich "władcach opinii", wciąż trawi dojmujący strach.
Są na tyle owładnięci psychozą możliwego "kultu Lecha Kaczyńskiego" i
pamięci o nie rokującej szans na rzetelne wyjaśnienie smoleńskiej
katastrofie, że gotowi są na wszystko, by ten dręczący ich koszmar zadeptać
wszelkimi sposobami.

Pomnik na dziedzińcu jednego z najważniejszych miejsc w Polsce promieniujący
pamięcią o niewyjaśnionej tragedii, to bomba pod tyłkami rządzących, która
może wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie.
I oni doskonale o tym wiedzą. Martwy Lech Kaczyński (a właściwie - pamięć o
nim) stał się groźnym przeciwnikiem.

Wmurowano więc chyłkiem - boczkiem to "coś", nie informując nikogo i poszło
przesłanie: "mata tę waszą tabliczkę i spierdalajta".
Przesłanie owo, wyrażane rzecz jasna w innej formie, podchwyciły
mediodajnie - te niezawodne pasy transmisyjne, wciąż pamiętające gorycz
wstydu z kwietniowych dni, gdy pokazano im gdzie ich miejsce.
Starannie ignoruje się przy tym fakt, że tablica owa nie służy upamiętnieniu
ofiar, tylko żałobników.
Że akcję przeprowadzono w sposób haniebnie wręcz skryty, jak na rangę
wydarzenia, które ma upamiętniać.
Że demonstracyjnie zlekceważono rodziny ofiar.

Szczytem cynizmu było oświadczenie, że para prezydencka owszem, będzie miała
swoją tablicę, ale... w kaplicy Pałacu Prezydenckiego!
Czytaj - tak, aby nikt z zewnątrz, a ciemny "motłoch" w szczególności nie
miał do niej dostępu.

Kościół hierarchiczny, który wbrew medialnemu stereotypowi, wcale nie jest
"propisowski", ponadto, niezależnie od aktualnej władzy, każdorazowo zdradza
ciągoty do sojuszu z "tronem" też ma tu do odegrania swoją rolę w rozmywaniu
obrazu wydarzeń.

***

Przygnębiającym widokiem było oglądanie konferencji prasowej obrońców
krzyża, gdzie obstąpieni przez mediodajnianą swołocz ludzie z wypisanym na
twarzy zmęczeniem, zmuszeni byli odgryzać się dziennikarskiej psiarni, która
na tę okoliczność porzuciła resztki pozorów nie tyle obiektywizmu (tego nikt
przytomny nie oczekuje od dawna) ile zwykłej, ludzkiej empatii.
Mówi się, że tłum pozbawiony jest uczuć wyższych i zachowuje się w sposób
właściwy psychopatom.
Dotyczy to także działających tłumnie dziennikarzy, których pytania,
zadawane z coraz większą natarczywością, sprowadzały się do jednego: kiedy
dacie sobie spokój i przestaniecie kłuć w oczy swoją obecnością?

Odpowiedzi były często emocjonalne, ostre.
Nie dziwię się - poczucie krzywdy, osamotnienia, fizyczne wyczerpanie i
zszarpane nerwy nie służą wyważaniu opinii.
Dała się zresztą zauważyć wśród obrońców różnica zdań i podział, umownie
rzecz ujmując, na "umiarkowanych" i "radykałów".
I kto wie, czy uwidocznienie owego podziału nie było jednym z celów akcji
"tablica"...

Dziś jednak nurtuje mnie inne pytanie: Jaki będzie czwarty etap operacji
"Przeniesienie"?
Gadający Grzyb
źródłohttp://www.niepoprawni.pl/blog/287/operacja-przeniesienie

Premedytacja i jeszcze raz obrzydliwa, masońska, WSI-owa, POlszewicka
premedytacja!

Etap V
====
Polacy skaczą sobie do gardeł i zagryzają się wzajemnie.
Pozostają nieliczni, wymóżdżeni tubylcy polskojęzyczni, zdalnie
sterowane pieski Brukseli,Berlina i Kremla. I gra muzyka!
"By żyło się lepiej POlszewi, jej dzieciom, wnukom i prawnukom!
S.F.? Czyżby?

Antenka

Data: 2010-08-18 09:24:47
Autor: 954
Operacja "Przeniesienie"

Użytkownik "mkarwan" <mkarwan@poczta.onet.pl> napisał w wiadomości news:i4g0bt$lc0$1news.onet.pl...
Opowieść o walce z pewną samowolą budowlaną.
A miało być tak pięknie...
Wyprane z pamięci eliciarstwo miało pod przewodem salonowszczyzny powtarzać
mantrę o winie Lecha Kaczyńskiego w smoleńskiej katastrofie, odczuwać
fizyczną odrazę na widok - cóż za nieszczęście - wciąż żyjącego jego brata i
rechotać z wysilonych konceptów Wojewódzkiego, tudzież innego Palikota.
Tymczasem, sprawa uległa niespodziewanym komplikacjom...
A wszystko przez ciąg wydarzeń, który pozwoliłem sobie określić łącznym
mianem Operacji "Przeniesienie".

I. Etap pierwszy.

Plan był prosty.

1) Urobić organizacje harcerskie i Kościół co do przeniesienia smoleńskiego
Krzyża "w bardziej godne miejsce".
Niesie wprawdzie to niewygodny podtekst, jakoby teren Pałacu Prezydenckiego
nie był dostatecznie "godnym" miejscem dla Krzyża, ale trudno.
Przyjaciele z prywatnych stacji dopomogą, by nikt nie zwrócił uwagi na ów
drobny dysonans.

2) Operację "Przeniesienie" należy wykonać w dzień powszedni, w godzinach
pracy, tak by możliwie niewielu oszołomów zdzierało gardła i wymachiwało
krucyfiksami podczas uroczystości.
Nieliczną garstkę obecnych strażników krzyża łatwo będzie przedstawić jako
oszalałych z nienawiści awanturników i sterowanych politycznie mąciwodów (co
też zrobiono, wedle wypracowanego jeszcze za Urbana a praktykowanego po dziś
dzień wzorca).

3) Wykorzystać propagandowo do maksimum głosy przyjaznych nam
przedstawicieli kleru, w celu upowszechnienia wśród szerokich mas wrażenia,
że samozwańczy tzw. "obrońcy krzyża" oscylują na pograniczu sekciarstwa i
schizmy.

Coś poszło jednak nie tak.
To, co wydarzyło się 3 sierpnia pokazało, że twórców planu po raz kolejny
totalnie zaskoczyła siła społecznej mobilizacji.
Znów nie docenili potrzeby pamięci, przed którą tak przemożny strach odczuwa
nadwiślańskie parnasiarstwo i postępujący wedle jego wytycznych bezwolni
eliciarze.

Sądzili zapewne, że ów żar, który po dziesiątym kwietnia wybuchł im z taką
mocą prosto w opuchłe od samozadowolenia mordy, wygasł.
Że pamięć wyblakła, uniesienia zaś rozeszły się po kościach.
A tu - nie.
Nie przyszła bronić smoleńskiego krzyża garstka moherowych staruszek z
parasolkami, jak zapewne się spodziewano.
Pod Pałacem był cały przekrój społeczny - świadomi swych praw obywatele,
którzy doskonale widzieli, że ktoś próbuje zrobić ich w konia, zadeptać
pamięć i że nie jest to PiS, czy Jarosław Kaczyński.

Krzyża nie przeniesiono.

II. Etap drugi.

Przez chwilę w szeregach "Polski jasnej" zapanowała dezorientacja.
Poskrobano się jednak w mądre głowy i postanowiono kontynuować operację
"Przeniesienie" nieoficjalnymi, na poły improwizowanymi metodami,
obliczonymi na zniechęcenie garstki stróżujących.
Rozpoczął się conocny festiwal "spontanicznego" nękania obrońców
smoleńskiego krzyża przez wielkomiejskich wychowanków antypedagogiki
tolerancjonizmu.
Wszystko przy bierności Policji Państwowej i absencji Straży Miejskiej, a
współanimowane przez gangstera Zbigniewa S., pseudonim "Niemiec".

Punktem kulminacyjnym była nocna demonstracja zorganizowana przez niejakiego
Dominika Tarasa, przy owacyjnej wrzawie tolerancjonistycznych mediodajni i
cichej aprobacie władz miasta, którym na tę okoliczność przestały
przeszkadzać militarystyczne fotki.
Wiadomo - militarysta prawicowy być zły, militarysta lewicowy być
przepełnionym troską o neutralność światopoglądową obywatelem, który dawać
wyraz swym poglądom we właściwy dla swego pokolenia sposób.
Było głośno, hucznie i ze wsparciem autorytetów ("parnasiarzy").
Nic z tego, fundamentalni "katole" trwali w swym zapiekłym, nienawistnym
uporze, miast wynieść się do kruchty.
Szerzej pisałem o tym w notce "Egzamin". http://pod-grzybem.salon24.pl/

III. Etap trzeci (akcja "Tablica").

Cóż począć - trzeba było uruchomić etap trzeci.
Rozpoczął się od pozornego ustępstwa i "aktu dobrej woli", jakim było
upamiętnienie w pół - konspiracyjnej formie setek tysięcy ludzi, którzy
gromadzili się w dniach żałoby na Krakowskim Przedmieściu.
Zwróćmy uwagę - podobnie jak w etapie pierwszym, odbyło się to w dzień
powszedni i w godzinach pracy.
Różnica jest taka, że tym razem akcję zachowano w głębokim sekrecie.
To interpretacja przy maksimum dobrej woli (i naiwności).

Interpretacja realna ponurej hecy z przedpołudnia 12.08.2010 jest taka, że
Platformę i prezydenta Komorowskiego osobiście, nie mówiąc już o
eliciarsko - parnasiarskich "władcach opinii", wciąż trawi dojmujący strach.
Są na tyle owładnięci psychozą możliwego "kultu Lecha Kaczyńskiego" i
pamięci o nie rokującej szans na rzetelne wyjaśnienie smoleńskiej
katastrofie, że gotowi są na wszystko, by ten dręczący ich koszmar zadeptać
wszelkimi sposobami.

Pomnik na dziedzińcu jednego z najważniejszych miejsc w Polsce promieniujący
pamięcią o niewyjaśnionej tragedii, to bomba pod tyłkami rządzących, która
może wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie.
I oni doskonale o tym wiedzą. Martwy Lech Kaczyński (a właściwie - pamięć o
nim) stał się groźnym przeciwnikiem.

Wmurowano więc chyłkiem - boczkiem to "coś", nie informując nikogo i poszło
przesłanie: "mata tę waszą tabliczkę i spierdalajta".
Przesłanie owo, wyrażane rzecz jasna w innej formie, podchwyciły
mediodajnie - te niezawodne pasy transmisyjne, wciąż pamiętające gorycz
wstydu z kwietniowych dni, gdy pokazano im gdzie ich miejsce.
Starannie ignoruje się przy tym fakt, że tablica owa nie służy upamiętnieniu
ofiar, tylko żałobników.
Że akcję przeprowadzono w sposób haniebnie wręcz skryty, jak na rangę
wydarzenia, które ma upamiętniać.
Że demonstracyjnie zlekceważono rodziny ofiar.

Szczytem cynizmu było oświadczenie, że para prezydencka owszem, będzie miała
swoją tablicę, ale... w kaplicy Pałacu Prezydenckiego!
Czytaj - tak, aby nikt z zewnątrz, a ciemny "motłoch" w szczególności nie
miał do niej dostępu.

Kościół hierarchiczny, który wbrew medialnemu stereotypowi, wcale nie jest
"propisowski", ponadto, niezależnie od aktualnej władzy, każdorazowo zdradza
ciągoty do sojuszu z "tronem" też ma tu do odegrania swoją rolę w rozmywaniu
obrazu wydarzeń.

***

Przygnębiającym widokiem było oglądanie konferencji prasowej obrońców
krzyża, gdzie obstąpieni przez mediodajnianą swołocz ludzie z wypisanym na
twarzy zmęczeniem, zmuszeni byli odgryzać się dziennikarskiej psiarni, która
na tę okoliczność porzuciła resztki pozorów nie tyle obiektywizmu (tego nikt
przytomny nie oczekuje od dawna) ile zwykłej, ludzkiej empatii.
Mówi się, że tłum pozbawiony jest uczuć wyższych i zachowuje się w sposób
właściwy psychopatom.
Dotyczy to także działających tłumnie dziennikarzy, których pytania,
zadawane z coraz większą natarczywością, sprowadzały się do jednego: kiedy
dacie sobie spokój i przestaniecie kłuć w oczy swoją obecnością?

Odpowiedzi były często emocjonalne, ostre.
Nie dziwię się - poczucie krzywdy, osamotnienia, fizyczne wyczerpanie i
zszarpane nerwy nie służą wyważaniu opinii.
Dała się zresztą zauważyć wśród obrońców różnica zdań i podział, umownie
rzecz ujmując, na "umiarkowanych" i "radykałów".
I kto wie, czy uwidocznienie owego podziału nie było jednym z celów akcji
"tablica"...

Dziś jednak nurtuje mnie inne pytanie: Jaki będzie czwarty etap operacji
"Przeniesienie"?
Gadający Grzyb
źródło http://www.niepoprawni.pl/blog/287/operacja-przeniesienie

Swietny tekst

Operacja "Przeniesienie"

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona